BuwLOG

III. 20 lat BUW na Powiślu… W POSZUKIWANIU WOLNEGO DOSTĘPU…

Stanowiska informatorów dziedzinowych są częścią „Wolnego Dostępu” w BUW. Dyżurując w swojej dziedzinie bardzo często zdarza mi się słyszeć jedno zdecydowane choć nierzadko, rozpaczliwe pytanie:

– Dzień dobry. Przepraszam, gdzie ja znajdę ten „Wolny Dostęp”?… Robię już kolejną rundkę po bibliotece i wcale go nie widzę…

Hol katalogowy

Fot. Monika Konarska

Hmm… Poszukajmy go zatem wspólnie…
Według Wielkiego słownika języka polskiego PWN z 2018 roku (BUW Wolny Dostęp PG6625.W525 2018):
Wolny to m.in. „mogący postępować zgodnie z własną wolą, niepodporządkowany komuś lub czemuś”, „nieskrępowany zewnętrznymi zasadami, zwyczajami, przepisami, mogący swobodnie się rozwijać i funkcjonować”, „nieobarczony czymś niepożądanym, niekorzystnym; pozbawiony czegoś, uwolniony od czegoś”, a także „odbywający się, przebiegający, wykonywany powoli, bez pośpiechu”
Dostęp to „możność dojścia, dotarcia, dostania się do jakiegoś miejsca”, a także „możność przyjścia do kogoś, zetknięcia się z kimś, korzystania z czegoś”.

Niestety. Te określenia nie do końca obrazują nasze WD. W pogoni za Wolnym Dostępem zajrzałam więc na naszą stronę WWW (www.buw.uw.edu.pl). Tam, w górnym pasku narzędzi: „Informacje praktyczne”, w zakładce „Jak korzystać” znajduje się kilkuzdaniowa definicja, czym jest tak naprawdę „TEN WOLNY DOSTĘP” 🙂

Wolny Dostęp (WD) w BUW to ponad pół miliona książek i czasopism, udostępnianych Czytelnikom w otwartym magazynie na dwóch piętrach Biblioteki. Znajdują się tu w większości książki wydane po 1980 roku, z zastosowaniem pewnych ograniczeń, oraz inne, wydane wcześniej, stanowiące kanon dla poszczególnych dyscyplin nauki. Do nich dołączono najczęściej wykorzystywane czasopisma (ułożone alfabetycznie na początku każdej szerokiej dziedziny).
Stojący w kontrze do magazynu zamkniętego.

Zgadza się… Fachowe i wyczerpujące ujęcie bibliotecznego tematu… Ale… I teraz pozwolę sobie na moje osobiste wynurzenia, wszak jestem autorką wpisu 😉 Tak naprawdę te zbyt suche słowa nie są w stanie oddać sensu prawdziwej idei WD. To fakt. Wiem co mówię, ponieważ jestem jego malutką cząstką od prawie siedmiu lat… W mojej opinii (i proszę nie doszukiwać się w tym żadnej przesady) WD można określić jednym, ale za to konkretnym słowem: SERCE. Wolny Dostęp to SERCE Biblioteki. Zresztą bardzo konkretnych rozmiarów… Powierzchnia przeznaczona dla Czytelników to aż 10 000 m2! Pomieścili się na niej bibliotekarze, wraz z unikatowym tronem papieskim, Informatorium, Czytelniami, Wypożyczalnią i selfczekami, stanowiskami informatorów dziedzinowych, wystrojoną choinką, która zjawia się u nas raz do roku, ale przede wszystkim zadomowiły się regały na książki, które zostały oklejone tajemniczą Library of Congress Classification, czyli amerykańską Klasyfikacją Biblioteki Kongresu (w skrócie KBK). Ach! Zapomniałabym wspomnieć o niebagatelnej liczbie półek królujących w WD…

Cały księgozbiór z ośmiu dziedzin:
P Język. Literatura
B L Filozofia. Psychologia. Religia. Oświata
AM C D-F GN700-875 Nauki historyczne
G-GF Q R-V Geografia. Nauki matematyczne, przyrodnicze i stosowane
K J Prawo. Nauki polityczne
H GN1-673 GR-GV Nauki społeczne. Antropologia
M N Muzyka. Architektura. Sztuki piękne
A Z Dzieła treści ogólnej. Bibliotekoznawstwo
… zmieściliśmy na ponad 22 000 metalowych półek!

Dziedziny

Fot. Monika Konarska

Krótko mówiąc, w Wolnym Dostępie rozgrywa się cała codzienność biblioteczna, która potrafi dostarczać feerii przeróżnych emocji.

– Byłam dokładnie w tym miejscu przed chwilą i ten regał tu nie stał. Mówię prawdę…

– Panowie, tak nie można. Nie wypada kopać się między regałami i w ogóle nie wypada się kopać… Proszę sobie podać ręce na zgodę i korzystać z książek jak na dorosłych czytelników przystało…

– Dziękuję za znalezienie tej książki… Ja nie potrafiłem… Jest pani bardzo utalentowaną bibliotekarką…

 

Wielkie serce BUW-u bije dla swoich czytelników już od 20 lat! Takie otwarte serca nazywa się często sercami gorącymi… Owszem… Kłóci się to natomiast z dyskretnym, ale i na szczęście sporadycznym narzekaniem czytelników, że klimatyzacja działa zbyt gorliwie… A wtedy ocieplenie wizerunku bibliotecznego staje się bardzo trudne 😉 Zdarza się, że następstwem utrzymywania w WD niskich temperatur są zakatarzone i zaczerwienione czytelnicze nosy, a także rozbrzmiewające wokół donośne kichnięcia…To niejedyne źródło hałasu 😉 Wszędobylski zgiełk zadomowił się bowiem na Dobrej… na dobre. Bolączka zarówno czytelników jak i pracowników Wolnego Dostępu, która wpisuje się niestety w karty naszej historii…

Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie jako pierwsza podjęła próbę (zresztą udaną i natychmiast skazaną na sukces) upublicznienia swoich magazynowych zbiorów, do których Czytelnicy nie mieli łatwego dostępu w starym gmachu, a bez umiejętności wypełniania papierowych rewersów w ogóle nie było to możliwe. W dodatku, zarówno stopy jak i cali Czytelnicy nie byli uprawnieni do przekraczania wrót zamkniętego magazynu znajdującego się na głównym kampusie UW. Era utrudnionej dostępności minęła z chwilą zorganizowania WD w nowym gmachu BUW. Każdego dnia odwiedza nas średnio ponad 2600 czytelników, którzy swobodnie mogą przemieszczać się między regałami w poszukiwaniu potrzebnej literatury i przyswajać sobie tajniki wiedzy w miejscach do nauki stworzonych (kilkaset siedzących miejsc do wyboru to niezła gratka dla łaknących wiedzy, pomimo braku przy niektórych z nich gniazdek, tak pożądanych w tych technologicznie urządzonych czasach).

Dziedzina Prawo. Nauki polityczne

Fot. Monika Konarska

W tym roku przyszło nam obchodzić jubileusz 20-lecia, a takie wydarzenia lubują się w robieniu podsumowań. Czy to najwyższy czas na analizę (cóż to za bezduszne słowo) tego przybytku wypełnionego dźwiękiem wciąż przemieszczających się bibliotecznych wózków, szeptami powtarzanych na okrągło książkowych definicji, szelestem przerzucanych kartek i niedozwolonych papierków po batonikach, głośnymi rozmowami i dzwonkami mobilnych urządzeń, tupotem butów przemierzających Bibliotekę wzdłuż i wszerz, a także kroplami deszczu uderzającymi miarowo o szklany dach? A może to czas na jakąkolwiek odmianę?… Oceńcie sami… Czy tak naprawdę ważne jest to, czy swojski i udomowiony Wolny Dostęp zmienił się na przestrzeni tych lat? To świat się zmienia, mody się zmieniają, style życia i diety, konflikty zbrojne i te całkiem mniej zbrojne, zmieniają się prawa i obowiązki, przybywa betonu, ubywa zieleni… Czy nam się to podoba, czy nie… Wszystko wokół jest w ciągłym ruchu… A mnie cieszy to, że w tych szarych murach ma szansę niezmiennie rozbrzmiewać dzień powszedni. I może atutem Wolnego Dostępu są właśnie przejrzane na wylot wszystkie kąty, wciąż te same drewniane krzesła, pufy, a nawet ta szara wykładzina (choć czasem chciałoby się stąpać po wszystkich kolorach tęczy). Odwiedzają nas kolejne roczniki studentów i życzę sobie, aby to trwało wiecznie. I mam cichą nadzieję, że dla naprawdę wielu z nich Wolny Dostęp i calutka Biblioteka spełnia rolę trzeciego miejsca, czyli miejsca, do którego z przyjemnością wraca się po trudach dnia 🙂
Puenta jest zbędna, prawda? Posłużę się tylko kilkoma skrajnymi komentarzami, których jesteśmy adresatem 🙂

fantastyczne miejsce nie tylko do czytania książek

moja ulubiona warszawska biblioteka

przepiękne miejsce do „zaczytania”

niezwykła, hipnotyzująca, niepowtarzalna

niby ładna, ale niefunkcjonalna

bardzo niemiłe miejsce

byłoby to cudowne miejsce do pracy, gdyby dbano o ciszę

O Wolnym Dostępie można pisać dużo i barwnie, ale jeszcze lepiej z niego korzystać i na własnej skórze przekonać się jak łatwo jest przesiąknąć wyśmienitą atmosferą tego szczególnego miejsca na ulicy Dobrej… A zatem… Do zobaczenia w Wolnym Dostępie jutro i pojutrze i po sam kres świata…

Dorota Bocian (Boci@n), Oddział usług Informacyjnych i Szkoleń

4 comments for “III. 20 lat BUW na Powiślu… W POSZUKIWANIU WOLNEGO DOSTĘPU…

  1. Zbigniew Zakrzewski, Oddział Opracowania Zbiorów BUW
    10 kwietnia 2019 at 13:49

    Ha ha ha, dobre a nawet bardzo dobre!

    Wygląda na to, że Sekcja KBK czyli Klasyfikacji Biblioteki Kongresu, o przepraszam coś takiego już nie istnieje od kilku lat, została wywołana do tablicy:) Więc jako samozwańczy rzecznik formalnie nieistniejącej, ale działającej w najlepsze pod przykryciem, komórki w ramach OOZ zabiorę głos. W końcu raz na 20 lat, a właściwie 24 to chyba można. Sprawa jest trochę za duża jak na wpis na blogu ale cóż…

    Tak naprawdę, my czyli Sekcja KBK byliśmy tylko siłą roboczą, i przyznam arbitralnie, że nie najgorzej wykwalifikowaną;) Otóż za wygląd tzw. wolnego dostępu odpowiada dyrekcja z lat 90-tych, której chwała za dobrą decyzję w sprawie KBK. Nie wszystko poszło jak było planowane bo KBK w tzw. czasopismach się nie przyjęło. Nie było gwarancji, że gdzie indziej też będzie sukces. Jestem pewien, że bez tego zespołu ludzi z sekcji budynek BUW-u byłby porażką w sensie bibliotekarskim.
    Okazuje się jednak, co mnie nie dziwi, że wolny dostęp czyli WD, może lepiej otwarty dostęp, nie działa jak mógłby działać. I nie mam tu na myśli faktu, że często trudno jest odszukać książkę. Bałagan mniejszy lub większy będzie zawsze bo są to niekiedy przyczyny obiektywne, zwłaszcza tam gdzie księgozbiór jest intensywnie użytkowany.
    Problem polega na tym, że w trakcie projektowania WD sprawy zostały niepotrzebnie skomplikowane, mając i tak do dyspozycji „trudną geografię” przestrzeni przeznaczonej na WD. Istotnie zaburzono kolejność sygnatur KBK w ramach podziałów Klasyfikacji Kongresu pod pretekstem stworzenia tzw. szerokich dziedzin, które jakoby miały ułatwić nawigację. Rezultatem tego próżno łatwo doszukać się wykazu klas KBK, ewentualnie podklas (początkowe litery sygnatur KBK), w przestrzeni informacyjnej WD, tej fizycznej i na stronie BUW-u. Wątpię czy za pierwszym razem użytkownik BUW-u uchwyci istotę informacji zawartej na dużych banerach reprezentujących szerokie dziedziny. Jeśli dobrze pamiętam w planach była duża ogólna tablica informacyjna KBK ale chyba straciła aktualność zanim została zainstalowana.

    W efekcie mamy obszar WD naznaczony skazą, odejściem od „czystej” KBK, która jak wiadomo zakłada porządek alfabetyczny. Ten stan jest naprawdę trudno skorygować, kto wie czy nie na zawsze. Pomieszano porządek stosunkowo łatwej nawigacji z pewną koncepcją podziału wiedzy, która w założeniu miała ułatwić „odkrywanie” jej. Jednak w praktyce kolejność jest taka, że mamy sygnaturę wg. KBK i mamy ją odnaleźć w przestrzeni WD. Ja czasem potrafię się trochę zagubić, a co dopiero zwykły użytkownik.

    Na początku poprzedniej kadencji dyrekcji zaproponowałem pani dyrektor sensowną moim zdaniem reformę likwidującą szerokie dziedziny (problem czasopism?) na rzecz elementów kolorystycznych. Niestety bez odzewu. Kto miałby to zrobić? Na pewno nie Sekcja KBK. Jest możliwość zrobienia elektronicznych pomocy (lib-guides) w ramach interesujących zagadnień wiedzy w oparciu o KBK (ryzyko przy zmianie systemu komputerowego).

  2. ekm
    11 kwietnia 2019 at 16:05

    Zbyszku, masz dużo racji, jednak dodam, że:
    – tzw. jak piszesz „dyrekcja z lat 90-tych’ nie była monolitem. W tym zespole głosy były podzielone nie tylko ws. KBK, ale idei wolnego dostępu w ogóle…
    – szukaliśmy klasyfikacji, która pozwoliłaby ustawić w sposób systematyczny uniwersalne zbiory, na początek w liczbie 100 tys., docelowo miliona. Żadna inna klasyfikacja, spośród znanych nam wtedy, nie poradziłaby sobie z tym zadaniem lepiej.
    – sekcja KBK została doskonale wykształcona do tej pracy, przy pomocy ekspertów sprowadzonych z Biblioteki Kongresu, to był chyba ciekawy i pożyteczny okres?
    – tak, ja też sobie nie radzę czasem w WD, zwłaszcza przy czasopismach. Pamiętasz, jak się wycofaliśmy z pełnej klasyfikacji czasopism? Uznaliśmy, że konsekwentne i pełne(tak jak dla książek) użycie KBK dla czasopism będzie jeszcze trudniejsze dla czytelnika.
    – niekonsekwencje ustawień w WD o jakich wspominacie z p. Dorotą, odejście od „czystej KBK” wzięły się nie tylko z komplikacji przestrzeni, ale też z silnego przekonania części Koleżeństwa, że KBK jest pochodną amerykańskiego ujęcia w metodologii nauk, a my tu w Europie musimy inaczej…
    Mimo tych błędów i wypaczeń – czym byłby BUW dzisiaj bez wolnego dostępu?

    • Zbigniew Zakrzewski, Oddział Opracowania Zbiorów BUW
      12 kwietnia 2019 at 10:44

      Zdaję sobie sprawę, że komentujący po zaistniałym fakcie zawsze jest w lepszej sytuacji. Jednak uważam, że pewne sprawy można było jednak przewidzieć. Nawet nasz trener z USA odradzał nam manipulowanie przy klasyfikacji. Swoją drogą to jeszcze jeden z głównych autorów sukcesu i dobre posunięcie dyr. Hollendra. Właśnie ta metodologia nauk zaciemniła podstawowy cel jakim czytelna informacja i nawigacja po WD. Nawet jeżeli można by mieć zastrzeżenia do logiki podziałów wiedzy to sądzę, że mało kto by zwrócił na to uwagę. Dla przykładu, książki o tematyce komputerowej są rozmieszczone właściwie po całym WD, w zależności od obszaru zastosowania komputerów. Niejednokrotnie miejsce książki w WD jest pewnym kompromisem bo z uwagi na różnorodność treści może być ustawiona w różnych miejscach. To są codzienne dylematy katalogerów KBK. W ostatnim okresie jest zalew piśmiennictwa poświęconego tematyce różnym aspektom bezpieczeństwa. To idzie w różne miejsca w klasyfikacji a przy tym jest spory bałagan pojęciowy, każdy o tym pisze ponieważ stało się to oficjalną dziedziną nauki w Polsce. Polecam próbkę HV549-HV550.

      „dyrekcja z lat 90-tych nie była monolitem” – tak było.

  3. BCH
    11 kwietnia 2019 at 16:25

    Panie Zbigniewie, czy dobrze rozumiem, że poczuł się Pan wywołany do odpowiedzi w miejscu, gdzie we wpisie jest cytat o regale z WD, który tam nie stał? Klasyfikacja Biblioteki Kongresu to tylko jeden z aspektów przestrzeni Wolnego Dostępu, na pewno ważny, bo powinna, jak sam Pan pisze, pomagać (a nie utrudniać) odnaleźć czytelnikowi książkę. Moim zdaniem, zarówno cytat, który przytacza pani Dorota Bocian, jak i Pański komentarz, dobrze pokazują pewną stałą cechę użytkowników bibliotek, która w ostatnim czasie z pewnością się nasiliła, mianowicie to, że nie potrafią oni szukać. Może rozwiązanie zastąpienia liter kolorami dałoby lepsze efekty, ale – i piszę to z cała powagą – musielibyśmy te kolory jakoś ponazywać i tych nazw się trzymać. Kreatywność ludzka nie ma granic i na pewno przyszliby do Informatorów Dziedzinowych ludzie szukający seledynowego, podczas gdy tak naprawdę może chodzić o żółty albo o zielony. Albo o jeszcze inny. W przyszłości, kto wie, może doczekamy się aplikacji, kompatybilnej z RFID, która jak po sznurku przeprowadzi czytelnika przez labirynt regałów do poszukiwanej książki. Interesujące, jak wielu naszych czytelników docenia nie tylko to, że książkę można wziąć z półki samemu (Wolny Dostęp) lecz też, że obok tej, której szukają, stoją inne, z tej samej dziedziny (Klasyfikacja)?

Skomentuj BCH Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.