BuwLOG

Angelus, mal’ak, angelos znaczy wysłannik

Francesca Degli Angeli: Angels - flickr - CC BY-SA

Francesca Degli Angeli: Angels – flickr – CC BY-SA

Z czego się składa substancja duszy? Jest powietrzem? Wiatrem? Tchnieniem? Płomieniem? Z pewnością nie, gdyż są to byty materialne, a dusza jest niematerialna. Nie postrzegamy istoty naszej duszy w sposób doskonały. Albo raczej w ogóle jej nie postrzegamy. A choć nie znamy istoty naszej duszy, chcielibyśmy poznać naturę aniołów. Ale nie jesteśmy w stanie ich pojąć. (św. Jan Chryzostom)

1. Nazwa aniołów jest ich zajęciem, nie naturą. Bowiem wedle natury nazywają się duchami. Kiedy bowiem są posyłani z niebios ku zwiastowaniu ludziom, z samego owego zwiastowania nazywają się posłami tzn. aniołami. Z natury bowiem są duchami. Wtedy zaś nazywają się aniołami, kiedy są posyłani… (Św. Izydor z Sewilli, Sentencje, księga I, rozdział 10) – Izydor z Sewilli, Piotr Lombard, Tomasz z Akwinu: Sentencje anielskie, Kraków 2003 – BUW Wolny Dostęp: BT 965.I8 2003

Odkąd usłyszałam, że Anioły istniały od zawsze (ani Adam, ani Ewa nie byli jeszcze w planach :)) przyznaję, rozglądałam się za Aniołami po naszej Bibliotece. To wówczas właśnie natknęłam się na potężnych rozmiarów kopalnię wiedzy na ich temat w Dziedzinie: B, L – filozofia, psychologia, religia, oświata.
Czy wiedzą Państwo, że w Biblii, słowo „anioł”, które określa wyłącznie dobre duchy występuje aż 314 razy?! Za to boska świta do policzalnych nie należy… Chociaż… Dawno, dawno temu, bo w XIV wieku żyli sobie kabaliści, którzy uwierzyli, że Anioły da się policzyć. A że wiara czyni cuda, więc niezmordowanie i uparcie liczyli i liczyli…i wyliczyli, że na świecie pomieściło się dokładnie 300 655 722 Aniołów!! (niebagatelne znaczenie dla sympatyków skrzydlatych istot może mieć jednak informacja, że 133 306 668 z nich to Aniołowie z Piekieł)

ANIOŁY SĄ WŚRÓD NAS
Anioły są wśród nas
spotykasz je co dzień.
Znajomą mają twarz
mijają mnie, mijają cię.
Anioły są wśród nas
spotykasz je co dzień.
Znajomą mają twarz
rozejrzyj się rozpoznasz je,
A rozpoznasz je…
(Autor tekstu: Ewa Alimowska
Kompozytor: Piotr Kominek
Wykonanie oryginalne: Beata Bednarz)

A.Currell: Angel - flickr - CC BY-NC

A.Currell: Angel – flickr – CC BY-NC

No właśnie, jakie są nasze wyobrażenia o Aniołach?
Przede wszystkim: niezliczone!! Są tacy, którzy traktują Anioły/Aniołów trochę z przymrużeniem oka (Anioły w dobie Internetu? To fikcja!) Prawdę mówiąc, jak pokazuje historia to Aniołowie nigdy nie mieli lekkiego żywota. Weźmy na przykład takie kościoły chrześcijańskie. Księży zżerał strach, że kult Aniołów pozbawi ich władzy i okaże się ważniejszy niż Bóg. I dlatego, na soborze w Laodicei ogłosili zakaz czczenia i wielbienia Aniołów. Bez rezultatu. To pociągnęło za sobą dalsze restrykcje wobec wiernych Aniołom, ale na szczęście anielska magia była niezwyciężona. Jestem więc zdania, że Anioły fascynują ludzi na calutkiej ziemi i to się nigdy nie zmieni! Chodzą nawet słuchy, że podobno większość z nas w nie wierzy i bez znaczenia w tym przypadku jest religia, którą wyznajemy. Myślę, że nasze funkcjonowanie we współczesnym świecie, nafaszerowanym technologiami i naukowym podejściem do życia nie kłóci się nic a nic z wiarą w istnienie niebiańskich wysłanników. Po prostu świetliste, duchowe byty są wszędzie! Najszybciej kojarzone są z religią chrześcijańską, choć podobno były znane i w przedchrześcijańskiej Europie. Nie są obce religiom Dalekiego Wschodu (hinduizm, buddyzm, braminizm). Przyznaje się do nich starożytny Egipt, Azja Mniejsza i Mezopotamia. Posłańcy Boga są obecni nawet w mitologii chińskiej i kulturze Ameryki przedkolumbijskiej. Artyści zdzierają gardła i śpiewają o ich dobroci i opiekuńczości. Mistrzowie pędzla wciąż zużywają tony farb, aby na swoich obrazach uwieczniać ich majestat i siłę. Pisarze, ale i naukowcy poświęcają im w swoich książkach, kolejne miliony stron (choć to Pismo Święte należy uznać za fundamentalne dzieło opisujące Aniołów), a filmowcy kolejne kilometry taśmy filmowej. Nie da się więc w kilku prostych słowach opisać anielskiego fenomenu. Na przykład Tomasz z Akwinu jeden z największych badaczy Aniołów średniowiecza, zwany także doktorem angelologii, widział Anioły jako „bezcielesne stworzenia czysto rozumowe”, które posiadały zdolność objawiania się ludziom. Starożytni Hebrajczycy traktowali je jako prawdziwe, materialne istoty, a chrześcijanie ‒ jako siły duchowe balansujące od wieków na pograniczu duchowości i cielesności. Pomimo tego, że koncepcje postrzegania bytów boskich są tak różne, to coś je jednak łączy. Wszyscy zgadzają się z tym, że Anioły nieważne czy jako ciała stałe czy gazowe były, są i zawsze będą łącznikiem pomiędzy zwykłymi śmiertelnikami, a królestwem niebieskim! Posiadają wolną wolę, są rozumne i nieśmiertelne. Potrafią kochać i popełniać błędy. Anioły posiadają dar, który pozwala im na bycie kim tylko chcą: roślinami, zwierzętami, dźwiękami i barwami. Jednak kiedy objawiają się ludziom są zazwyczaj rozpoznawalne, ponieważ wtedy przyjmują postać materialną i cielesną.
Długa biała szata (nazywana przez niektórych, żartobliwie sukienką), pełna światła aureola i przede wszystkim dumne skrzydła uosabiające potęgę. Czytałam o takich, którzy twierdzą, że Anioły nie posiadały kiedyś skrzydeł. Ale najczęściej przedstawiane są właśnie z nimi. Zresztą, pewne przysłowie szkockie w prosty sposób tłumaczy ich umiejętność unoszenia się nad ziemią:
„Anioły potrafią latać, ponieważ same traktują się lekko.”
Uskrzydlone postacie jak się okazało były natchnieniem dla wielu starożytnych artystów. Pierwszą rzeźbę Anioła dociekliwym archeologom udało się odkryć w antycznym mieście Ur położonym w południowej Mezopotamii, czyli na terenie dzisiejszego Iraku. Kto wie, może obecność Aniołów w Ur miała związek z narodzinami w tymże miejscu proroka Abrahama?

Jonas Bengtsson: Angel - flickr - CC BY

Jonas Bengtsson: Angel – flickr – CC BY

Istnieje w przekazach pewna zabawna anegdota o skrzydłach Aniołów, czyli symbolu ich szybkości. (- Dirnbeck J.: Książka o aniołach. O dobrych mocach, które nas chronią i prowadzą, Poznań 2011 – BUW Wolny Dostęp BT 966.3.D57165 2011) Otóż, austriacki monarcha Leopold I był gościem w klasztorze augustianów bosych w Wiedniu, tam zachwycił się dziełem obrazującym drabinę Jakubową, po której schodzą skrzydlaci Aniołowie (według Biblii, Ziemia ma kształt tarczy, nad którą widnieje firmament niebieski. Ten zaś oddziela Ziemię od właściwego Nieba, w którym mieszka Bóg i Aniołowie. To oznacza, że droga z Nieba na Ziemię jest stosunkowo krótka i do pokonania jej wystarcza zwykła drabina). Cesarz oczarowany obrazem zapytał przeora:
– „Jak to możliwe, że Aniołowie schodzą po drabinie, skoro mają skrzydła?”
Nikt jednak z zebranych, ani przeor, ani mnisi nie potrafili dać odpowiedzi na to proste pytanie. Na szczęście, po krótkiej chwili znalazł się śmiałek (młody nowicjusz), który odważnie i poważnie odpowiedział:
– „Wasza wysokość! Aniołowie najprawdopodobniej przechodzili wówczas okres pierzenia się”…
Teoretycznie (ale tylko teoretycznie), wiemy już co nieco kim są Aniołowie i jak mogą wyglądać. Ale jeśli byliby Państwo zainteresowani zgłębianiem anielskich tajemnic, z ogromną przyjemnością odsyłam Państwa do naszego obszernego, bibliotecznego księgozbioru na ten temat. Zapewniam, jest co czytać! A dopełnieniem tego krótkiego opisu istot duchowych niech będzie choć jedno zdanie o roli Aniołów w naszej codzienności. W wielkim uproszczeniu, bez wskazywania konkretnych religii można zaryzykować stwierdzenie, że ich zadaniem jest wysławiać Boga i opiekować się ludźmi. Anioł jest więc naszym opiekunem, przyjacielem, stróżem i pomocnikiem. Zaś działania Aniołów skierowane są przede wszystkim na chronienie nas, pomaganie, troszczenie się i ratowanie ze wszelakich opresji…itd., itd….
A co by Państwo powiedzieli na dwie krótkie historyjki z udziałem Aniołów? Chętnych, na spędzenie jeszcze małej chwilki w towarzystwie Aniołów zapraszam do lektury 🙂

O wypalonym Aniele:

ZNIECHĘCONY ANIOŁ

Snuł się anioł po ziemi spłowiałej i twardej,
Niosąc poszarzałe skrzydła, w formie nieco marnej.

Świetlisty krążek na bakier zsunięty, ciążył mu ogromnie,
Przykurzona suknia drażniła plamami co nieco nieskromnie.

Przechodnie palcami wytykali biedaka i głośno łajali,
Co poniektórzy, trzymając się za brzuchy stali i się śmiali:

„Anioł co brudnymi nogami powłóczy,
Nie po niebie, lecz po błotnistych manowcach kluczy!”

Stróż naszych dusz obruszył się na to niezadowolony,
Głosząc swą opinię hardo, bo czuł się urażony:

„Nie widzicie ludziska, że to przez was wszystko!
To przez wasze grzechy tak upadłem nisko…

Motywacja do pracy przez waszą głupotę, gdzieś mi się zapodziała,
Złożę wymówienie i tkwić w tym postanowieniu będę twardo jak skała!”

(Dorota Bocian)

2. O osobistym Aniele:

ANIELSKI OPIEKUN

– Zdążę…- zielone światło rozpoczęło rytualne miganie dając oczywisty sygnał czerwonej szychcie. – …Mam przecież moc! Moje buty posypane wulkanicznym piaskiem przeniosą mnie na drugą stronę ulicy z nadprędkością…równą połknięciu gumy balonowej…gotowy do startu…
W chwili kiedy jego stopy dotknęły ulicy… usłyszał najpierw pisk opon, a zaraz potem poczuł, że unosi się w górę. – Wow, wiara w super buty czyni cuda!! Latam!!
– A gdzie to się kolega wybiera? Hę? – tubalny głos grzmiał niepokojąco znajomo…
Z rozczarowaniem odkrył, że znów stoi na ziemi. Chcąc dokonać oceny sytuacji rozejrzał się uważnie. Uuu…nie wyglądało to dobrze. Grupka osób na siłę i bezskutecznie próbowała podnieść zaplątanego w rower chłopaka w kasku, który nie wiedzieć czemu zamiast spoczywać spokojnie na głowie rowerzysty, zakrywał mu całą twarz. – Wygląda jak Obcy z planety Kaskmaska – chichocząc spojrzał w górę i nagle zamarł. Stał przed nim i wciąż trzymał go za kołnierz kurtki, potężny mężczyzna z brodą czarną jak najczarniejsza smoła i oczami ogromnymi jak kule armatnie. Włosy sterczały mu na wszystkie strony i do złudzenia przypominały piekielne błyskawice.
– Gallisur! – jęknął.
Nie wiedział jak udało mu się oswobodzić z żelaznego uścisku. Wiedział za to, że nie może przestać biec…eee…to nic, że plany wzięły w łeb i pędzi właśnie w przeciwnym niż zamierzał kierunku. Wpadł do mieszkania bez tchu i od razu włączył komputer. Z ekranu przywitał go bohater ulubionej gry, posiadacz brody czarnej jak najczarniejsza smoła i oczu ogromnych jak kule armatnie. Wszystko się zgadzało, a zatem opis czupryny można było sobie darować. To był Gallisur, tak potężny, że mógł znajdować się w dwóch miejscach na raz! Jednak coś tu nie pasowało…
– Chwilunia, Gallisur z gry ma przecież skrzydła, bo jest Aniołem i to w dodatku od książek – myślał gorączkowo chłopiec i w dodatku na głos, bo takie miał przyzwyczajenie. – A temu brodaczowi, który uratował mi życie i pomógł mi nie zderzyć się z rowerem, żadne skrzydła nie wystawały przecież spod swetra…Uff, coś mi się chyba przewidziało.
Rozważania na temat anielskiej obecności w wielkim mieście przerwało gigantyczne burczenie w brzuchu małego specjalisty od Aniołów i wtargnięcie do pokoju Kryśki:
– Wojtek? Co ty tu na Boga robisz? Miałeś być u babci! – krzyknęła wściekła na brata.
– Słuchaj, ja ci to wszystko wytłumaczę, tylko nie wiem od czego zacząć – drapanie w głowę miało pomóc w rozwiązaniu palącego kłopotu, ale nerwowe bieganie siostry po mieszkaniu nie pozwalało mu się skupić i zebrać nawet najdrobniejszej myśli.
– Lepiej będzie jeśli się zamkniesz! Śpieszę się, nie czekaj na mnie, nie wiem kiedy wrócę. – chwyciła torbę wrzucając do niej jakieś drobiazgi i tyle ją widział.
– Nie zostawiłaś pieniędzy na zakupy, nie ma obiadu i lodówka jest pusta. A wujek Jakub przyjdzie dopiero w czwartek – szepnął nagle jakoś tak zrezygnowany, smutny i niepewny siebie. Z Kryśką zawsze tak było. Nic ją nie obchodziło oprócz tego koszykarza z III B. A na jego nieszczęście odkąd babcia trafiła do szpitala, mógł liczyć tylko na siebie (i sporadycznie na wiecznie zajętego i nieustannie bujającego w obłokach brata taty).
– Zjadłbym naleśniki z serem. Nikt nie robi takich naleśników jak babcia – rozmarzony przymknął oczy.
Dzwonek do drzwi poderwał go na równe nogi.
– Cześć kolego, nie bój się. Pamiętasz mnie? Mów mi Afriel. Jestem jak się okazuje waszym nowym sąsiadem. Nikogo tu nie znam oprócz ciebie, więc pomyślałem…
Jaki znowu Afriel?! Co za durne imię!! Przecież to znowu ten Gallisur, w dodatku kłamliwy Gallisur, bo nazywa siebie zupełnie inaczej! Nie wierzył własnym oczom.
– Yyy…aaa a skąd pan wiedział, to znaczy skąd wiedziałeś, że ja tu mieszkam?
– A, byłbym zapomniał. Proszę, oto twoja legitymacja szkolna, która wypadła ci z kieszeni kiedy złapałem cię za kurtkę, przy przejściu dla pieszych. – I dodał, udając, że szuka czegoś po kieszeniach. – O, mam również kawałek twojego kołnierza. To wszystko co mi po tobie zostało. Uciekałeś tak, jakbyś zobaczył ducha…Siłacz z ciebie i biegacz niczego sobie.
Jedna sekunda wystarczyła, aby mały uciekinier zamienił się w płonący pąs wstydu, wysoki na 120 cm. Afriel uśmiechnął się do Wojtka. I nagle stało się coś dziwnego. Raptem ta jego broda czarna jak najczarniejsza smoła i oczy ogromne jak kule armatnie, a nawet włosy do złudzenia przypominające piekielne błyskawice przestały tak bardzo przerażać. Od tego uśmiechu cały przedpokój pojaśniał tak, że widać było bardzo dokładnie każde odpryśnięcie farby na ścianach. I był to najbardziej promienny uśmiech jaki Wojtek znał, bo przyćmił nawet uśmiech babci. Smutek prysł natychmiast jak bańka mydlana…
– Żartowałem z tym kołnierzem. Usmażyłem naleśniki. Może zjemy je razem? Nie lubię jeść w samotności. Nic mi wtedy nie smakuje… Przyłączysz się?
– Są z serem? – zapytał spod grzywki Wojtek, a jego puste kiszki uderzyły w śpiewny ton.
– Innych nie jadam. Chodź usiądziemy na tej ławce przy piaskownicy.
Miejsce skąpane w wiosennych promieniach słonecznych było wręcz wymarzone na pałaszowanie naleśników, które zresztą błyskawicznie znikały w brzuchu chłopca. Afriel przyglądał się temu z lekkim niepokojem, ale i z rozbawieniem:
– Wojtek, zwolnij! Twój podkoszulek zaraz pęknie w szwach!
– Ojej, od babci dostałbym burę. Przepraszam. Zapomniałem o manierach, ale te naleśniki są nieziemskie, po prostu boskie! – mówił z pełnymi ustami i ani na moment nie przestawał jeść.
– Coś w tym jest – zaśmiał się tajemniczo brodacz.
– Jesteś mistrzem naleśnikowym! Tylko nie powtarzaj tego babci, bo byłoby jej przykro.
Nagle zerwał się z ławki i nerwowo wytarł brudne ręce w kurtkę.
– Muszę lecieć, miałem być u babci w szpitalu, pewnie się o mnie zamartwia. Dziękuję! Słuchaj, znasz Gallisura? – zaryzykował pytanie.
– Tego z gry komputerowej? To ja go stworzyłem…
– Wow!! No coś ty?! Na swoje podobieństwo?! Do skromnych to ty nie należysz.
– Tak było najprościej – zaśmiał się brodacz.
– A jak wytłumaczysz anielskie skrzydła Gallisura? – nie dawał za wygraną malec.
– Skrzydła wzbudzają niepotrzebną sensację, bo ciężko je upchnąć pod ubraniem, więc zostawiam je w domu – roześmiane oczy Afriela zdradzały jak bezsilna to próba zachowania powagi.
Chłopiec przyjrzał mu się uważniej. Hm, Afriel ze skrzydłami, czy bez nich…Ee, nie miało to już najmniejszego znaczenia. Dla Wojtka, to on mógł mieć nawet uszy słonia i pawi ogon, a i tak nie zamieniłby go na nikogo innego (i to za żadne skarby świata). Przy nim ogarniała go dziwna błogość, spokój i czuł się wtedy tak zwyczajnie bezpiecznie.
W ogóle, to Wojtek nie potrafił tego wytłumaczyć, ale odkąd Afriel zamieszkał w ich kamienicy wszyscy jej mieszkańcy stali się jakby pogodniejsi i milsi dla siebie. I nadszedł czas czarów! O, na przykład wczoraj widział bledziutką Zuzię spod trójki, jak siedzi pod drzewem w swoim nowym wózku. Z zachwytem wsłuchiwała się w szelest młodych listków, dotykała z nabożną czcią delikatnych gałązek i wciąż nie mogła uwierzyć, że udało jej się w końcu opuścić ponure ściany mieszkania. Wózek (przepustka do wolności) pojawił się któregoś poranka pod ich drzwiami, tak niespodziewanie po prostu. Padały pytania „skąd?”, „kto?”, „od kogo?”, ale niepozorna kartka, na której pysznił się kulfoniasty napis: „Dla Zuzi”, niczego nie wyjaśniała.
A ten owczarek niemiecki co go miał pan Stach, i który szczekał i warczał na wszystkich bez większego powodu, na widok Afriela błyskawicznie łagodniał. Kładł się na grzbiecie, machał ogonem i domagał się pieszczot jak mały szczeniak (a kto to widział czterdziestokilowego szczeniaka?!) Na Wojtka jakoś tak nie reagował, a kiedyś to nawet wygryzł mu dziurę w ulubionych spodniach, i to gdzie?!… Na podwórku śmiali się z niego, że ma majtki w kolorowe kwiatki. Nie pomogły uporczywe przekonywania, że to żadne kwiatki tylko plażowe piłki. Bezskutecznie. Od tamtej pory nie chcieli się z nim bawić i wołali na niego Florysta. Niechętnie wracał pamięcią do tych, wywołujących wstyd zdarzeń. No, a potem jeszcze ta sprawa ze strażnikiem miejskim. Szkoda gadać. Szatański plan Wojtka, aby po cichu zakopać w parku pięć par niefortunnie zakupionej przez babcię bielizny (przyczynę jego hańby i porażki towarzyskiej) okazał się jednym wielkim niewypałem! Przyuważony przez rosłego stróża prawa, musiał przed nim uciekać i chować się po krzakach. A i tak został pojmany i wraz z pięcioma parami majtek w plażowe piłki (w tym momencie mało widocznymi spod grudek mokrej gliny, która poprzyklejała się do bawełny) odstawiony do domu. Babcia, za to, że nie docenił jej starań i zakupu zagranicznej bielizny męskiej nie odzywała się do niego przez całe dwie godziny (ale na kolację naleśniki usmażyła). Tata jak zwykle zmęczony, zmarszczył tylko te swoje krzaczaste brwi, machnął ręką i wsadził nos w gazetę. Rodzina zupełnie go nie rozumiała!
Nawet bez, który nie kwitł od pięciu lat, nagle, bez powodu i fanfar (dokładnie w noc z 16 na 17 marca) obsypał się kwieciem. A zapach z fioletowych kielichów wił się majestatycznie i zaglądał we wszystkie kąty kamienicy. Zaułki sutereny powoli wypełniały się słodkim aromatem, który cierpliwie piął się w górę sięgając strychu.
Kryśka też się zmieniła, bo zaczęła zachowywać się jak…jak…jak po prostu Krysia.
Wszyscy polubili Afriela tak bardzo, że pewnego dnia nadano mu uroczyście ksywkę „AA”, czyli Anioł Afriel. Tu trzeba przyznać, że niewielu z tej ulicy mogło się poszczycić jej posiadaniem. Tym samym zawiązała się swoista wspólnota AA. Mieszkańcy biegali do niego jak do terapeuty od duszy, oczekując rad, wskazówek, wsparcia, pomocy i pocieszenia. Płakali i na przemian smarkali mu w świeżo wyprasowane koszule, ale nie przysparzali mu większych problemów. Co innego Wojtek. Wojtek przyciągał kłopoty jak magnes, a wtedy przybywał on. Za każdym razem ni stąd ni zowąd i ratował z opresji. Nieważne czy chodziło o kompot dla babci do szpitala, czy o piątą dwóję z matematyki – „Afriela pogotowie ratunkowe – zawsze zwarte i gotowe.” Kiedy kolejny raz bił się o swój honor i próbował udowodnić, że nie nosi bielizny w niebiesko-żółte kwiaty, Afriel zjawił się nagle, zupełnie jak wyskakujący z cylindra królik. I zaproponował jakby nigdy nic rozegranie meczu…piłką nożną mieniącą się w słońcu kolorami tęczy! Chłopaki z podwórka wprost oniemieli na jej widok i jakoś nie przeszkadzało im to, że caluteńka piłka pomalowana była w fioletowe bratki i purpurowe róże!! Grali całe popołudnie, a Wojtek razem z nimi. Wszyscy świetnie się bawili. I odtąd nikt już nie wspominał o majtkach w rzekome kwiaty.
Dni płynęły leniwie, słońce przygrzewało coraz mocniej, a w domu Wojtusia i Krysi na dobre zagościła swojska harmonia. Uczestniczyło w niej między innymi, kilka słonecznych niedziel i deszczowych wtorków. Ale to środa ze wszystkich dni tygodnia okazała się być najbardziej doniosła (w tę właśnie środę bezrobotny od dwóch lat Stefan dostał wreszcie pracę!) Chłopiec siedział wtedy przed komputerem podziwiając dzielnego Gallisura, który bohatersko rozprawiał się z bandą podpalaczy książek. Ciszę przerywaną trelami wróbli na podwórku przerwało wtargnięcie do mieszkania rozwrzeszczanej Krysi (i nawet nieco potarganej):
– Wojtusiu!! Wracam od babci. Mam dobrą nowinę. Wychodzi ze szpitala. Jutro będzie już w domu!! No i Tata wraca wreszcie za tydzień – Krysia cała w rumieńcach podbiegła do brata i najzwyczajniej w świecie przytuliła się do niego. A Wojtkowi z tego powodu, aż na trzy sekundy odebrało wręcz mowę. Ocknął się jednak i zwinnie oswobodził z objęć siostry.
– Hurra!! Pobiegnę do Afriela. Ucieszy go ta wiadomość!
Stanął zaniepokojony przed mieszkaniem przyjaciela. Uchylone lekko drzwi skrzypiały niemiłosiernie. Zajrzał ostrożnie do środka. Ta wszechogarniająca pustka, która wypełniała pokoje tak go wystraszyła, że zasłonił rękoma oczy. Krzyknął:
– Afriel zniknął!!! – a bezczelne echo rozniosło słowa po wszystkich pomieszczeniach. I dodało coś jeszcze od siebie:
– Teraz już sobie poradzisz…radzisz…radzisz…
Wojtuś jeszcze raz rozejrzał się tęsknie po ścianach pozbawionych obrazów i mebli, próbując policzyć te wszystkie wyjątkowe godziny, które spędził tutaj z Afrielem. Cichutko zamknął za sobą drzwi. Buzia wykrzywiła się w smutną podkówkę. Wtem, uczucie przygnębienia ustąpiło miejsca niepohamowanej radości.
– Co się ze mną dzieje? Czyżby to sprawka Afriela? To przecież on, jak nikt inny potrafił wyczarowywać na twarzach innych uśmiechy i pogodę ducha w sercach – pomyślał rozpromieniony. Odetchnął głęboko i zdecydowanym krokiem skierował się do windy. Czas oswoić nadchodzącą codzienność…
Tymczasem w opuszczonym mieszkaniu, przez nikogo niezauważone, bielutkie jak śnieg piórko zawirowało bezgłośnie i wyleciało przez otwarte okno…

(Dorota Bocian)

A więc Drodzy Państwo, odważę się na taki oto apel:
Nie przysparzajmy kłopotów naszym Aniołom Stróżom, bo wypalony zawodowo Anioł to marny Anioł!
Uczmy się dostrzegać Anioły, bo one są wśród nas!
Rozglądajmy się uważnie dookoła po to, aby żadnego nie przegapić!
A ja ze swojej strony życzę Państwu jak najmniej takich oto rozczarowań:

NIE UMIEM Z ANIOŁAMI
Nie umiem z aniołami…
Nie potrafię wytropić ich śladu
Ani w tłumie,
Ni na niebieskim stropie.
Schwytać by jednego: niech się STANIE
I zagada
Głosem, ruchem, światłem
– byle nie słowami.
I niech dojrzę, jak ulata
Lub się w tęczę łamie…
Ale ja nie umiem z aniołami
(Kazimiera Iłłakowiczówna, Nie umiem z aniołami) http://www.michal.org.pl

Boci@n

PS.
– Wyraz „anioł” wywodzi się z łacińskiego słowa „angelus”, a także greckiego „angelos” i hebrajskiego „mal’ak”.
– Gallisur – anioł książek.
– Afriel – anioł dzieci i niemowląt, anioł młodości, chroni ludzi i zwierzęta.

RossW: Angel - flickr - CC BY-NC

RossW: Angel – flickr – CC BY-NC

Literatura:
– Izydor z Sewilli, Piotr Lombard, Tomasz z Akwinu: Sentencje anielskie, Kraków 2003 – BUW Wolny Dostęp: BT 965.I8 2003
– Jeanne Ruland: Wielka księga aniołów, Katowice 2003 – BUW Wolny Dostęp BL 477.R85165 2003
Anioły i diabły wobec dzieci, Kraków 2007 – BUW Wolny Dostęp BT 966.3.A55 2007
– ks.dr Marian Rojek: Angelologia i demonologia, Przemyśl 1999 – BUW Wolny Dostęp BT 966.2.R65 1999
– Alfred Läpple: Aniołowie, Kraków 2010 – BUW Wolny Dostęp BT 966.3.L37165 2010
Aniołowie i demony, Lublin 2007 – BUW Wolny Dostęp BT 966.3.A54 2007
Aniołowie w życiu ludzi, Katowice 2009 – BUW Wolny Dostęp BT 966.3.A547 2009
– Ks. Alfons Józef Skowronek: Aniołowie są wśród nas, Warszawa 2001 – BUW Wolny Dostęp BT 966.2.S56 2001
– Sophy Burnham: Księga aniołów, Poznań 2003 – BUW Wolny Dostęp BL477.B87165 2003
– Dirnbeck J.: Książka o aniołach. O dobrych mocach, które nas chronią i prowadzą, Poznań 2011 – BUW Wolny Dostęp BT 966.3.D57165 2011

6 comments for “Angelus, mal’ak, angelos znaczy wysłannik

  1. Ulcia
    11 października 2016 at 23:07

    Każdy tekst zaskakuje i każdy wprawia w zadumę. Czekam ma kolejne.

  2. Ania
    13 października 2016 at 16:36

    Fajne ujęcie tematu. Czekam na rozwinięcie z uwzględnieniem roli aniołków demonicznych…

  3. ABC
    3 listopada 2016 at 16:41

    Pojawiła się Pani Doroto na blogu tym razem na skrzydłach aniołów.Jak zawsze intrygująco,ciekawie i z poczuciem humoru.Bardzo dziękuję.Czekam z niecierpliwością i z dużym zaciekawieniem na dalsze tematy spod Pani pióra.

  4. Boci@n
    4 listopada 2016 at 11:13

    Drodzy Państwo 🙂 Jan Twardowski uważał, że trzeba być zakochanym, aby uwierzyć w Anioły. Natomiast moim zdaniem, trzeba mieć jedynie szeroko otwarte oczy 🙂 A zatem, oczu szeroko otwartych Państwu życzę 🙂 I dziękuję za cieplutkie przyjęcie mojego tekstu! Dorota Bocian (Boci@n)

  5. wozniczka
    21 listopada 2016 at 11:55

    Archanioł Gabriel, patron radiowców, pocztowców, zapewne też opiekunem Informatorów dziedzinowych jest 🙂

  6. Boci@n
    29 listopada 2016 at 15:36

    Taki opiekun, to ja rozumiem :))
    Pozdrawiam serdecznie,
    Boci@n

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.