BuwLOG

Do kogo należy nauka – czyli kto może na niej zarabiać, a kto nie?

8 stycznia 2018 r. roku na stronie Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW pojawił się następujący komunikat:

Uprzejmie informujemy, że licencje krajowe Elsevier, Springer z Open Choice, Wiley, Science, Nature, Scopus i Web of Science zostały przedłużone na rok 2018 z zastrzeżeniem, że Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego planuje przyznanie środków na te licencje do 30 marca 2018. W przypadku, gdyby zabrakło środków na pokrycie kosztów licencji na okres do końca roku, licencje mogą zostać zakończone wcześniej, co jednak uważamy za bardzo mało prawdopodobne. Ponadto zostały uruchomione roczne licencje pilotażowe do narzędzi bibliometrycznych  InCites (dodatek do bazy Web of Science) i  SciVal (dodatek do bazy Scopus), a licencja krajowa Springer została rozszerzona, tak że obecnie pozwala na dostęp do m.in.  ponad 112.000 e-książek anglojęzycznych ze wszystkich roczników. Na stronach WBN uruchomiona została także przeglądarka dziedzinowa e-książki w WBN, która docelowo będzie obejmować wszystkie książki dostępne w ramach licencji krajowych Elsevier, Springer i Wiley.

Z całą pewnością wielu korzystających z zasobów elektronicznych dostępnych na licencjach krajowych odetchnęło z ulgą. Choć z drugiej strony, fakt ten mógł równie dobrze przejść niezauważony, bo do obecności gigantów dostarczających zasoby elektroniczne na nasze uczelnie zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Książki elektroniczne, czasopisma, dane i statystyki są rezultatem pracy badań naukowców, i służą jako materiał badawczy w kolejnych pracach. W ten sposób zamyka się koło, rokrocznie o coraz dłuższej średnicy.

Obraz malarza niderlandzkiego przedstawiający bankiera z żoną

Marinus van Reymerswale, Bankier z żoną, 1538 Musée des Beaux-Arts de Nantes, Domena Publiczna

Statystyczny Polak niewiele wie na temat, co to są licencje krajowe, choć dostęp do nich jest finansowany z budżetu państwa. Wiadomo jedynie, że chodzi o pokaźne sumy. Z tym większym zaciekawieniem przyglądamy się więc sytuacji, która ma miejsce w Niemczech i dotyczy właśnie dostępu do zasobów elektronicznych opłacanych z finansów publicznych, a zagadnienie jest na tyle poważne i interesujące, że publikują na ten temat opiniotwórcze periodyki masowe.

Otóż kilkaset bibliotek w Niemczech zerwało ostatnio abonament u Elseviera (więcej informacji na https://www.projekt-deal.de/ oraz we wpisie Konferencja Innovative Library in Digital Era 2018) i to nie z braku środków na wyśrubowane opłaty, ale w ramach bojkotu firmy i jej „filozofii” działania, choć wydawnictwu nic nie można zarzucić w kwestii jakości dostarczanych publikacji i usług. Co raz częściej i głośniej pada bowiem pytanie o etyczny i ekonomiczny kontekst sytuacji, kiedy firma generująca znakomite dochody dla prywatnych akcjonariuszy „żywi się” owocami nauki uprawianej za publiczne środki.
Jeszcze w 1995 r. przepowiadano koniec ery papierowych czasopism naukowych, a tym samym tradycyjnych wydawnictw takich jak Elsevier, którego historia sięga XVII w. Tymczasem, jak wiemy, firma z Amsterdamu jest obok Wileya i ewentualnie Springer Nature największym naukowym wydawnictwem. Dochód przedsiębiorstwa na koniec 2017 r. wynosił 2,7 miliada euro!

Digitalizacja nie zadała bowiem spodziewanego ciosu nauce – wręcz przeciwnie stała się dla niej życiodajnym eliksirem, a dla przedsiębiorczych wydawców Elseviera źródłem ekonomicznego sukcesu. Firma zatrudnia 7,5 tysięcy współpracowników na całym świecie. Od niedawna tradycyjne określenie „wydawnictwo” zastąpiło w autoprezentacji firmy szerokie ”Informations Analyse”. Firma skupiła tuziny start-upów w sektorze informatycznym i rozwija platformy do sortowania metadanych (Mendeley, Scopus), dostarcza usługi pożądane przez naukowców i biblioteki. Elsevier koncypuje narzędzia uzależniające naukowców od zapośredniczonych za ich pomocą danych praktycznie na wszystkich etapach procesu badawczego. Jej obecny szef Hannfried von Hindenburg, absolwent Freie Universitaet Berlin (doktorat z politologii) zapewnia, że doskonale rozumie, jak działa środowisko naukowe i wie czego mu potrzeba. Skąd wobec tego fala frustracji nie tylko w naukowcach, ale i w bibliotekach?

Średnio 58% budżetu niemieckich bibliotek uczelnianych idzie na abonament, z czego 28% to koszty na Elseviera. Naukowcy „karmią” produkty Elseviera efektami badań za publiczne środki, a następnie za ciężkie pieniądze kupują od niego dostęp do baz dystrybuujących te efekty w szeroki świat poważnej nauki: zasobność, prestiż i reputacja firmy zbudowane są więc na profesjonalizmie i osiągnięciach tychże naukowców.

I tak z frustracji narodził się Deal – platforma instytucji naukowych, która weszła z Elsevierem w spór. Jej lider – Ralf Schimmer, związany z Max Planck Digital Library – jest zdania, że efekty badań finansowanych ze środków publicznych powinny być dostępne bezwzględnie w Otwartym Dostępie (ang. Open Access), a konkretnie postuluje, aby Elsevier, Springer i Wiley podpisywały umowy licencyjne z narodowym konsorcjum instytucji zrzeszonych w Deal, reprezentowanych przez Konferencję Rektorów Szkół Wyższych oraz by wprowadziły do swojej oferty liczniejsze modele zawierające komponenty OA.

Wydaje się, że celem Deal jest sytuacja zbliżona do rozwiązania stosowanego w Polsce (ale i w innych krajach), gdzie to MNiSW negocjuje i pokrywa 100% prenumeraty kolekcji Elseviera, Springera, Wileya, baz bibliograficzno-bibliometrycznych Scopus i Web of Science, tytułu „Nature”, „Science” itd. dla bibliotek akademickich. Zauważmy jednak, że nie zmienia to faktu, iż podatnik płaci przy tym modelu również podwójnie – raz na prowadzenie badań i rozwój nauki, drugi – na zakup możliwości publikacji i samej publikacji przez ośrodki badawcze.

Elsevier odpiera zarzuty o bezwzględne bogacenie się na nauce, wskazując na kosztowny proces weryfikacji (peer-review) przez grupy eksperckie każdego dostarczanego tekstu (w 2017 r. dostarczono ich 1,6 mln, z czego wydawnictwo opublikowało 30% w 2500 czasopism). Tylko takie „podwójne ucho igielne” (jakościowe i dystrybucyjne) gwarantuje, zdaniem Elseviera, utrzymanie wysokiej jakości i rzetelności badań naukowych (a i tak zdarzają się wpadki, ale to opowieść na inny wpis) i przestrzega przed pseudonaukowymi pismami i portalami internetowymi.

Temperaturę sporu wokół Elseviera dodatkowo podgrzewa fakt, iż na początku 2018 r. Komisja Europejska wybrała właśnie firmę z Holandii jako jednego z członków komisji nadzorującej Otwartą Naukę w Unii Europejskiej (Open Science Monitor). Jak słusznie zauważył „The Guardian„, przypominając anty-otwartościową politykę Elseviera z przeszłości, oprócz widma korupcji również „naukowcy mogą zostać złapani w pułapkę w takiej relacji z Elsevierem, w której stają się równocześnie dostawcami treści, produktem jako takim i konsumentem”.

W tekście wykorzystano doniesienia prasowe Anna-Lenny Scholz, dziennikarki „Die Zeit”, śledzącej spór uczelni niemieckich z Elsevierem już od dwóch lat oraz wywiad Martina Spiewaka z prof. Stefanem Hornbostelem Die Druck alles gegen Geld. Wie schlimm sind Fake-Zeitschriften? Und ist der Publikationsdruck wirklich so hoch?, „Die Zeit”, nr 31, 26.07.2018.

Agnieszka Kościelniak-Osiak, Oddział Promocji, Wystaw i Współpracy
Barbara Chmielewska, Oddział Gromadzenia i Uzupełniania Zbiorów

Obrazek tytułowy: Raquel Baranow: Transformoney Tree, Wikimedia Commons

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.