BuwLOG

ERASMUS: la dolce vita

Pod ufficio na ziemi stoi blisko metrowa gliniana waza.

– Widziała Pani na ulicy przed stołówką remont kanalizacji? Ciągle coś znajdują – a ci z biura zabytków nie nadążają odbierać – informuje mnie, wskazując na artefakt oparty o framugę drzwi signor Giampiero Innocente, który za moment zaprezentuje mi zbiory specjalne w bibliotece Uniwersytetu Katolickiego w Mediolanie — Biblioteca dell’Università Cattolica del Sacro Cuore. Wchodzimy do ufficio zabudowanego po sklepienie pięknymi regałami. Wielki rzeźbiony stół na środku, wysokie skórzane krzesła. Zachęcona zasiadam w tym najbliżej (ku mojemu zdziwieniu) otwartego okna – przez który wpływa wilgotne powietrze (bo ciągle pada). Mój cicerone rozpoczyna pokaz. Ja robię uroczystą, choć z lekka niepewną minę (bąkam nawet coś o wpływie wilgotnego powietrza na moją fryzurę), bo mam przed sobą egipskie papirusy, dokumenty z XII wieku, a za sobą otwarte na deszcz okno!

– Prego, prego signora! – zachęca mnie abym wzięła w dłonie pergamin i przyjrzała się lepiej filigranowym rysunkom książęcych herbów. Potem wertuję Antyfonarium św. Ambrożego z 1492 roku (prześliczne inicjały), do tego signor Innocente – bibliotekarz i jednocześnie dyrektor chóru Note d’Inchiostro dell’Università Cattolica di Milano – raczy mnie barwnymi historiami, bo św. Ambroży jest patronem Mediolanu – brakuje mi tylko uno doppio espresso. Poprzez pierwsze weneckie wydanie neoplatonika Marsilio Ficino i inne skarby docieramy do punktu, w którym signor Innocente pyta mnie, czy mam ochotę zobaczyć tablets, bo są w gruncie rzeczy bardzo niewyględne. Zanim się zorientowałam w moich dłoniach wylądowały dwie sumeryjskie tabliczki gliniane.

– Jakie staranne kopie – zauważyłam uprzejmie.

– Ależ signora, zapewniam, że są oryginalne! Tu już nie wytrzymałam i poderwałam się na nogi – nie przypominam sobie, kiedy ostatnio trzymałam w dłoniach 4 tysiące lat historii – i przeżywanie właśnie takiego momentu na siedząco wydało mi się świętokradztwem.

Po wizytach w Palazzo di Brera (gdzie mieści się Pinakoteka, Biblioteka Narodowa i Akademia Sztuk Pięknych), Biblioteca Ambrosiana, Castello Sforzesco i w kilku innych szacownych instytucjach Mediolanu – pojęłam, że nonszalancja signor Innocente, nie była przejawem nagannego braku pietyzmu, ale fragmentem rzeczywistości, w której obcowanie z wyjątkowej wartości i urody przedmiotami (czy to dziełami sztuki, książkami czy architekturą) jest immanentną treścią codzienności, w której nabożną cześć zastępuje normalność. Sposób ekspozycji niektórych starodruków w Ambrozjanie zgorszyłby gruntownie nasze koleżanki! Obcowanie z zabytkami na co dzień bywa też przedmiotem rozdrażnienia, zwłaszcza tam, gdzie w zabytkowej przestrzeni ma tętnić życie, zwłaszcza akademickie, z całą jego barwnością i nieprzewidywalnością (mieszkanie w obiektach zabytkowych i próby ich modernizowania przez mieszkańców to osobna kategoria poznawcza we Włoszech – wszystkim ciekawym stosowanych przez Włochów rozwiązań – nie tylko o charakterze mafijnym – i związanych z tym problemów polecam książki Donny Leon – dotyczą Wenecji, ale w tym aspekcie są uniwersalne dla Włoch).

Mediateka Santa Teresa

Mediateka Santa Teresa. Fot. AKO

Przykładem legalnej adaptacji zabytku jest mediateka Biblioteki Narodowej zainstalowana w zdesakralizowanym barokowym kościele Santa Teresa. Znakomicie zaaranżowana przestrzeń jest wynajmowana na komercyjne i społeczne projekty naukowe i kulturalne.

– Ale ekspozycję dajmy na to fotografii erotycznych z kalendarzy Pirellego trudno pewnie w takim wnętrzu wystawić? – zapytałam przebiegle Roberto, który mnie oprowadzał.

– No cóż Pirelli ma własne muzeum w Mediolanie, więc do nas nie przyjdzie, ale w związku z bogatą kolekcją literatury erotycznej w zbiorach Biblioteki Narodowej noszę się z tym pomysłem już od dawna – westchnął zamyślony.

 

Czy to są już różnice kulturowe, czy tylko „la dolce vita”?
Symptomatyczne, że przy tej ogromnej ilości wyjątkowego piękna – Mediolan uchodzi za stolicę designu użytkowego – oferta tzw. gadżetów i materiałów promocyjnych w odwiedzanych przeze mnie instytucjach była stosunkowo mało oryginalna, lub wręcz skromna. W mediolańskiej dzielnicy Brera może to i zrozumiałe, bo w sklepiku ze starociami, za rogiem – można było nabyć dziewiętnastowieczny wazonik czy oleodruk za marne kilkaset euro, bądź metrową masywną urnę za nieco więcej i pamiątka z Mediolanu jak znalazł;)

AKO

 

1 comment for “ERASMUS: la dolce vita

  1. BCH
    24 czerwca 2014 at 13:58

    Aż się ciśnie na usta: „Każdemu, kto ma, będzie dodane; a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma”…
    🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.