BuwLOG

Marzenia w rytmie metra

Jakimś dziwacznym zbiegiem okoliczności, od dwóch miesięcy siadywali naprzeciw siebie. Do perfekcji opanowali udawanie, jak bardzo na siebie nie patrzą. Łączyło ich tylko to. Różniła cała reszta. Dwoje ludzi, dwa światy, dwa odmienne stany świadomości… Ona. Z nienagannie ułożoną, nudną blond fryzurą, w garsonce pod kolor lakieru do paznokci. On. Z miedzianą, niesfornie kręconą aureolą wokół głowy, w spranych spodniach i kraciastej koszuli. Ona i On. Razem: ONI… Łatwo powiedzieć…

Siedziała skupiona przed komputerem, a Jakub (mistrz teatralnych dąsów i wypaczania złotych myśli) od dwudziestu minut, wywoływał wokół siebie spore zamieszanie. Wykonywał trzy czynności w kolejności alfabetycznej: bębnił palcami w szklany blat stołu, podchodził do okna a na koniec zrzucał przez nieuwagę papiery z biurka. Ona próbowała nie zwracać uwagi na cykliczność jego zachowania i bez cienia irytacji podnosiła z podłogi rozrzucane uparcie dokumenty.



– Umiar nie jest twoją mocną stroną…Jak długo zamierzasz wlepiać te swoje niebieskie gały… w…co to w ogóle jest?! – Jakub zaglądał jej przez ramię lekko rozdrażniony – Mieliśmy wyskoczyć gdzieś razem, zapomniałaś?!
– Ojej, przepraszam…daj mi jeszcze godzinkę. Obiecuję, że uporam się z tymi tabelkami w mig, a potem dam się porwać w dowolne miejsce.
– Tak, tak. Znam ja te twoje obiecanki-przekomarzanki. Gdyby to chodziło o tego chłoptasia od szkockiej kratki to żadna, nawet najsmuklejsza tabela nie przyćmiłaby go blaskiem. A, tak przy okazji…może porozmawiamy o szczegółach nie twojego planu, w którym niby przez przypadek gubisz pod jego nogami chusteczkę haftowaną, co ma cztery winkle. To plan na naprawdę dobry początek. Wiem, co mówię. Jak długo jeszcze będziesz się na niego bezproduktywnie gapić? Masz szansę złapać pana Boga za piecem! A Ty co? Tkwisz w miejscu… Nie jesteś ciekawa jak ma na imię? Hm, nosi kraciaste koszule, to może Scott? – zachichotał złośliwie.
– Pouczasz mnie, a sam od dwóch miesięcy chodzisz na znienawidzone zajęcia yogi, tylko po to, aby patrzeć na zgrabne kończyny i obcisły trykot tej lalki spod dwójki. Wiesz już, jak ma na imię?
– Wychodzę jak oparzony!!! – Jakub odwrócił się na pięcie, fuknął teatralnie dwa razy, trzasnął drzwiami i tyle go widziała.



Uuu, a więc, wieczór spędzi w towarzystwie niezmordowanych tabelek. A jutro?
– A jutro rano usiądę w metrze jak zawsze, naprzeciwko chłopaka w koszuli w kratę… – odpłynęła na obłokach marzeń.

Tego dnia padał deszcz. Taki, co to roczną normę opadową chce wyrobić w jeden poranek. Deszcz problematyczny, deszcz z gatunku nadgorliwych. Zaś metro to spec od rozwiązywania pogodowych problemów i nie tylko. Bo podróż metrem to jak dryfowanie w kałamarzu wypełnionym czarnym atramentem. Na krótką chwilę przestaje istnieć naziemny świat z wietrzną aurą, mżawką i burzą, błotem na ulicach, niemiłosiernym upałem i nawet zakurzonym, dusznym zgiełkiem miasta. Zawieszeni, gdzieś pomiędzy szarością nieba a mrokiem głębin pasażerowie metra przemykają z punktu A do punktu B nieświadomi własnego odizolowania. Okna w wagonikach nie są więc nikomu i do niczego potrzebne.
Wpatrywała się w niego zachłannie. Świadoma kruchości chwili, w której mogła zagarnąć go tylko dla siebie. Rozczulała ją błękitna żyłka na lewej skroni, ukruszona jedynka i źle zrośnięty kciuk prawej ręki. Na widok skarpet nie do pary uśmiechnęła się leciutko.


– Musi być artystą. Może rzeźbiarzem – pomyślała rozmarzona. Zamknęła oczy speszona jego przenikliwym spojrzeniem, a wtedy… podpłynęła do niej muzyka.
– Zatańczysz ze mną? – stał przed nią z łobuzerskim uśmiechem i ufnością dziecka, że mu nie odmówi.
– Tutaj? – zapytała banalnie.
– Wystarczy, że wyobrazisz sobie prawdziwy parkiet…Uwierz, to proste.



Chwycił jej dłoń, zamknął ją w swojej i przyciągnął całą do siebie. Poczuła muśnięcie flaneli na policzku i mocny uścisk, od którego kręciło się w głowie. Wszystko dookoła rozpłynęło się nagle, ucichł gwar rozmów. Zatopił twarz w jej włosach i chłonął ich poziomkowy zapach. Kołysali się w takt melodii i jednostajnego szumu pędzących wagonów…
Stacja. Ocknęła się raptownie. Poczuła rumieniec, który nie oszczędził nawet szyi i dekoltu. Sen krótki jak wystrzelona raca wyzwolił w niej lawinę czułości i desperackiej chęci powrotu w te roztańczone ramiona. Zerwała się z miejsca omijając wzrokiem jego sylwetkę. On siedział jeszcze przez chwilę, zbyt oszołomiony snem… Śnił. Śnił o dziewczynie w garsonce pod kolor lakieru do paznokci. W jego głowie wciąż dźwięczała muzyka, w rytm której przesuwały się senne obrazy:
– Zatańczysz ze mną? – stał przed nią z łobuzerskim uśmiechem i ufnością dziecka, że mu nie odmówi.
– Tutaj? – zapytała banalnie.
– Wystarczy, że wyobrazisz sobie prawdziwy parkiet…Uwierz, to proste…



Z pociągu wypadł w ostatniej chwili i spróbował odszukać w tłumie żakiet o barwie miodu. Stanął tuż za nią. Naprawdę pachniała poziomkami. Schody wiozły w burą codzienność obcą sobie parę rozpaloną tym samym marzeniem sennym. Oślepił ich blask słońca. Po deszczu z gatunku nadgorliwych nie zostało już ani śladu. Niespodziewanie, pomiędzy nich wtargnął tłum roztańczonych i rozśpiewanych ludzi. Ktoś złapał ich za ręce i popchnął ku sobie. Przyklejone do siebie ciała jak dwie połówki pomarańczy.
– Zatańczysz ze mną? – stał przed nią z łobuzerskim uśmiechem i ufnością dziecka, że mu nie odmówi.
– Tutaj? – zapytała banalnie.
– Wystarczy, że wyobrazisz sobie prawdziwy parkiet…Uwierz, to proste…

Obiecujący figiel losu. Ona i On. Razem ONI…Łatwo powiedzieć…Stefania i Stefan.

Boci@n

****************************************************************************

Alper Çuğun: Subway. flickr CC BY

Podziemny świat był zawsze okryty mroczną tajemnicą i pobudzał naszą fantazję. Stawał się siedliskiem zabobonów i niestworzonych historii. Na przemian przerażał i kusił swoimi bezkresnymi, czarnymi czeluściami. Pod ziemię zsyłano złoczyńców, budowano świątynie i miejsca kultu. Odgrodzony od zwykłej codzienności, nadal kojarzony jest ze smutkiem, śmiercią, a także wyimaginowanymi istotami, które nie znają światła dziennego. Pod ziemią czai się nasza historia, nasza przeszłość. Ale głębiny, to także źródło rzek, studni i strumieni (i Bóg wie czego jeszcze),to sieć rur, kabli, tuneli i pieczar…To również METRO.

METRO – [fr.], system bezkolizyjnej kolei miejskiej, której linie są prowadzone gł. pod ziemią (stąd nazwy: ang. underground, niem. U-Bahn), tylko wyjątkowo wyprowadzane na powierzchnię /…/ (A-Z : encyklopedia PWN : oryginalna Azetka. 2016 – BUW Wolny Dostęp AE53.A29 2016)

Londyn może pochwalić się najstarszym metrem na świecie, które okrzyknięto prawdziwą sensacją techniki! Pierwsze śmiałe propozycje budowy kolei podziemnej padły już w połowie XIX wieku. Zostały one skomentowane w osobliwy sposób przez pewnego znanego w tamtych czasach kaznodzieję:

Nadchodzący koniec świata zostałby przyspieszony przez budowę kolei podziemnych, dokopalibyśmy się bowiem do regionów piekielnych i zakłócili spokój diabłu (Ackroyd P.: Londyn podziemny. Poznań 2015 – BUW Wolny Dostęp DA689.U5 A25165 2015)

Charles Pearson był po prostu wizjonerem. Dostrzegając problem korków na ulicach miasta, które spowodowane były wciąż rosnącą liczbą dorożek, konnych omnibusów i furmanek wpadł na pomysł stworzenia podziemnych tuneli. Nikt nie traktował go poważnie. On natomiast mężnie znosił prześmiewcze komentarze na swój temat:

Jak nas poinformowano, przeprowadzono badania i wiele osób zamieszkałych wzdłuż proponowanej linii wyraziło gotowość do udostępnienia swoich piwniczek na potrzeby spółki (Ackroyd P.: Londyn podziemny. Poznań 2015 – BUW Wolny Dostęp DA689.U5 A25165 2015)…

Fantaści mają ciężki żywot, ale Charles Pearson żadnymi docinkami się nie przejmował i metodą drobnych kroczków realizował swoje marzenia. No i się udało! Pierwsze szyby zaczęto kopać (metodą odkrywkową) pod koniec stycznia 1860 roku, a 9 stycznia 1863 roku otwarto Metropolitan Underground Railway. Niestety pomysłodawca metra nie doczekał tej uroczystej chwili. Zmarł kilka tygodni przed inauguracją. Metropolitan Line przewoziła dziennie około 30 000 pasażerów. Aż trudno uwierzyć, że do małych lokomotyw parowych dołączano trzy klasy wagonów, zaś klasa pierwsza została wyposażona w dywany i lustra (w późniejszych czasach można było tam nawet zjeść śniadanie, obiad i kolację). Lokomotywki doczekały się imion: „Car”, „Kajzer”, „Mogoł”, „Szarańcza”, „Szerszeń”, „Komar” i „Pluton”. Sukces metra sprawił, że kolejne tunele zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu. I już w 1898 roku pod miastem przejeżdżało 550 pociągów dziennie. Zadziwiającym faktem jest również to, że zaczęto wierzyć w uzdrawiającą moc spalin i w to, że podziemie daje siłę. Z tego też powodu, na jednej ze stacji otwarto „sanatorium dla chorych na astmę i dolegliwości oskrzelowe”. Cudem świata okrzyknięto schody ruchome, które pojawiły się w metrze w 1911 roku. Dla spanikowanych pasażerów, którzy nie potrafili schodzić ze schodów wywieszono nawet specjalną tabliczkę: „zaczynać od lewej nogi”… Marzenia Charlesa Pearsona o potędze tuneli podziemnych spełniły się całkowicie. Karty historii metra londyńskiego zapisywane są już od ponad 150 lat, a jeśli są Państwo zainteresowani innymi, wręcz nieprawdopodobnymi faktami z życia MUR odsyłam Państwa do książki Petera Ackroyda.



Z Londynu przenieśmy się do Warszawy i dla odmiany do naznaczonych pechem, marzeń o warszawskim metrze. Sięgają one pierwszej połowy dwudziestego wieku. Za pioniera metra uważa się profesora Politechniki Warszawskiej, inż. Józefa Lenartowicza. Po kilku perturbacjach, w marcu 1927 roku warszawski zarząd miejski utworzył specjalną komisję do budowy kolei podziemnej. Rozpoczęto nawet wiercenia w dwóch kierunkach: plac Unii Lubelskiej – Muranów i Wola – Praga. Niestety, kryzys gospodarczy (1930-1933) i wybuch II wojny światowej (1939-1945) pokrzyżował plany marzycieli o potędze warszawskiego metra. Pomysł budowy podziemnej kolejki odżył na nowo 14 grudnia 1950 roku za sprawą uchwały rządu o budowie metra głębokiego:

W setkach zapewne miejsc dziurawiono Warszawę, wówczas jeszcze leżącą w gruzach, otworami wiertniczymi nieodzownymi dla badań gruntu pod metro, tym bardziej głębokie. Na skwerku na placu Grzybowskim, tuż przed kościołem zbudowano barak-laboratorium dla badań gruntu… (wspomnienia Witolda Pytowskiego – Rogiński A.: Metro w Warszawie. 2017 – BUW Wolny Dostęp TF847.W3 R66 2017)

Chodziły słuchy, że kopanie kosztownych tuneli w Warszawie na głębokości 30-40 metrów to efekt „mody” jaka panowała w tamtych czasach, czyli w czasach zimnej wojny. Skoro potęgi światowe takie jak ZSRR i USA budowały sobie schrony, to dlaczego Warszawa nie miałaby mieć swojego. Głębokie metro nadawało się do tego znakomicie i skutecznie chroniłoby przed ewentualnym bombardowaniami. Jednak plany i marzenia inżynierów, projektantów, architektów kolejny raz spaliły na panewce. W 1957 roku definitywnie przerwano budowę kolei podziemnej.

Linia starego metra warszawskiego ciągnie się pod ulicami warszawskiej Pragi prawie do samej Wisły, prace były mocno zaawansowane. Po zaniechaniu budowy metra pomieszczenia, tunele zostały zalane, a w części zaadoptowane na różne cele. Suchy tunel na Targówku przez pewien czas był składem win. Od wielu lat wszystkie korytarze są zamknięte i pozostawione same sobie… (Rogiński A.: Metro w Warszawie. 2017 – BUW Wolny Dostęp TF847.W3 R66 2017)

„Metro zje cały cement na mieszkania” – tym hasłem próbowano straszyć entuzjastów metra na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. To jednak nie przeszkodziło gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu ogłosić na posiedzeniu Sejmu, że już w 1983 roku rozpoczęta zostanie budowa metra w Warszawie. Marzenia o metrze warszawskim kolejny raz nabrały mocy urzędowej. I to tak potężnej, że dokładnie 17 czerwca 1983 roku rozstrzygnięto w trybie pilnym nazewnictwo stacji metra!!! Mnóstwo nerwowego zamieszania wywołała propozycja nazwy stacji przy dzisiejszym Placu Bankowym, a mianowicie stacja „Dzierżyńskiego”. Ostra krytyka planowanej nazwy, jak i samego Feliksa Dzierżyńskiego wymusiła na obradujących przedłożenia innego wniosku…Zaproponowano więc nazwę „Moskwa” argumentując, że skoro w Moskwie istnieje stacja „Warszawskaja” to należy się ukłon w stronę naszego sojusznika – ZSRR. To wywołało kolejną falę kłótni. I nie wiadomo jak skończyłaby się ta zażarta awantura, gdyby nie błyskotliwy pomysł jednego z obradujących…Uff…Stacja ”Ratusz” rozwiązała wszystkie animozje. Potem działo się jeszcze wiele i wcale nie było łatwo. Ale nadszedł wreszcie czas na upragniony sukces, który kazał na siebie czekać kilkadziesiąt lat. W piątek, 7 kwietnia 1995 roku o godz. 12:35 ze stacji Wilanowska ruszył pierwszy pociąg warszawskiego metra.
A czy wiedzą Państwo, że z metrem związany jest od lat osiemdziesiątych minionego wieku nikt inny jak sympatyczny krecik? O historii krecika z metra dowiedzą się Państwo na stronach 107-109 wspomnianej już książki pana Andrzeja Rogińskiego, którą gorąco Państwu polecam.

Boci@n

Literatura:
– Ackroyd P.: Londyn podziemny. Poznań 2015 – BUW Wolny Dostęp DA689.U5 A25165 2015
– Rogiński A.: Metro w Warszawie. Warszawa 2017 – BUW Wolny Dostęp TF847.W3 R66 2017
A-Z : encyklopedia PWN : oryginalna Azetka. Warszawa 2016 – BUW Wolny Dostęp AE53.A29 2016

12 comments for “Marzenia w rytmie metra

  1. Ulcia
    24 sierpnia 2017 at 10:55

    Każdy powinien przeczytać ten tekst. Dla mnie wspaniałe opowiadanie i kopalnia ciekawostek. Super!

  2. Jan Woreczko
    24 sierpnia 2017 at 15:40

    Gdyby w ten sposób zaczynała się słynna „Dziewczyna z pociągu”, to pewnie przeczytałbym cała książkę. A tak, poległem na początku…

    Ciekawostką jest to, że przed wojną budowano metro od razu w dwóch kierunkach. Po wojnie budowę rozpoczęto od strony Pragi. Plany były optymistyczne – była taka Kronika Filmowa, z której wynikało, że metrem będzie można dojechać z Dworca Głównego na planowany stadion Dziesięciolecia w czasie Festiwalu Młodzieży.

    Nie wiem czy jest o tym w książce Pana Rogozińskiego, ale budowniczowie metra mieli na Ursynowie problem. Może niektórzy jeszcze pamiętają, że ten odcinek był budowany metodą odkrywkową: robiono wykop, wylewano tunele i zasypywano wykop. Po zasypaniu pierwszych odcinków okazało się, że wylewka pod szyny zależnie od odcinka ma inną wysokość, chociaż przy laniu betonu wszystko się zgadzało. Inżynierowie zapomnieli, że ziemia „pracuje”. Gdy robiono wykop, zabierano ciężar i grunt się podnosił. Zasypując wylany tunel obniżano grunt.

  3. Boci@n
    29 sierpnia 2017 at 13:18

    Dziękuję za cenne komentarze 🙂
    Moim zdaniem, przebogata historia naszego metra to pole do popisu dla polskich reżyserów 🙂 Zanim jednak doczekamy się filmowego dzieła na ten temat, odsyłam do książki pana Rogińskiego. Zapewniam, jest co czytać 🙂
    Boci@n

  4. ABC
    4 września 2017 at 15:48

    Nie przypuszczałam,że METRO może stać się inspiracją romantycznej historii.Brawo za pomysł i ciekawe zakończenie,które w nie mniej wciągający sposób dostarczyło garści interesujących wiadomości dotyczących historii budowy metra.Czekam z ciekawością na następne Pani pomysły.

  5. Sysunia
    12 września 2017 at 21:45

    Wracając metrem rozmyślałam o tym jak fajnie by było zatańczyć ale nikt mnie nie poprosił-może dlatego że jechały same kobiety ;)i tak jak ja próbowały wypatrzeć chłopaka w skarpetach nie do pary i flaneli :@

  6. Boci@n
    13 września 2017 at 13:45

    Spełniające się marzenia, to radocha wyjątkowa,

    Życzę Państwu takich marzeń, a smutek się schowa :))
    Boci@n

  7. Gośka
    19 września 2017 at 18:19

    Tak piękny wstęp z historią miłosną której każdy chetnie by doświadczył a jednocześnie historia miasta, dzieje warszawskiego metra i informacje cenne i ciekawe
    Wszystko to splecione w jeden tekst . . .
    Tak potrafią pisać tylko prawdziwi mistrzowie
    CZEKAM NA KSIĄŻKĘ

    • Boci@n
      5 października 2017 at 15:34

      Pięknie dziękuję!!! Unoszę się nad ziemią :))

  8. klekot
    24 września 2017 at 11:59

    Podchodziłem do tego tekstu jak do jeża. Metro?? Cóż można zrobić z tak banalnym tematem? Generalnie nic, chyba że to Ty weźmiesz się za taki temat. Spod Twojego pióra, a w obecnych czasach spod klawiatury 😉 , nawet tekst o wykopkach ziemniaków lub roli stonki ziemniaczanej byłby tematem, którego nie powstydziliby się scenarzyści filmu „To właśnie miłość”.
    Jestem dozgonnym wielbicielem Twojej twórczości. Nie grafomanii, jak często mówisz o swoich tekstach, ale właśnie TWÓRCZOŚCI.

    • Boci@n
      5 października 2017 at 15:31

      Jestem Ci wdzięczna za ten komentarz 🙂 Dziękuję 🙂

  9. Tommylicious
    29 września 2017 at 20:12

    To ja zapraszam do tańca w wagonie lub na peronie stacji, nie mam co prawda skarpet nie do pary, ale można mnie poznać po tym, że śpiewam i uśmiecham się do siebie… a może do Ciebie? ;>

    • Boci@n
      5 października 2017 at 12:51

      A ja zapraszam do BUW i pozdrawiam serdecznie :)) Boci@n

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.