BuwLOG

Obiekt miesiąca: młodzieńcze wiersze Juliana Tuwima

Na pierwszy rzut oka zeszyt nie wyróżnia się niczym szczególnym. Niewielki, lekko wydłużony format, twarda okładka ze ściętymi rogami i wąskim paskiem materiału, chroniącym grzbiet przed zniszczeniem. Pożółkłe ze starości karty zapisane są drobnym, schludnym charakterem pisma. Kajet, jakich wiele zapełniono w międzywojennej Polsce. Wyjątkowym czyni go zaklęta w nim historia oraz postać właściciela – Juliana Tuwima.

Ulica Widzewska w Łodzi przebiega dziś zupełnie inaczej niż 125 lat temu, gdy pod numerem 44 urodził się Julian Tuwim. Nieco inaczej wygląda też ulica Św. Andrzeja 40, miejsce poetyckiej inicjacji młodego twórcy, jeszcze inaczej Mazowiecka 7 w Warszawie, gdzie w latach trzydziestych ubiegłego wieku autor mieszkał z żoną i ukochanym psem Dżońciem. Wiele zmieniło się miejsc i nazw, które wspominał poeta na kartach pisanych na emigracji Kwiatów polskich. Gros związanych z nimi wydarzeń przetrwało we wspomnieniach uczestniczących w nich ludzi, współtworząc dziś barwną legendę międzywojnia. Jedno z nich wyjątkową klamrą spina historię życia Juliana Tuwima z wojennymi losami Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie.

Naszą historię rozpoczniemy w mieście włókniarzy i filmowców, muzie poetów, gdzie Julian Tuwim spędził pierwszych 25 lat swojego życia. Łódź była dla niego miastem, w którym przyszedł na świat, urwisował, przeżywał trudy szkolnej nauki, rozterki młodzieńczych uczuć i dramatyczne wydarzenia robotniczych wystąpień oraz pierwszej wojny światowej. Do lat dziecięcych i młodzieńczych powracał często w wierszach i listach, we wspomnieniowej prozie, w radiowych felietonach i w prywatnych rozmowach. Powroty te stawały się dla poety czarodziejską podróżą, pełną przygód, magii i nostalgii:

Mam wrażenie, że gdy człowiek dorosły […] powraca myślą do lat dziecinnych – w całej istocie jego budzą się te same uczucia, co przy czytaniu opisów podróży. […] sama istota dzieciństwa jest czymś nieuchwytnym, jest jakimś nieustannym wczoraj, do którego z tęsknotą wyciągamy ramiona [..] i z której czarodziejską mocą pamięci wyczarowujemy z minionych lat słodkie i drogie wspomnienia.[1]

Zdzisław Marcinkowski – „Łódź”. Źródło: Polona

Miasto na zawsze pozostało niezwykłe, a pamięć nadawała mu moc czarodziejską. Dzięki niej właśnie, jak pisał Tuwim, mamy zawsze do dyspozycji wieczny, bezpłatny, święty kinematograf wyświetlający tkliwy film dzieciństwa [2]. Tu budziło się, rozkwitało i szybko więdło wiele chłopięcych pasji. Zbieranie znaczków i motyli było dla niego zbyt banalne. Stracił zainteresowanie kolekcją kolorowych szkiełek i kamyków, muszli, obrączek od cygar i widokówek z dalekich krain. Rozbijał termometry, żeby wydobyć rtęć, rozkręcał mechaniczne urządzenia, aby wyłuskać z nich śrubki, druty i kółka. Z niepojętych sobie powodów gromadził również zasuszone zioła lekarskie, zachłystując się ich zapachem, a późnej, w zaciemnionej kuchni, używając ich do dziecięcych eksperymentów alchemicznych. Szybko przeszedł do hodowli chrząszczy, jaszczurek i zaskrońców, przeprowadzał też poważne eksperymenty chemiczne. Sprawy wymknęły się spod kontroli, gdy przeniesiona do domu hodowla rozpełzła się po wszystkich kątach, a podgrzewana nad lampą spirytusową metalowa tuba, wypełniona mieszanką siarki, saletry oraz innych substancji, omal nie wysadziła mieszkania w powietrze…

Najtrwalszym jednak „bzikiem” okazała się fascynacja językiem. Po ojcu, który gromadził słowniki, biegle znał francuski, a na starość zapragnął nauczyć się włoskiego, Julek przejął zamiłowania lingwistyczne. Po babce i po matce odziedziczył albumy, w których obie zapisywały ulubione wiersze o tematyce historycznej, romantycznej i miłosnej. To, że stałem się poetą, Jej przede wszystkim zawdzięczam [3] – wspominał Tuwim ukochaną matkę. Stopniowo jego zainteresowania krystalizują się wokół zagadnień lingwistycznych, translatorskich i leksykograficznych. Główną pasją przyszłego poety staje się bibliofilstwo i kolekcjonerstwo, m.in. dokumentów związanych z magią, desmologią, literaturą marginesu społecznego. Bystry chłopiec z powodzeniem uczy się także języka esperanto.

Te zainteresowania pochłaniały go bez reszty. Przez wiele godzin ślęczał nad książkami, zgłębiając tajemnice, które odkrywał w sprowadzanych z księgarń i antykwariatów encyklopediach, słownikach i samouczkach w najdziwniejszych językach. Oprócz pasji być może był to również strach przed światem, od którego zaczął coraz bardziej stronić z powodu dużego znamienia na lewym policzku. Plama z małego Julka, chłopca niby to takiego jak wszyscy inni, uczyniła upośledzonego odmieńca, napiętnowanego przez naturę, wytykanego na ulicach palcami, przedmiot drwin i dokuczań w szkole [4] – wspominała po latach jego siostra, Irena Tuwim.

Nie wiadomo, czy to skaza na twarzy i prześladowania ze strony szkolnych kolegów, czy też nachalna rusyfikacja, której Tuwim stale doświadczał w Gimnazjum Realnym imienia Romanowych przy ulicy Mikołajewskiej 44 (dziś Sienkiewicza 46) były przyczyną jego problemów z nauką. Z piątej klasy do szóstej miałem tak zwaną dryndę (poprawkę)… z geografii. Fakt nie notowany w dziejach żadnego gimnazjum [5]. Jednak to w latach szkolnych nastąpił podwójny przełom w życiu młodego Tuwima.

Wiersze zaczął pisać w tajemnicy przed rodziną, zapełniając kolejne zeszyty z charakterystycznym złotym piórem wytłoczonym na sztywnej, czarnej okładce. Takich kajetów używał Tuwim w latach 1911-1918 i było ich razem jedenaście, po sto kilkadziesiąt kartek w każdym. Początkom jego poezji patronowali duchowo Arthur Rimbaud, Walt Whitman, Charles Baudelaire, jednak za swego największego mistrza uważał Leopolda Staffa. Tuwim długo się wahał, zanim zdecydował się wysłać mu do oceny niektóre swoje juwenilia. Po wielu tygodniach nerwowego czekania dostał wreszcie odpowiedź. List był długi, momentami gorzki, ale obiektywny i – w ogólnym rozrachunku – zachęcający młodzieńca do dalszej pracy. Staff zapewnił Tuwima, że powinien dalej pisać, a po latach wspominał: Właśnie to, że stanąłem wobec talentu kazało mi być dla jego dobra surowym [6]. Życzliwe uwagi uskrzydliły początkującego poetę, który z recenzji mistrza zaczerpnie potem słowa czyhanie na swego Boga i uczyni z nich tytuł pierwszego tomiku wierszy.

Tuwim wysyłał swoje teksty gdzie tylko się dało, licząc na debiut. Przez dwa lata słyszał jedynie odmowy. Ale 21 grudnia 1912 roku otrzymał jeden z najważniejszych listów w swoim życiu, pisany przez Zdzisława Dębickiego, redaktora popularnego „Kuriera Warszawskiego”:

Szanowny Panie!
Segregując utwory, nadesłane do noworocznego numeru „Kuriera Warszawskiego”, natrafiłem na Pańskie piękne wiersze, które płyną ze źródeł prawdziwej czystej poezji.
Wobec tego, że wyróżniają się one wybitnie z całego plonu, żal mi, że Szanowny Pan uczynił zastrzeżenie co do nazwiska. Zapytuję przeto najuprzejmiej, czy nie zechce Pan zastrzeżenia tego cofnąć.
Jednocześnie miło byłoby mi pośredniczyć między Panem a redakcją „Tygodnika Ilustrowanego” celem nawiązania bliższych stosunków.
Raczy W. Pan itd.
Zdzisław Dębicki [7]

Tuwim zadebiutował wierszem Prośba, opublikowanym 6 stycznia 1913 roku na łamach „Kuriera Warszawskiego”. Podpisał go inicjałami St. M., składając w ten sposób hołd Stefanii Marchew, dziewczynie, którą kilka lat później poślubi w łódzkiej synagodze. Wspominając szczęśliwy czas zakochania w poezji i kobiecie, napisze: Do mego chronicznego „rozstaffienia” przyłączyło się niebawem „rozsteffienie” [8].

„Kurjer Warszawski” r. 93, 1913, nr 6. Źródło: e-BUW

 

Czyż nie jest to najdziwniejsze i najpiękniejsze miasto na świecie? [9] –  retorycznie pytał Tuwim w jednym z listów adresowanych do Jerzego Zaruby, wybitnego karykaturzysty, malarza i scenografa. Miał tu jednak na myśli nie Łódź, tylko… Warszawę.

Stolicę najpierw widział jako dziecko, gdy z matką przyjeżdżał na wizyty lekarskie. Po raz kolejny w Warszawie zjawił się w 1916 roku, żeby zapisać się na otwarty mimo trwającej wojny Uniwersytet. Początkowo studiował na Wydziale Prawa, później przeniósł się na Wydział Filozoficzny, ale zarzucił oba kierunki po ukończeniu zaledwie pierwszych semestrów. Nie zabawił długo także na polonistyce. Jako student, młody poeta pomieszkiwał trochę u krewnych, potem w wynajmowanych pokojach. Na dobre osiadł w Warszawie już z żoną, którą poślubił 30 kwietnia 1919 roku, po siedmiu latach narzeczeństwa. Kilka razy zmieniali adresy, żeby pod koniec lat dwudziestych ostatecznie osiedlić się w pięciopokojowym mieszkaniu na pierwszym piętrze w kamienicy przy ul. Mazowieckiej 7. Dla Tuwima było to idealne miejsce: wokół kawiarnie literackie, kabarety, księgarnie… Po sąsiedzku działała słynna Ziemiańska oraz oficyna wydawnicza Mortkowicza. Niedaleko była siedziba „Wiadomości Literackich”, niemal naprzeciwko gmach Zachęty, a za rogiem Traugutta – kawiarnia artystyczna Zodiak. Z kolei Świętokrzyska, pełna antykwariatów, była rajem dla każdego bibliofila.

Henryk Poddębski – „Warszawa”. Źródło: Polona

Poeta rzadko osobiście w nich szperał – to sami księgarze, właściciele straganów i podwórkowi handlarze zbierali dla niego kurioza. Kolekcjonował dosłownie wszystko: anegdoty i ciekawostki o uczonych, pisarzach, politykach, informacje o nowych, nierzadko dziwnych, wynalazkach,  przeróżne zabawy słowne i szarady, dowcipy językowe i rebusy, niezwykłe wiersze, fraszki, satyry (którym czasem bliżej było do sztuki grafomańskiej niż poezji, choć przecież na tym właśnie polegała ich niezwykłość). Jedną z osób dostarczających Tuwimowi kolejne „okazy” do jego rozrastającej się kolekcji, był Józef Chudek – również zasłużony zbieracz, bibliofil, rasowy bibliotekarz i varsavianista. Pracując jako magazynier w Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie, miał nieograniczony dostęp do starych numerów czasopism, z czego Tuwim chętnie korzystał, redagując rubrykę Cicer cum caule, czyli groch z kapustą w miesięczniku „Problemy”.

Nie wiemy, w jaki sposób do zbiorów Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie trafił jedyny ocalony z pożogi wojennej rękopis Juliana Tuwima. Czy stało się tak za sprawą Józefa Chudka, w którym widział sprzymierzeńca w poszukiwaniu kolejnych kuriozów, czy może ówczesnego wicedyrektora Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie, Wacława Borowego, dobrego znajomego jeszcze sprzed wojennych czasów. Dość powiedzieć, że w zbiorach Gabinetu Rękopisów BUW, opatrzony numerem 237, przechowywany jest niewielki, mierzący 20 x 13 cm, liczący 57 kart zeszyt, zawierający odpisy pierwszych młodzieńczych wierszy poety.

Na sztywnej, zielonej okładce z drukowanym motywem liści Tuwim przykleił kartkę tej treści:

Zaświadczam, że załączony zeszyt wierszy pisany jest moją ręką. Wiersze te powstały w Łodzi w latach 1911-1914. ̶W̶i̶ę̶k̶s̶z̶o̶ś̶ć̶ część ich weszła do pierwszego tomu moich poezyj („Czyhając na Boga”). Wiersze, które nigdzie dotychczas nie były drukowane, zaopatrzyłem podpisem. 
Julian Tuwim
Warszawa, 4.VI.1932 [10]

Młodzieńcze wiersze Juliana Tuwima, BUW Rps 237

W zeszycie Tuwim spisał 84 wiersze, dzieląc je na dziewięć części zatytułowanych: Teofanja, Modlitwa, Patos życia, Klechda, Biała tajemnica, Zwieje wiosenne, Ogrody szpitalne, Kamea księżycowa oraz Manifest. Wśród nich znalazł się rękopis Prośby, prasowego debiutu poety. Na kartach 56-57 autor umieścił spis rzeczy z erratą. Karty 6, 47 i 56 są luźne. Liczne, wcześniej zapisane karty, przed ponumerowaniem zostały wycięte lub wydarte, stąd brak poszczególnych wierszy i całych cykli, uwidocznionych w spisie treści rękopisu.

Młodzieńcze wiersze Juliana Tuwima, BUW Rps 237

Zeszyt z wierszami Tuwima jeszcze przez kilka lat cieszył czytelników Biblioteki Uniwersyteckiej. Wszystko zmienił wybuch drugiej wojny światowej. Kiedy na terenie BUW pojawiły się pierwsze grupy niemieckich historyków sztuki z żądaniem wydania najcenniejszych dokumentów, bibliotekarze musieli wydobyć z ukrycia część zbiorów. Wkrótce schowali je jednak ponownie, tym razem na bibliotecznych półkach, wśród druków. Zajmował się tym osobiście Józef Chudek, który jak własną kieszeń znał trzydzieści pięć kilometrów bibliotecznych półek.[11]  W ten sposób ocalił m.in. część rękopisów średniowiecznych, korespondencję Sobieskich i Stanisława Augusta, diariusze sejmów z połowy XVIII w., autografy Krasickiego, Trembeckiego oraz… młodzieńcze wiersze Tuwima.

Archiwalne sprawozdania z działalności BUW podają, że rękopiśmienne zbiory biblioteki w 1939 roku liczyły ogółem 4132 jednostki. Dokładny rozmiar strat wojennych jest dziś trudny do ustalenia, ponieważ  wszystkie inwentarze, notaty do katalogu i skorowidze zbiorów, zostały przekazane w 1941 roku na Okólnik, gdzie doszczętnie spłonęły wraz ze złożonymi tam rękopisami i księgozbiorem podręcznym. Niemniej Adam Lewak, dyrektor BUW w okresie od kwietnia do września 1939 oraz po styczniu 1945, określił straty rękopisów BUW na 3883 jednostki.[12] Z dawnego zasobu zdołano uratować 262 jednostki, przede wszystkim dzięki bohaterskiej i heroicznej postawie Józefa Chudka.

Po latach wspomni on próbę ratowania księgozbioru i kolekcji Tuwima:

Wrzesień 1939 r. był granicą, która naszą znajomość przecięła na dwa okresy, niezależnie od naszej woli. Kolekcja kuriozów, którą oglądałem w mieszkaniu Tuwimów na Mazowieckiej, nie wróciła po wojnie w posiadanie właściciela, gdy on sam znalazł się z powrotem w Warszawie. Był zapaleniec, który pod bombami wrześniowymi 1939 r. próbował z opuszczonego w pierwszych dniach wojny mieszkania Tuwimów uratować… dorożkę książek (tylko i wyłącznie książek, które wydawały mu się najbardziej tego godne) i nie jest wykluczone, że może kiedyś coś z tych książek Tuwima „wypłynie”. Podczas powstania warszawskiego księgozbiór Tuwima posłużył do… budowy barykady na Mazowieckiej 7. [13]

Przedziwne i zaskakujące bywają losy zarówno ludzi, jak i rękopisów. Młodzieńcze wiersze Tuwima to radosny etap jego twórczości, w której dominowała tematyka młodości, sił witalnych oraz zachwyt faktem istnienia. Piszący je siedemnastoletni uczniak z ulicy Św. Andrzeja nigdy nie stracił nadziei, że pewnego dnia jego talent zostanie zauważony i doceniony. Trzydzieści lat później, już w okupowanej Warszawie, Józef Chudek, pracownik Biblioteki Uniwersyteckiej, ocali nie tylko wiersze przyjaciela i podobnego mu pasjonata słowa pisanego, lecz także cenne skrawki polskości, przed ich bezpowrotnym zniszczeniem i zapomnieniem.

Łukasz Ratajczak, Gabinet Rękopisów BUW

 

Wykaz ważniejszej literatury

Borowy W. Okres powstania 1944 r. w Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie (Relacja  Bohdana  Korzeniewskiego spisana przez Wacława Borowego) [w:] Walka o dobra kultury… t.2
BUW Wolny Dostęp D765.2.W3 K63 1965

Gomulicki J.W. Człowiek-wiersz, czyli O Julianie Tuwimie, [w:] Aleje czarów, Warszawa 2000
BUW Wolny Dostęp PG7017 .G66 2000

Januszewski T. Rozmowy z Tuwimem, Warszawa 1994
BUW Magazyn 765123

Jedlicka W., Toporowski M. Wspomnienia o Julianie Tuwimie, Warszawa 1963
BUW Magazyn 260050

Kozerska H. Straty w zbiorze rękopisów Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie w czasie I i II wojny światowej, Warszawa 1960
BUW Wolny Dostęp Z6621.W284 K69 1960

Matywiecki P. Stary gmach, Warszawa 2016
BUW Wolny Dostęp Z818.W27 M38 2016

Matywiecki P. Twarz Tuwima, Warszawa 2008
BUW Wolny Dostęp PG7158.T82 M38 2008

Sokołowska W. Dzieje Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie 1939-1944, Warszawa 1959
BUW Wolny Dostęp Z818.W27 B58 1990

Stradecki J. Kalendarium życia i twórczości Juliana Tuwima, [w:] J. Tuwim, Wiersze, t. 1 (w edycji Pisma zebrane), Warszawa 1986
BUW Wolny Dostęp PG7158.T8 A17 1986b t.1

Tuwim I. Łódzkie pory roku, Warszawa 1958

Urbanek M. Tuwim. Wylękniony bluźnierca, Warszawa 2013
BUW Wolny Dostęp PG7158.T82 U75 2013

Przypisy
[1] J. Tuwim, Moje dzieciństwo w Łodzi, [w:] Pisma prozą, oprac. J. Stradecki, Warszawa 1964, s. 12.
[2] J. Tuwim, Moje dzieciństwo w Łodzi, [w:] Pisma prozą, oprac. J. Stradecki, Warszawa 1964, s.13.
[3] J. Tuwim, Książki, Chopin i Inowłódz, [w:] Pisma prozą, oprac. J. Stradecki, Warszawa 1964, s.61.
[4] I. Tuwim Łódzkie pory roku, Warszawa 1958, s.19.
[5] J. Tuwim, Nauka szkolna i zainteresowania pozaszkolne, [w:] Pisma prozą, oprac. J. Stradecki, Warszawa 1964, s.48.
[6] Leopold Staff i Julian Tuwim, Z tysiącem serdeczności… Korespondencja z lat 1911–1953, oprac. Tadeusz Januszewski, Irena Maciejewska, Janusz Stradecki, Warszawa 1974, s. 18–19
[7] J. Tuwim, Pamięci Zdzisława Dembickiego, [w:] Pisma prozą, oprac. J. Stradecki, Warszawa 1964, s.106-107.
[8] J. Tuwim, O moim Staffie, Odrodzenie, nr 48, 1948, s. 1-2.
[9] J. Zaruba, Między nami, Aninianinami , [w:] Wspomnienia o Julianie Tuwimie, Warszawa 1963, s. 357.
[10] Wiersze młodzieńcze Juliana Tuwima, BUW Rps 237
[11] M. Toporowski, Strop – wspomnienia warszawskie, [w:] Walka o dobra kultury, tom 1. Warszawa, 1970, s.341.
[12] Katalog wystawy rękopisów i druków wywiezionych przez hitlerowców do Niemiec, uratowanych przez Armię Czerwoną i przekazanych Polsce przez Rząd Radziecki. Warszawa 1948, s.10.
[13] J. Chudek, Tuwim jako kolekcjoner kuriozów, w: Wspomnienia o Julianie Tuwimie, Warszawa 1963, s. 191.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.