P Język. Literatura
Kawakami, Mieko, Wszyscy zakochani nocą, z japońskiego przełożyła Anna Horikoshi, Białystok: Mova, 2024.
BUW Wolny Dostęp PL872.5.A92 S83165 2024
Fuyuko od rana do wieczora szuka w książkach błędów. To jej pasja i jednocześnie zawód. Domyślają się Państwo kim jest Fuyuko? Tak! Jest korektorką. Taki z niej korektorski mól książkowy, który na dodatek nie ma w zwyczaju oglądać telewizji. To znaczy, Fuyuko zwyczaj gapienia się w tv miała do pewnego momentu, ale został on zarzucony bez prawa powrotu. Powód? Bezbłędny 🙂 Tak bardzo irytowały ją niezliczone zgrzyty językowe wyświetlane na ekranie telewizora, a przede wszystkim to, że nie była w stanie ich poprawić (bo niby jak?), że przestała włączać bezużyteczne grająco-gadające pudło. Od tego momentu oddycha z ulgą. Wytchnienie przynosi jej również muzyka Chopina. Jego kołysankę fortepianową nazywa oddechem nocy. W ogóle Fuyuko uwielbia noce. Według niej są zdumiewające, ponieważ potrafią światła budzić do życia. Czerwień sygnalizatora. Łuna latarni. Reflektory aut. Migotanie komórek… Nocą światła są rozpromienione 🙂
Fuyuko uważa, że jej 34-letnie życie nie ma za dużej wartości i jest nudne. Na szczęście ma obok siebie kogoś, kto zupełnie się z tym nie zgadza:
„”Nie przejmuj się – mówiła wtedy – to jest ciekawe dla mnie, ty nie musisz tego rozumieć. Słuchanie o twoim życiu sprawia mi przyjemność”. I uśmiechała się jeszcze bardziej.” (Kawakami, Mieko, Wszyscy zakochani nocą, Białystok: 2024, s.20.)
A jeszcze ktoś inny jest zdania, że Fuyuko ma piękny charakter pisma, choć ona sama twierdzi, że jej pismo nie jest absolutnie piękne, ale jakieś takie… nerwowe.
„Najpierw chciałam wysłać mu te pieniądze przekazem pocztowym, ale w trakcie rozmowy okazało się, że Mitsutsuka pracuje w mojej okolicy, więc umówiliśmy się mniej więcej w połowie drogi, w kawiarni w pobliżu stacji, na której nigdy w życiu nie byłam, wieczorem następnego dnia.” (Kawakami, Mieko, Wszyscy zakochani nocą, Białystok: 2024, s. 90.)
Jeśli sięgną Państwo po książkę, będą mogli osobiście się przekonać, jakie rzeczywiście życie prowadzi genialna korektorka książek… Prawdziwe.
„Kończyłam pracę o szóstej i codziennie, bez wyjątku, piłam alkohol. Sake sprzedawana w zakręcanej szklance i piwo przestały mi wystarczać, więc zaczęłam kupować większe butelki, ale kiedy zobaczyłam, że można zamówić zestaw kilku dużych kartonów sake w przystępnej cenie przez internet, przerzuciłam się na zakupy online.” (Kawakami, Mieko, Wszyscy zakochani nocą, Białystok: 2024, s. 161.)
B L Filozofia. Psychologia. Religia. Oświata
Watt Smith, Tiffany, Alfabet ludzkich uczuć czyli Jak nazywać emocje, przełożył Jacek Konieczny, Warszawa: Wydawnictwo WAB, 2025.
BUW Wolny Dostęp BF561.W38165 2025
Awumbuk, brabant, cyberchondria, dolce far niente, ekstaza, fago, greng jai, hwyl, ilinx, kwoczenie, liget, mudita, nakhes, oime, przekora, rozkosz, szok, technostres, ulga, viraha, wstyd, zawiść, żal…
„Głęboko w płatach skroniowych mózgu znajduje się obiekt w kształcie łzy zwany ciałem migdałowatym. Neurologowie twierdzą, że jest to „centrum dowodzenia” naszych emocji.” (Watt Smith, Tiffany, Alfabet ludzkich uczuć czyli Jak nazywać emocje, Warszawa: 2025, s.11.)
Ten zdumiewający ośrodek mózgowy dokonuje oceny sygnałów, które docierają do nas z zewnątrz i decyduje o tym, czy w danej chwili mamy się na przykład zacząć bać i brać nogi za pas, czy może jednak zostać i poczekać na szybsze, ale jednocześnie przyjemnie ekscytujące bicie serca.
Prawda, że czasem ciężko jest pojąć, co nam w ciele gra? Rozumienie uczuć, które się w nas rozpychają, to wręcz orka na ugorze. A pytania, skąd się one biorą i jak sobie z nimi radzić, dla nikogo chyba nie są obce. Proszę mi tu natychmiast rozwikłać uczuciową zagadkę! Ale jak? Na przykład, dawno temu była sobie teoria zwana teorią medycyny humoralnej. Dowodziła ona, że w każdym z nas utrzymuje się równowaga pomiędzy czterema humorami: krwi, żółci, czarnej żółci i flegmy. I to właśnie te cztery humory miały być odpowiedzialne za naszą osobowość i nastrój. Znam nawet paru takich krewkich i paru takich flegmatyków 😉 A sama jestem kompletną mieszanką humorów 🙂 No, ale wróćmy do książki.
„W pełnej przeciągów sali wykładowej w Edynburgu filozof Thomas Brown stwierdził na początku XIX wieku, że to nowe rozumienie funkcjonowania ludzkiego ciała wymaga nowego języka, i zaproponował użycie terminu „emocja”. (Watt Smith, Tiffany, Alfabet ludzkich uczuć czyli Jak nazywać emocje, Warszawa: 2025, s. 13.)
Emocje. Weźmy sobie jedną z nich – song. Znam ten rodzaj uczucia doskonale, oj znam. Trąci powszechnością, choć przyznać się do songu nie jest wcale tak prosto. Ale ja się przyznam. Miałam w dzieciństwie przyjaciółkę. To, o czym teraz opowiem, wydarzyło się, kiedy zaczynały nam już wypadać mleczaki, a w planach pojawiło się kupno tornistra do szkoły. Pewnego dnia mój tata posadził nas przy stole, na którym stał kolorowy wazon. Rozdał nam kartki papieru i kredki. I poprosił nas, abyśmy mu ten wazon wyrysowały. Bardzo przejęte zadaniem na miarę wiekopomności przystąpiłyśmy do pracy. A gdy skończyłyśmy, tata wydał werdykt… Według niego, wyrysowany wazon przyjaciółki okazał się ładniejszy od mojego… Uznałam, że to okropny przejaw niesprawiedliwości. Poczułam się zdradzona przez własnego tatę! Jak on mógł?! Pamiętam do dziś swoje dziecinne nabzdyczenie i naburmuszenie. Foch jak się patrzy 🙂 Faktem jest, że mój rysunek nie był udany. Ale wtedy tego nie dostrzegałam i przez to dręczyła mnie uraza. Nic oprócz niej się nie liczyło… I tak już na marginesie – nigdy nie nauczyłam się rysować.
„Song. Czy każdy afront odbierasz jako rażącą niesprawiedliwość? Mniejszy kawałek ciasta, mniejszy udział w spadku potrafią wzbudzić ciche bulgotanie uraz.” (Watt Smith, Tiffany, Alfabet ludzkich uczuć czyli Jak nazywać emocje, Warszawa: 2025, s. 252.)
Przyganiactwo – o tej tuzinkowej emocji przeczytają Państwo na 209 stronie. A chcieliby Państwo zapoznać się z tymi, które wymieniłam na początku, które w nas buzują i wylewają, czy sobie tego życzymy, czy nie? Zapraszam Państwa do lśniącej kolorami galerii ludzkich odczuć 🙂
AM C D-F GN700-875 Nauki historyczne
Hickman, Katie, Waleczne serca: kobiety Dzikiego Zachodu, przekład Tomasz Bieroń, Kraków: Znak Horyzont, 2025.
BUW Wolny Dostęp F596.H53165 2025
„Również dla Mary Richardson Walker stres związany z sześciomiesięczną podróżą drogą lądową miał charakter nie tylko fizyczny (chociaż sama myśl o tym, „jak wygodnie żyły świnie ojca” w porównaniu z warunkami, w których podróżowała – brudno, mokro, wieczna biegunka – często wystarczała, żeby doprowadzić kobietę do płaczu)”. (Hickman, Katie, Waleczne serca: kobiety Dzikiego Zachodu, Kraków: 2025, s.106.)
O Dzikim Zachodzie rozpisywano się powszechnie. I o gorączce złota. A także o męskim świecie Dzikiego Zachodu, czyli o mężczyznach, którzy ten Dziki Zachód zdobywali. Pisano o nich ballady, książki, nagrywano filmy i programy telewizyjne. A o kobietach raczej cicho sza. Katie Hickman podjęła się trudu, aby to zmienić. Napisała książkę o kobietach, które próbowały oswoić dzikość zachodu. O kobietach-koczowniczkach, które podróżowały po srogich równinach i nieprzetartych szlakach górskich w bólu i trwodze, ale i z nadzieją, że wreszcie znajdzie się miejsce na budowę nowego, lepszego, prawdziwego domu. W książce pojawiają się również kobiety, które utraciły swój dom tylko dlatego, że na ich ziemiach pojawili się butni i ogarnięci szałem poszukiwacze złota, zdobywcy Dzikiego Zachodu… To historia kobiet dotkniętych białą kolonizacją, kobiet zamykanych bezprawnie w rezerwatach… W tej opowieści znalazło się również miejsce dla kobiet-niewolnic podążających pod przymusem za swoimi „panami”…
Wyobrażają sobie Państwo poród w drodze, na prowizorycznym łóżku podczas burzy i deszczu, który leje się na głowy i zalewa wszystko wokół? A podczas ciągnącej się tysiące kilometrów wędrówki naznaczonej wszelakimi plagami, chorobami, klęskami żywiołowymi i nieszczęściami, które chodzą parami? Czy wyobrażają sobie Państwo taką niby prostą czynność jak przyrządzanie posiłków? A gotowanie obiadu na dworze, na otwartym ogniu? Dwa rozwidlone patyki wbite w ziemię, na rusztowaniu okrągły palik, a na nim obozowe kociołki – łatwe. Czyżby? Początek gehenny: znienawidzone preriowe wiatry rozdmuchujące na okrągło paleniska i krnąbrne płomienie osmalające na okrągło ciała i suknie…
„To była przygnębiająca praca. „Tak dużo gotuję w palącym słońcu i dymie, że prawie już nie wiem, kim jestem, i kiedy patrzę w lusterko pytam: >>Czy to mogę być ja?<< . Gdybym narzuciła na siebie opończę, mogłabym udawać squaw z plemienia Osedżów. Moje dłonie mają kolor wędzonej szynki i są tak poparzone, że skóra ciągle się łuszczy. […] Jeśli tu zostaniemy – dodała pół żartem, pół serio – trzeba będzie założyć strój Bloomer”. (Hickman, Katie, Waleczne serca: kobiety Dzikiego Zachodu, Kraków: 2025, s. 270.)
„Do tej pory uważano, że biała kobieta nie wytrzyma wyczerpującej lądowej wędrówki na Zachód przez Góry Skaliste, liczącej ponad trzy i pół tysiąca kilometrów. W 1836 roku Narcissa Whitman i Eliza Spalding udowodniły, że można to zrobić. A skoro im się udało, było tylko kwestią czasu, aż w ich ślady pójdą inne.
Drzwi na Zachód zostały uchylone – i już nigdy nie miało być tak samo.” (Hickman, Katie, Waleczne serca: kobiety Dzikiego Zachodu, Kraków: 2025, s. 14.)
Historie walecznych kobiet i historia jednej z największych migracji przeplatana potem, łzami i krwią dostępna w naszej Bibliotece.
„Na dobre i na złe – kobiety były w samym sercu tego wszystkiego. Oto ich historia.” (Hickman, Katie, Waleczne serca: kobiety Dzikiego Zachodu, Kraków: 2025, s. 29.)
G-GF Q R-V Geografia. Nauki matematyczne, przyrodnicze i stosowane
Król, Wiktoria, Zabójcza zieleń: historia zielonego pigmentu z arszenikiem, Białystok: Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k., 2025.
BUW Wolny Dostęp RA1231.A7 K76 2025
XIX wiek może się kojarzyć nie tylko z rewolucją przemysłową, ale i… z zabójstwami, których dokonywano przy „pomocy” arsenu zwanego potocznie arszenikiem. Dla przykładu policzmy zgony, które miały miejsce w Anglii i Walii w latach 1750-1914. Na podstawie dogłębnej analizy wybranych 535 procesów sądowych ustalono, że aż 237 z tych spraw dotyczyło morderstw, za które odpowiedzialność ponosił ten zdradliwy chemiczny pierwiastek! Mało? To jeszcze klika makabrycznych faktów z angielskiego podwórka na ten sam temat, które ukazały się w „Gazecie Lwowskiej”:
„W przeciągu sześciu lat od 1848 do 1853 padło według wykazów rządowych ofiarą trucizny 1700 mężczyzn, a 1518 kobiet, co wynosi przeciętnie po 536 osób na rok, czyli po 10 na tydzień, czyli 1 co godzin 16.” (Król, Wiktoria, Zabójcza zieleń: historia zielonego pigmentu z arszenikiem, Białystok: 2025, s. 30.)
Kolejne fakty: ogólnie rzecz biorąc trujący Arsen (As) można zaliczyć do pierwiastków powszechnie występujących na kuli ziemskiej. Niebywałe! Wystarczyło go odkryć, aby stał się śmiercionośną bronią.
„Arsen metaliczny po podgrzaniu nie topi się, lecz zamienia w parę, a podczas reakcji z tlenem tworzy biały tritlenek diarsenu (As2O3), zwany białym arszenikiem lub po prostu arszenikiem.” (Król, Wiktoria, Zabójcza zieleń: historia zielonego pigmentu z arszenikiem, Białystok: 2025, s.13.)
Arszenik jest bezbarwny i bezwonny, a przede wszystkim nie ma smaku i łatwo rozpuścić go w cieczy. Nie dziwota, że stał się w pewnym momencie modną trucizną. W dodatku łatwo go było kupić, bo sprzedawany był bez ograniczeń nie tylko w aptekach, ale i w zwykłych sklepach spożywczych. Idźmy dalej. Do popularności arszeniku, jakby na to nie patrzeć, przyczynił się szwedzki chemik Carl Wilhelm Scheele. I to właśnie dzięki niemu w pewnym momencie arszenik wkroczył na salony, i to dosłownie. Niezjednany miłośnik eksperymentów, przez zupełny przypadek odkrył, że gdy arszenik połączy się z miedzią, to wyjdzie z tego związek o niepowtarzalnym zielonym kolorze. A tego ludziom, jak się okazuje, było trzeba! Wyjątkowego zielonego pigmentu! Bo każdy pragnął podziwiać kolor natury i cieszyć się nim na co dzień. Wykorzystanie zielonego związku, który z nadzieją nie ma nic wspólnego, rosło i rosło, i zataczało coraz szersze kręgi. Arszenik przestał być jedynie trucizną i stał się nieodzownym elementem dnia codziennego zwykłych obywateli. Dodawano go niemalże do wszystkiego. Rozpoczęła się masowa produkcja przedmiotów domowego użytku o wyjątkowej zielonej barwie… Trująca zieleń z domieszką arszeniku pojawiła się w tapetach, zasłonach, kapach, dywanach, sukniach, kopertach, abażurach, zabawkach, kokardach i książkach. W zielony papier pakowano czekoladę…
„Nie tylko opakowania na produkty spożywcze były niebezpieczne, Chevallier wymienił również wypadki dzieci, które bawiły się kolorowymi pudełkami.
Najpoważniejszym przypadkiem był syn dozorcy teatru w Lyonie, który otruł się śmiertelnie zielonym pudełkiem – prezentem na Nowy Rok.” (Król, Wiktoria, Zabójcza zieleń: historia zielonego pigmentu z arszenikiem, Białystok: 2025, s. 246.)
O historii pięciu szwaczek, które pracowały przy sukni z zielonej gazy, przeczytają Państwo na stronie 205, a o pielęgniarkach, którym zaszkodziły zielone kotary w szpitalu – na stronie 249. Historie mrożące krew w żyłach. Są na nie Państwo gotowi? A może również i na to, jak zakończyła się epoka arszeniku?
H GN1-673 GR-GV Nauki społeczne. Antropologia
Cockrell, Will, Korporacja Everest: o zapaleńcach, awanturnikach i ich biznesie na dachu świata, przełożyła Agnieszka Wilga, Warszawa: Filtry Wydawnictwo, 2024
BUW Wolny Dostęp GV199.44.E85 C63165 2024
„Zanim doszło do pierwszej udanej wyprawy z przewodnikami, tylko około dziesięciu procent himalaistów docierało na szczyt Everestu. Dziś ta liczba wynosi w przybliżeniu siedemdziesiąt procent. Mniej niż pół procent śmiałków po drodze traci życie.” (Cockrell, Will, Korporacja Everest: o zapaleńcach, awanturnikach i ich biznesie na dachu świata, Warszawa: 2024, s. 7.)
Jak to jest spełnić swoje marzenie i wejść na najwyższą górę świata? Szerpowie nazywają ją Sagarmatha, Tybetańczycy – Czomolungma, jednak większość zna ją jako Mount Everest. Z Wikipedii dowiedziałam się, że w 2020 roku wysokość szczytu została ostatecznie ustalona na 8848,86 m n.p.m. Co za moc! Ziemski gigant zbudowany jest z granitów, wapieni, łupków i gnejsów. Ale książka Willa Cockrella, amerykańskiego dziennikarza śledczego, nie jest opowieścią o szczycie nazwanym na cześć geodety i kartografa George’a Everesta. To historia branży przewodnickiej, jej wypaczeń i poświęceń, a także komercjalizacji wypraw na górę, która nosi miano siedziby bogów…
„Jedne firmy krytykowano za pobieranie ogromnych opłat i zabieranie na górę klientów o zbyt małych umiejętnościach, twierdzono, że to wynik nadmiernej chciwości. Ale jeśli pobierało się mniejsze opłaty i zabierało osoby bardziej doświadczone, takie jak David Sharp, który wcześniej już dwa razy był na Evereście, padały zarzuty dotyczące niedostatecznej opieki nad klientem.” (Cockrell, Will, Korporacja Everest: o zapaleńcach, awanturnikach i ich biznesie na dachu świata, Warszawa: 2024, s. 233.)
Z książki autorstwa entuzjasty legendarnego szczytu dowiedzą się Państwo jak można na Evereście zarobić, i jak to jest być skazanym na diabelnie niebezpieczną pracę przewodnika, a także jak wędruje się po Himalajach z zadyszką lub bez. Oraz jak to jest być wybrańcem gotowym sięgnąć chmur i dachu świata… I jeszcze, co się czuje, gdy się to osiąga:
„Gdy Edmund Hillary i Tenzing Norgay stanęli razem na dachu świata, nie było widać ich łez, zasłoniętych przez gogle, maski tlenowe, kaptury i czapki. Hillary wyciągnął rękę, by uścisnąć Szerpie dłoń, ten zaś przyciągnął go do siebie i objął. W ten sposób scementowali więź na całe życie.” (Cockrell, Will, Korporacja Everest: o zapaleńcach, awanturnikach i ich biznesie na dachu świata, Warszawa: 2024, s. 47.)
Zdobycie szczytu przez Edmunda H. i Tenzinga N. miało miejsce dokładnie 29 maja 1953 roku… Wtedy to po raz pierwszy Mount Everest został ujarzmiony przez człowieka. Od tamtej pory minęło wiele lat. Coraz więcej zapaleńców sięga tam, gdzie wydawałoby się, wzrok nie sięga… A słyszeli Państwo ostatnie doniesienia? Andrzej Bargiel został pierwszym człowiekiem, który wszedł na Czomolungmę bez dodatkowego tlenu i zjechał ze szczytu na nartach… Pasja czy brawura? Mają Państwo zdanie na ten temat?
Prawdą jest, że ludzie są w ciągłym ruchu i wciąż przesuwają granice jak pionki na szachownicy. Z taką prawdą ciężko dyskutować.
Informacje o książkach przygotowała:
Dorota Bocian – Oddział Opracowania Zbiorów.
Propozycje tytułów książek:
Dorota Bocian ze wsparciem Zespołu KBK – Oddział Opracowania Zbiorów.

Dorota Bocian jak zawsze potrafi wzbudzić zainteresowanie i zachęcić do czytania.
Dziękuję po stokroć 🙂 Jeśli lubi Pani czytać kryminały to gorąco zachęcam do przeczytania książki o arszeniku 🙂 Boci@n