BuwLOG

Relacja z 87. Kongresu IFLA: Inspire, Engage, Enable, Connect. Część 2 ‒ wizyty w bibliotekach (library tours) i inne miłe momenty

Niewątpliwie przewagą Kongresu onsite nad zeszłorocznym online jest możliwość odwiedzenia bibliotek. Tzw. library tour są tradycyjnie organizowane w dzień po oficjalnym zamknięciu Kongresu. Można wybrać wycieczki dalsze, do innych miast lub zostać w mieście kongresowym. Można także wybrać typ biblioteki, którą chcę się zobaczyć ‒ tu motywacje są różne.

Cregan Library and Woodlock Hall Library, Dublin City University (pisze Zu S.)

Odwiedziłam dwie z trzech bibliotek Dublińskiego City University w północnej dzielnicy Drumcondra. Sama uczelnia jest stosunkowo młoda: powstała w latach 70. XX w. jako wyższa szkoła techniczna, a po połączeniu z czterema innymi szkołami uzyskała status uniwersytetu; obecnie uczy się tam 17 tys. studentów.

Cregan Library na kampusie Św. Patryka mieści się w nowoczesnym, brutalistycznym budynku, który otwarto w 2016 r. Mimo różnicy wieku, jego wnętrza bardzo przypominają BUW. Są tam beton, szkło i metal, a także… „potykacze”!

Tabliczka informacyjna ustawiona przy metalowych schodach, w tle regały z książkami i betonowe ściany.
Zdjęcie nowoczesnej formy witrażu nad wejściem do budynku.
Widok wnętrza wypełnionego regałami z książkami

Parter jest ogólnodostępny, znajdują się tam stanowisko informacji i wypożyczalnia, selfczeki, kawiarnia oraz przestrzenie: wystawowa i teatralno-wykładowa im. Seamusa Heaney’a. Zbiory są dostępne tylko dla społeczności studenckiej za bramkami (podobnymi do tych na 2. linii warszawskiego metra). Kolekcje ustawione wg. klasyfikacji dziesiętnej Dewey’a zajmują trzy piętra, jedno z nich w całości poświęcono na zbiory pedagogiczne (w tym, oprócz książek, wielkie pojemniki z pomocami dydaktycznymi: zabawkami, instrumentami muzycznymi i sportowymi!). Ponadto biblioteka oferuje możliwość wypożyczenia laptopów w „laptopomacie”, a w czasie sesji egzaminacyjnych jest otwarta przez całą dobę (wieczorami i nocą oczywiście bezobsługowo).

Zdjęcie grupy ludzi pozujących do zdjęcia przed budynkiem

Biblioteka Woodlock Hall na kampusie All Hallows to nieduża (18 tys. vol.), nowo otwarta (grudzień 2021 r.) biblioteka zawierająca pojezuickie zbiory z dziedzin filozofii, religii, psychologii, nauk społecznych i literatury. Publikacje zostały tutaj ustawione wg znanej (i lubianej?) Klasyfikacji Biblioteki Kongresu, na większości z nich widnieją nalepki z symbolami zaczynającymi się od litery B. Przestrzeń stanowi spójne połączenie historycznego budynku i nowoczesnych rozwiązań. Są tu typowe dla Wysp Brytyjskich XIX w.: szara cegła na ścianach, zabytkowe kominki i wielkie drewniane okna (niektórzy mają skojarzenia z uniwersum Harry’ego Pottera), a do tego nowa zabudowa w postaci piętrowych regałów, biurek, schodów i windy. Wszystkie nowe elementy są utrzymane w rdzawej palecie barw, nie brakuje też udogodnień takich jak dodatkowe oświetlenie i duża liczba gniazdek do podłączenia własnych urządzeń.

Zdjęcie czytelni bibliotecznej, na środku stoły, na jednej ze ścian galeria z regałami z książkami.
Czytelnia Biblioteki Woodlock Hall, fot. ZS

Nad stanowiskiem bibliotekarzy góruje olbrzymia, wysoka na 3 i długa na ponad 4 metry, seria 18 portretów przywódców niepodległościowego powstania 1916 r. autorstwa malarza Mick’a O’Dea. Wśród wizerunków mężczyzn uwagę przyciąga portret jedynej kobiety, Constance Markiewicz. Ten widok zachęca do zgłębienia historii irlandzkiej drogi do niepodległości.

Zdjęcie fragmentu ściany z zawieszonymi na nim portretami
18 portretów przywódców niepodległościowego powstania 1916 r. autorstwa Mick’a O’Dea, fot. ZS

Library Tour: Dalkey Public Library and Lexicon (pisze Zuza W.)

Przy wyborze wycieczki bibliotecznej kierowałam się w tym roku lokalizacją. Dalkey to położone 25 minut pociągiem od centrum Dublina nadmorskie miasteczko na wzgórzu, założone przez Wikingów. Obecnie przyciąga krajobrazem, malowniczymi uliczkami, plażą, mariną, molem (obok którego można spotkać lwy morskie), a także znanymi postaciami ze świata kultury, które je zamieszkiwały lub zamieszkują (np. George Bernard Shaw, Enya, czy Bono z U2). Małe miasteczko ma małą bibliotekę – pierwotnie mieszczącą się w domku jak z piernika z początku XX w., w którym obecnie jest sklep, a w niegdyś sklepie nieopodal – nowa siedziba biblioteki. Ot, taka zamiana. Czynna siedem dni w tygodniu, biblioteka w sąsiedztwie, wie, jak odpowiadać na potrzeby swojej społeczności, bo bardzo dobrze ją zna. Z przeszklonym salonem z widokiem na ulicę (uliczkę) i z małym ogródkiem, wystarczającym, żeby uprawiać ziemniaki (projekt „Grow It Yourself”, o nim będzie w części 3. relacji), organizować koncerty i wstawić mozaikę upamiętniającą Maeve Binchy – bardzo znaną pisarkę irlandzką, do śmierci mieszkającą w Dalkey i, a jakże, będącą czytelniczką tej biblioteki (w zbiorach BUW prozy M. Binchy mamy pod dostatkiem).

Druga biblioteka – monumentalny Lexicon znajduje się osiem minut jazdy w dół nad morzem od Dalkey, w miasteczku Dún Laoghaire. Poznałam jej wnętrza dwa dni wcześniej, podczas tradycyjnego, kongresowego cultural evening. Ciekawe (chociaż z perspektywy BUW dobrze znane), jak budynek biblioteczny może zmienić się na jeden wieczór w miejsce rozrywkowe. dlr LexIcon, centralna biblioteka publiczna hrabstwa i centrum kulturalne, został otwarty w 2015 r. Budynek o powierzchni 6327 m2 oferuje dostęp do ponad 80 tys. pozycji drukowanych dla dorosłych, dzieci i młodzieży, ponad 60 stanowisk komputerowych, 100 miejsc do nauki i całe piętro poświęcone tzw. studiom regionalnym. Jest także siedzibą galerii miejskiej oraz dysponuje przestrzeniami do organizacji wydarzeń. Robi wrażenie przestrzenią, architekturą, widokami z okna (na pobliską marinę). Nic dziwnego, że dlr Lexicon uplasował się na 5. miejscu w irlandzkim rankingu bezpłatnych atrakcji turystycznych.

Zdjęcie betonowej fasady dużego budynku z przeszkolonymi oknami

Jednak to, co zrobiło na mnie największe wrażenie w obu bibliotekach (przypomnę – publicznych), to nacisk na wartość różnorodności od najmłodszych lat. To, czego tak bardzo brakuje w polskim dyskursie publicznym. Akcja „Free to be me” (ang. wolny do bycia sobą), z opracowanym zestawem zagadnień i lektur dla szkoły podstawowej i średniej i listą lektur z podziałem na wiek.

Przewodnik po lekturach i sprzęcie, który można wypożyczyć dla osób ze spektrum autyzmu. Co ważne, lista proponowanych lektur podzielona jest na cztery kategorie: książki dla najmłodszych z elementami sensorycznymi, książki, które opisują otaczający nas świat, książki o osobach ze spektrum autyzmu, książki napisane przez autorów ze spektrum autyzmu.

A także mnóstwo materiałów dotyczących zagadnień LGBT+, skierowanych do: zainteresowanych osób (najczęściej nastolatków poszukujących swojej tożsamości), ale także ich rodziców. Materiały przygotowane odgórnie, przez państwo irlandzkie, z mecenatem takich dużych firm z udziałem skarbu państwa jak: KPMG, Citi bank, The Ireland Funds, Toyota, MSD. To pokazuje, jak daleko w tej dyskusji jest Polska i jak bardzo udajemy, że temat nie istnieje lub nas zupełnie nie dotyczy. A przecież wśród użytkowników bibliotek są także osoby LGBT+ i biblioteki mogą podjąć konkretne działania, np. aby wspierać ich potrzeby informacyjne i czytelnicze.

Wesołe momenty

Poza wizytami w bibliotekach, na Kongresie nie brakowało też innych miłych i wesołych momentów. Irlandia to kraj zielony nie tylko z nazwy. Poza promocją własnych warzywniaków (o tym będzie w części 3. naszej relacji), wydaje się, że szczególnie promowane są psy. A przykład idzie z samej góry. Michael D. Higgins, prezydent Irlandii znany jest ze swojej miłości i słabości do dwóch berneńczyków, towarzyszą mu w witaniu głów państw czy składaniu Irlandczykom świątecznych życzeń. Nie mogło zatem zabraknąć przy prezydencie psa także podczas wspierania czytelniczej kampanii „Ireland Reads”, w ramach której każdy mógł przesłać swoje zaczytane zdjęcie (ang. squeeze in read – wcisnąć się w czytanie). Higgins tę akcję zainaugurował przemową oraz wesołą grafiką.

Na Kongresie można było także spotkać irlandzkie psy „na żywo” – kwestowały na rzecz psów-przewodników i dawały się do woli obściskiwać i głaskać. Dogoterapia dla bibliotekarzy. Działała – wszyscy od razu mieli lepszy humor (i sierść na ubraniu).

Dogoterapia w bibliotece to nie niewinne żarty, tylko rozbudowany program, który przyszedł, a jakże!, ze Stanów Zjednoczonych. R.E.A.D.Ⓡ Dog to pies, któremu można czytać. Nie tylko o kiełbaskach i gonitwie za kotami. To asystent biblioteczny, dzięki któremu (głównie dzieci) chcą czytać chętniej i więcej. Asystent wykwalifikowany, z certyfikatem Reading Education Assistance Dogs.

W Europie, R.E.A.DⓇ Dog pracuje w Finlandii, w Bibliotece Publicznej w Kuopio. Ma na imię Sylvie, posiada profil na Instagramie i ma sporo kumpli. Zasłużyła na plakat w czasie kongresowej sesji posterowej.

Plakat z hasłem Finding the joy of books

Jeśli BUW byłaby zainteresowana byciem drugą europejską biblioteką wprowadzającą ten światowy trend, to bezkosztowo zgłaszają się chętne asystentki i asystent. Gotowi wysłuchać wszystko, w każdym języku.

Zdjęcie dwóch czarnych psów

No dobrze, etyka bibliotekarska zobowiązuje, była też wzmianka o kotach. Ale wyłącznie francuskich. Plakat „Are Librarians Cat People?” – wyniki poważnego badania przeprowadzonego wśród 1179 bibliotekarek i bibliotekarzy Heksagonu. 53% z nich ma koty, 16% – psy. A najpopularniejszym imieniem dla francuskiego chat jest Plume – Piórko.

Plakat, na nim czarny kot oraz wykresy statystyczne oraz napis: Are librarians cat people?

Zuzanna Sendor, Oddział Usług Informacyjnych i Szkoleń

Zuza Wiorogórska, Pełnomocniczka ds. edukacji informacyjnej i komunikacji naukowej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.