Trudno w to uwierzyć, ale budynek BUW-u zaliczył swoje pierwsze ćwierćwiecze. Oddano go do użytku dokładnie 15 grudnia 1999 roku. Miałam fantazję, by z tej okazji przeczytać wszystko, co o nim kiedykolwiek napisano i powiedziano. Byłam ambitna. Byłam też naiwna. Ale do tego celu zbliżyłam się zaskakująco blisko. W efekcie prezentujemy pierwszy odcinek 25-letniej historii narracji o budynku: ocen, kontrowersji, zachwytów i analiz wyrażanych przez historyków architektury, dziennikarzy, bibliotekarzy, użytkowników i mieszkańców. Na pierwszy ogień idzie fasada kulturowa.
O czym mowa? Fasada kulturowa to zachodnia elewacja BUW-u od strony ul. Dobrej, charakterystyczna ze względu na kolumnadę i masywny fryz pokryte sztuczną patyną. Umieszczone między kolumnami tablice pokrywają fragmenty tekstów na temat pożytków z czytelnictwa i literatury, spisanych w różnych językach i pochodzących z różnych kultur. Znajdziemy tam fragmenty: modlitwy do Sawitara w sanskrycie, księgi Ezechiela po hebrajsku, peanu o literaturze Al-Dżahiza po arabsku, „Fajdrosa” Platona w starożytnej grece, XII-wiecznego tekstu po starorusku, „Wykładu cnoty” Jana Kochanowskiego po staropolsku, a także zapisu nutowego Etiudy b-moll op. 4 nr 3 Karola Szymanowskiego, notacji matematycznej liczby Pi i fragmentu kodu w języku programowania Pascal.
MILLENIALNY KOMPLEKS
Ostatnio w mediach społecznościowych trwa debata, jak starzeją się millenialsi. Podobno bardzo dobrze, bo wyglądają młodziej niż boomersi, kiedy byli w tym samym wieku. Jednak mówi się, że to niedobrze, że millenialsi starzeją się dobrze, bo tak ich ukształtował kryzys ekonomiczny i kompleks Piotrusia Pana, więc cieszyć należy się tylko skrycie.
Nowy BUW urodził się z przeklęty nie tylko dlatego, że też jest millenialsem (projekt pochodzi z 1993 r.). Jest w dodatku budynkiem w stylu postmodernistycznym, a to w Polsce brzydkie słowo. Wyzwanie dla odważnych: spróbujcie któregoś z czołowych polskich architektów-postmodernistów nazwać tak twarzą w twarz i zobaczcie, co się stanie. Dla nieodważnych, choć wnikliwych – efekt sprawdziły autorki książki „Postmodernizm polski” między innymi na Marku Budzyńskim, głównym architekcie nowego BUW-u (Gzowska i Klein 2013: 26-30). Postmodernistyczny budynek, jak każdy millenials, też musi na każdym kroku udowadniać, że „zestarzał się dobrze”, „zestarzał się z godnością” czy też moje ulubione: „obronił się” (czyli z góry zakładamy, że ktoś go atakował). Zgodnie z kompleksem transformacyjnym jest w modzie i w dobrym zwyczaju, by postmodernistycznych budynków się wstydzić. Albo fascynować się nimi, ale sarkastycznie, w estetyce „trochę porno, trochę wysoka kultura”, słowami klasyczki – Kazimiery Szczuki. Dowcip polskiego postmodernizmu jest jednak zbyt cienko rozsmarowany na pastelowych fasadach, żeby mógł uchodzić za nowy kamp. Przekonał się o tym boleśnie np. Hotel Sobieski, którego siedzibę skierowano ostatnio na terapię transgeneracyjną; w jej efekcie wcale nie zaczął być dobry, za to przestał być charakterystyczny. A jak jest z fasadą BUW-u?
LUKIER CZY NADWYŻKA KOMUNIKACJI?
Na przełomie lat 90. i 2000. obie reakcje na nowy budynek BUW-u – snobistyczny dystans i modny cringe – miały się dobrze w debacie publicznej. Przedmurzem BUW-u i jego wartości stała się fasada, wzdłuż której przebiegał front krytyki, ale bycie frontem i przedmurzem to to, co fasady robią najlepiej i co stanowi sens ich fasadowego życia. Jeszcze lepiej fasady znoszą krytykę na bazie ocen estetycznych, gdyż powierzchowność leży w ich naturze. Zresztą wszystkie chwyty dozwolone, gdyż mówimy o latach 90., a jak pisała Aleksandra Stępień-Dąbrowska: „Opozycja „ładne-brzydkie” staje się względem nich podstawowym narzędziem poznawczym, jednocześnie otwierającym i kończącym dyskusję” (Stępień-Dąbrowska 1999).
„To zwykły kicz. Kiczowatą dekoracyjność, pretensjonalny napis na elewacji, te kolumienki i książeczki można porównać z estetyką Pałacu Kultury” (Bartoszewicz 2009: 1).
Tak już w 1993 roku cringował architekt Andrzej Wyszyński w reakcji na zaledwie projekt budynku. Jeszcze brutalniejszy był krytyk Krzysztof Kłopotowski w 1999 roku, gdy budynek zobaczył już na żywo:
„Ładna skądinąd zachodnia fasada zapada się optycznie pod ciężarem ogromnych liter BIBLIOTEKA UNIWERSYTECKA. Proporcja liter do powierzchni ściany sugeruje, że trzy razy więcej gmachu pogrzebano pod ziemią. […] Z grobem kojarzy mi się też zasypanie biblioteki ziemią pod ogród i pokrycie jej pnączami. […] Jeśli tak ma wyglądać odrodzenie cywilizacji w harmonii z naturą, to też proszę o grób” (Kłopotowski 1999).
Potężnymi sojusznikami okazali się fani BUW-u wśród dziennikarzy wpływowych kanałów medialnych, którzy próbowali po latach ratować sytuację nagłówkami w stylu: kiedyś kicz, teraz cud, miód i ikona (np. Dragović 2024, Wojtczuk 2023b). Narracja taka sugerowała, że dawnym krytykom poszło w pięty, gdy zobaczyli jak nowe pokolenie przytuliło postmodernizm z czułością, a my się z tej rehabilitacji cieszyliśmy. Problem w tym, że ani pokolenie niczego nie przytuliło, ani krytykom nic nigdzie nie poszło. Bowiem dekadę później…
„Ja dzielę myśl architektoniczną pana Budzyńskiego na dwie strony barykady. Pierwsza to jest to, co widać na zewnątrz. I tu, bardzo przepraszam za brutalność, ten hangar nie wyraża nic. Pańska naiwność, że jak ‘oklei się’ fasadę tekstami, to wyartykułowana będzie symbolika, dla mnie jest dziecinna. Ta bryła jest bez wyrazu. Może miała taka być”
– mówi krytyk, Piotr Matywiecki (Budzyński, Hollender, Kobierska-Maciuszko i in. 2010).
A dwie dekady później…
„Nigdy nie byłem fanem tej postmodernistycznej estetyki, tych wszystkich kopułek, paneli z cytatami”
– mówi architekt Paweł Majkusiak z kultowego JEMS Architekci (Wojtczuk 2023b).
„Po przyłożeniu innych kryteriów oceny w architekturze, można dyskutować czy nagromadzenie symboli, sygnałów, opowieści, nawiązań, aluzji, jest rzeczywiście cechą, która powinna wyróżniać architekturę”
– stwierdza historyczka sztuki Małgorzata Omilanowska (Warszawa. Architektura. Społeczność 2021).
„Elewacja kulturowa z napisami i księgami trochę się już zestarzała. Ornament, kolumnada to taka broszka dla ozdoby?”
– pyta z kolei jeden z naszych czempionów, dziennikarz Dariusz Bartoszewicz (Bartoszewicz 2015).
To tylko kilka wybranych cytatów. O przeładowaniu bryły symbolami mówili inni historycy architektury, krytycy oraz architekci (Leśniakowska 1999, Majewski 2004, Piątek i Trybuś 2012: 56, Klein 2013: 322, Springer 2016: 205, Stępień-Dąbrowska 2021: 176, Konieczny i Malkowski 2022: 136, Cymer 2024: 359). Podsumujmy i powtórzmy za innymi komentatorami: Kiczowata. Narracyjna. Dosłowna. Pretensjonalna. Pompatyczna. Natrętna. Infantylna. Nieproporcjonalna. Przeładowana. Upstrzona. Naszpikowana. Dekoracyjna. Takiego zestawu epitetów dorobiła się fasada. Do „broszki” natomiast, idąc logiką inwektyw rodem z PRL-u, moglibyśmy dodać: Lukier. Paprotka. Bibelot. Laurka. Niektórzy znawcy tematu tłumaczyli tę skłonność do rozbudowanego symbolizmu i wielowątkowości kontekstem postmodernistycznej tendencji do nadwyżki komunikacji:
„Potrzeba stałego komunikowania (gry w skojarzenia) produkowała tak dużą liczbę architektonicznych gadżetów, że wiele obiektów dekady niebezpiecznie zaczęło ciążyć w kierunku kiczu” (Stępień-Dąbrowska 2018; por. Przestaszewska-Porębska 1986: 99).
Nie krytyka jest jednak najciekawszym fragmentem życiorysu naszej rezolutnej fasady, ale linia obrony.
ARCHITEKTURA DO CZYTANIA
„Krytykowano nas m.in. za dosłowność znaków. Słyszeliśmy, jak mówiono, że jakieś książeczki na elewacjach wieszamy, by widać było, że to biblioteka”
– mówi samoświadomy Zbigniew Badowski, członek pracowni Budzyńskiego (Świeżak 2001).
„Dla mnie to ważny ciąg symboliczny, a nie broszka”
– twierdzi sam Budzyński (Bartoszewicz 2015).
Tak reagowali na krytykę projektanci budynku. Kajał się też Henryk Hollender, były dyrektor BUW-u:
„Jeśli wątpliwość Piotra Matywieckiego potraktować tak, że te napisy są czytankowe, zewnętrzne w stosunku do treści architektonicznych, to jest to moja wina, bo Marek Budzyński chciał początkowo tekstu lepiej wtopionego w architekturę, nie cytatu, lecz takiego jakby najazdu oka na znaki, litery wyabstrahowanej, lapidarium. Ja go namówiłem na konkretne fragmenty, stanowiące pewną całość, wybrane ze zidentyfikowanych utworów. Uznałem, że ma to być antologia tekstów i ja zepchnąłem ten projekt w stronę kiczu” (Hollender 2010: 157).
Jakkolwiek rycerska jest ta próba wzięcia winy na siebie, tekst na fasadzie pozostaje tekstem na fasadzie. Bunt zespołu architektonicznego nie uciszyłby estetów, mógłby skutkować co najwyżej eliminacją krytycznych głosów ze strony intelektualnych pedantów: a to że brak tablicy po łacinie (Chcą łaciny… 2006: 11), a to że cytat z „Fajdrosa” jest czytelnictwa potępieniem, a nie apoteozą (Mandylis 2002: 14). Bądźmy jednak pewni, że równolegle zawiązałby się obóz poławiaczy sensu w ornamentalnie potraktowanym tekście, w skrajnym przypadku mogący się zakończyć próbami odczytania na fasadzie treści zupełnie nieintencjonalnych: zaszyfrowanej wiadomości do kosmitów lub kalendarza wskazującego datę końca świata. Wszystkie te przypadki wydarzyły się już w historii sztuki, kiedy architekt chciał potraktować znak jako ornament.
Zamiast tego trafiliśmy do leksykonów historii sztuki pod zakładkę postmodernizm/symbolizm/ architecture parlante. Niby etykieta niemodna i trącąca disneylandem, ale BUW jest w tej kategorii propozycją bardzo stonowaną i równie stonowaną krytykę otrzymał. Przywołajmy choćby brata bliźniaka BUW-u – gmach Sąd Najwyższego, który powstał niemal w tym samym czasie, a za symbolikę i sylwetkę zebrał krytykę dużo bardziej druzgocącą, włącznie z porównaniami do architektury faszystowskiej. Przypomnijmy też odważniejsze, niezrealizowane projekty pracowni Budzyńskiego, takie jak poznański Arsenał, który Trybuś nazwał groteskowym, czy Świątynia Opatrzności nazywana czasem najlepszym projektem pracowni. Co te realizacje łączy, skoro trafiły pod wspólną etykietę architecture parlante? Szklana sylwetka Sądu Najwyższego z monumentalną kolumnadą miała ewokować władzę. Świątynia Opatrzności zwieńczona miała być eteryczną, konstrukcją przypominającą anioła czy też Ducha Świętego. Galerię Arsenał, kiedyś sklep ze sprzętem radiowym, wieńczyć miały nawiązujące do przeszłości budynku ornamentalnie potraktowane anteny. Przyznajmy, że księgi na fasadzie BUW-u w porównaniu do tych realizacji wydają się być niemal niewinne.
„Marek Budzyński jest w równej mierze pisarzem, co architektem” oraz „takie budynki jak BUW należy czytać, a nie tylko oglądać” – pisał duet Piątek-Trybuś (Piątek i Trybuś 2012: 56). To właśnie postmodernistyczna architecture parlante – architektura do czytania, której forma powtarza funkcję w całej swej dosłowności, powstająca, gdy architektura przemawia językiem cudzym, językiem sztuk przedstawiających: rzeźby czy literatury. Termin ten przywołali mówiąc o BUW-ie historycy i krytycy architektury (Leśniakowska 1999, Piątek i Trybuś 2012: 56, Stępień-Dąbrowska 2021: 22, Konieczny i Malkowski 2022: 136, Gajda w: Wojtczuk 2023b). Przyjął się też w mediach (Bartoszewicz 2009: 2, Wojtczuk 2023a). Krytycy widzieli architekturę mówiącą nie tylko w księgach na fasadzie, ale i w dramatycznej sylwetce narożnego wejścia przypominającego rozwartą księgę (Leśniakowska 1999), a także w kolumnach wieńczących schody wejściowe do biblioteki, oplecionych spiralnie tekstem.
O czym mowa? BUW ma kilka wejść: część ukrytych szczelinowych wejść od strony ul. Dobrej prowadzi wprost do „rogala komercyjnego”. Wejścia reprezentacyjne zamykają z obu stron pasaż zwany „uliczką”, ale za główne przyjęło się uważać to na rogu ulic Dobrej i Lipowej, kojarzące się badaczom z kształtem rozwartej księgi. Właściwe wejście do przestrzeni Biblioteki prowadzi z uliczki, pod zawieszoną na przeszklonej ścianie kamienną księgą z napisem „Hinc Omnia” – „stąd wszystko”, maksymą z utworu Andrzeja M. Fredry „Scriptorum seu togae et belli”. Dalej wejście prowadzi monumentalnymi schodami, nazwanymi przez architektów „propylejami”, do „kolumnady filozofów” zwieńczonej rzeźbami uczonych z warszawsko-lwowskiej szkoły filozoficznej i warszawskiej szkoły logicznej (Kazimierz Twardowski, Jan Łukasiewicz, Alfred Tarski i Stanisław Leśniewski).
WIECZNIE ZACIĄGNIĘTY HAMULEC
Sam Budzyński skomentował swoją intencję następująco:
„Dla mnie jest znak, że tu jest kościół i on powinien pokazywać jako całość, że jest kościołem. Tak samo uważam, że sąd powinien pokazywać, że jest sądem” (Gzowska i Klein 2013: 30).
BUW swoją „buwowatość” manifestuje w przestrzeni tak, że biblioteki nie da się przegapić. Za tą intencją dosłowności, transparentności, prawdy i czytelności znaku – owej nadwyżki komunikacji zdiagnozowanej przez badaczki polskiego postmodernizmu – stała próba zdystansowania się od postmodernizmu z całym jego negatywnym bagażem, którego w Polsce nie przepracowaliśmy. Badacze zwracają jednak uwagę, że im bardziej samozwańczy nie-postmodernista, tym bardziej w pułapkę postmodernizmu wpada.
Charles Jencks, czołowy teoretyk postmodernizmu, nazwał różne rejestry działania postmodernistycznego symbolu – popkulturowy i erudycyjny – terminem podwójne kodowanie. Na termin ten powołują się w rozmowie z Budzyńskim Lidia Klein i Alicja Gzowska w reakcji na jego brak identyfikacji z postmodernizmem (Gzowska i Klein 2013: 21-29). Ten termin przywołują również inne badaczki postmodernistycznej architektury, interpretując postmodernistyczny eklektyzm i historyzm w kontekście polskim jako reakcję na brak historycznej ciągłości architektury (Przestaszewska-Porębska 1986: 99, Cymer 2024: 28, Stępień-Dąbrowska 1999). Okazuje się, że nasz millenialny kompleks, kompensowany przegadaniem architektury, wynika z traumy zakorzenionej w ziejącej ranie, jaką w organicznym rozwoju architektury pozostawił socmodernizm, a następnie pospieszne nadrabianie do Zachodu w epoce transformacji. Inkrustujemy nowoczesną bryłę tekstami i postaciami odwołującymi się do fundamentów naszej kultury w nadziei na zasypanie tej komunikacyjnej wyrwy, ale zamiast tego osiągamy efekt Midasa. Wskrzeszony klasycyzm zamienia się w klasycyzm-zombie, modernizm w neomodernizm, czyli kolejny historyzm. Zanim się obejrzymy, zostajemy wbrew naszej woli postmodernistami. Trafnie charakteryzuje te zmagania polskiego postmodernizmu Aleksandra Stępień-Dąbrowska nazywając je logiką wiecznie zaciągniętego hamulca:
„nowe otwarcie nie mogło istnieć bez powrotu do przeszłości. Nowoczesność usiłowała się wyrażać poprzez formy tradycyjne, a historyzujący detal zmierzał ku abstrakcji” (Stępień-Dąbrowska 2021: 25).
FASADA WYZWOLONA
Obóz obrony przed frontalnym atakiem przeprowadzonym na fasadę BUW rozpada na dwie frakcje. Jedna broni fasady odwołaniem do architecture parlante, licząc, że termin francuski podziała uszlachetniająco. Druga to frakcja „ale”.
Gdyby dzisiejszy odcinek był prezentacją w PowerPoincie, nadszedłby teraz moment, w którym po efektownym animowanym przejściu wszystkie cytaty dostają ciąg dalszy. Zobaczylibyśmy, że po niemal każdej z cytowanych wyżej wypowiedzi pada „ale”, a po nim komplement niedotyczący fasady (część z nich poznamy w kolejnych odcinkach). Pro-fasadowcy zrobili z logiki „ale” pewien użytek, starając się fasadę z całą jej symboliką szczelnie zamknąć i wyizolować z dyskursu. Przykład? Logikę „ale” najlepiej wyraził Piotr Paziński w tekście, nomen omen, „BUW jest BUWEM”: „szpetny z zewnątrz, ale funkcjonalny w środku i nieźle wrośnięty w Warszawę, odpowiada potrzebom nowych czasów” (Paziński 2019: 73).
Fasada, bohaterka naszego odcinka, odkleiła się od reszty budynku i zaczęła żyć własnym życiem. Jest częścią innego organizmu niż budynek – organem miasta. Mówi też w innym języku. Fasada czarująco kłamie, roztaczając swoją sztuczną patyną i bluszczem iluzję monumentalnego historyzującego wnętrza i jest w tym kłamaniu bardzo barokowa – a może po prostu postmodernistyczna. Wchodzimy do środka, a tu modernizm i prawda materiału: goły beton, stal nierdzewna zamiast patynowanej miedzi, loftowa hala z instalacjami wybebeszonymi industrialnie na wierzchu. Jedni krzyczą „król jest nagi!”, innych przechodzi postmodernistyczny dreszcz uciechy, że zostali tak fantazyjnie wyprowadzeni w pole. I właśnie w tym ukrytym modernizmie BUW jest przewrotnie postmodernistyczny. Jak przenicowane chińskie ciastko z wróżbą. Taki postmodernistyczny catfishing. Z większą erudycją (jeśli już mówimy o podwójnym kodowaniu) opisał ten efekt Henryk Hollender. Mówił o BUW-ie jako znaku w przestrzeni i fasadzie kulturowej zwróconej w stronę kampusu, wizualnie i symbolicznie integrującej ją z otoczeniem (Hollender 2010: 157). Innym razem pisał:
„Architekci wystawili uważnego odbiorcę na trudną próbę. Fasada gmachu bowiem, odległa od techniki, zaprasza swoim ornamentalnym zewnętrzem, natomiast wnętrze „nie wzywa do studiowania detalu” […] Jest to jednak pewna zmiana konwencji” (Hollender: 2000).
Jest to komunikat spójny z tym, co mówi zespół Budzyńskiego. „[Fasada kulturowa] jest elewacją mającą udział w tworzeniu tkanki miejskiej […] reprezentuje obiekt informując o jego funkcji, filozofii i charakterze”, pisze członek pracowni, Wojciech Kłoś, dodając, że koncepcja zakładała potraktowanie fasady w sposób odrębny i nazywając budynek BUW-u żelbetową skorupą z „naskórkiem ekologicznym i kulturowym” (Kłoś 1999: 40). Budzyński również mówi o dialogu fasady kulturowej z obiektami na skarpie (Budzyński 1999).
Nawet krytycy fasady przyjęli ciepło takie wyjaśnienie jej odrębnej funkcji, a co za tym idzie, odrębnej formy. „Całą symbolikę traktuję jak dodatkową warstwę – dekorację”, mówi architekt, Robert Konieczny (Konieczny i Malkowski 2022: 136). Co ciekawe, odrębność fasady wyraźnie widzą też zagorzali krytycy. Przypomnijmy sobie cytowane na początku słowa Wyszyńskiego, który próbował spostoponować BUW, porównując nas do Pałacu Kultury i niechcący trafił w dziesiątkę. Jak bowiem mawiał (lub kogoś parafrazował) historyk sztuki Piotr Juszkiewicz PKiN to modernistyczna z gruntu bryła w historyzującym lukrze.
Niektórzy krytycy dla określenia powyższego efektu odrębności fasady sięgają po metafory teatralne, których się używa, gdy zarówno barokowość, jak i performatywność, brzmią anachronicznie: dramatyczna sylwetka, teatralność, maskowanie, scenografia czy kostium historyczny (np. Homiński 2008, Bartoszewicz 1998 i 1999: 3). Przykładowo, Bartoszewicz zwrócił uwagę na iście barokowy detal, mianowicie, że samo określenie elewacji zachodniej BUW-u „fasadą” to kalambur, bo rzekoma fasada wcale nią nie jest. Wejście główne jest na narożniku budynku, a w pseudo-fasadzie wycięto kilka szczelin prowadzących do „uliczki”: ”Jest teatralna, trochę jak scenografia, wstydliwie maskująca tzw. „rogal komercji” „ukryty za listkiem figowym kultury” (Bartoszewicz 1999). Teatralność to aspekt, który najbardziej ochoczo podchwyciły media, mieszkańcy i użytkownicy, doprawiając go jednak ironią typową dla polskiego oswajania zjawisk wstydliwych i nielubianych. Projekt „ARCHIwum Warszawy lat 90.” zbiera cały ten zasób pojęciowy związany z architekturą lat 90. Dekada spektaklu, budynki-kameleony, kalamburowość czy „jakby luksusowo” to pojęcia tworzące słownik postmodernistycznej iluzji mieszający spontaniczne oddolne słowotwórstwo z pojęciami fachowymi. Cóż, nieprzypadkowo fasadę nieodzwierciedlającą struktury wnętrza nazywamy przecież kurtynową.
POKONAĆ CRINGE. TRZY DROGI
Nieprawdą jest, że cringe na fasadę BUW się skończył. Bliższa prawdy jest opinia, że spolaryzowane było środowisko krytyków, historyków architektury i architektów, a mieszkańcy i użytkownicy bryłę przyjęli dobrze. Może użytkownicy nie wyczarowywali na żądanie wypowiedzi używających sformalizowanych kategorii estetycznych, przez co są słabo cytowalni. Natomiast ich opinie można ważyć według przywołanej wyżej binarnej kategorii roboczej Stępień-Dąbrowskiej „ładne-brzydkie”. Tu od samego początku wynik wśród społeczności okołobuwowskiej wynosił 1:1. Widać to w opiniach na Google, w ankietach satysfakcji użytkowników, w artykułach używających formatu ankiety ulicznej, w pracach socjologów – badaczy Powiśla, w plebiscytach różnych gazet oraz w badaniach opinii studenckich prowadzonych przez ich rówieśników.
Głosy, że fasada Nowego BUW-u jest kiczowata, nigdy nie przeminęły, przeszliśmy tylko nad tym do porządku dziennego, bo o ile nie można się przyzwyczaić do niefunkcjonalnego wnętrza, tak twarze budynków, czy nam się podobają czy nie, w końcu zawsze powszednieją i zlewają się w naszej świadomości z resztą panoramy miasta. Jak pisał krytyk architektury, Grzegorz Stiasny: „literackość architektury BUW-u spowszedniała. Przechodząc pod ogromną, blaszaną, rozwartą księgą, odczuwa się nikłe emocje. Dziś liczy się BUW-ing” (Stiasny 2005).
Grzegorz Piątek widzi kwestię pozornego wygaśnięcia hejtu na buwowską estetykę jako uwarunkowaną pokoleniowo. Jego zdaniem pokolenia millenialsów i gen X „fetyszyzują modernizm”, nie są w stanie spojrzeć na architekturę postmodernistyczną bez tego samego skażenia, z którym boomersi patrzą na socmodernizm. Dodaje, że „warto grzebać w tym Budzyńskim i szukać walorów” (Piątek i Trybuś 2012: 58). Zapewne zostawia to zadanie dla brawurowego gen Z, któremu żaden kicz nie straszny.
A może fasadę należy oswoić ironicznie? Jak widać było wyżej, to nasz sport narodowy. W końcu oswoiliśmy już postmodernizmu znaczną część, przynajmniej w języku: pasteloza, typopolo, makabryła, betonoza, patodeweloperka, kościoły udające kury, hawaikum i najntisy – to tylko niektóre znaturalizowane zjawiska, a więcej ich można znaleźć w Obserwatorium Językowym UW. Część stworzyli autorzy i krytycy, a część to samosiejki wyrosłe na żyznym gruncie narodowej przekory. Jak zwraca uwagę Stępień-Dąbrowska, najtoporniej idzie nam jednak oswajanie architektury:
„Choć po lata 90. sięgnęła uszlachetniająca moc nostalgii, a muzyka, moda czy wzornictwo tego okresu przeżywają drugą młodość, ówczesna architektura wzbudza raczej skrajne odczucia. Wystarczy przyjrzeć się dowolnej internetowej dyskusji wokół takich budowli […] Głosy, aby wyburzyć wszystko do fundamentów, mieszają się tam z apelami (mniej lub bardziej serio) o wpisanie obiektów do rejestru zabytków” (Stępień-Dąbrowska 2021: 8).
Jest też dla nas trzecia droga: radykalna akceptacja. Duet Piątek-Trybuś temu, czy Budzyński i jego milenijne realizacje są na przekór modzie, czy ponad modą, poświęcili całą rozmowę. Wyszło im, że BUW jest niemodny, a jego język architektoniczny należy do przeszłości (Piątek i Trybuś 2012: 52-58). Dziś realizacja w stylu architektury mówionej ich zdaniem „wyglądałaby groteskowo”. Wszystko zatem zależy od odczytania architektury w czasie i w kontekście. Kicz jest, był i będzie, tylko musimy nauczyć się nie wylewać dziecka z kąpielą – czy też w tym przypadku BUW-u z fasadą.
Mówi się, że nic dobrego, co pada przed„ale” nie ma znaczenia. Jednak w przypadku BUW-u wszystko, co dobre, dzieje się właśnie po „ale”. Tam kryją się odpowiedzi na sakramentalne pytania: czy BUW się obronił, czy zestarzał się dobrze i czy przetrwał próbę czasu. Jak każdy millenials urodzony z kompleksem i cierpiący na syndrom Piotrusia Pana, w duchu radykalnej akceptacji przyznajemy głośno: tak, jesteśmy kiczowaci, jesteśmy niedojrzali, jesteśmy groteskowi, ale…
Ale o tym w kolejnych odcinkach.
Tekst: Agnieszka Kania, Oddział Rozwoju Zasobów Elektronicznych
Fotografie: Jadwiga Antoniak-Sadlakowska, Oddział Rozwoju Zasobów Elektronicznych
Bibliografia:
(dostęp do źródeł online: 04.12.2024)
- Bartoszewicz Dariusz, Spacerkiem po BUW-ie, w: „Gazeta Wyborcza” nr 45 z 23.02.1998.
- Bartoszewicz Dariusz, Nadwiślański cud biblioteczny. Nowa siedziba Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie, w: „Magazyn Budowlany” nr 7/1999.
- Bartoszewicz Dariusz, BUW można czytać jak książkę / Ach, co za BUW, w: „Warszawa”, dodatek do „Gazety Wyborczej” z 15.12.2009 [dodatek w całości poświęcony 10-leciu BUW].
- Bartoszewicz Dariusz, Moje jest dobre: BUW wspaniały, Ursynów udany [Rozmowa z Markiem Budzyńskim], w: Wyborcza.pl Warszawa z 31.01.2015 [online].
- Budzyński Marek, Hollender Henryk, Kobierska-Maciuszko Ewa i in., 10 lat nowej Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie, w: „Przegląd Biblioteczny” z 2/2010.
- Budzyński Marek, Znak czasu. Prezentacja zamysłu autorskiego i projektu Biblioteki Uniwersyteckiej na warszawskim Powiślu, w: „Magazyn budowlany” nr 7/1999 [numer monograficzny poświęcony prezentacji nowej siedziby BUW].
- Chcą łaciny: nowa tablica na BUW?, w: „Rzeczpospolita” nr 132/2006.
- Cymer Anna, Długie lata 90. Architektura w Polsce czasów transformacji, Warszawa 2024.
- Dragović Julia, Świątynia nauki – gmach Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie. Kiedyś uznawany za kicz, dziś jest miejscem kultowym, w: „Architektura-Murator” wyd. Online z 13.03.2024 [online].
- Gzowska Alicja, Klein Lidia, P2. Postmodernizm polski. Z architektami rozmawiają Alicja Gzowska i Lidia Klein. Tom 2, Warszawa 2013.
- Hollender Henryk, Nowy BUW w pytaniach i odpowiedziach, w: „Notes Wydawniczy” nr 3/4 2000.
- Homiński Bartłomiej, Nowe ‘serce’ Warszawy – BUW-ing na Powiślu w: „Czasopismo Techniczne. A” z. 3-A/2008 [online]
- Klein Lidia, red., P1. Postmodernizm polski. Architektura i urbanistyka. Tom 1, Warszawa 2013.
- Kłopotowski Krzysztof, Sąd w krzakach, w: „Życie” nr 277 z 27.11.1999.
- Kłoś Wojciech, Zewnętrze budynku Biblioteki, w: „Magazyn Budowlany” nr 7/1999.
- Konieczny Robert, Malkowski Tomasz, Archiprzewodnik po Polsce. Rozmowy architekta i krytyka o najciekawszych dziełach architektury współczesnej, Bielsko-Biała 2022.
- Leśniakowska Marta, Nowa Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego (BUW), Warszawa, w: Narodowe Centrum Kultury, 1999 [online].
- Majewski Jerzy S., Nadciąga nowe, w: „Murowany Rynek”, dodatek do „Gazety Wyborczej” nr 135 z 12.06.2002.
- Majewski Jerzy S., Architektura lat dziewięćdziesiątych w Polsce, w: Culture.pl z 21.12.2004 [online].
- Mandylis Stefanos, Raczej do jaskini [list do redakcji], w: „Gazeta Stołeczna”, dodatek do „Gazety Wyborczej” nr 120/2002.
- Paziński Piotr, BUW jest BUW-em, w: „Polityka” nr 6 z 8.02.-14.02.2017.
- Piątek Grzegorz, Trybuś Jarosław, Lukier i mięso. Wokół architektury w Polsce po 1989 roku, Warszawa 2012.
- Przestaszewska-Porębska Ewa, Nowy tradycjonalizm warszawski, w: „Architektura” nr 4-5/1986.
- Springer Filip, Księga zachwytów, Warszawa 2016.
- Stępień-Dąbrowska Aleksandra, Lata 90. od nowa, w: Tu było tu stało, 1999 [online].
- Stępień-Dąbrowska Aleksandra, Żeby było ładniej, albo chociaż inaczej, w: „Autoportret” nr 4/2018 [temat numeru: Architektura postmodernizmu] [online].
- Stępień-Dąbrowska Aleksandra, Jakby luksusowo. Przewodnik po architekturze Warszawy lat 90. Warszawa 2021.
- Stępień-Dąbrowska Aleksandra, Architektoniczny SŁOWNIK lat 90. – część I [online] i II [online] [publikacja oryginalna w „Notesie Na 6 Tygodni” nr 142/2022].
- Stiasny Grzegorz, Libeskind, BUW-ing, werdykt, w: „Architektura-Murator” nr 9/2005.
- Świeżak Katarzyna, Na przekór nudzie, w: „Dom & Wnętrze” nr 2/ 2001.
- Warszawa. Architektura, Społeczność – odc. 1. BUW, podcast Domu Spotkań z Historią z 23.03.2021 [online].
- Wojtczuk Michał [2023a], Wyścig robi się fascynujący. W plebiscycie na współczesną ikonę Warszawy BUW w zaciętej walce z bulwarami…, w: Wyborcza.pl Warszawa z 22.04.2023 [online].
- Wojtczuk Michał [2023b], Miał być kicz, jest nowa ikona Warszawy. To budowla przez duże B, która wyprzedziła epokę, w: Wyborcza.pl Warszawa z 28.04.2023 [online].