BuwLOG

25 lat gmachu BUW – cz. 2. Od polis do hipermarketu  

W pierwszym odcinku urodzinowego przeglądu prasy na temat jubilata sprawdzaliśmy reakcje środowiska profesjonalistów na fasadę kulturową BUW-u. W drugiej części nie tylko wejdziemy do środka, ale i dopuścimy w większym stopniu do głosu użytkowników. O ile ich reakcje na wygląd i ukryte znaczenia budynku jest kwestią gustu, rozstrzyganą antycznym sądem kamykowym „ładne-brzydkie”, o tyle na temat przestrzeni użytkownicy mają zdecydowane opinie. I nie wahają się ich wyrażać. 

Bibliotekarz architekt awangardy 

To, że funkcja wpływa na formę architektury, wiemy. Z rozstrzygnięciem, które zjawiska i zachowania wynikają z funkcji, a które z formy, sprawa jest jednak trudniejsza. Mowa o tzw. wolnym dostępie wprowadzonym w nowym budynku BUW-u po raz pierwszy w Polsce i to od razu z rozmachem. Wiemy, że takiej funkcji nie dałoby się włożyć w ramy zastanej architektury Starego BUW-u. Wiemy też, że wolny dostęp – to więcej niż funkcja przestrzeni. To reguła, która zorganizowała i podporządkowała całą architektoniczną tkankę budynku. Była dyrektor BUW-u Ewa Kobierska-Maciuszko często przywołuje w wywiadach anegdotę, że architekt nowego gmachu Marek Budzyński uznawał zadanie zaprojektowania biblioteki za nudne, dopóki nie dowiedział się o wolnym dostępie. Tę kwestię słusznie rozpoznał od razu jako game changer, jako problem urbanistyczny, co przesądziło o sukcesie projektu (Warszawa, architektura, społeczność… 2021).

Po raz pierwszy zatem to nie krytycy – na razie ostrożni w ocenach i czekający na pierwsze efekty – a właśnie bibliotekarze stanęli w awangardzie, broniąc nowych rozwiązań. Bo kto w latach 90. w Polsce słyszał o UCD (User-Centered Design). Tymczasem już w 1990 roku ówczesny dyrektor BUW-u Henryk Hollender publikował teksty o pożytkach wolnego dostępu i opisywał, że systemy zachodnie działają i czas im w końcu dorównać. Wolny dostęp miał zmienić wszystko: ścieżkę użytkownika i drogę obiegu książki oraz proces pracy, a co tym idzie, strukturę zatrudnienia i oddziałów. Nas interesuje zmiana sposobu użytkowania przestrzeni wyznaczona nowym rytmem bibliotecznego życia. 

Projekt wnętrza BUW-u promowany był przez bibliotekarzy jako przestrzeń-patchwork „szyta na miarę” z miejsc zaprojektowanych dla różnych użytkowników, ich indywidualnych stylów, potrzeb i sposobu organizacji warsztatu pracy: w grupie i w odosobnieniu (Hollender w: Bartosiak 2000: 18, Kobierska-Maciuszko 2001: 2). Ewa Kobierska-Maciuszko w wypowiedzi dla amerykańskiego pisma branżowego charakteryzowała BUW jako pierwszą bibliotekę w Polsce i tej części Europy zaprojektowaną zgodnie z zachodnią filozofią usług, otwartą i przyjazną użytkownikowi (w: Kniffel 2001: 65). 

Architektura zachowań

W tzw. międzyczasie użytkownicy przybyli, zobaczyli, ocenili. A bibliotekarze, archeologowie informacji, utrwalili ślady ich opinii wiedząc, jak szybko tracimy dostęp do tak ulotnych źródeł. Mamy więc do wglądu opinie z dorocznych ankiet satysfakcji użytkowników, ksiąg pochwał i zażaleń, z artykułów utrwalających wyniki sond ulicznych i badań społecznych, z Google, a także ze starożytnego internetu w postaci komentarzy na forach i postów w grupach takich wymarłych cywilizacji jak Grono czy trend spotted, skrupulatnie zebranych przez bibliotekarzy w formie archiwum wycinków prasowych. Na przestrzeni lat przewijają się te same wątki dotyczące ocen przestrzeni. Spróbujmy je zreferować na jednym wydechu: hol katalogowy to marnotrawstwo cennej przestrzeni, a jego zabytkowe katalogi kartkowe traktować należy w kategoriach rzeźby; w czytelni oddycha się dobrze, a tlen jest pożywką dla mózgu; światła za dużo; gniazdek za mało; a najlepsze ze wszystkiego są zakamarki. 

Niektórzy z początku byli nieufni. Architekt Zbigniew Cudnik chętniej widziałby stanowiska czytelnicze lepiej doświetlone, a czytelnię główną z widokiem na ogród zamiast na Wisłostradę (Cudnik 1999: 5). Studenci bibliotekoznawstwa zrzeszyli się w kolektywnym potępieniu nomadyzmu, gdyż czytelnik w wolnym dostępie zbłądzi, a książki będą migrować.  (Kałuba, Penconek i in. 1998: 101-102). Cóż, częściowo mieli rację. Natomiast Henryk Hollender na podszyte egzystencjalnym lękiem i dreszczem paniki pytanie: „Ale czytelnie, czytelnie! Gdzie są tu czytelnie?” odpowiadał: „Czytelnie są, jakby to powiedzieć, wszędzie” (Hollender 2000: 44). 

Użytkownikom spodobały się wszystkie te cechy przestrzeni, dzięki którym można udawać, że nie jest się w bibliotece: celki, kabiny, alkowy ze stolikami, fotele, pufy, siedzenie i leżenie na wykładzinie. Zakamarki „obrosły” tym, o czym każdy architekt marzy – kulturą użytkowania. Specjaliści i dziennikarze, w ślad za użytkownikami, chwalili wolny dostęp z jego wielką otwartą przestrzenią i zaułkami (Bartosiak 2000: 18, Świeżak 2001: 91, Karolczyk 2005: 14, Chełmiński 2005: 1, Woźniczko 2006: 2, Piątek i Trybuś 2012: 56, Cymer 2015, Konieczny i Malkowski 2022: 136, Gajda w: Wojtczuk 2023c). 

„Broni się wnętrze – wolny dostęp, otwartość, zakamarki, pufy, stoliczki, biureczka.  Mimo ogromu otwartej przestrzeni, nie ma się wrażenia, że coś przeszkadza” – charakteryzuje buwowską przestrzeń historyczka sztuki Małgorzata Omilanowska (Warszawa, architektura, społeczność… 2021). 

„Uważam Pana za architekta genialnego, jeżeli chodzi o wszystko to, co tutaj w gruncie rzeczy jest najważniejsze, to znaczy, co jest środkiem tego budynku. Dla mnie to jest bliskie ideału, dlatego że panuje tu idealna harmonia pomiędzy koniecznym poczuciem intymności, gdzie ja mogę się gdzieś odizolować, usiąść sobie, naprawdę mieć moment skupienia. Jednocześnie to jest przestrzeń naprawdę otwarta” – oddaje Budzyńskiemu sprawiedliwość Piotr Matywiecki (Budzyński, Hollender, Kobierska-Maciuszko i in. 2010: 157).

Przez media lokalne przetoczyło się kilka fal sporów o charakter tej przestrzeni – o użytkowanie biblioteki w skarpetkach, spanie czy o próby regulacji swobodnych zachowań przepisami regulaminu. Te przemiany fascynowały nawet tak wytrawnych krytyków kultury jak Jerzy Pilch czy Maria Poprzęcka. Jednym z trendów w zachowaniach użytkowników był ten surwiwalowy, gdzie użytkownicy implementują domowe zachowania w przestrzeni publicznej jako formę przetrwania. „Siadamy wtedy na schodach. Podłodze, wszędzie tam, gdzie jest światło” – opisuje buwowski okołosesyjny heliotropizm studentka (Bartoszewicz 2009b: 1). Inne zachowania nabierały charakteru rytualnego oswajania przestrzeni, które moglibyśmy określić jako miejscotwórczość

„Na bosaka podchodzisz do półki. Niespiesznie kartkujesz ksiązki. Siadasz na podłodze, rozkładasz je wokół. Prawie w domu, choć to Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego” – romantyzuje wyprzedzający trendy Bartosiak (Bartosiak 2000: 17). 

„I’m going to live my ‘Kafka on the Shore’ here” – grozi z kolei użytkowniczka BUW-u w opiniach Google (2024). 

Innym architektonicznie zabarwionym odcieniem buwingu (terminu tłumaczyć nie trzeba, gdyż trafił nawet do słownika PWN!) był wojeryzm. Podglądactwo. Z komentarzy Google można się dowiedzieć, że mieszkańcy i turyści, dla których przestrzeń BUW-u jest zamknięta, dawali upust swojej frustracji podglądając studentów przez okrągłe okienka oraz z kładki przez szklany dach. Niektórzy za formę rozrywki przyjęli pukanie w szybki i czerpanie uciechy z faktu, że studenci się płoszą jak zwierzyna. To, że zaglądactwo zostało w architekturę BUW-u wpisane, manifestuje ukryty w blacie stołu pierwszego piętra świetlik pozwalający zajrzeć do skarbca w atmosferze przygody i robienia czegoś nielegalnego. Wojeryzm w BUW-ie rozkwitł w złotej erze mediów społecznościowych (do 2015 roku) w trendzie spotted. Posługując się oznaczeniami klasyfikacji wolnego dostępu lokalizowano nie tylko zagubione ładowarki do telefonów, ale i żywe osoby (Szymanik 2009: 4). Przestrzeń BUW-u zamieniła się w wielką planszę do gry w statki. Gdyby tylko Lewis Carroll mógłby napisać ponownie Alicję po drugiej stronie lustra…  

Pojawiały się też inne trendy wykorzystujące kreatywnie przestrzeń BUW-u: gry terenowe, challenge, dzielenie się przez użytkowników ulubionymi miejscówkami, chowanie przedmiotów tak, by nie znalazła ich obsługa (Rafalska 2005: 1, Grądzka 2009: 52). Wszystko to nie mogłoby istnieć bez wirtualnej kopii przestrzeni BUW-u stworzonej przez użytkowników w internecie, zwłaszcza w erze dominacji Grona i Facebooka. BUW egzystowała przez jakiś czas na obu płaszczyznach równolegle, niczym w inspirowanym Baudrillardem odcinku serialu Black Mirror. Zaskakuje kreatywność tych sytuacjonistów ery oldschoolowego internetu, której dziś tylko pozazdrościć. Kultura ta bowiem nie przeniosła się do nowszych mediów społecznościowych, takich jak TikTok. 

Mini-miasto

Buwing jest powiązany z przestrzenią BUW-u tak jak kiedyś flaneryzm czy sytuacjonistyczne dryfowanie powiązane były z przestrzenią miasta. W samym rdzeniu zjawiska buwingu, tak jak innych -ingów, shoppingu i clubbingu, leży snucie się, przemieszczanie, bycie to tu, to tam. Ten właśnie aspekt tak mocno wiąże go z przestrzenią. Nie tylko przestrzenią wolnego dostępu; pisano też o nocnym buwingu w pubach na poziomie -1, kiedy jeszcze istniały, a także o buwingu ogrodowym (Czeladko 2005: 2). 

Desire path – tak projektanci nazywają takie niezaprojektowane drogi użytkowników. Wskazują one na sposoby prawdziwego użytkowania przestrzeni, na dziury w projekcie. Pozostawiają fizyczne ślady w przestrzeni: wydeptana ścieżka na trawniku, plątanina przedłużaczy i rozdzielaczy w intensywnie użytkowanym miejscu z za małą liczbą gniazdek, zabrudzenia na ścianie tam, gdzie podpierają ją leżący użytkownicy. Architekci BUW-u zdając sobie sprawę z problemu desire paths zaprojektowali swobodne błądzenie między regałami wolnego dostępu jako immanentną cechę tej przestrzeni. Marek Budzyński, mówiąc o „przenikanie się struktur hierarchicznych i sieciowych” (Budzyński 1999: 28), opisywał przejście od szkieletu przestrzeni zbudowanego z osi i poziomów „do układu miejskiego, sieci, która wiąże się ze średniowieczną czy anglosaską kulturą biblioteki, gdzie wchodzimy i szperamy po półkach, gdzie buszujemy” (Budzyński, Hollender, Kobierska-Maciuszko i in. 2010: 156). 

Wnętrze BUW

O czym mowa? Hierarchiczny układ BUW-u to gra poziomów i osi budynku. Oś pierwszą kreślimy wchodząc do wnętrza monumentalnymi schodami przez „kolumnadę filozofów”, przecinając hol katalogowy i dochodząc – po kolejnych monumentalnych schodach – do czytelni, pnąc się cały czas w górę. W drodze przecieliśmy oś pionową, tę prowadzącą od świetlika zaglądającego do skarbca, ukrytego w stoliku na pierwszym piętrze, aż do altany w ogrodach przykrywającej kopułę-świetlik. Spina je przestrzennie okrągła kolumnada na drugim piętrze. Architekci nadali zwłaszcza osi pionowej szczególne znaczenie symboliczne, łączące „związki kultury, natury i wszechświata”.

Upadek świątyni…

Te właśnie dwie drogi czytelnika, ta bardziej symboliczna i ta celebrująca radosny chaos i szukanie po omacku („oświecone buszowanie wśród książek” jak mawiał Henryk Hollender, Hollender 1990), zainspirowały komentatorów, by układ budynku – z biblioteką górującą nad komercyjną „uliczką” – porównać w ślad za słowami architekta do miniatury miasta (Bartoszewicz 1999: 17, Konieczny i Malkowski 2022: 13) lub do antycznego polis z organizującym je duetem agora i świątynia (Leśniakowska 2002: 66). Kilku komentatorów podjęło metaforę świątynną (Bartoszewicz 1999: 17 i 2009a: 1, Springer 2016: 203, Anioł 2019: 173) do tego stopnia, że wznoszący się na trzy piętra hol katalogowy i flankujące je na kolejnych poziomach galerie nazwali nawą główną i nawami bocznymi, a cały układ – bazylikowym (Bartoszewicz 2009a: 7, Świeżak 2001: 59). Niechętnie zgadzamy się na to porównanie, bo nie ma on z bazyliką formalnie wiele wspólnego, a poza tym Budzyński nawiązywał przecież do świątyni antycznej. Reportażysta Filip Springer idzie nawet dalej i twierdzi, że „świątynność” stała się Budzyńskiego idiomatycznym językiem (Springer 2016: 203). 

Inni komentatorzy zwracają uwagę, że świątynia jest w defensywie wobec układu miejskiego, zaprojektowanego, by użytkownicy mogli po nim hasać bez skarpetek. To układ hierarchiczny, wprowadzony tu tylko po to, by zaraz zostać zakwestionowany:  

„Wylewa skądinąd krokodyle łzy nad zdziczeniem obyczajów, reprezentowanym szczególnie przez rażące go słowo ‘buwing’. Faktycznie, taka formuła korzystania z biblioteki […] desakralizuje to miejsce. Płacze kapłan, któremu odebrano starą świątynię, wiernym w tej nowej wygodniej modlić się bez przewodnika” – cytuje debatę krytyków, Pawła Dunina-Wąsowicza z Piotrem Matywieckim, Agnieszka Kościelniak-Osiak (tutaj).

„Już pod koniec XX wieku odeszliśmy od traktowania biblioteki jako ‘świątyni nauki’, w której w absolutnej ciszy studiuje się opasłe tomy wydobyte przez pracowników z pilnie strzeżonych magazynów. W Polsce pierwszym znakiem tych przemian było oddanie do użytku w 1999 roku Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego” – pisze historyczka architektury Anna Cymer (Cymer 2015).

…i triumf targowiska

Większą karierę niż metafora świątynna zrobiło porównanie przestrzeni BUW-u do targowiska, agory, bazaru czy hipermarketu. Główną rolę odegrała tu przestrzeń znana powszechnie jako uliczka, która odpowiedzialna jest za niemal wszystkie najlepsze i najgorsze opinie o BUW-ie. 

Pasaż w BUW

O czym mowa? Uliczką zwykło się nazywać pasaż prowadzący od wejścia na rogu ulic Dobrej i Lipowej do wejścia do ogrodów, oflankowany z jednej strony przez wejście do biblioteki, z drugiej zaś przez „rogal” – piętrowe galerie po wewnętrznej stronie fasady. Wraz z pasażem usługowo-handlowym na poziomie -1 cała ta przestrzeń tworzy komercyjną część budynku.

„I ta uliczka wewnątrz BUW-u, to jest niesamowite, jak ona jest zastawiona całym tym szajsem, obwieszona banerami samorządów studenckich, jakichś firm, wszędzie stoją […] potykacze. Do tego rozkładają się bukiniści i nagle postmodernistyczne marzenie o wywoływaniu życia i kreowaniu w północnoeuropejskich budynkach i miastach atmosfery uliczki w śródziemnomorskim mieście atmosfery rozkosznej staróweczki – staje sie tam rzeczwysitością. Autentyczną, nie reżyserowaną, nie kiczowatą. […] [Architektura] wchłania cały ten plankton, który tam się przesuwa. To jest niesamowita przestrzeń, niesamowite jest pogodzenie myślenia o fizycznej trwałości i nietrwałości architektury“ – pisze historyk architektury, Grzegorz Piątek w liście miłosnym do uliczki (Piątek i Trybuś 2012: 57).

Status ikony nie ochronił biblioteki przed typowo polskim problemem z utrzymaniem ładu i estetyki. Zaśmiecona jest dziesiątkami przypadkowych elementów (banerów, szyldów, barierek, potykaczy, mebelków). I tu niespodzianka wielowątkowa, wyrazista architektura znosi nieład z godnością” pisze o dwa lata starszy Piątek (Piątek 2014).

To, co Piątkowi imponuje, to efekt dla projektanta trudno osiągalny i świadczący o architekturze najwyższej klasy – stworzenie warunków do samorzutnego obrastania architektury w prawdziwe życia (i nie chodzi tu o ogrody na dachu). Uliczka traktowana była jako przedłużenie miasta (Anioł 2019: 174). Tak cieszył się z sukcesu tej przestrzeni sam Budzyński: 

„To miejsce przestanie być zamknięte, niedostępne, o upadającym prestiżu, a odrodzi się miejsce, do którego się dąży, gdzie się żyje, gdzie dzieją się wydarzenia prawdziwe, codzienne” (Budzyński, Hollender, Kobierska-Maciuszko i. in. 2010: 153). 

To, jakie przejawy bioróżnorodności owo życie przybrało, to osobny temat. Początkowo wśród komentatorów dominowały uczucia mieszane – trochę entuzjazm, a trochę zgroza na myśl o tym, że w bibliotece, która „zaszyła się między dwie księgarnie, barek z kanapkami i Handlobank” można „wypełnić kupon totolotka”, „uprać ciuchy i wywołać zdjęcia” (Beniger 2001: 5, Bielenin 2001). To dawny obraz pasażu – uliczki pracującej, która zarabiała na spłatę kredytu zaciągniętego pod budowę. Jest też uliczka pandemiczna, której symbolem stał się obumierający bluszcz. To uliczka, której oblicze przypominało pierzeję małomiasteczkowego rynku doby kryzysu (Sławiński 2022). Mamy w końcu uliczkę postpandemiczną, w której biblioteka rozparła się za sprawą stanowiska zapisów, książkomatów i trezorów, zrehabiilitowanej szatni i aneksu kuchennego. Pojawiło się więcej miejsc uniwersyteckich, centrum sportowe w podziemiach, a mówi się nawet o stołówce. Oblicze uliczki zmienia się na naszych oczach.  

Dość wcześnie przylgnęła do całego budynku łatka centrum handlowego, ale dyskurs ten przybierał rozmaite kierunki. Mówiono o bibliotece jako „supermarkecie informacji” czy „hipermarkecie wiedzy” – to określenie używane w wielu wywiadach przez Ewę Kobierską-Maciuszko i przejęte przez dziennikarzy (Bartoszewicz i Kobierska-Maciuszko 2009, Bartoszewicz 2009a: 1, Bartoszewicz 2009b: 1). Mówiono też o „architektonicznym hipermarkecie” – współistnieniu wielu stylów, eklektyzmie, pożyczając to określenie od filozofa Rogera Scrutona (Leśniakowska 2000: 43). Porównanie do hipermarketu miało jednak przede wszystkim charakteryzować sprzężenie biblioteki z komercyjną częścią budynku i kulturę spędzania wolnego czasu (Grądzka 2009: 55, Beniger 2001: 5). Ciężar porównania przeniósł się z uliczki na samą przestrzeń biblioteki. Z początku porównywana była do hipermarketu ostrożnie, ze względu na wolny dostęp. Kolejne zmiany w funkcjonowaniu BUW-u na przestrzeni ostatnich lat – otwarcie całodobowe i tryb bezobsługowy – sprawiły jednak, jak w samospełniającej się przepowiedni, że biblioteka upodobniła się do hipermarketu jeszcze bardziej. Przestano jednak na taką skalę, jak 15 lat wcześniej, używać porównania do hipermarketu. Nie dlatego, że straciło ono na aktualności, ale jego czytelność zatarła się w czasach powszechnej samoobsługi. Kultura przesiadywania w galeriach handlowych została reliktem pierwszej dekady transformacji, a centra handlowe podupadają. Znaczenie porównań do hipermarketu powoli zaciera się w naszej świadomości. Jeden z rozdziałów tej debaty zasługuje jednak na szczególną uwagę.

Budynek z gumy

W 2008 roku gmach BUW-u stał się bohaterem wyjątkowego wydarzenia – trafił na ekspozycję w pawilonie polskim na 11. Międzynarodowym Biennale Architektury w Wenecji, najważniejszym święcie architektury na świecie. Wystawa przygotowana przez Grzegorza Piątka i Jarosława Trybusia Budynków życie po życiu otrzymała Złotego Lwa. BUW, obok innych budynków, otrzymał własny fotograficzny tryptyk, którego skrzydła boczne przedstawiały zdjęcia wnętrza autorstwa Nicholasa Grospierre’a, a centrum – fotomontaż Kobasa Laksy. BUW został na nim ukazany jako centrum handlowe (zdjęcie tutaj). Wystawa miała być refleksją nad ewolucją funkcji budynków i elastycznością ich architektonicznej skorupy: 

Pokazujemy, jak wyglądają dziś i jak mogą wyglądać w przyszłości. Zastanawiamy się, co może stać się np. z monumentalnym BUW-em, kiedy wszystkie książki zostaną zdigitalizowane? […] To oczywiście prowokacja, ale może dzięki niej uda nam się spuścić trochę powietrza z tych monumentalnych budynków i wywołać dyskusję o architekturze, która w dzisiejszych czasach nie może być tak sztywna. Architekci muszą brać pod uwagę zmieniające się warunki społeczne i ekonomiczne – mówił w wywiadzie Trybuś (Kowalska 2008). 

Wystawa sprowokowała refleksję, jak bardzo elastyczny i wielofunkcyjny jest nasz budynek, innymi słowy: ile wytrzyma BUW? Bardzo dziwny moment, podszyty lękiem o śmierć bibliotek i przekonaniem, że architektura ma nie tyle być znakiem czasu i skorupą funkcji, co zapewnić sobie wieczne przetrwanie i być skorupą zmiany. Zaczęto cenić architektonicznych transformersów (nieprzypadkowo kultową zabawkę lat 80. i 90). Ewa Kobierska-Maciuszko, zapytana o ograniczenia odpowiada przewrotnie, że BUW: „Nie może być szpitalem” (Bartoszewicz i Kobierska-Maciuszko 2009), pozostawiając furtkę dla wielu zarówno radosnych, jak i przerażających możliwości. W debacie na 10-lecie budynku bibliotekoznawca Tomasz Kruszewski prorokował z kolei: 

„Rodzą się jednak – i słusznie – obawy o przyszłość. Czy biblioteki znikną, czy będą pełniły funkcje skansenów, a może przeistoczą się w instytucje komercyjne, egzystujące gdzieś w przestrzeni niekończących się mallów? BUW, będący doskonałym przykładem myślenia o bibliotece jako systemie społecznym, pozwala nam na obserwację procesów zmian cywilizacyjnych, które następują i będą następować” (Budzyński, Hollender, Kobierska-Maciuszko i.in. 2010: 162). 

Debata o buwowskiej przestrzennej wielofunkcyjności sprowadziła się do rozpięcia wizji bibliotecznej przyszłości gdzieś między skansenem a hipermarketem. Jest to debata o tyle nużąca, że bibliotekarze jednego tylko pokolenia widzieli upadki i wzloty wszystkich istniejących kiedykolwiek mediów, zatem prognozy apokaliptyczne dla przyszłości papierowej książki niezmiennie ich nie wzruszają. 

Recepcja rozwiązań architektonicznych sprzyjających buwowskiej elastyczności znalazła wyraz głównie w branżowej prasie inżynieryjnej oraz w autoprezentacji. To głównie bibliotekarze mówią o zbudowaniu przestrzeni BUW-u z modułowych segmentów jednakowej wielkości czy cytują 10 Commandments Harry’ego Faulknera-Browna (m.in. Hollender 1990: 25-28, Kobierska-Maciuszko 2001: 2, Nalewajska 2011: 239). Za to dobrze ma się narracja medialna „od papieża do Busha” czyli komentująca mnogość funkcji niebibliotecznego wykorzystania przestrzeni BUW-u na potrzeby wystąpień polityków, wystaw artystycznych i koncertów czy gali Nike.

Ostatecznie najpełniejszą recenzję wielofunkcyjności budynku wystawili nie spece od architektury, a sami użytkownicy. Studenci podeszli do tematu zadaniowo, surwiwalowo i instruktażowo. Jeden z najnowszych komentarzy na Google (2024) poleca wręcz do BUW-u śmiało się wprowadzać: 

„Dużo miejsc w różnych układach. Od jakiegoś czasu jest więcej dużych i wygodnych puf, koce […], stolików poza czytelnią, strefa, w której można podgrzać (jest mikrofalówka) i zjeść posiłek. Działa całodobowo, więc można w niej częściowo zamieszkać. Jedynie pryszniców brakuje do tego”.

Uwaga, spoiler: prysznice też mamy…

Dobre feng shui czy bad mojo?

Genius loci – minęły tysiąclecia, a temat wciąż wymyka się ujęciu naukowemu. Specjaliści nazywają buwowskie genius loci atmosferą kawiarnianą lub water cooler effect, nieco dziwnie tłumaczonym na jęz. polski jako efekt… wodopoju (Jackowski, Matysiak i Sikorski 2020: 29, Grądzka 2009: 47, Świeżak 2001: 92). Użytkownicy natomiast mówią o duszy, atmosferze, klimacie czy też aurze, niedawno wskrzeszonej i dowartościowanej przez pokolenie gen Z (Grądzka 2009: 53). Dodajmy też za opiniami Google: mojo i feng shui. 

Opinie Google to prawdziwa kopalnia skojarzeń, a z domieszką innych źródeł – skarbnica wiedzy o postrzeganiu budynku. Mamy na przykład sanktuarium i określeń magiczny, tajemniczy i mistyczny (Google, Grądzka 2009: 53). Pozornie użytkownicy zaadaptowali metaforę świątynną promowaną przez architekta, jednak gdy spojrzymy, z jakimi konkretnymi skojarzeniami te określenia są sparowane, nie jest już ona tak klasycznie świątynna. Pojawiają się bowiem: Harry Potter, hobbici, Indiana Jones, Dan Brown, Umberto Eco, Gabriel García Márquez, masoni i iluminaci oraz gry komputerowe Myst i Syberia (utrzymane w estetyce steampunk). Tylko pozornie są to skojarzenia od siebie odległe. Większość z nich odwołuje się do retrofuturyzmu, mariażu starego z nowoczesnym, stąd ich pozorna sprzeczność. Łączy je natomiast i spaja związek pozornie niewidoczny – nostalgia. Zdaje się, że tę właśnie emocję miał na myśli opłakujący świątynię Starego BUW-u Matywiecki, krytykowany w ustępie o upadku świątyni wyżej przez Dunina-Wąsowicza. 

Ci, którym budynek się podoba, ale związku emocjonalnego z nim nie manifestują, nadal powołują się na: nowoczesność, futuryzm, industrialność, filmy science fiction i postapokaliptyczne. Tak, postapokaliptyczny to komplement – pojawia się w postach o wyraźnie pozytywnym zabarwieniu. Pamiętajmy bowiem, że estetyka postapokaliptyczna również karmi się nostalgią, tyle że za tym, czego (jeszcze) nie utraciliśmy. W komentarzach negatywnych najczęściej buwowską architekturę opisują określenia: monumentalna, przytłaczająca, majestatyczna, surowa, nieprzytulna, bezduszna. Więzienie – to określenie padające najczęściej spośród konkretnych skojarzeń, a w dalszej kolejności są: okręt wojenny, grobowiec i pływalnia. Widzimy, w jakie nastroje społeczne wpisała się opinia o BUW-ie bohatera Plamy Andrzeja Pilipiuka, mówiącego, że: „ni to bunkier, ni to maszynownia ‘Titanica’” (Pilipiuk 2016: 50). Nawet użytkownicy ambiwalentni i negatywnie nastawieni intuicyjnie odbierają ten sam kontrastowy efekt eklektycznego przemieszania starego z nowym. Opinie te widzimy na przestrzeni całych 25 lat buwowego życia: 

„Wnętrze przypomina po trosze fabrykę, więzienie i grecką świątynię” – odpowiada student w sondzie ulicznej na otwarcie budynku (Grecka świątynia, fabryka i więzienie… 1999). 

„Wyglądał na stary budynek, ale jeśli przyjrzysz się uważnie, zobaczysz, że profesjonaliści myśleli” – pisze jeden z użytkowników na nasze dwudziestolecie (Google 2019). 

„Posiada okropne feng-shui, bad mojo, czujesz się albo jak w więzieniu albo w jakiejś metalowej klatce przestarzałej estetyki lat 90-tych. Jest FATALNIE, nie dla ludzi zaprojektowany, ni to muzeum, ni to ’przyszłościowy’ grobowiec” – stwierdza jeden z najnowszych użytkowników (Google 2024). 

Nowy typ przestrzeni publicznej 

Wyróżnijmy jedno z takich skojarzeń, autorstwa nie szeregowego użytkownika, bo Jerzego Pilcha: 

„Biblioteka, do której chodzi się chętnie i która przeobrazi się stopniowo w wielką machinę spędzania wolnego czasu, jak Museum of Modern Art, gdzie można pójść do kina, przejść się po ogrodzie i zjeść obiad z dwóch dań” (Pilch 2005: 93).

Mowa o nowojorskiej MOM-ie, do której być porównanym to rzecz jeszcze lepsza niż zestawienie z paryskim Centre Pompidou. To ostatnie padło zapewne ze względu na podobieństwo rusztu do rusztowań i przenicowanych na zewnątrz instalacji Centrum (Google 2004, Beniger 2001: 5). Oba budynki, będąc przede wszystkim miejscami kultury, integrować miały też funkcje komercyjne i rozrywkowe. Na skalę polską BUW był jedną z pierwszych takich przestrzeni – wyprzedzony tylko przez CSW i poznański CK Zamek w latach 90. Na pewno był jednak pierwszą przestrzenią, która te funkcje uwzględniła na poziomie projektu architektonicznego, a także zdecydowanie pierwszą wśród bibliotek. Żadnej z konkurencyjnych instytucji nie udało się także stworzyć odrębnej, idiomatycznej kultury użytkowania przestrzeni na skalę choćby zbliżoną do buwingu:

„Sąsiednim budynkom Centrum Nauki Kopernik i Neofilologii tego fenomenu [buwingu] nie udało się powtórzyć. To pokazuje, że ikona potrzebuje nie tylko architekta z wizją, ale także klienta, który chce czegoś wyjątkowego” – mówi Piątek (Wojtczuk 2023a). 

„Rzadko się zdarza, żeby współczesna architektura była tak popularna i lubiana, w tym przez młodych ludzi, że od jej nazwy powstaje czasownik – stwierdza architekt Tomasz Malkowski (Konieczny i Malkowski 2022: 136). 

To dzięki tym funkcjom BUW-u budynek nazywany był fenomenem społecznym (Karolczyk 2005: 14, Piątek 2014, Wojtczuk 2023b). Pojawiły się opinie, że BUW odmienił działanie biblioteki uniwersyteckiej (Konieczny i Malkowski 2022: 136), a wręcz zmienił definicję biblioteki w ogóle (Giza-Poleszczuk w: Czeladko 2005: 2). Znaczenie BUW-u wyszło jednak dużo dalej poza debatę o projektowaniu bibliotek. Jak powiedziała Ewa Kobierska-Maciuszko: „Architekt przełamał konwencję i dzięki temu gmach nie jest martwą bryłą, ale tworzy nową przestrzeń społeczną” (Czeladko 2005: 2). Wraz z BUW-em powstał w Polsce nowy typ przestrzeni publicznej, a socjologowie, architekci i historycy architektury przemówili jednym głosem, by ten status przypieczętować. Patrząc na jego wpływowość, BUW można nazwać nie tyle budynkiem, co architektonicznym wydarzeniem. 

W 1999 roku Budzyński wyrażał obawę, „czy eksploatujący budynek nie zniszczą przekazu symbolicznego obiektu” (Budzyński, Hardecka i Rybak 1999: 15). Po latach dodaje jednak: „W życiu się nie spodziewałem takiego sukcesu, jaki biblioteka osiągnęła” (Budzyński, Hollender, Kobierska-Maciuszko i in. 2010: 156). „Popularność BUW-u świadczy o tym, że brakuje budynków o takich rozwiązaniach przestrzennych, gdzie sacrum łączyłoby się z codziennością. Bo BUW to połączenie świątyni wiedzy z miejskością. I dzięki temu ludzie czują się tam dobrze” – mówi Budzyński (Czeladko 2005: 2). Zaprojektowana funkcja przerosła zamysł projektanta.

Jak to się stało, że przesycony symboliką budynek tak organicznie uwzględnił nomadyczne ścieżki zwykłego użytkownika? Słabość architekta do pewnej symetrii rozwiązań sprawiła, że fasadowa debata o fasadzie, której poświęcony był pierwszy odcinek, nie pozostawiła dużych oczekiwań wobec oceny wnętrza. Okazuje się, że całość zadziałała, bo projekt otrzymał pierwiastek zaplanowanego chaosu. Debatę „zadziałała architektura czy sami użytkownicy?” rozstrzygamy remisem 1:1.

Tekst: Agnieszka Kania, Oddział Rozwoju Zasobów Elektronicznych

Fotografie: Jadwiga Antoniak-Sadlakowska, Oddział Rozwoju Zasobów Elektronicznych

Wgląd do opinii z ankiet satysfakcji użytkowników dzięki uprzejmości Zofii Kajczuk. 

Bibliografia:

(Dostęp do źródeł online: 11.12.2024)

  1. Anioł Włodzimierz, Bezład warszawski. O erozji i odnowie przestrzeni publicznych, Warszawa 2019.
  2. Bartosiak Arkadiusz, Harmonia kontrastów. Biblioteka XXI wieku, w: „Magazyn”, dodatek do „Rzeczpospolitej” nr 41 z 13.10.2000.
  3. Bartoszewicz Dariusz, Nadwiślański cud biblioteczny. Nowa siedziba Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie, w: „Magazyn Budowlany” nr 7/1999.
  4. Bartoszewicz Dariusz [2009a], BUW można czytać jak książkę / Ach, co za BUW, w: „Warszawa”, dodatek do „Gazety Wyborczej” z 15.12.2009 [dodatek w całości poświęcony 10-leciu BUW].
  5. Bartoszewicz Dariusz [2009b], BUW prawie 24 h, w: „Gazeta Stołeczna”, dodatek do „Gazety Wyborczej” z 15.12.2009.
  6. Bartoszewicz Dariusz, Kobierska-Maciuszko Ewa, BUW oblegany, choć kolejka linowa do niego nie jedzie [ozmowa], w: Wyborcza.pl z 18.12.2009 [online]. 
  7. Bartoszewicz Dariusz, Kobierska-Maciuszko Ewa, BUW po śmierci papierowej książki [rozmowa], w: „Gazeta Stołeczna”, dodatek do „Gazety Wyborczej” nr 8/2013 z 05.04.2013.
  8. Beniger Krystyna, Miasteczko w mieście, w: „Powiśle” z 02.2001.
  9. Bielenin Bożena, Co to jest BUW?, w: „Uniwersytet” nr 2/2001.
  10. Budzyński Marek, Znak czasu. Prezentacja zamysłu autorskiego i projektu Biblioteki Uniwersyteckiej na warszawskim Powiślu, w: „Magazyn budowlany” nr 7/1999 [numer monograficzny poświęcony prezentacji nowej siedziby BUW].
  11. Budzyński Marek, Hardecka Anna, Rybak Danuta, Twórczość jest wyborem. Rozmowa z prof. Markiem Budzyńskim, w: „Magazyn budowlany” nr 7/1999 [numer monograficzny poświęcony prezentacji nowej siedziby BUW].
  12. Budzyński Marek, Hollender Henryk, Kobierska-Maciuszko Ewa i in., 10 lat nowej Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie, w: „Przegląd Biblioteczny” z. 2/2010. 
  13. Chełmiński Jakub, BUW walczy o moralność, w: „Gazeta Stołeczna”, dodatek do „Gazety Wyborczej” nr 9/2005.
  14. Cudnik Zbigniew, Skarbnica bez planów, w: „Życie Stolicy” z 27.07.1999. 
  15. Cymer Anna, Wizja biblioteki jako świątyni nauki”, gdzie w absolutnej ciszy siedzi się na niewygodnych krzesłach, odchodzi do lamusa, w: Wysokie Obcasy z 27.06.2015  [online].
  16. Czeladko Renata, Zakochani w bibliotece, w: „Gazeta Stołeczna”, dodatek do „Gazety Wyborczej” nr 106/2005.
  17. Głosy nowego BUW-u, w: „Reakcja. Tygodnik myśli” z 04.09.1999. 
  18. Grądzka Natalia, BUW jako przestrzeń społeczna, w: „Kultura Miasta” nr 2-3/2009.
  19. Grecka świątynia, fabryka i więzienie. Wnętrze Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego budzi wśród jej gości sporo emocji, w: „Życie Stolicy” z 20.12.1999.
  20. Hollender Henryk, Księgozbiór jako katalog. O pożytkach oświeconego buszowania wśród półek, w: „Poradnik Bibliotekarza” nr 10/1990.
  21. Hollender Henryk, Nowy BUW w pytaniach i odpowiedziach, w: „Notes Wydawniczy” nr 3-4/2000.
  22. Jackowski Stefan, Matysiak Karolina, Sikorski Michał, Przestrzenie uniwersytetu. Trendy. Wizje. Standardy projektowania, Warszawa 2020.
  23. Kałuba Maciek, Penconek Magda, Surowiec Krzysztof, Żochowska Joanna, „Hinc omnia” – nowy budynek BUW, w: „Zagadnienia Informacji Naukowej”  nr 2/1998 [online]. 
  24. Karolczyk Agata, Biblioteka Uniwersalna, w: „Gazeta Studencka” nr 10/2005.
  25. Karp Jakub, Przestrzeń zintegrowana, w: „Gazeta Stołeczna”, dodatek do „Gazety Wyborczej” nr 9/1999 z 02.03.1999.
  26. Kniffel Leonard, Twelve Years after the Fall: Poland’s Complicated Transition, w: „American Libraries” nr 1/2001.
  27. Kobierska-Maciuszko Ewa, BUW w nowym gmachu – rozwiązania funkcjonalne w koncepcji architektonicznej, przeprowadzka, początek, w: EBIB.pl nr 4/2001 [online]. 
  28. Konieczny Robert, Malkowski Tomasz, Archiprzewodnik po Polsce. Rozmowy architekta i krytyka o najciekawszych dziełach architektury współczesnej, Bielsko-Biała 2022.
  29. Kościelniak-Osiak Agnieszka, I. 20 lat BUW na Powiślu… a o nas pisano, w: BuwLOG z 13.03.2019 [online]. 
  30. Kowalska Agnieszka, Nasi zdobyli Złotego Lwa w Wenecji, w: „Gazeta Stołeczna”, dodatek do „Gazety Wyborczej” z 14.09.2008 [online].
  31. Leoniewska Katarzyna, Bibliobirynt, w: „Uniwersytet” nr 1/2012.
  32. Leśniakowska Marta, Dekada, czyli nowy eklektyzm, w: „Architektura Murator” nr 8/2000.
  33. Leśniakowska Marta: Architektura w Warszawie 1989–2001, t. I, Warszawa 2002.
  34. Mateńka Izabela, BUW do reklamacji, w: „Uniwersytet” nr 4/2006. 
  35. Nalewajska Lilianna, Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie – między funkcją a formą. w: Między formą a ideologią. Architektura XX wieku w Polsce, red. E. Perlińska-Kobierzyńska, Warszawa 2012, s. 237-243.
  36. Piątek Grzegorz, Co architektura mówi o Polakach, w: Wyborcza.pl z 02.10.2014 [online].
  37. Piątek Grzegorz, Trybuś Jarosław, Lukier i mięso. Wokół architektury w Polsce po 1989 roku, Warszawa 2012.
  38. Pilch Jerzy, Miłość zmysłowa w bibliotece, w: „Polityka” nr 4/2005.
  39. Pilipiuk Andrzej, Plama, w: Litr ciekłego ołowiu, Lublin 21016. 
  40. Rafalska Małgorzata, Mistrz boovingu, w: „Metro Edukacja”, dodatek do „Metro” nr 61/2005.
  41. Sławiński Aleksander, Puste lokale, obumierający bluszcz i popsute drzwi. Ciężkie czasy w BUW, w: Wyborcza.pl z 29.11.2022  [online].
  42. Springer Filip, Księga zachwytów, Warszawa 2016.
  43. Szymanik Grzegorz, [bez tytułu], w: „Warszawa”, dodatek do „Gazety Wyborczej” z 15.12.2009 [dodatek poświęcony w całości 10-leciu BUW]. 
  44. Świeżak Katarzyna, Na przekór nudzie, w: „Dom & Wnętrze” nr 2/ 2001. 
  45. Warszawa, architektura, społeczność – odc. 1. BUW, podcast Domu Spotkań z Historią z 23.03.2021 [online].
  46. Wojtczuk Michał [2023a], Jak nie Pałac Kultury, to co? Który budynek stanie się nową ikoną Warszawy?, w: Wyborcza.pl z 17.03.2023 [online].
  47. Wojtczuk Michał [2023b], Miał być kicz, jest nowa ikona Warszawy. To budowla przez duże B, która wyprzedziła epokę, w: Wyborcza.pl Warszawa z 28.04.2023 [online].
  48. Wojtczuk Michał [2023c], BUW w Warszawie, NOSPR w Katowicach, Filharmonia w Szczecinie. Jaki jest przepis na architektoniczną ikonę?, w: Wyborcza.pl Warszawa z 15.06.2023 [online]. 
  49. Woźniczko Joanna, W bibliotece trzeba czytać w butach, w: „Gazeta Stołeczna”, dodatek do „Gazety Wyborczej” nr 83/2006.

1 comment for “25 lat gmachu BUW – cz. 2. Od polis do hipermarketu  

  1. ekm
    2 stycznia 2025 at 11:00

    Obie części przeczytałam z zapartym tchem. Gratuluję Autorce sprawności pióra i nowatorskiego spojrzenia, ale też cieszę się z jej emocji, które co i raz wyzierają zza profesjonalnego warsztatu kulturoznawcy. BUW ma przyszłość, prowadzona przez młodsze pokolenia takich bibliotekarzy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.