Nowy gmach biblioteki poznaliśmy oficjalnie 19 sierpnia 1999 roku. Trwały w nim jeszcze prace wykończeniowe, ale trzecie piętro, przeznaczone dla zbiorów specjalnych, można już było oglądać. Wicedyrektor Ewa Kobierska-Maciuszko oprowadzająca nas wówczas po pustych jeszcze pomieszczeniach, tak tę wizytę skomentowała „Dla mnie było to traumatyczne przeżycie – nic im się nie podobało! Nic dziwnego – byli przyzwyczajeni do wnętrz Pałacu Potockich…”.[1]
Tak, to prawda, to co ujrzeliśmy wtedy nie mogło nam się podobać. Trudno było bowiem zachwycić się widokiem takich pracowni …
i takich magazynów
W pałacu
Miejska rezydencja Tyszkiewiczów i Potockich zamyka teren kampusu uniwersyteckiego od traktu Krakowskie Przedmieście. Ten piękny, klasycystyczny pałac, odbudowany ze zniszczeń wojennych, oddano w użytkowanie Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie (BUW) w latach 1955-59. Środkową, główną jego część zajęły: gabinety dyrekcji, pokoje oddziału gromadzenia, referatu prac naukowych, czytelnia czasopism bieżących oraz „arystokracja biblioteczna”, jak nas niektórzy z przekąsem nazywali, czyli zbiory specjalne: archiwum kompozytorów polskich, kartografia, ryciny, rękopisy i stare druki.
Na początku lat 90-tych ubiegłego wieku, kiedy plany budowy nowej siedziby BUW nabierały już realnych kształtów – w 1991 zapadła decyzja o środkach finansowania inwestycji, a w 1993 rozpisano konkurs architektoniczny – w pałacu trwały remonty i roszady lokalowe. Oddziały akcesji i czasopism bieżących zostały przeniesione do gmachu na tzw. Małym Dziedzińcu UW, a opróżnione przez nich pomieszczenia odziedziczył Gabinet Starych Druków (GSD). Uzyskanie dodatkowej powierzchni umożliwiło nam sprowadzenie 2/3 zbiorów przechowywanych od 1959 roku w Sali Kolumnowej Instytutu Historycznego UW [2] , jak również starodrucznych periodyków z Gmachu Głównego BUW. W ten sposób cała kolekcja, liczącą około 130 tys. woluminów z XV-XVIII wieku znalazła się wreszcie pod jednym dachem. Na parterze, w 10 salach utworzono magazyny wyposażone w drewniane regały zaprojektowane specjalnie dla nietypowej przestrzeni, wysokie na trzy metry (przy mniejszej wysokości nie było szans na ustawienie wszystkich tomów) z przesuwanymi drabinkami ułatwiającymi wyjmowanie książek z wyższych półek.
Wbrew pozorom, warunki pracy i przechowywania zbiorów w dawnych salonach nie były komfortowe. Pracownie GSD mieściły się na I piętrze, katalogi, czytelnia, magazyny – na parterze, co wymuszało nieustanne pokonywanie schodów (korzystanie z katalogów, noszenie druków do opracowania). Tej uciążliwości nie rekompensował fakt, iż codziennie stąpałyśmy po zabytkowej, reprezentacyjnej klatce schodowej, uznawanej przez historyków sztuki za jedną z piękniejszych w Warszawie. W magazynach, z dużymi pałacowymi oknami umieszczonymi od strony ruchliwej ulicy, występowało zbyt duże nasłonecznienie i ogromne kłopoty z utrzymaniem odpowiedniej dla książki zabytkowej temperatury oraz wilgotności. Nie pomagały lniane zasłony, ani mokre szmaty rozwieszane na specjalnie zmontowanych stojakach, pełniące role nawilżaczy.
Na budowie
Marzyliśmy o innych, lepszych warunkach funkcjonowania i duże nadzieje wiązaliśmy z planowanym gmachem. Podglądanie powstającej biblioteki nie napawało nas jednak radością.[3] Od początku projektowania było wiadomo, iż ze względu na pewne ograniczenia w dostępie do zbiorów specjalnych będą one zajmowały ostatnie piętro, tuż pod dachem, na którym miał pojawić się ogród. Wielu zachwyciło się pomysłem zwieńczenia betonowej świątyni książek wielobarwnym, żywym gajem, nas kustoszy, informacja ta trochę niepokoiła. Oczami wyobraźni widzieliśmy kapiące z dachu krople wody zasilającej rośliny. Nie były to obawy wydumane. Wiosną 2000 roku, po dłuższej ulewie, doszło do przecieku dachu nad magazynem starych druków, szczęśliwie wtedy jeszcze pustym.[4] Wykonawcy zdiagnozowali przyczynę owej wpadki budowlanej (nieprawidłowo położona folia zabezpieczająca) oraz dokonali poprawek, wierzmy, że skutecznie i na wieki wieków amen! Ogromne opory kolegów ze wszystkich gabinetów budziło wyposażenie pomieszczeń. Do sporu z dyrektorem Henrykiem Hollender doszło z powodu dywanowej wykładziny położonej w magazynach, naszym zdaniem zupełnie niepraktycznej w takim pomieszczeniu. Mimo pisemnego protestu wystosowanego na ręce Zarządu Fundacji UW nie doszło do zamiany na posadzkę żywiczną, epoksydową, taką, jaką zastosowano w magazynach na poziomie 0. Sprzeciw koleżanek z Gabinetu Rękopisów wywołały sufity w pracowniach przykryte panelami zasłaniającymi wszelkie instalacje w co drugim kwadracie, jak pola szachownicy. Zespół Gabinetu Zbiorów Muzycznych zmagał się z brakiem żaluzji w pracowniach-oranżeriach, zaprojektowanych z wizją godną szklanych domów Żeromskiego, a Gabinet Rycin walczył o odpowiednie komody z drewna lipowego do przechowywania rycin, zamiast proponowanych metalowych. W lokalach GSD również odkrywałyśmy mankamenty, a największe z nich to:
– bardzo nieustawne pracownie: po jednej stronie rząd okien niczym nieosłoniętych, po drugiej, przemiennie – dwoje drzwi w każdym pokoju, nad nimi wiszące lampy (jedyne stałe źródło oświetlenia) oraz rury od systemów: klimatyzacyjnego i gaszenia pożaru. W sufitach ponownie okna – dachowe. Zastanawiałyśmy się czy w takim otoczeniu możliwe jest ustawienie ponad 5 tys. tomów księgozbioru podręcznego?
– niedostatek miejsca w magazynie: symulacja rozmieszczenia 130 tys. woluminów na ustawionych już regałach, pokazała iż nie wszystkie druki się tam zmieszczą. Brakowało również rezerwy na nabytki. O tym co było dalej… w następnym odcinku za dwa tygodnie.
Tekst i foto: Halina Mieczkowska, kierowniczka Gabinetu Starych Druków w latach 1994 -2018
[1] E. Kobierska-Maciuszko, 10 lat temu w BUW. Odcinek 4 – Trudny czas (http://archiwalna.buw.uw.edu.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=770&Itemid=194
[2] Nasilające się awarie sieci wodnej i grzewczej w Sali Kolumnowej zdecydowały o jej remoncie w roku 1988/89. Około 90 tys. starych druków spakowano i zdeponowano w sali wykładowej Audytorium Maximum, gdzie przeleżały prawie rok, aż do czasu przenosin do Pałacu Potockich.
[3] Uwagi krytyczne wobec pomieszczeń dla zbiorów specjalnych kierownicy gabinetów zgłaszali podczas wizji lokalnej z udziałem głównego projektanta, prof. Marka Budzyńskiego już 26 stycznia 1999 r.
[4] Ślady zalań, obrysowane kredą są widoczne do dzisiaj; ułatwią one lokalizację kolejnych przecieków, gdyby do nich doszło.