Zbliża się Dzień Dziecka, – pomyślała – czyli Dzień Wszystkich Ludzi na calutkim świecie. I w tym momencie pojawiła się kolejna myśl, że umknęła jej gdzieś ta chwila, kiedy przestała być dzieckiem, a stała się dorosła. Zawodna pamięć? A może nigdy nie dorosła. A może nigdy nie była dzieckiem. Rwący nurt życia bez podziału na dzieciństwo i dorosłość. Czy to w ogóle możliwe?Zwolniła opiekunkę, czego zaraz potem pożałowała. Siedziała przez to teraz sztywna na krawędzi piaskownicy w swojej krojonej na miarę garsonce w kolorze pistacji i patrzyła na swoją Celinkę bawiącą się foremkami. Dziwiła się, że w południe ulice są pełne ludzi, a na placu zabaw roi się od wszędobylskich i hałaśliwych dzieci. W swoim klimatyzowanym gabinecie odcięta była od zwykłej codzienności.
– Chodź mamusiu, pobaw się ze mną.
– Baw się sama, nie mogę wejść do piaskownicy, nie chcę zniszczyć ubrania. – powiedziała to ostrzej niż zamierzała. Wciąż myślała o spotkaniu w gabinecie szefa:
– Pani Weroniko, zmieniamy wizerunek firmy, przykro mi, ale jestem zmuszony rozwiązać z panią naszą umowę.
– Czy ja dobrze słyszę? Zwalnia mnie pan, bo przestałam pasować do wizerunku firmy?! Czyżby moje zmarszczki stały się już aż tak widoczne! – wycedziła przez zęby.
– Pani Weroniko – patrzyła jak zakłopotany nie patrząc jej w oczy trze ucho, które robiło się coraz bardziej czerwone. Drażniło ją to. Miała nawet ochotę krzyknąć, żeby wreszcie przestał się nad nim znęcać – Nie demonizujmy. Po prostu musimy się pożegnać…
Tak po prostu musieli się pożegnać. Przypomniała sobie te wszystkie noce spędzone w biurze, wśród arcyważnych zestawień, statystyk i tabelek wypełnionych po brzegi równie ważnymi liczbami. Dzięki temu i ona sama czuła się ważna. Trzymała się tego swojego biurowego świata niczym rozbitek ostatniej deski. Wmawiała sobie, że to właśnie genialnie wykonane prezentacje i wykresy dawały jej gwarancję bezpieczeństwa i poczucie stabilizacji. Nawet kiedy zaszła w ciążę, której nie planowała nie odpuściła nawet na jotkę. A kiedy na świat przyszła Celina, dokonała błyskawicznego wyboru. Z ulgą zamieniła dres i kapcie na żakiet i szpilki, i zamknęła się w swojej korporacyjnej twierdzy. Odizolowana, trwała w niej, aż do teraz.
– Mamuussiiuu! Zobacz, zrobiłam piaskowego kogucika! Czy koguciki znoszą jajka?
– Nigdy nie widziałam piękniejszego kogutka córeczko. Kurki znoszą jajka. A koguciki…no, zresztą nieważne.
– Co koguciki? – mała uparła się, aby poznać tajemnicę kogucików.
– Pieją na dzień dobry – pomysł odwrócenia uwagi córeczki od damsko-męskich spraw drobiu wydał jej się genialny .
– To przecież wiem – zrobiła naburmuszoną minkę – A usiądziesz koło mnie?
– Już ci mówiłam, że nie jestem odpowiednio ubrana do tarzania się w piaskownicy.
– To chociaż spróbuj. To frajda. Widzisz nauczyłam się nowego słowa: FRAJDA! FRAJDA! Ty też możesz się czegoś nowego nauczyć, na przykład zabawy w piasku, ze mną.
Czy siedzenie w piaskownicy jest frajdą? A może warto to sprawdzić, nie ma chyba niczego złego w chodzeniu po piachu na bosaka. Przecież za to, z pracy nie wyrzucają – zachichotała cichutko… Powoli ściągała eleganckie czółenka. To było łatwe. Jak zjedzenie bułki z masłem. Wycofała się jednak z tego porównania błyskawicznie, bo odkąd pamięta jej nieodłączną towarzyszką życia była dieta, bezlitośnie wierna dieta, a to oznaczało, że nie pamięta przecież jak smakuje bułka z masłem! Poczuła ciepły, suchy piach pod palcami. Całkiem przyjemne. Uśmiechnęła się i odważniej zanurzyła stopy w mikroskopijnych ziarenkach. Ze zdziwieniem zauważyła, że bawią ją przelatujące między palcami piaskowe drobinki. Teraz i ręce dołączyły do stóp i cieszyły się obecnością mieniącego się piachu. Przypomniała sobie, że kiedy była małą dziewczynką, to mama zabierała ją na targ. Targ pełen cudów. I tam na tym targu kiedy nikt nie widział, zanurzała ręce w workach wypełnionych różnymi ziarnami. Najbardziej lubiła kąpać dłonie w maku, który w dotyku, do złudzenia przypominał piasek. Czarny piasek. Jak mogła o tym zapomnieć. A jednak była kiedyś dzieckiem! Ośmielona swoim odkryciem pozwoliła sobie na następny krok. Położyła się obok swojej córeczki. I teraz, już obie leżały w niewielkiej piaskownicy w samym środku wielkiego miasta. Oniemiała ze szczęścia dziewczynka chwyciła swoją mamę mocno za rękę. Teraz mogła być pewna, że nigdzie jej nie ucieknie. A Weronika marzyła. Pojadą nad morze, tam, jasnej plaży będą miały pod dostatkiem. Tak! Tylko ona i Celinka. Spróbuje nadrobić stracony czas, spróbuje nauczyć się swojego dziecka na nowo. Potem znajdzie nową pracę, ale nie taką, w której dzień i noc zlewają się w jedno. Plany pachnące codziennością. Pomiędzy radosne uderzenia serca wdarły się nagle oburzone szepty kobiet zebranych na placu zabaw.
– Co ona wyprawia?…Przecież nie można tak się rozkładać w piaskownicy….Pewnie myśli, że jak jest paniusią w drogich ciuchach to jej wszystko wolno.
– Zapraszam do środka! Panie są takie młode, muszą więc panie pamiętać jaka to frajda stawiać babki z piasku! Chodź Celinko, ustąpimy paniom miejsca w piaskownicy. Wracamy do domu, czas na obiad. Ach, i jeszcze jedno, skwaszone miny proszę zostawić na ławkach. Postuluję zakaz noszenia posępnych min w piaskownicach!
Czuła na sobie ich spojrzenia.
Trzymały się za ręce, a ich roziskrzone słońcem, identycznie ostrzyżone grzywki podskakiwały w rytm stawianych kroków.
– Dlaczego mam na imię Celina?
– Przecież wiesz.
– Ale chcę to usłyszeć jeszcze raz od ciebie.
– Bo chciałam mieć swoje własne niebo. Jesteś moim jedynym niebem, niebem na wyłączność. Nie pragnę innego – przytuliła się z całych sił do jasnej główki dziecka.
– Znowu nie dokończyłaś. Opowiedz jeszcze o tym trudnym słowie.
– No tak, wyraz caelum, oznacza po łacinie niebo, i tak właśnie powstało twoje imię…
Jutro pójdą na lody i na karuzelę. Przecież to ich dzień. Dzień Dziecka. Muszą to uczcić.
„…Wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi. (Ale niewielu z nich o tym pamięta)…” Antonie de Saint-Exupery
Antonie de Saint-Exupery: Mały Książę, 1999
BUW WOLNY DOSTĘP: PQ2637.A274 P4165 1999
Boci@n
Miłe wspomnienia we mnie rozbudził ten tekst. Wspaniały.