25 września ok. 13.00 weszłam z duńską kompozytorką Anną Berit Asp Christensen do sali wystawowej BUW, gdzie za 3 godziny miał odbyć się pokaz prasowy nowej wystawy Muzeum Historii Polski, a później wernisaż dla blisko trzystuosobowej publiczności i Anna wykrzyknęła: „Ale tu jeszcze tyle do rozpakowania!” Ponieważ następnego dnia Christensen miała na tle tej ekspozycji wykonać jeden z utworów tzw. Walking Koncert (w ramach Warszawskiej Jesieni), więc pośpieszyłam z zapewnieniami, że wręcz przeciwnie – wszystko jest już gotowe, a te paki, kontenery, kufry z charakterystycznymi oznaczeniami frachtowymi, to część nowoczesnej koncepcji ekspozycyjnej, która ma unaocznić los migranta – wiecznie na walizkach, paczkach, gotowego w każdej chwili do przeprowadzki; materializować pewne poczucie tymczasowości, permanentnego bycia w drodze.
W ten sposób ad hoc stworzyłam interpretację przestrzeni wystawy „Londyn – stolica Polski. Emigracja polska 1940-1990” (wystawa czynna do 30 listopada, codziennie w godzinach od 10 do 18). Sama zaś ekspozycja odświeżyła w mojej pamięci wiele lektur sprzed lat, ale i jedną zupełnie niedawną, bo z 2007 roku – „Wspomnienia z Kornwalii 1947-1957” Zofii Kossak [1]. Ukazały się one blisko 40 lat po śmierci pisarki i dotyczą czasów, gdy tuż po wojnie na Wyspach Brytyjskich, a dokładnie w wietrznej Kornwalii Zofia Kossak wraz z mężem Zygmuntem Szatkowskim została… farmerką.
We wspomnieniach tych jest miejsce i na refleksje na temat niedoli emigranta, zwłaszcza w kontekście surowej walki o środki na utrzymanie (polscy ziemianie zatrudnieni przy taśmach produkcyjnych, dygnitarze Rzeczpospolitej dwudziestolecia czyszczący srebra po nocach w luksusowych hotelach), i na nieco uszczypliwe charakterystyki dotyczące angielskich sąsiadów („Prawdziwy Brytyjczyk gardzi ogrzewaniem centralnym, ba, gardzi piecem.”[2]) , i na wzruszające opisy zachowań zwierząt gospodarskich, sukcesów i porażek życia farmera, ogrodniczki i wiejskiej gospodyni: „Ludzie ogólnie nie lubią kotów, bo kot za mądry. Pogardliwy sceptyk. Pies naiwnie, bezgranicznie ufa. „Mój pan tak a tak powiedział”. Kot w tej samej sytuacji myśli: „Mój gospodarz (kot nie zna pojęcia «pan») na pewno zełgał. Uważajmy” (…) Kot myśli. Jego mózg nie zna spoczynku. Kieszonkowy Budda.”[3]
Zofia Kossak zaangażowała się całym sercem w prowadzenie sporej farmy, a doświadczenia z obcowania z całą plejadą postaci angielskiej prowincji były dla niej materiałem do refleksji i na tematy polityczne i szerzej – ogólnoludzkie. Polscy migranci mieli powody, by czuć się mocno nieszczęśliwymi – raz z powodu sytuacji w kraju, dwa – braku stabilizacji bytowej na obczyźnie i naturalnie różnym przyjęciem wśród Anglików, którzy się dziwili: „ Dlaczego wszyscy Polacy tak gwałtownie gestykulują? W oczach Anglika Polak jest równie rozgadany, krzykliwy jak Italczyk. Nie lubią nas i Francuzów. Wyjątek stanowią dla Niemców, z którymi wiele cech pokrewnych. Oni są też Übermenschen, tylko że to nie wyraża się jak u Niemców w brutalnej pyszałkowatości, lecz w uprzejmym chłodzie białego człowieka w stosunku do rasy niżej stojącej.” [4]
Ekspozycja a Muzeum Historii Polski skoncentrowana jest na Londynie, gdzie kwitło polskie życie intelektualne, towarzyskie, ale i rozrywkowe (Marian Hemar, Loda Halama i in.), ale pamiętajmy emigracja miała i ma gorzki smak…
AKO
[1] Kossak, Zofia, Wspomnienia z Kornwalii 1947-1957, Wydawnictwo Literackie 2007 (BUW Wolny Dostęp PG7158 .K6532 A38 2007).
[2] tamże, s. 46
[3] s. 164
[4] s.24