31 marca 1854 r. został podpisany Traktat z Kanagawy, który otworzył dwa japońskie porty na handel ze Stanami Zjednoczonymi. Zakończono tym samy ponad 220-letni okres japońskiej polityki izolacjonizmu. Wkrótce podobne dokumenty podpisały także Wielka Brytania (1854), Rosja (1855) i Holandia (1856). W konsekwencji na stary i nowy kontynent zaczęto swobodnie importować wszelkie dobra z Kraju Kwitnącej Wiśni. Wraz ze sprowadzanymi produktami na gruncie europejskim po raz pierwszy w tak szerokim zakresie pojawiła się również japońska sztuka. Z początku zaskakująca, niezrozumiała, czy wręcz uznawana za nieudolną, wkrótce zdobyła grono wyznawców. Dekadę później o jej ugruntowanej pozycji świadczyły pawilony japońskie organizowane na kolejnych wystawach światowych, m.in. w Paryżu (1867) i Wiedniu (1873).
Na przełomie lat 50. i 60. XIX w. sztuka japońska stała się przedmiotem zainteresowania niektórych kolekcjonerów. Moda ta, zapoczątkowana w Paryżu, stopniowo rozpowszechniała się po całej Europie, aż osiągnęła swe apogeum w latach 80. Wśród jej amatorów znaleźli się także artyści, np.: Félix Bracquemond (1833-1916), Édouard Manet (1832-1883), Edgar Degas (1834-1916). W wielu przypadkach gromadzone przedmioty stawały się bezpośrednią inspiracją dla tworzonej sztuki. W stylu japońskim urządzano mieszkania, elementy tradycyjnego japońskiego stroju przenikały do europejskiej mody. Podobnie było z kuchnią, literaturą czy teatrem. Japonia, mimo dzielącej ją od Europy odległości, stała się również celem coraz częstszych podróży turystycznych, ale także wypraw naukowych i artystycznych. Długo trzeba by wymieniać obszary, w których zagościły wpływy tamtejszej kultury, co współcześnie obserwujemy na wielu archiwalnych zdjęciach i płótnach z epoki.
Obok dalekowschodnich tkanin, malarstwa, brązów czy ceramiki dużym zainteresowaniem cieszyły się również drzeworyty ukiyo-e, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „obraz świata, który przemija”. Legenda głosi, że pierwsze odbitki trafiły do Europy jako… makulatura, papier pakowy, którym owijano importowane produkty. W ten sposób miał się z nimi zetknąć słynny francuski impresjonista Claude Monet (1840-1926), robiący sprawunki w holenderskim sklepie z przyprawami. Ukiyo-e urzekły europejskich twórców lekkością techniki barwnego drzeworytu, który w luksusowej wersji odbijany był nawet z trzydziestu desek. Z kolei ich swobodna tematyka, zaczerpnięta z codzienności i oddająca umiłowanie natury, dla sztuki europejskiej, specjalizującej się w podniosłych i rozbudowanych scenach historycznych czy mitologicznych, okazała się niezwykle orzeźwiająca.
Polscy artyści, jeśli nie było im dane wyjechać do którejś z europejskich stolic, na pierwsze spotkanie ze sztuką japońską musieli poczekać jeszcze kilka dziesięcioleci. Największym „polskim importerem japońszczyzny” był bez wątpienia Feliks Jasieński (1861-1929), czemu zawdzięczał swój przydomek „Manggha”. Z pochodzenia ziemian, odebrał staranne wykształcenie, które uzupełnił licznymi, acz nieukończonymi studiami oraz podróżami. Choć, co ciekawe, kraju, który tak bardzo go fascynował, zapewne nigdy nie odwiedził! Japońskie artefakty – drzeworyty, tkaniny, wyroby z laki i kości słoniowej, elementy uzbrojenia, zaczął kolekcjonować w Paryżu, gdzie często przebywał do 1883 r. Pod koniec lat 80. XIX w. przewiózł swoje zbiory do Warszawy. W 1901 r. w gmachu Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych zorganizowana została wystawa w oparciu o jego kolekcję. Warszawska publiczność nie zareagowała entuzjastycznie na tę nową, nieznaną szerzej twórczość. Zniechęcony krytyką Jasieński, nie szczędząc uszczypliwych uwag („herbata chińska i sztuka japońska są dwie rzeczy odrębne”), wyjechał do Krakowa, gdzie spotkał się z dużo cieplejszym przyjęciem. Ziarno kultury japońskiej zostało rzucone i przyjęło się na tej z początku nieprzychylnej słowiańskiej glebie, gdzie, jak dowodzi wieloletni badacz jej wpływów, Łukasz Kossowski, ma się dobrze po dziś dzień!
Wróćmy jednak do początku XX w., kiedy to japońskie wpływy wyraźnie widoczne były w twórczości wielu młodopolskich artystów, takich jak Józef Pankiewicz (1866-1940), Leon Wyczółkowski (1852-1936), Olga Boznańska (1865-1940), ale również w działalności ówczesnych kolekcjonerów. Do tych ostatnich należał Henryk Grohman (1962-1939), łódzki przemysłowiec zarządzający potężną fabryką włókienniczą, amator muzyki i sztuki, który swoją kolekcję rycin i rysunków zdeponował w 1939 r. w Gabinecie Rycin BUW. W jego zbiorach sztuki na papierze wspomniane drzeworyty ukiyo-e należą do nielicznych. Wiele jest natomiast przykładów prac artystów europejskich inspirujących się sztuką japońską. O zainteresowaniu Krajem Kwitnącej Wiśni świadczy za to inna część jego zbiorów: orientalne rzemiosło artystyczne, w tym obszerny zespół japońskich tsub (gard mieczy) przekazany do Muzeum Narodowego w Warszawie.
Henryk Grohman zaczął gromadzić swoje zbiory artystyczne na początku XX w., czemu sprzyjały rozliczne podróże. 30 listopada 1905 r., w związku z nasilającymi się w Łodzi protestami robotniczymi, kolekcjoner wyjechał na dłuższy czas do Berlina. W tym samym roku do stolicy Cesarstwa Niemieckiego przeniósł swą pracownię Emil Orlik (1870-1932) – urodzony w czeskiej Pradze malarz, grafik i fotograf, działający wcześniej m.in. w Monachium i Wiedniu. Do Berlina przyjechał jako ugruntowany artysta o znaczącym dorobku i doświadczeniu. Miał również za sobą roczną podróż do Japonii (kwiecień 1900 – marzec 1901), która okazała się kluczowa dla przemiany jego twórczości. Jokohamy, Tokio czy Kioto nie odwiedził przypadkiem. Skłoniła go ku temu fascynacja drzeworytem ukiyo-e i chęć zgłębienia jego tajników na miejscu u lokalnych mistrzów. „Na długo przed tym, jak mogłem pomyśleć o podjęciu podróży do Japonii, prowadziła mnie tam fantazja”, wspominał.
„Im głębiej człowiek poznaje sztukę japońską, tym goręcej się do niej zapala” – te słowa Feliksa „Mangghi” Jasieńskiego pasują zarówno do niego samego, jak i do wielu artystów i amatorów sztuki dalekowschodniej z przełomu XIX i XX w. Z wyjazdu Emil Orlik przywiózł więc nie tylko niezliczone szkice mieszkańców i ulicznych scen, znajomość techniczną japońskiego drzeworytu czy rysunku tuszem, ale przede wszystkim dogłębne zrozumienie prawideł tamtejszej sztuki, czego doskonałym przykładem jest praca „Dwóch Japończyków”. Ukazuje ona ulotny moment – opatuleni rikszarze czekają na zlecenie w zimowy dzień, stojąc pod sklepem tekstylnym Takashimaya w Tokio (informuje o tym znajdujący się za nimi szyld, pod którym przedsiębiorstwo działa do dziś!). Chwila, która bezpowrotnie przeminie, ukazana w niezwykle syntetyczny, zgeometryzowany sposób. Czarny kontur i klika płaskich barwnych plam: czerwieni, ochry, błękitu, odbitych transparentnymi farbami – orientalna prostota i oszczędność. Kompozycja zamknięta w formacie wydłużonego prostokąta nawiązującego do kakemono (japońskich obrazów na papierze lub jedwabiu, które tradycyjnie zdobiły pomieszczenia przeznaczone na ceremoniał parzenia herbaty) dodatkowo nobilituje to codzienne przedstawienie. Zwraca uwagę sposób kadrowania: „ucięty” rikszarz stojący po prawej stronie; przycięcie ujęcia w ten sposób, że traci ono głębię, staje się zawieszone w czasie i przestrzeni. To wszystko cechy, do których zapewne Orlik by nie doszedł, gdyby nie wpływ sztuki japońskiej.
Odbitka z Gabinetu Rycin, kryje w sobie jeszcze jedną tajemnicę: Henri Grohmann z. fr. Er. Emil Orlik 1905 – ta niewiele z początku mówiąca inskrypcja umieszczona została pod kompozycją z prawej strony. Może ona być de facto dowodem na bliższą relację łączącą artystę z kolekcjonerem. Henri Grohmann zum freundlichen Erinnerung Emil Orlik 1905 / Henrykowi Grohmanowi na miłą pamiątkę Emil Orlik 1905 – tak należałoby rozszyfrować i przetłumaczyć niemieckojęzyczny skrót. To jedna z dwóch dedykacji Orlika, którą udało się znaleźć na zgromadzonych przez Grohmana rycinach artysty. Łodzianin zebrał blisko 50 rycin i rysunków czeskiego artysty, którym interesował się od początku budowania swojego zbioru. W tym także odbitki z wydanej w niewielkiemu nakładzie teki Aus Japan z 1904 r., zaadresowanej do wąskiego grona kolekcjonerów. Co więcej kilka jego prac, do niedawna oprawionych w ramy, dekorowało zapewne jedną z willi Grohmana, co dodatkowo dowodzi, że była to twórczość szczególnie mu bliska. Na temat potencjalnych spotkań artysty i kolekcjonera współcześnie nie wiemy nic więcej. A jednak zainteresowanie sztuką Kraju Kwitnącej Wiśni nie tylko objawiało się poprzez gromadzenie pięknych, orientalnych przedmiotów czy odbywanie dalekich podróży, ale również skłaniało ludzi ku sobie, łącząc ich wspólną pasją i pozwalając się odnaleźć nawet w tak wielkim mieście jak Berlin.
Urszula Dragońska, Gabinet Rycin BUW
Bibliografia:
Jolanta Tubielewicz, Historia Japonii, Wrocław 1984. WD DS835.T83 1984
Emil Orlik Leben und Werk 1870-1932. Prag. Wien. Berlin, red. Eugen Otto, Wien-München 1997. Czytelnia GR 1363053
Ze zbiorów Henryka Grohmana. Grafika i rzemiosło artystyczne, Katalog wystawy oprac. Wanda M. Rudzińska, Dariusz Kacprzak et al., Łódź 1997. WD N5280.P72 G668 1997
Agnes Matthias, Zwischen Japan und Amerika. Emil Orlik ein Künstler der Jahrhundertwende, Berlin 2012. Czytelnia GR 1362701
Agnieszka Kluczewska-Wójcik, Feliks „Manggha” Jasieński i jego kolekcja w Muzeum Narodowym w Krakowie, Kraków 2014. WD N5280.P72 J384 2014
Agnieszka Kluczewska-Wójcik, Japonia w kulturze i sztuce polskiej końca XIX i początków XX wieku, Warszawa-Toruń 2016. WD N7255.P6 K58 2016
Łukasz Kossowski, współpraca Małgorzata Martini, Wielka fala. Inspiracje sztuką Japonii w polskim malarstwie i grafice, Warszawa-Toruń 2016. WD N7255.P6 K636 2016
Jak we śnie! Emil Orlik w Japonii z kolekcji Petera Vossa-Andreae, red. Anna Król, teksty Birgit Ahrens, Peter Voss-Andreae, Urszula Dragońska, Anna Król, Kraków 2020, s. 19-31. WD NE735.C9 J35 2020