Współczesny świat z zainteresowaniem, ale i obawą przygląda się mediom, które z powodzeniem i bez żadnego umiaru generują niezliczoną ilość informacji. W latach 90. ubiegłego wieku wzrost znaczenia radia, telewizji, komputerów i Internetu stał się zaczynem powstania ery informacyjnej. Złośliwi twierdzą, że bombardowanie nas każdego dnia wprost niewyobrażalną ilością informacji jest wystarczającym powodem do tego, aby zmienić nazwę ery na erę dezinformacji…Dlatego też złoty czas nowych technologii związanych z komunikacją, a także mediów społecznościowych wymusza poniekąd, traktowanie informacji w szczególny, odważę się nawet stwierdzić, odpowiedzialny sposób. A to, wymaga od nas nabywania umiejętności polegającej na skutecznym jej zarządzaniu.
Mam dwie znajome. Nazwijmy je paniami X i Y. Obie – super babki, ale z różnym podejściem do życia, codzienności i radzenia sobie z mnogością informacji napływających zewsząd i nieprzerwanie. Każda z nich zatrzymuje, przetwarza i gromadzi je w inny sposób.
Pani X, zapisuje informacje na przeróżnych kartkach, karteczkach, zdarza się, że i serwetkach. Porzuca je potem w zupełnie przypadkowych miejscach, by następnie szukać ich w popłochu i panice (byłam nawet kiedyś świadkiem rozpaczliwego rwania włosów z głowy). Wiadomości zapisane na samoprzylepnych karteczkach mają to szczęście, że umieszczane są na kloszach lamp i dzięki temu otrzymują status ważnych. Pamiętają Państwo taką zabawę z dzieciństwa, która polegała na kręceniu globusem, zamykaniu przy tym oczu i wskazywaniu palcem na chybił trafił miejsca na ziemi, do którego z pewnością się pojedzie (i to wkrótce)? To były marzenia! Calusieńki świat należał wtedy do nas i nikt nie przejmował się zbytnio tym, że palec lądował czasem na środku oceanu. Korzystanie z informacji umieszczonych na lampie jest podobne do zabawy z globusem, z tą różnicą, że kręci się abażurem i ma się przy tym otwarte oczy. Ta metoda, sami Państwo przyznają nie należy do wybitnie skutecznych, ale moja znajoma twierdzi (w co trudno uwierzyć), że czuje się w swoim chaosie, jak przysłowiowa ryba w wodzie.
Pani Y, zgromadzone informacje dzieli skrupulatnie pod względem tematycznym, układa i przechowuje je w specjalnie do tego przygotowanych miejscach. A co ważne, robi do nich specjalne listy, katalogi, indeksy. Doszło nawet do tego, że robi listy do list, katalogi do katalogów i indeksy do indeksów, aby nic nie umknęło jej uwadze. Perfekcja w czystej formie.
Zarówno pani X jak i pani Y zapewniają, że świetnie poruszają się w swoich zwyczajnych codziennościach. Zasłoną milczenia powinnam jednak okryć fakt, że dzień powszedni u X, częściej niż u Y wypełniony jest nerwowymi, często wręcz histerycznymi poszukiwaniami i okrzykami: „Gdzie to jest?! Zapisywałam to przecież wczoraj na tym opakowaniu po herbacie!!” Ponadto, obie panie mogą pochwalić się dużych rozmiarów biblioteczkami domowymi, z tą tylko różnicą, że księgozbiór pani X trwa sobie niezmiennie w wiecznym nieuporządkowaniu i rozproszeniu, natomiast księgozbiór pani Y systematycznie katalogowany zajmuje poczesne miejsce w salonie. Znajome korzystają również z dobrodziejstw współczesnej cywilizacji i tym samym są „skazane” na przyswajanie doniesień internetowych i gospodarowanie informacjami wpływającymi, a to na pocztę elektroniczną, a to na telefon komórkowy. Jak widać, korzystają więc z przeróżnych kanałów informacyjnych.
Nie ulega wątpliwości, że oba sposoby zarządzania własną informacją choć tak odmienne, wymagają określonej przestrzeni….zarówno przestrzeni fizycznej jak i wirtualnej.
Okazją do zapoznania się z terminem „indywidualna przestrzeń informacyjna” stała się dla mnie XIV Ogólnopolska Konferencja Polskich Bibliotek Prawniczych Biblioteka prawnicza jako warsztat pracy prawnika – badacza – naukowca (22-23 września 2016 r.), na której prof. Katarzyna Materska wygłosiła referat: „Bazy prawnicze w indywidualnej przestrzeni informacyjnej prawnika-badacza”. Współorganizatorami spotkania byli: INP PAN, Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, Wydział Prawa i Administracji UKSW, Hogan Lovells. Nie wdając się w szczegóły przestrzeni informacyjnej badacza, chciałabym w tej krótkiej notatce blogowej przybliżyć Państwu jedynie pojęcia: informacji indywidualnej (ang. personal information), a także indywidualnej przestrzeni informacyjnej (ang. personal information space). Zdaniem prof. Materskiej informacja indywidualna to inaczej „moja informacja” (informacja gromadzona przez jednostkę, np. hobbystyczne zbieractwo programów teatralnych), „informacja dla mnie” (np. reklamy wysyłane na prywatną pocztę elektroniczną jednostki) lub „informacja o mnie” (informacja o jednostce gromadzona przez inne jednostki np. dane klientów w bankach).
Natomiast indywidualną przestrzeń informacyjną (IPI) można zdefiniować następująco:
„Na publiczną przestrzeń informacyjną składają się wszystkie źródła (zasoby) informacji i kanały jej przepływu. Indywidualna przestrzeń informacyjna zawiera informacje zebrane przez daną osobę; dana osoba może mieć wiele takich kolekcji” (Gwizdka, 2006) – Głowacka E./et al./: Model indywidualnej przestrzeni informacyjnej w procesie badawczym – wstępne założenia, „Zagadnienia Informacji Naukowej” nr 53(2) z 2015 r., str.18-30
Na podstawie tej definicji i opisu dwóch moich znajomych, łatwo wyciągnąć wniosek, że każda IPI jest jedyna w swoim rodzaju i niepowtarzalna. Bo my – osoby gromadzące informacje i tym samym tworzące dla nich przestrzenie, różnimy się między sobą pod wieloma względami, czyli jesteśmy po prostu wyjątkowe. Kształt indywidualnej przestrzeni informacyjnej uzależniony jest od tego, w jaki sposób przechowujemy, organizujemy, zachowujemy, wyszukujemy i używamy swoich własnych, osobistych informacji. Dotyczy to zarówno dokumentów w wersji papierowej, jak i dokumentów elektronicznych.
A skoro jesteśmy przy IPI, to warto przynajmniej napomknąć, że łączy się ona nierozerwalnie z tzw. PIM (ang. personal information management), z zarządzaniem informacją osobistą. Takie zarządzanie prywatną informacją jest nam niezbędne do funkcjonowania we współczesnej cywilizacji. Aby nasze codzienne życie, po brzegi wypełnione wszędobylskimi informacjami nie zamieniło się zwyczajnie w chaos, warto nauczyć się gospodarować przechowywanymi informacjami. A to oznacza, że gromadząc różnego rodzaju informacje, tworząc i dzieląc je na przeróżne kolekcje musimy uczyć się m.in. podejmowania decyzji, np. czy dana informacja zasługuje na przechowywanie, a jeśli tak to jak długo ma być przechowywana?, lub czy korzystanie z danej informacji w późniejszym czasie będzie miało jakikolwiek sens?…
Tematów związanych z indywidualną przestrzenią informacyjną jest bardzo wiele, a mój wpis miał jedynie Państwa zachęcić do odkrycia własnej przestrzeni informacyjnej i refleksji nad tą właśnie, osobistą przestrzenią informacyjną. Natomiast, te i inne zagadnienia dotyczące IPI znajdą Państwo w przykładowej lekturze, której tytuły podałam poniżej.
A króciutka, niewyczerpująca oczywiście tej kwestii rymowanka, niech przejmie rolę puenty:
Skutecznie – papier i elektronika,
do naszego życia się wpycha.
Wścibskie informacje pośpiesznie podskakują,
We współczesnym świecie, bezkarne się czują.
Jak wywabić plamę? A jak kota spod wanny?
Sposobów na to tysiąc! Jak wybrać, ten najmniej marny?!
TV radzi, manipuluje Internet, reklamy szepczą nam do ucha,
Bo wszyscy chcą być ważni, a są uciążliwi jak przysłowiowa mucha.
A zatem, uczmy się oceniać i gospodarować informacjami, bo mocno w to wierzę,
Że zarządzanie informacją własną, to podstawa w informacyjnej erze…
Boci@n
Literatura:
– Materska K.: Wymiary zarządzania informacją indywidualną (w:) Społeczeństwo i sieć informacyjna problemy i technologie. Praca zbiorowa pod red. Barbary Sosińskiej-Kalaty i Ewy Chuchro, Warszawa 2012 (BUW Magazyn – sygnatura: S.17958 [5])
– Kurek-Kokocińska S.: Przestrzeń informacyjna książki, założenia ogólne (w:) Przestrzeń informacyjna książki, Łódź 2009 (BUW Oddział Usług Informacyjnych i Szkoleń – sygnatura: 1077404)
– Głowacka E./et al./: Model indywidualnej przestrzeni informacyjnej w procesie badawczym – wstępne założenia. „Zagadnienia Informacji Naukowej” nr 53(2) z 2015 r., str.18-30 (BUW Magazyn: sygnatura 048895, BUW Wolny Dostęp: Klasyfikacja A,Z)
nasz styl podchodzenia do info zależy od osobowości – osoby które maja dużą tolerancję na chaos i zmianę (można by powiedzieć pani X) nie lubią porządkowania i systematyzowania, czują się zadowolone, gdy odnajdą informację w swoim stworzonym gąszczu porozrzucanych informacji (wiadomo, że nie zawsze skuteczne, ale być może właśnie szufladkowanie takie osoby przeraża?) z drugiej strony osoby o dużej potrzebie kontroli, które lubią zasypiać z myślą, że wszystko jest na swoim miejscu, lubią katalogować, choć z drugiej strony (sama to przeszłam) takie tworzenie indeksów, spisów do spisów powoduje ogromne marnotrawienie czasu – bo się może okazać, że 90% roboty było na marne, info nigdy się nie przydały (a mogliśmy w tym czasie oglądnąć 20989 odcinek „Mody na Sukces” ;-), więc lepiej być chaotycznym i ćwiczyć pamięć poprzez rozrzucanie karteczek i trenowanie dróg do znalezienia tych informacji? pewnie clue to złoty środek, wg mnie najważniejsze info warto mieć usystematyzowane w jednym miejscu (co daje względne poczucie bezpieczeństwa), resztę trzymać „w kilku prawdopodobnych miejscach” ;-)) pozdrawiam
Ciekawe zebranie informacji, jak zawsze przedstawione w interesujący sposób .
Dziękuję po stokroć za komentarze :))
Podjęłam próbę zdefiniowania własnej IPI. Wychodzi na to, że moja indywidualna przestrzeń informacyjna wciąż tkwi w XX w. i nie zamierza na razie wykonać kroku do przodu 😉
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za przeczytanie mojego tekstu 🙂
IPI – cóż kolejny termin, który mnie dotyczy a którego nie znałam:-)
Każdy ma swój sposób na znajdywanie i „przechowywanie” informacji. Z tym przechowywaniem wszelkich informacji, jeżeli nie jest się instytucja powołaną do tego, byłabym bardzo ostrożna, a bo to można sobie i dysk, i mieszkanie i głowę nieźle zabałaganić:-)
Najważniejsza jest zapamiętywanie ścieżek poszukiwań info, bo skoro raz znaleźliśmy to jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że znajdziemy i drugi raz taką informację, wtedy kiedy ona będzie nam potrzebna. Pozdrawiam serdecznie.
„Tu gdzie mnie nie ma nic w ogóle nie ma
prócz pamięci mej mizernej papierowych raf”.
🙂
Dziękując Państwu za komentarze, często korzystam z podziękowań „po stokroć” 🙂
Mało jest jednak innych słów, które potrafią wyrazić moją wdzięczność za to, że uczestniczą Państwo w moich staraniach na blogu :))
A zatem, dziękuję „po stokroć” :))
Boci@n