BuwLOG

Kalabria dzika, wciąż nieodkryta…

Tym którzy w bliżej nieokreślonej, ale miejmy nadzieję, że w niezbyt odległej postcovidovej przyszłości planują wyprawę do Kalabrii i zamierzają bardzo solidnie przygotować się do niej pod względem merytorycznym, proponuję na rozgrzewkę książkę Annie Hawes „Podróż na południe”. Autorka jest Angielką, która pewnego dnia, niespodziewanie dla siebie samej, stała się wraz z siostrą właścicielką małego domku w górach na liguryjskim wybrzeżu w pobliżu miejscowości San Pietro i otaczających go tarasów porośniętych drzewami oliwkowymi. Adaptacja do nowych warunków życia oczywiście nie była łatwa. Przystosowanie się do panujących wśród liguryjskich hodowców oliwek norm obyczajowych, zwyczajów kulinarnych i stylu życia zajęło siostrom kilka ładnych lat, co zostało szczegółowo udokumentowane w dwóch innych książkach: „Extra Virgin” oraz „W krainie oliwek”. Wszystko to jednak nagle wydaje się mało istotne w obliczu prawdziwego wyzwania, jakim staje się wyjazd do owianej nimbem tajemniczości i budzącej grozę Kalabrii. Celem podróży jest poznanie rodziny narzeczonego, co jest dla autorki źródłem dodatkowych emocji, które i tak sięgają zenitu. No bo czy można się nie denerwować, jeśli celem podróży jest najbardziej dziki i cieszący się wyjątkowo złą opinią region Włoch? Opowieści sąsiadów z San Pietro nie pozostawiają żadnych wątpliwości odnośnie tego, czego należy się spodziewać. Dla mieszkańca północnych Włoch Kalabria nie jest po prostu jednym z wielu regionów kraju. Przekroczenie jej granic jest równoznaczne z opuszczeniem obszaru cywilizacji europejskiej i wkroczeniem na teren gdzie w najlepsze zadomowiły się obyczaje rodem z północnej Afryki, a poziom bezprawia osiągnął takie rozmiary, że nawet Sycylia na tym tle może wydawać się oazą spokoju. Co więcej, autorka miała wielokrotnie okazję przekonać się o tym, że ta niechęć do głębokiego południa, rozciąga się również na pochodzących stamtąd ludzi, którzy przeprowadzili się do Ligurii w poszukiwaniu lepszych warunków życia. Typowy Calabrese określany jest jako terrone, czyli coś pośredniego między wieśniakiem a burakiem, podejrzewa się go o to, że trzyma w salonie świnię a w łazience węgiel, a jego obecność sprawia, że nieruchomości w okolicy tracą na wartości. Nawet potomkowie migrantów, urodzeni już na północy, wciąż traktowani są jako obcy i miejscowi zachowują wobec nich stosowny dystans.

Jest oczywiście i druga strona medalu. Od rodziny narzeczonego nasza bohaterka słyszy same pochlebne opinie o Kalabrii. Ich zdaniem żyjący tam ludzie nie są może tak bogaci jak mieszkańcy Północy, ale za to są niezwykle serdeczni, ciepli i przepojeni miłością bliźniego. Trudno też nie zauważyć, że wielu z tych „przesiedleńców” nigdy tak naprawdę nie zaadaptowało się do nowego otoczenia i ciągle zżera ich tęsknota za utraconym rajem. Są dumni ze swojego pochodzenia (również młodsze pokolenie, które często nawet nie widziało ojczystych stron swoich rodziców lub dziadków), starają się nic sobie nie robić z niechęci północnych filistrów, których zresztą łatwo można uciszyć jednym złym spojrzeniem, za którym kryje się sugestia, że ma się powiązania z  ’ndrangheta, czyli kalabryjskim odpowiednikiem sycylijskiej mafii.

Okładka książki Podróż na południe, na niej zdjęcie domów na skarpie wybrzeża morskiego.
fot. Leszek Śnieżko

Autorka wyrusza więc w podróż pełna obaw, ale również i ciekawości. Nie chcę zdradzać szczegółów przebiegu tej wyprawy, ograniczę się więc do stwierdzenia, że obraz Kalabrii, jaki wyłania się z tej książki jest bez wątpienia intrygujący. Mamy do czynienia z krainą zdumiewająco egzotyczną, zarówno pod względem krajobrazowym, jak i kulturowym. Można odnieść wrażenie, iż dostrzegana przez mieszkańców północy granica kulturowa nie jest ich wymysłem, lecz faktycznie wkroczenie na teren Kalabrii oznacza przeniesienie się do zupełnie innej rzeczywistości; rzeczywistości, w której ludzkie charaktery zostały ukształtowane przez niezwykle surowe warunki egzystencji oraz uporczywą codzienną walkę o przetrwanie i zachowanie godności, a relacje społeczne określała archaiczna struktura społeczna, która jeszcze w latach 50-tych niczym właściwie nie różniła się od feudalizmu. Jednak i w Kalabrii czas nie stoi w miejscu. W książce znajdziemy więc nie tylko historie z życia rodziny narzeczonego autorki, które równie dobrze mogłyby wydarzyć się kilka stuleci wcześniej, ale również ślady powolnych, ale nieuchronnych zmian docierających nawet do najbardziej odległych zakątków Kalabrii. Zmiany te często adoptowane są w specyficzny dla tej prowincji sposób. Np. efektem napływu środków finansowych z Unii Europejskiej, jest cała masa niedokończonych inwestycji (kładki nad autostradą, fabryki, magazyny), które pozostali uczestnicy wyprawy z uciechą pokazują naszej bohaterce, wyjaśniając, że są to inwestycje rozpoczynane jedynie w celu pozyskania funduszy, które następnie są dzielone między mafię i miejscowych dygnitarzy. A ponieważ inwestycja od początku była bezsensowna, to nikt specjalnie się nie martwi tym, że nigdy nie zostanie doprowadzona do końca. Tak więc już w drodze do domu narzeczonego autorka miała okazję posmakować kalabryjskiej specyfiki, a potem było jeszcze ciekawiej. Można jej pozazdrościć, że poznawała ten niezwykły region nie jako turystka, lecz w charakterze przyszłego członka kalabryjskiej rodziny. Dzięki temu, zamiast opalać się na plażach w Tropei, poznawała realne życie tutejszych ludzi. Jej „przewodnicy” potrafili przekazać jej autentyczny obraz Kalabrii, a Annie Hawes podzieliła się z nami zdobytą wiedzą, czyniąc to w sposób przykuwający uwagę czytelnika i zaprawiając swoją relację sporą dawką humoru.

W charakterze dodatkowej zachęty do lektury, na koniec zamieszczam krótki quiz. Odpowiedzi na poniżej postawione pytania można znaleźć na kartach książki.

A) Jakiego zajęcia gotów jest podjąć się młody człowiek desperacko poszukujący środków na sfinansowanie studiów architektonicznych?
1. Może kraść pomarańcze, choć to niebezpieczne, bo plantacje są pilnowane przez uzbrojonych strażników.
2. Może sprzedawać damską biżuterię, ale to „babskie” zajęcie, choć dochodowe, może go okryć niesławą.
3. Może podjąć się współpracy z przemytnikami narkotyków, chociaż to zajęcie jest trochę ryzykowne i bardzo nielegalne.

B) Jeśli policji udaje się odzyskać połowę zrabowanego łupu, to oznacza, że:
1. Policja pracuje na pół gwizdka.
2. Policja bardzo się stara, ale przy środkach, jakimi dysponuje, trudno osiągnąć lepsze rezultaty.
3. Złodzieje pozwolili policji odzyskać część łupu, tak aby wszyscy byli zadowoleni.

C) Wiele rodzin kalabryjskich mieszka w nieukończonych domach, ponieważ:
1. Ceny materiałów budowlanych idą ciągle w górę i trudno jest doprowadzić budowę do końca.
2. Część środków przeznaczonych na budowę trzeba przekazać mafii.
3. Od nieukończonych domów nie płaci się podatków.

D) Dlaczego jadąc do Kalabrii warto kupić strzelbę?
1. Jest to niebezpieczny region, warto więc mieć pod ręką coś do obrony.
2. Mężczyzna bez broni nie będzie tam traktowany poważnie.
3. Może się przydać po powrocie do wzbogacenia domowego jadłospisu upolowaną zwierzyną.

Leszek Śnieżko, Centrum NUKAT

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.