Przypadająca 27 kwietnia tego roku, 84. rocznica urodzin Krzysztofa Komedy, kompozytora i pianisty jazzowego, twórcy muzyki filmowej, jest okazją do przypomnienia jego jedynej kompozycji pomyślanej jako tło muzyczne w serialu filmowym. W Archiwum Kompozytorów Polskich, należącym do Gabinetu Zbiorów Muzycznych BUW pod sygnaturą Mus. XCIV rps 10 kryje się autograf partytury muzyki Komedy do pierwszych pięciu odcinków polskiego serialu telewizyjnego Klub profesora Tutki w reżyserii Andrzeja Kondratiuka. Źródło obejmuje 25 kart w formacie 36×25,5 cm.
Serial, emitowany w Telewizji Polskiej w latach 1966–1968 w technice czarno-białej, składał się z 14 odcinków realizowanych w dwóch seriach (w 1966 r. odcinki 1–5, w 1968 r. odcinki 6–14). Scenariusz serialu napisał Andrzej Kondratiuk na podstawie książki Jerzego Szaniawskiego Profesor Tutka i inne opowiadania, opublikowanych przez Wydawnictwo Literackie w Krakowie w 1954 r. (książkę tę można znaleźć w katalogu on-line)
Profesor Tutka, bohater opowiadań i główna postać serialu, operuje niezwykłym kunsztem narracyjnym. Każdy z odcinków rozpoczyna się w tym samym miejscu – w kawiarni, w której Profesor Tutka (Gustaw Holoubek) spotyka się z trzema kolegami: mecenasem (w tej roli Mieczysław Pawlikowski), sędzią (Henryk Borowski) i lekarzem (Kazimierz Opaliński).W rozmowach przy stoliku panowie poruszają różne tematy. Ale to Profesor Tutka, odnosząc się do pozornie błahych sytuacji, prowokuje do refleksji swoimi subtelnymi, pełnymi aluzji filozoficznymi opowiastkami.
Tematyce muzycznej poświęcony jest jeden z serialowych odcinków – Profesor Tutka wśród melomanów. W tym, czwartym z kolei, odcinku rozmówcy zastanawiają się, który z instrumentów muzycznych najbardziej porusza odbiorcę. Większość skłania się ku skrzypcom. Nawet zwolennicy fortepianu dochodzą do wniosku, że instrument ten nie jest zdolny wywołać ekstazy. Milczący dotąd Profesor Tutka opowiada historię, którą przeżył na statku płynącym z Genui do Aleksandrii. Z obawy przed burzą pasażerowie zostali poproszeni o zejście pod pokład. Tam w niewielkim pomieszczeniu do fortepianu zasiadł doskonały pianista, ale w tym momencie instrument, pod wpływem fal miotających statkiem, zaczął szybko i w sposób nieprzewidywalny przemieszczać się po wnętrzu. Zamknięte drzwi pomieszczenia uniemożliwiały ogarniętym paniką osobom ucieczkę. Profesor podsumowuje swoje opowiadanie konkluzją, iż fortepian może naprawdę wywołać ogromne wrażenie.
Zachęcamy do obejrzenia odcinka Profesor Tutka wśród melomanów.
Komeda skomponował muzykę do czołówki i pierwszych pięciu odcinków serialu. Kolejnych osiem odcinków zilustrował muzycznie, na prośbę Komedy (koncertującego często w tamtym okresie zagranicą) Tomasz Stańko. W ostatnim, 14. odcinku muzyka pojawia się jedynie w jego zakończeniu, niestety w zbiorach nie zachował się żaden ślad zapisu muzycznego i nie wiemy kto jest jej autorem. Autografy partytury i poszczególnych głosów instrumentalnych muzyki Tomasza Stańki także znajdują się w Archiwum Kompozytorów Polskich pod sygnaturą Mus. XCIX rps 5.
Analiza muzyki, która wypełnia połowę czasu trwania 12-minutowego odcinka serialu, pozwala rozróżnić jej dwa rodzaje: muzykę spoza kadru i muzykę w kadrze. Muzyka spoza kadru to przede wszystkim główny motyw serialu, utrzymany w tonacji durowej i skocznej rytmice, w obsadzie dwóch fortepianów i wiolonczeli. Prostota i wpadająca w ucho czternastodźwiękowa melodia spełnia wszystkie podstawowe wymogi dobrego motywu przewodniego. Słyszymy go w czołówce serialu oraz jako muzykę w kadrze, przedstawioną w dużo wolniejszym tempie przez skrzypka grającego w kawiarni (dość niesynchronicznie w stosunku do obrazu).
Drugi temat muzyki spoza kadru przynosi – wraz z kolejną sceną, która rozgrywa się na statku – rozbrzmiewające „egipskie” rytmy i wysokie dźwięki wiodącego prym fletu piccolo ze skrzypcami w towarzyszeniu sekcji rytmicznej.
Trzeci, ostatni temat, który zapowiada pewien niepokój nadchodzących na statku wydarzeń, ilustruje tremolo fortepianowe z gdzieniegdzie uderzanymi mocniejszymi akordami, którym towarzyszą dźwięki wiolonczeli, kontrabasu oraz tom-tomów. Komeda w partyturze, w partii fortepianu i tom-tomów I i II zalecił wykonanie ad libitum, rozumiane jako swobodna improwizacja, jedynie wiolonczela i kontrabas mają określony zapis nutowy. Ciekawostką jest to, iż Komeda w tym miejscu partytury zanotował ołówkiem następującą uwagę: „improw ad lib. pod obraz na mnie”, co oznacza, że muzyka, którą słyszymy w serialu jest jedynym śladem pełnego pomysłu muzycznego kompozytora, ponieważ partie fortepianu i tom-tomów nie zostały zapisane.
Oprócz muzyki zarysowana jest również warstwa sonorystyczna obrazu rozbrzmiewająca w nim przez cały czas. Słychać naturalne efekty dźwiękowe: gwar w kawiarni, powiew wiatru, głosy mew, szum morza. W kulminacyjnej scenie, kiedy to Profesor Tutka, pianista i fortepian znajdują się w niewielkim pomieszczeniu na statku podczas burzy, dźwięki instrumentu obijającego się o ściany stają się samoistną „muzyką” grozy i wywołują rzeczywiście wielkie wrażenie.
Muzyka Komedy doskonale współgra z fabułą i klimatem każdej z filmowych scen. Charakter tematów muzycznych oraz ich rozplanowanie są przejawem dojrzałej już koncepcji kompozytorskiej. Komeda stworzył ilustrację muzyczną, która wyraża się nie tylko poprzez swój kształt i brzmienie, ale też poprzez pewne przesłanie i ideę. Kompozytor postrzegał bowiem muzykę filmową wyłącznie w związku z przypisanym jej obrazem. Twierdził, że muzyka filmowa nie może być sama w sobie dobra, jeżeli nie weźmie się pod uwagę jej funkcjonalności w relacji z obrazem. Uważał, że „(…) powinna ona być tylko tam, gdzie jest naprawdę konieczna, i raczej powinno być jej za mało niż za dużo. Nie protestuję, jeżeli reżyser wyrzuci mi jakiś fragment napisany czy nawet nagrany. Poza pewnymi gatunkami filmów (filmy historyczne, wojenne i inne) zbyt często stosuje się w muzyce filmowej duże zestawy instrumentalne – prawie orkiestry symfoniczne. Jest to nagminny zwyczaj, zwłaszcza w filmie amerykańskim. Tymczasem efekt wyrazowy nie zależy wcale od dużej ilości instrumentów”*. Mówił też: „Najbardziej cenię muzykę, która jest jednym z równouprawnionych elementów wśród środków wyrazowych filmu. Ale muzyka jako współczynnik sztuki syntetycznej może być niebezpieczna. Tam, gdzie jest ona zbyt wyeksponowana, może przeszkadzać w odbiorze filmu, który jest przecież przede wszystkim sztuką wizualną”**.
Aleksandra Górka
*K. Komeda, Rola muzyki w dziele filmowym, „Kwartalnik Filmowy” 1961 nr 2, s. 35–38.
**Ibidem.
Bardzo Ciekawie napisany artykuł. Aż nabrałem ochoty na obejrzenie tych kilku epizodów „Klub profesora Tutki” muszę koniecznie poszukać. Mam nadzieje że pojawiła sie u was jeszcze wpisy o Komedzie