P Język. Literatura
Molenda, Jarosław, Przy stoliku w Czytelniku, Warszawa: Prószyński i S-ka, 2024.
BUW Wolny Dostęp PG7365.W3 M65 2024
„Spotkajmy się w Czytelniku”…
Zanim kawiarnia Czytelnika doczekała się swojego otwarcia na ulicy Wiejskiej w Warszawie, najpierw (i to już w 1944 roku) została zawiązana Spółdzielnia Wydawniczo-Oświatowa Czytelnik. I w tempie ekspresowym, dzięki prawdziwemu wizjonerowi – Jerzemu Borejszy stała się istnym państwem w państwie, rozrosłym gospodarstwem edytorsko-kulturalnym i mocarnym koncernem zarówno wydawniczym jak i drukarskim i dystrybucyjnym. Warto, aby Państwo o tym gigancie sobie poczytali, bo jego historia jest zaskakująca 🙂 Zwłaszcza, że gorzkie czasy PRL nie ułatwiały niczego i nikomu.
„Do rzeczy, których w Czytelniku brakowało, dorzuca papier toaletowy. Był rok 1953 albo 1954 – oto w toalecie na pierwszym piętrze zawisły poprawione już dawno szpalty wydanej książki Leona Kruczkowskiego. „Pech chciał – opowiadała – że znalazł je tam sam autor. Zrobiła się straszna awantura.” (Molenda, Jarosław, Przy stoliku w Czytelniku, Warszawa: 2024, s.110-111)
A w 1956 roku w mieszkaniu Marii Iwaszkiewicz na zebraniu redaktorów Czytelnika ktoś rzucił pomysł, aby z pracowniczej stołówki wyczarować miejsce spotkań i wydarzeń kulturalnych. Taki może czytelnikowski klub lub nawet czytelnikowską literacką kawiarnię? Kawiarnię ze stolikami, do których nie każdy mógł się przysiąść.
„Główną atrakcją „Czytelnika” była do niedawna instytucja pod nazwą „Stolik-Słońce” – innymi słowy: stolik, przy którym zbierali się co dzień luminarze literatury PRL…” (Molenda, Jarosław, Przy stoliku w Czytelniku, Warszawa: 2024, s.112)
„Podeszła do stolika Dygata, chwyciła za krzesło i zapytała:
– Można?
– Nie – burknął Dygat.
– Jak to? Nie? Pan żartuje? – zaskoczenie, wściekłość zabrzmiały w głosie Lisieckiej.” (Molenda, Jarosław, Przy stoliku w Czytelniku, Warszawa: 2024, s.162.)
A jak naprawdę wyglądał legendarny stolik w kawiarni Czytelnika? Odsyłam Państwa do strony 118 🙂
Ale wróćmy jeszcze do początków kawiarni. Maria Iwaszkiewicz zapaliła się do pomysłu zorganizowania ogólnodostępnej stołówko-kawiarni literackiej w Czytelniku. Postanowiła się więc przekwalifikować i ostatecznie, pełna wiary w sukces stanęła za bufetem. Na całe osiem lat.
„Jarosław Iwaszkiewicz w liście do córki pisanym z Rabki 9 marca 1957 roku, czyli przed otwarciem kawiarni, wyrażał żartobliwe zaniepokojenie: „Dużo myślę o tobie ostatnio i zastanawiam się, czy już parzysz kawę i czy to umiesz robić, aby się nie poparzyć”.” (Molenda, Jarosław, Przy stoliku w Czytelniku, Warszawa: 2024, s.107)
Maria, Marysia, Mańka robiła najlepszą kawę w stolicy! A pomagał jej w tym procederze nikt inny jak znany wszystkim kapryśny „Ignaś”. „Ignaś” był potężnym ekspresem ciśnieniowym, który z dumnie wyprężoną piersią zajmował sporą część lady bufetowej. Poza dumą miewał swoje humory i był szczególnie wrażliwy na zmiany pogody. Ciśnieniowy meteopata 😉
Zdaniem Jarosława Molendy, fenomen kawiarni Czytelnika nie polegał na serwowanej tam zupie pomidorowej, ale na tym, że przez cztery dekady przesiadywali w niej osobistości, bez których polska kultura nie mogłaby istnieć… I trudno się z tym nie zgodzić… Marek Hłasko, Paweł Jasienica, Antoni Słonimski, Tadeusz Konwicki, Leopold Tyrmand, Irena Szymańska, Andrzej Łapicki, Gustaw Holoubek, Henryk Bereza, Jerzy Kawalerowicz, Stanisław Dygat, Jerzy Gruza, Jan Himilsbach, Andrzej Wajda, Zdzisław Maklakiewicz… Zapewniam Państwa, że to tylko niektóre nazwiska. I pozwolą Państwo, że nie wymienię wszystkich. Nie z braku szacunku do stałych bywalców kawiarni Czytelnika, ale dlatego, żeby mieli Państwo niespodziankę podczas czytania rewelacyjnej książki autorstwa Jarosława Molendy. Dzięki dziennikarskiemu wyczuciu i genialnemu poczuciu humoru autora powstała książka historyczna, a umieszczone w niej bon moty i anegdotki dodają jej tylko pikanterii i kolorytu. Opowiem Państwu jedną z nich, dobrze?
Tak się jakoś złożyło, że na jednym ze zjazdów literatów, Jan Himilsbach i Jarosław Iwaszkiewicz zostali zakwaterowani w jednym pokoju. Jan Himilsbach znany z tego, że niczego nie owijał w bawełnę, zaproponował szarmancko:
„Mistrzu, umawiamy się jak gentlemen’s agreement. Lejemy do umywalki”. (Molenda, Jarosław, Przy stoliku w Czytelniku, Warszawa: 2024, s.307)
A na zakończenie proponuję Państwu ten pełen nostalgii cytat:
„A stolik już nie istniał. Szóstego marca 2008 roku Litwin usiadł przy nim sam. Zamówił kawę, zapalił papierosa. Posiedział chwilę w milczeniu z Henrykiem Berezą. Wstał, oddał filiżankę oraz ebonitową popielniczkę do bufetu, mówiąc: „To by było na tyle”.” (Molenda, Jarosław, Przy stoliku w Czytelniku, Warszawa: 2024, s.437)
B L Filozofia. Psychologia. Religia. Oświata
Frydman, Joshua, Japonia: przewodnik po bóstwach, duchach i bohaterach, przełożyła Monika Sztorc, Poznań: Wydawnictwo Poznańskie, 2025.
BUW Wolny Dostęp BL2202.3.F8165 2025
„Dzisiejsza Japonia – ani pod względem politycznym, ani kulturalnym – nie przypomina kraju sprzed dwustu, pięciuset czy tysiąca lat. Mimo to możemy mówić o ciągłości: wielu współczesnych Japończyków jest potomkami mieszkańców Japonii sprzed tysiąca lat, żyją oni (częściowo) na tym samym obszarze i czczą wiele dawnych bóstw. Aby określić, co oznacza „japoński” charakter tych wierzeń, musimy najpierw przyjrzeć się różnym sposobom myślenia o Japonii.” (Frydman, Joshua, Japonia: przewodnik po bóstwach, duchach i bohaterach, Poznań: 2025, s.15)
Nie ma sposobu na to, abym wymieniła wszystkie japońskie duchy i bóstwa. Wcale się tym nie przejmuję, ponieważ znam prawdziwego guru, który jest to w stanie zrobić i to prawdopodobnie w kolejności alfabetycznej i zamkniętymi oczami. Polecam Państwu książkę uduchowioną, która z całą pewnością będzie przez Państwa ubóstwiana 🙂 Joshua Frydman to specjalista od kultury dawnej Japonii, a co za tym idzie, znawca japońskich mitów, legend i ich bohaterów. Opowieści o bóstwach i istotach nadprzyrodzonych są bardzo głęboko zakorzenione w kulturze japońskiej. I co interesujące, japońska mitologia jest nieustającą inspiracją dla współczesnych japońskich twórców kina, anime, mangi, literatury, a nawet muzyki i gier komputerowych. Współczesny Kraj Kwitnącej Wiśni z jednej strony, z powodzeniem pielęgnuje pamięć o mitach, wierzeniach i podaniach ludowych, a z drugiej strony potrafi zręcznie z nich korzystać i udostępniać miłośnikom sztuki w zupełnie nowej formie.
Z książki wybrałam dla Państwa dosłownie parę mitycznych stworzeń i spróbuję je Państwu przedstawić. A zatem, zobaczmy, co tam słychać u duchów zwanych…
„Yōkai to często istoty fizyczne przybierające dziwaczną lub wręcz potworną postać. Współczesne tłumaczenia terminu yōkai jako „demon”, „diabeł” czy „potwór” próbują uchwycić naturę tych duchów w skrócie, ale są one obarczone pewnym kulturowym nieporozumieniem. Owszem, yōkai potrafią być przerażające czy niebezpieczne, jednak niekoniecznie są groźniejsze niż dzikie zwierzęta czy zjawiska przyrody.” (Frydman, Joshua, Japonia: przewodnik po bóstwach, duchach i bohaterach, Poznań: 2025, s.289)
Do yōkai należą:
Demony i diabły zwane Oni. Przypominają troszkę ludzi, ale wyróżnia je na przykład skóra w żywych kolorach (nie są rzadkością Oni w niebieskim kolorze) i wzrost. Oni są od nas zdecydowanie wyżsi. No i posiadają rogi… Zresztą, tak jak niektórzy ludzie, ale, że „rogi” u ludzi to akurat drażliwy temat, więc nie ma co się na tym za bardzo skupiać… W dużej mierze to pospolite rozrabiaki z wielkimi pazurami, które stroją się w skóry dzikich zwierząt i napadają na turystów w górach, a nawet porywają mieszkańców małych wiosek.
Gobliny, czyli Tengu. Są podobne do kruków i ubierają się po szlachecku. Mają niespotykanie długie nosy i czarne opierzone skrzydła. Wybornie posługują się mieczem i są naprawdę wytrawnymi wojownikami… Tym samym oskarża się je o to, że potrafią zabijać ludzi. Tengu zwiastują śmierć na polu walki zupełnie jak krążące nad żołnierzami kruki, do których są podobne.
Demony wodne – Kappa. Moje ulubione 🙂 Mają zieloną łuskowatą skórę i żeby tego było mało, skorupę, zupełnie jak żółwie. Żyją sobie w zbiornikach słodkiej wody. Mają przykrą tendencję do topienia ludzi i wyjadania im wątroby przez odbyt… A przy tym wszystkim są bardzo uprzejme… Nie do wiary! Kto by pomyślał?! Rzecz w tym, że uprzejmość to ich zguba… Kappa mają swoją piętę achillesową. We wgłębieniu (tzw. miseczce) znajdującym się na czubku głowy Kappa, zbiera się woda. Warto o tym wiedzieć. Gdy na naszej drodze pojawi się przerażający i jednocześnie uprzejmy Kappa to natychmiast należy się mu ukłonić. Bo dobrze wychowany Kappa zawsze odwzajemni ukłon. Nasze zwycięstwo nad demonem jest tuż tuż… Grzeczne dygnięcie opróżnia z wody „miseczkę” znajdującą się na czubku głowy Kappy, a wtedy demon staje się zupełnie bezbronny. Hurra! Jesteśmy uratowani i nasza wątroba również 🙂
Japońskie syreny, czyli Ningyo. Charakteryzują się odrażającym wyglądem. Każdy, kto zje Ningyo staje się nieśmiertelny. Estetom chcącym zachować nieśmiertelność proponuję jednak spożywanie japońskiej syreny z zamkniętymi oczami. Trzeba przy tym pamiętać, że dar nieśmiertelności może stać się przekleństwem. Po co ryzykować niestrawność. Jedzmy warzywa i owoce!
Kobiety przypominające wiedźmy. Yamanba. Inaczej: Górskie staruchy. Zdarzają się również i młode Yamanba. Co nie zmienia faktu, że i jedne i drugie żywią się ludzkim mięsem. A fee! Nie gardzą też zwierzętami. Z upodobaniem oddają się magicznym praktykom… Przyjaźni to z tego nie będzie 😉
Zapraszam do książki napisanej przez speca od japońskiej mitologii. Co ciekawe, znalazło się w niej miejsce także i dla Godzilli i Mechagodzilli…
AM C D-F GN700-875 Nauki historyczne
Koper, Sławomir, Niezwykła Toskania: sztuka, krajobrazy i antipasti, Warszawa: Fronda, copyright 2024.
BUW Wolny Dostęp DG734.23.K66 2024
Elba to największa wyspa archipelagu toskańskiego. Zdarzyło się jej być niezależnym państwem, ale w gruncie rzeczy była wyspą przechodnią. Przyznawali się do niej Kartagińczycy, Etruskowie i Rzymianie. Był również czas, gdy podlegała i innym potęgom, chociażby Florencji, Pizie, Królestwu Neapolu, a nawet Hiszpanii. Przyjmijmy zatem, że cieszyła się sporą „popularnością”. Sądzę jednak, że nie o taką popularność zabiegali jej mieszkańcy. Ale dopiero przeprowadzka Napoleona Bonapartego w to malownicze miejsce uczyniła z Elby wyspę rozpoznawalną na całym świecie.
„Elba miała być nie tylko rezydencją cesarza, lecz także niezależnym państwem, nad którym Bonaparte sprawowałby suwerenną władzę. Wyspa otrzymała nawet własną flagę dobrze wpisującą się w napoleońską heraldykę. Wprawdzie godłem cesarstwa był orzeł, ale Napoleon – zgodnie z własną filozofią życiową – jako symbol swojego panowania przyjął pszczołę.” (Koper, Sławomir, Niezwykła Toskania: sztuka, krajobrazy i antipasti, Warszawa: copyright 2024, s.24)
Zapytają Państwo, dlaczego podróż po Toskanii, która zajmuje prawie 23 000 kilometrów kwadratowych zaczęłam właśnie od tego skromnego i niezbyt obszernego zakątka? Zakątka, który ze względu na zajmowaną powierzchnię (nieco ponad 220 kilometrów kwadratowych) tak łatwo przecież przeoczyć. Zdecydowanie nie z powodu skomplikowanych dziejów wyspy 😉 Przyczyna jest prozaiczna… Wybrałam Elbę ze względu na polski wątek miłosny. W tym momencie, rozwiałam Państwa wątpliwości, prawda? Tam gdzie Napoleon Bonaparte tam i Maria Walewska! (oglądali Państwo film „Marysia i Napoleon” z udziałem Gustawa Holoubka i Beaty Tyszkiewicz? – gorąco polecam 🙂 )
Maria Walewska kochała Napoleona i za nic miała jego status społeczny, majątkowy i polityczny. Kochała go całym sercem i już. Wiedzieli Państwo, że niektórzy nazywali ją polską żoną cesarza? A była tylko kochanką. Ale przede wszystkim mamą. Bezwarunkowa miłość Marysi do cesarza była i jest faktem. Faktem jest również to, że gdy dowiedziała się o zsyłce Napoleona na Elbę, to postanowiła niezwłocznie do niego pojechać (nie chcę rozsiewać plotek, ale na przykład cesarzowa Maria Luiza na Elbie nigdy się nie pojawiła). Maria Walewska zabrała w podróż na wyspę owoc ich namiętności, syna Aleksandra. Nie powiem, odwiedziny kochanki i chłopca nawet i ucieszyły Napoleona. Jednocześnie, przegrany wódz zdawał sobie sprawę, że w sytuacji, jakiej się znajdował żadne skandale nie są mu teraz do szczęścia potrzebne, a już kłótnia z żoną tym bardziej. Wizyta Walewskich musiała być, więc utrzymana w wielkiej tajemnicy… I tak też się stało. Napoleon dopilnował, aby obecność Marysi i Aleksandra nie rzucała się w ogóle w oczy…
„Tymczasem po Portoferraio rozeszła się wieść, że na wyspę przybyli cesarzowa i król Rzymu. Oczywiście nikt na Elbie nie słyszał wcześniej o pani Walewskiej, a Bonaparte przecież zapowiadał, że niebawem dołączy do niego żona. W tej sytuacji wizytę młodej kobiety z dzieckiem wzięto za odwiedziny Marii Luizy. Mieszkańcy rozpoczęli nawet przygotowania do uroczystego powitania władczyni. Napoleon zrozumiał, że Walewska musi jak najszybciej opuścić Elbę, inaczej informacje o pobycie kochanki dotrą do Wiednia.” (Koper, Sławomir, Niezwykła Toskania: sztuka, krajobrazy i antipasti, Warszawa: copyright 2024, s.37-38)
Kochankowie byli zmuszeni się rozstać. Sielanka, która ledwie zakiełkowała, siłą rzeczy została bezlitośnie zdeptana. Wspólnie spędzany czas dobiegł końca. Rozżalona Maria Walewska z pokorą przyjęła decyzję Napoleona o tym, że ma niezwłocznie wyspę opuścić. Jedynymi świadkami ich ostatniej rozmowy były kasztanowce, pośród których wtedy spacerowali… Burzliwy romans Napoleona i Marii stał się historią przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Na próżno jednak szukać zaplątanych w koronach drzew ich miłosnych szeptów, bo czas starych drzew dobiegł końca. Ale…Choć tamtych kasztanowców już nie ma, zadbano o to, aby historia majestatycznych drzew przetrwała. Na Elbie czeka na Państwa niespodzianka… Chyba nie przegapicie Państwo zaproszenia na porywający koncert szumiących kasztanowców? Tak! Tak! One tam są! Wstęp wolny na recital zapewniony.
Rzecz jasna, Sławomir Koper nie ograniczył się jedynie do bajkowych opisów Elby i do wyjawiania napoleońskich sekretów… I w swoim opasłym dziele, z pełnym namaszczeniem przedstawił niezwykłą urodę CALUTKIEJ Toskanii…
Oddaję głos autorowi:
„Poza tym muszę się Państwu do czegoś przyznać: czuję, że jest to moja najlepsza książka.” (Koper, Sławomir, Niezwykła Toskania: sztuka, krajobrazy i antipasti, Warszawa: copyright 2024, s.13.)
K J Prawo. Nauki polityczne
Flara, Hanna, Kuratorka sądowa: patologia, przemoc i dramaty w polskich domach, Łódź: Feeria, 2024.
BUW Wolny Dostęp KKP74.F536 2024
Posłużę się zdaniem, które idealnie komponuje się z polecaną przeze mnie książką. Zresztą równie dobrze pasowało do opisu książki „Patożycie”. Pamiętają Państwo tę pozycję na liście lektur obowiązkowych? https://buwlog.uw.edu.pl/nowosci-ksiazkowe-buw-czerwiec-2024/
W języku łacińskim słowo curator oznacza opiekun.
Autorka książki jest właśnie takim opiekunem. Hanna Flara jest doświadczoną kuratorką sądową z pionu karnego. W swojej książce dzieli się z czytelnikami poruszającymi historiami, z których utkana jest jej zawodowa codzienność. Każda chatka to zagadka jak mawia stare porzekadło. Czytając „Kuratorka sądowa: patologia, przemoc i dramaty w polskich domach” przekonają się Państwo, że tak jest w istocie. Każda chatka to zagadka…
„Ta praca ciągle mnie zadziwia. Tu nie panują żadne reguły, bo jak wytłumaczyć sobie, że piękne, wykształcone i niezależne babki biorą pod swój dach takich zdeprawowanych typów? Z więzienia wyciągają ich na siłę, wykorzystując do tego celu wszelkie możliwe środki z bogatego arsenału.” (Flara, Hanna, Kuratorka sądowa: patologia, przemoc i dramaty w polskich domach, Łódź: 2024, s.312)
Hanna Flara po zakończeniu studiów na kierunku resocjalizacji i profilaktyki osób niedostoswanych społecznie (dostała piątkę z egzaminu aplikanckiego!) napawała się myślą o potędze i sprawczości resocjalizacji. Sytuacje, w których się znalazła, sprawy, które prowadziła i doświadczenie zdobyte podczas wykonywania jakże trudnego zawodu zweryfikowały to idealistyczne spojrzenie na skomplikowany proces pedagogiczno-terapeutyczny. Celem, którego, co warto podkreślić, jest przywrócenie krnąbrnych jednostek społeczeństwu.
„- Aaa, Kazik spod piątki? No, a co chce pani kurator wiedzieć?
– Konkret – odpowiadam. – Czy są jakieś interwencje, skargi sąsiadów, uzależnienia, Niebieska Karta?
– No to na dłuższą rozmowę. Zapraszam na mój dyżur do komisariatu – kwitują.” (Flara, Hanna, Kuratorka sądowa: patologia, przemoc i dramaty w polskich domach, Łódź: 2024, s.43)
Spieszę jednak sprostować: Nie ostudziło to jej pasji do wykonywania zawodu kuratora! Bynajmniej. Hanna Flara wsiąkła w teren, a zawód niestrudzonej kuratorki sądowej stał się jej życiową służbą. To bardzo wymagająca profesja, w której trudno o pozytywy i spektakularne sukcesy. Kurator jest czynnym uczestnikiem życia swoich podopiecznych. Poznaje ich sekrety, lęki, dramaty i frustracje z tym związane. I musi sobie ze wszystkim poradzić, bo to przecież od niego i jego kompetencji zależy los rodzin, nad którymi sprawuje urzędową pieczę.
„Przełknęłam ślinę. Mój mózg szalał. Przed chwilą żegnałam się z życiem, a już za moment musiałam przestawić się na tryb walki. Eustres i dystres. Znowu wiedza ze studiów. Wcale nie taka bezużyteczna. Ten pierwszy zmusza do działania, czyli właśnie do walki, drugi jest powiązany z przytłoczeniem i wyczerpaniem.” (Flara, Hanna, Kuratorka sądowa: patologia, przemoc i dramaty w polskich domach, Łódź: 2024, s.19)
Hanna Flara opowie Państwu o mężczyźnie, którego w dzieciństwie bito kablem i przypalano papierosem. O zadufanym w sobie księdzu, który zapomniał na czym polega uczciwa posługa kapłańska. O bogatym przystojniaku na pozór spokojnym i poukładanym, a w rzeczywistości kłamliwym i zachłannym. O gościu, który był wierny maksymie „piwo to nie alkohol”. O pewnym mordercy, któremu zniknęła żona. O więźniu w białym podkoszulku i doskonałym węchu. O kurierze, który dokonał samouwolnienia. O rodzinie z siedmiorgiem dzieci. O gospodarzu wyszkolonym w przemocy fizycznej. O osieroconych rodzicach. O alkoholikach na odwyku. O narkomance z blond fryzurą. O domowych awanturach i zazdrości. O przemocy wobec dzieci. O Ananasie, który chował się do wersalki. O wykorzystywaniu seksualnym osoby małoletniej. O wielu wstydliwych sprawach Państwu opowie…
„Czasami, serio, nie wiem, jak zacząć rozmowę z kimś, kto dotąd nie miał do czynienia z kuratorem. Jak mówię, że „przyszłam na wywiad”, to czuję, że przenoszę moich podopiecznych na czerwony dywan. Patrzą na mnie wtedy z tak otępiałym wyrazem twarzy, że dodaję zaraz, że chodzi o wywiad środowiskowy, zlecony przez sąd. Aha, sąd… W oczach odmalowuje się rozczarowanie. Myśleli, że casting do Na wspólnej robię czy co? (Flara, Hanna, Kuratorka sądowa: patologia, przemoc i dramaty w polskich domach, Łódź: 2024, s.95)
A Z Dzieła treści ogólnej. Bibliotekoznawstwo
Maciejewski, Jakub, Historia cenzury: od starożytności do XXI wieku, Kraków: Biały Kruk, 2024.
BUW Wolny Dostęp Z657.M34 2024
Opowiem Państwu historię, która bajką nie jest. Dawno, dawno temu w Rosji żyła sobie grupa młodych mężczyzn, której leżało na sercu dobro własnego kraju. Chłopców szczególnie zajmowała sprawa uciemiężonego chłopstwa. Młodzież spotykała się więc w każdy piątek, aby dyskutować o sposobach uzdrowienia Rosji. Karmiona ideałami z książek francuskich socjalistów utopijnych marzyła o świetlanej przyszłości rosyjskiego imperium. Na czele nieszkodliwych zapaleńców, którym nie w głowie był żaden bunt, łamanie prawa, obchodzenie cenzury, czy nie daj Bóg! rozpętanie rewolucji stanął Michaił Butaszewicz-Pietraszewski urzędnik niskiego szczebla Ministerstwa Spraw Zagranicznych . I to on, w 1848 roku wydał zwięzłe i treściwe dziełko „O sposobach zwiększenia majątków szlacheckich, czyli majątków zamieszkanych przez chłopów”. Celem krótkiej broszurki nie było krytykowanie carskiej polityki wobec obywateli, a jedynie przedstawienie propozycji dotyczących unowocześnienia wsi.
„Pisał na przykład, żeby wprowadzić księgi hipoteczne czy instytucje kredytowe, podobne do tych w Królestwie Polskim, albo żeby założyć banki rolne czy biblioteki ze zbiorami dotyczącymi pracy chłopskiej.” (Maciejewski, Jakub, Historia cenzury: od starożytności do XXI wieku, Kraków: 2024, s.93.)
Wydawałoby się, że ten niewinny i zupełnie niegroźny dokument nie zwróci uwagi władzy… A jednak. Minister spraw wewnętrznych Lew Perowski tak się zdenerwował aktywnością pisarską młodzieńca, że postanowił wezwać do siebie tajnego agenta od zadań specjalnych, niejakiego Iwana Liprandiego. Zadaniem tego bezwzględnego agenta było rozprawienie się z pietraszowcami. Iwan Liprandi nie zamierzał działać w pojedynkę i zwerbował do pomocy Piotra Antonellego. Ten z kolei, podstępem zbliżył się do klubowiczów i jako uczestnik dyskusyjnych piątków raportował dygnitarzom o czym to się na forum rozprawia… W XIX wieku, jak pisze Jakub Maciejewski, systemowa agentura była czymś zupełnie nowym i dlatego młodzi myśliciele nie mieli zielonego pojęcia, że są inwigilowani. W następstwie działań lustracyjnych doszło do aresztowania członków koła przez tajną policję. Do więzienia, w którym panowały katastrofalne warunki trafiło w sumie aż sto dwadzieścia trzy osoby! Po kilku miesiącach zagmatwanego śledztwa i procesu zapadł wyrok. Dwudziestu jeden młodych idealistów zostało skazanych na śmierć przez rozstrzelanie. Ostatecznie kara śmierci została zamieniona na katorgę w odległych częściach Rosji, w tym na Syberii.
„Jeden z osadzonych pisał do członków komisji śledczej w dramatycznym liście: „Po co się kształciłem, po co dzięki nauce rozbudzono we mnie ciekawość, jeśli nie mam prawa wypowiadania swego własnego zdania lub negowania jakiejś samej w sobie autorytatywnej opinii?”. Niestety – ciekawość w kraju objętym ścisłą cenzurą naprawdę prowadzi do piekła.” (Maciejewski, Jakub, Historia cenzury: od starożytności do XXI wieku, Kraków: 2024, s.97)
Książka, którą mam przed sobą jest podręcznikiem, który pomoże Państwu zrozumieć czym była na początku i czym cenzura jest teraz.
Censeo po łacinie oznacza „badam, egzaminuję, rozważam”, zaś censura to „sąd, wyrok, wgląd”. Urząd cenzora w starożytnym Rzymie czuwał nad dobrymi obyczajami i na przykład nad tym, czy obywatele nie zakłócają nocnej ciszy. A już cenzura kościelna zajmowała się sprawdzaniem treści wszelakich pod kątem ich zgodności z Pismem Świętym i pismami Kościoła. Natomiast przewrót drukarski Johannesa Gutenberga, a w jego efekcie skuteczne upowszechnianie się książek wprowadziły do początkowych założeń cenzury niezły zamęt i spore zamieszanie. Bo jak tu zapanować nad liczbą drukowanych książek i jak sprawnie kontrolować wciąż mnożące się treści?! Obecnie wszystko się jeszcze bardziej skomplikowało, ponieważ cenzura przestała być jedynie narzędziem służącym do weryfikowania prawdy, a stała się pogromcą niezależnego myślenia. Co oczywiście nie znaczy, że cenzurę należy zupełnie wyeliminować, bo kontrola treści promujących przykładowo przemoc lub hejt jest jak najbardziej wskazana…
„Człowiek wynalazł ogień, by się przy nim ogrzać, ale podpalaczom posłużył on do wzniecania pożarów. Tak jest ze wszystkimi pomysłami ludzkości, które używane przez nieodpowiednich ludzi do nieodpowiednich celów wypaczają swój pierwotny sens – tak było z energią atomową, która może służyć do produkcji elektryczności albo do unicestwienia ludzi, tak jest też z cenzurą, która może korygować błędy albo niszczyć prawdę.” (Maciejewski, Jakub, Historia cenzury: od starożytności do XXI wieku, Kraków: 2024, s.19)
Informacje o książkach przygotowała:
Dorota Bocian – Oddział Opracowania Zbiorów.
Propozycje tytułów książek:
Dorota Bocian ze wsparciem Zespołu KBK – Oddział Opracowania Zbiorów.