Święta Bożego Narodzenia już blisko. Ale póki co – trwa czas przygotowań, także tych zewnętrznych, zupełnie praktycznych, mających sprawić, by świętowania można było doświadczyć wszystkimi zmysłami. Takie podejście nieobce było ludziom baroku: droga do doświadczenia duchowego mogła wieść przez zupełnie ludzkie, fizyczne doświadczenia, przez zachwyt wzroku, słuchu, smaku, węchu, dotyku…
W XVIII-wiecznych klasztorach, przygotowując się do świąt Bożego Narodzenia, dbano więc o odpowiedni wystrój, tkaniny, obrazy, oświetlenie, kadzidło. Zawczasu kompletowano listę gości, obecnych tak w kościele, jak i przy stole. Na świąteczny obiad planowano potrawy i napoje, sprawdzano, czy wszystkie potrzebne składniki dotarły już na miejsce. Tak w kościele, jak i przy stole nie mogło zabraknąć także muzyki. Przynajmniej część utworów wykonywanych w czasie świąt musiała mieć wyraźnie radosny, lekki, ciepły charakter. Ewangeliczna opowieść o pasterzach odwiedzających nowonarodzonego Jezusa inspirowała do czerpania melodii z muzyki tradycyjnej; często też w opracowaniach sięgano po kojarzące się „pastersko” instrumenty dęte – flety lub oboje.
Radośnie, lekko, ciepło, prosto, najlepiej z fletami lub obojami. Dobrze byłoby, żeby melodia budziła uśmiech i wpadała w ucho. Dobrze byłoby też pokazać coś nowego: nowość, świeżość i odrodzenie są przecież głęboko w symbolice tego czasu. A poza tym – choć wiadomo, że wszystkim najbardziej podobają się te melodie, które już znają, przydałoby się czymś zadziwić gości. Najlepiej byłoby oczywiście, gdyby kierownik chóru usiadł i skomponował coś samodzielnie według tego przepisu, ale wiadomo przecież, jak to czasem wygląda przed świętami: tysiąc rzeczy na ostatnią chwilę, tu trzeba kogoś zastąpić, tam coś naprawić, tu coś uratować – i jeśli tylko nie jesteśmy bardzo wprawnymi kompozytorami, możemy po prostu nie mieć do takiej twórczości warunków. Na szczęście istnieje jeszcze jeden sposób: możemy pożyczyć od kogoś gotowy utwór, byleby pasował muzycznie do przepisu; jeśli akurat tekst nie jest na temat, po prostu podmieniamy go na bardziej odpowiedni – i gotowe.
Nieznany nam dziś z imienia kierownik chóru w pewnym śląskim klasztorze (nie wiemy jakim, ponieważ na rękopisie nie zachował się żaden wpis proweniencyjny) „pożyczył” utwór na święta z dość daleka: muzyka zaczerpnięta została z początkowego chóru serenaty Acis and Galatea Jerzego Fryderyka Haendla. W oryginale był to chór pasterzy i nimf, chwalących uroki życia na łonie przyrody; libretto serenaty utrzymane było w tematyce mitologicznej. W śląskim klasztorze usunięto oryginalny tekst i podłożono łacińską wersję o pasterzach odwiedzających Jezusa w stajence. Autor opracowania nie był nawet świadomy, że źródła tego utworu leżą aż tak daleko (Acis and Galatea – pierwsze sceniczne dzieło Haendla w języku angielskim – wystawione zostało po raz pierwszy w 1718 roku w podlondyńskiej rezydencji Cannons). Śląski rękopis nosi zupełnie inną, „bliższą” atrybucję – według wpisu kompozytorem miał być Giovanni Alberto Ristori, działający m.in. na dworze Augusta II, króla Polski i elektora Saksonii. W czasie gdy Haendel wystawiał Acisa i Galateę na Wyspach Brytyjskich, Ristori zostawał właśnie kapelmistrzem tzw. kapeli polskiej, towarzyszącej królowi w czasie jego pobytów w Rzeczypospolitej…
Fragmentu Acisa i Galatei (w wersji oryginalnej), który w śląskim klasztorze przerobiono na bożonarodzeniową piosenkę, można posłuchać na przykład tutaj (prawda, że pasuje?):
Poniżej zamieszczamy zdjęcia rękopisu z bożonarodzeniową wersją – partię sopranu i pierwszego oboju (Gabinet Zbiorów Muzycznych, sygn. RM 5414).
Życzymy dużo radości nie tylko w czasie Świąt, ale też w czasie przygotowań do nich; radości z rzeczy nowych i tworzonych w zupełnie własnym zakresie, ale też z tych gotowych i pożyczonych. A przede wszystkim – radości z bliskości i obecności, jakikolwiek będzie jej zewnętrzny kontekst.
Katarzyna Spurgjasz (Gabinet Zbiorów Muzycznych BUW)