Czwartek, 23 lutego 2017 roku był ostatnim dniem wystawy 200 obiektów na 200 lat. Nie tylko książki. Ostatnie oprowadzanie przeprowadziłam o godzinie 16.00. Około godziny 16.40 ostatni raz odpowiedziałam na pytanie: „Czy puste ramy w Gabinecie rysunków i rycin symbolizują straty wojenne?”.
Kwadrans po 17.00 rozpoczęło się ‒ w ramach finisażu ‒ spotkanie z Piotrem Matywieckim i rozmowa o jego książce Stary gmach, która ukazała się w grudniu 2016 r. jako tom 326 „Biblioteki Więzi”. Spotkanie otworzyła dyrektor Jolanta Talbierska, a rozmowę z autorem poprowadził Piotr Mitzner. To on książkę Piotra Matywieckiego nazwał rodzajem przypowieści, rozpiętej między momentem otwarcia o poranku drzwi do Biblioteki ‒ w czasie, gdy pracował tam Piotr Matywiecki, mieszczącej się w sercu starego kampusu ‒ i zakończonej wieczorem, zaciągnięciem wajchy wyłączającej prąd w tym budynku. W Starym gmachu pełno jest postaci byłych pracowników i barwnych sylwetek czytelników ‒ znanych i mniej znanych. W nas ‒ ludziach z BUW ‒ obrazy te wywołują falę wspomnień, ale czytając miałam nieodparte wrażenie, że to przede wszystkim książka racjonalizująca pewien stan emocji poety, którego intelektualny kościec ukonstytuowała m.in. praca w czytelni BUW w starym gmachu. Będąc tak wielkim dłużnikiem przestrzeni, która na zawsze odeszła, trudno przekonać się do tego, co oferuje gmach na Powiślu. Tło tej kontrowersji opisuje sam Matywiecki, przypominając na końcowych kartach książki polemikę z Henrykiem Hollendrem na temat roli, zadań i wyzwań dla biblioteki i bibliotekarzy, kontrowersję pozorną ‒ podkreślił Matywiecki na spotkaniu.
Z drugiej strony, jak nowocześnie antropologiczną intuicję ma poeta, gdy pisze: „Pojęcie miejsca biblioteki w jakiś nieuchwytny sposób koryguje filozoficzne pojęcie miejsca, podobnie jak pojęcie przestrzeni biblioteki koryguje filozoficzne pojęcie przestrzeni.” Zdaniem Michela Foucault biblioteki są bowiem, obok muzeów, szczególnymi heterotopiami, a mianowicie takimi, które spiętrzają i akumulują czas (właściwie wręcz to heterochronie). Jeżeli w oczekiwaniach (wspomnieniach?) wobec Biblioteki między Matywieckim i Hollendrem jakieś kontrowersje istotnie sa, to mogą one dotyczyć faktu, że poeta najczulej wspomina czytelników „wertujących czas”, a Hollender tych skoncentrowanych na przyszłości, nawet gdy wertują historyczne księgozbiory.
Po spotkaniu, około 19.15, po raz ostatni zgasiłam światło na wystawie 200 obiektów na 200 lat. Nie tylko książki i zaciągnęłam wajchę F3, przenosząc obrazy tej ekspozycji tak, jak wspomnienia i obrazy starego gmachu, do historii Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie.
Agnieszka Kościelniak-Osiak, Oddział Promocji, Wystaw i Współpracy
Zdjęcia: Jadwiga Antoniak, Oddział Rozwoju Zasobów Elektronicznych