Bardziej uważni z obserwatorów życia politycznego i kulturalnego spostrzegli zapewne, że w sierpniu wrócił temat projektu ustawy o stałych cenach na książki, zwany w skrócie projektem Ustawy o książce.
Komisja senacka z entuzjazmem skierowała w marcu projekt do sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu, a tam sierpniu wniesiono zastrzeżenia z zakresu naruszania wolności gospodarczej. Projekt trafił do podkomisji, która kolejne posiedzenie będzie miała 8 września, a to z 18 sierpnia było burzliwe i pełne emocjonalnych wypowiedzi. Abstrahując od kulis politycznych i lobbingowych polskiego projektu, warto wiedzieć, co ustawy wprowadzające stałe ceny na książki, a istniejące w wielu krajach Europy proponują.
Ogólnie rzecz biorąc proponują mianowicie, aby przez określony czas książka po opublikowaniu była dystrybuowana w takiej samej, od początku ustalonej cenie np.: 2 lata w Austrii i Francji, 18 miesięcy w Niemczech, 12 miesięcy w Chorwacji. Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach: niemiecka ustawa dotyczy również e-booków, stąd wąski rynek i tanie czytniki, bo branża próbuje na różne sposoby zdobywać zwolenników książek elektronicznych.
Polski projekt zakłada, że wydawca i importer będą zobowiązani do ustalenia, przed wprowadzeniem książki do obrotu, jej ceny obowiązującej przy sprzedaży nabywcy finalnemu, obejmującej wartość podatku VAT. Ta stała cena powinna zostać podana do wiadomości nabywcy finalnego poprzez trwałe umieszczenie ceny na książce. Każdy wydawca i importer byłby obowiązany utrzymywać publicznie dostępny, internetowy katalog wskazujący dokładną datę początkową i końcową obowiązywania stałej ceny danej książki, a także samą cenę zawierającą podatek VAT.
Obowiązek stosowania w sprzedaży detalicznej ceny ustalonej przez wydawcę lub importera wygasaby po upływie pełnych 18 miesięcy od dnia wprowadzenia pierwszego egzemplarza książki do obrotu.
Przeciwnicy regulacji wskazują, że ustawa „ratując książkę” wprowadzi jednak wyższe ceny na nie, zwolennicy twierdzą, że ceny na książki już teraz są „z księżyca”, aby potem można było bez szkody dla interesu dawać rabaty.
Zwolennicy „taniego czytania” okopują się przeciwko „ocalającym książki”, a wszyscy są zgodni co do tego, że chcą ocalić czytanie.
Funkcjonującej w Niemczech ustawie o stałej cenie książek (Buchpreisbindung Gesetz) przypisuje się największe zasługi w stabilizacji rynku księgarskiego i wysokiej kulturze czytelniczej samych Niemców.
Polska Izba Książki ma nadzieję, że ustawa będzie miała znaczący wpływ na wzrost poziomu czytelnictwa również w Polsce, finalnie doprowadzi do obniżenia cen książek i pomoże przetrwać małym księgarniom. Niemiecka ustawa broni się również tym, że dzięki stałym cenom na książki, wydawnictwa mogą sobie pozwolić na wydawanie prac o niszowych, specjalistycznych zagadnieniach i co ważniejsze licznych debiutów.
Paweł Potoroczyn, dyrektor Instytutu Adama Mickiewicza, miał w czasie jednej z dyskusji powiedzieć, że” literaturę ambitną czytają hipsterzy i to oni kupują książki w lokalnych, małych księgarniach, więc należy takim miejscom pomóc.”
Coś jest pewnie na rzeczy, bo malutka księgarenka rodzinna, założona w 1933 r., w której się zaopatrywałam w czasie studiów w Konstancji 25 lat temu, funkcjonuje cały czas, a moja „gminna” księgarnia w podwarszawskiej miejscowości, przebranżowiła się 2 lata temu na „artykuły szkolne i biurowe” (plus podręczniki szkolne, bo to złoty interes). No, cóż … najpewniej za mało hipsterów :).
Agnieszka Kościelniak-Osiak, Oddział Promocji, Wystaw i Współpracy