Zbigniew Konstanty Makowski, współczesny artysta malarz, nie raz już gościł na łamach naszego blogu. Tym razem pojawi się jako błyskotliwy komentator rzeczywistości warszawskich ulic lat 80. XX wieku, zwykle w szerszym kontekście realiów PRL.
Codzienne spacery, które artysta odbywał w okolicy swego domu, w Alejach Ujazdowskich, Jerozolimskich, Mokotowską, Kruczą i w pobliskich parkach, były okazją do wielu obserwacji. Zapisywane często równoważnikami zdań, krótkimi, nie zawsze na pierwszy rzut oka zrozumiałymi frazami, ukazywały świat widziany oczami malarza. Były to oryginalne, pobudzające wyobraźnię obrazy, żywe, barwne, nastrojowe.
Książka pełniła w życiu Makowskiego bardzo ważną, jeśli nie najważniejszą rolę. Towarzyszyła mu od najmłodszych lat w nieustających poszukiwaniach intelektualnych. W późniejszym okresie twórczości stała się głównym środkiem artystycznego wyrazu, źródłem inspiracji w tworzeniu wizji piękna i kompozycji obrazów. Stąd wiele spostrzeżeń artysty dotyczy księgarń i antykwariatów. Przyjrzyjmy się więc jego wędrówkom opisywanym w Dzienniku artystycznym, który Zbigniew Makowski prowadził przez całe życie. Przypomną nam one, jak wyglądał rynek czytelniczy w latach 80. i jakie trudności nierzadko mieliśmy sami ze zdobyciem upragnionych tytułów.
Marzec 1986:
W antykwariacie Alejnym nic, Plac III Krzyżowym też nic, w MPiK-u nic. Postanawiam iść w Aleje Jerozolimskie: antykwariat zamknięty, ale na wystawach nic, w Szkolnym Antykwariacie na Nowogrodzkiej też nic… W Księgarni na Pięknej nic. Zupełnie. Ani jednego czasopisma.
1989:
Wybrałem się do Antykwariatu w Al. Jerozolimskich. Antykwariat bardzo zdegradowany: między deseczkami z napisem Sztuka-Kultura trzy broszurki. Inne książki to beletrystyka (zresztą trzy czwarte półek w antykwariacie udało się takim śmieciem zapełnić).
Zdarzały się czasem zaskakujące niespodzianki, gdy wyostrzony wzrok bibliofila dostrzegał na wystawach tytuły, których, w myśl dyrektyw cenzury, nie powinno tu być.
1989:
Na Placu III Krzyży zobaczyłem incredibile: trzech młodych milicjantów szeregowców czy też podoficerów weszło do antykwariatu, w którym zresztą nie ma nic anty- (zabroniono im skupować zachodnie wydawnictwa! ). Nie to co w Alejach Ujazd.! Trafia się i Kołakowski, i Nathalie Ginzburg, też Andrzejewski w wydaniu „Kultury” Paryskiej. Na wystawie!
Przedstawiciele wolnych zawodów, jak wielu innych w tych czasach, często musieli wybierać między niezależnością poglądów a serwilizmem wobec władzy, co oczywiście nie pozostawało bez wpływu na ich sytuację materialną, a zatem i na możliwości artystycznego rozwoju.
Wszechobecne w latach 80. braki na rynku nie ominęły branży artystycznej. Utrudniały, wręcz uniemożliwiały wykonywanie zawodu. Wiele rysunków artysty pochodzących z tego okresu wykonywanych było na zwykłych kartkach papieru, często wydartych z zeszytu, na tekturze, pakowym papierze.
1985:
Ale tego, że w Warszawie – chyba już od grudnia 1981 roku! – nie będzie bristolu! – nie, tego nie myślałem, że dożyję, że doczekam! I nie wygląda na to, aby miał być, aby „rzucili”. Jest coraz ciężej i jeżeliby nawet „rzucili”, to ja nie kupię, nie będę miał za co!
Były również i inne kłopoty dnia codziennego, które Zbigniew Makowski, jako świetny obserwator, malował ze swoistą ironią. Drobne spostrzeżenia obyczajowe, niepozbawione humoru typowego dla warszawskiej ulicy, splatały się z refleksjami politycznymi. Trafnie dobrane słowa nasycają te niepozorne obrazy życiem i nadają mu swoisty koloryt.
1989:
W kiosku na MDM… rzuciwszy tylko okiem na wyrokowca jakiegoś, który szczotką na kiju i ciepłą wodą „odmywał” plakaty Solidarności, jak wróciłem do domu, to przecież przez kilkanaście (dwadzieścia kilka? [1981-1983]) miesięcy nie wychodziłem, dziś napis: „papierosów, zapałek, żyletek – brak”.
[1984]:
Na wystawie kiosku przy placu Zbawiciela, gdzie – zapytawszy czy jest pasta do zębów? – uzyskałem negatywną odpowiedź: – Panie, dobrze, że zęby mamy!
W kolejce po chleb w prywatnej piekarni na Polnej starsi państwo bardzo zadbani, mieszczanie, z klatką metalową, w której trochę do wróbla podobny smukły i wykręcający łebkiem ptaszek patrzy na mnie ciemnym, wypukłym, okrągłym oczkiem. – A co to za ptaszek, taki szarutki i niepozorny – pyta obywatelka z lower middle class. – Pani to by zaraz chciała papugę – odpowiada pani w kapelusiku, a niski i b. szczupły mąż idzie jej w sukurs: – Kiedyś Dior lansował takie kolory! Obywatelka milknie, nie wie co to Dior.
Szarość i brzydota codzienności rzucała się w oczy na każdym kroku i zdominowała nastrój zapisków z tych lat. Zdumiewa ostrość widzenia realiów u artysty, którego stereotyp chętnie umieszcza wśród ludzi od tych realiów oderwanych. Kartki dziennika zapełniają rysunki ciemnych zaułków, w których majaczą niewyraźne sylwetki. Paradoksalnie artyście, którego cechuje wrażliwość na piękno, przyszło żyć w czasach tak z niego odartych.
1986:
Wracam na Mokotowską, kioski zamknięte, pijanych przybywa.
1986:
Rzeczywistość PRL z wczorajszego spaceru: pozamykane antykwariaty, zalew „Kulturą NRD”, pełno pijanych i karierowiczów-oportunistów, napisy na murach.
Makowski często spacerował w Łazienkach. I choć dostrzegał piękno przyrody i starej architektury królewskiego parku, zauważał również, że i tu czasy wszechobecnej brzydoty i braku stylu odcisnęły swoje piętno. Zwróćmy uwagę na wielowarstwowość opisu. Artysta wprowadza nas w idylliczny nastrój zielonego zakątka nad wodą Ale nie dane jest nam długo cieszyć się tą sielankową wizją, następne spostrzeżenie niweczy ją, by po chwili znów wróciła. Makowski mistrzowsko operował słowem. Używał go jak każdej techniki malarskiej. Znajduje to wyraz również w jego oryginalnej twórczości poetyckiej i prozatorskiej.
1989:
Dawno nie byłem w tej części Łazienek, która była zamknięta (do 1956?), służąc prezydentowi PRL. Zachwycająca, ciepła ciemna zieleń na kamieniach, po których płynie szumiąca woda z Półlwów, nad którymi Naczalstwo (docent Kwiatkowski?) pseudoegipskie kolumny pomalowało emulsyjną chyba farbą, że świecą garnizonową schludnością, prowincjonalnym zadbaniem. Ale ta idylliczna część parku ma swoje mniej miłe strony – muszki, komary, osy, mrówki, czerwone pajęczaki (istnieją nadal!).
Wtedy właśnie, w ponurej nocy stanu wojennego, powstaje cykl 22 prac namalowanych przez artystę gwaszem, akwarelą i tuszem. One również noszą piętno panującego wokoło smutku, są refleksją autora osnutą wokół wydarzeń.
Fascynacja kolorem była u Makowskiego pierwszym chyba najważniejszym przeżyciem z dzieciństwa, opisanym w jednej z ksiąg artystycznych jako „cud ultramarynowy” , który zobaczył, gdy matka wrzucała do wody kostkę do prania. I ten widziany we wszystkim „cud” koloru towarzyszył mu przez całe życie.
Na koniec jeszcze kilka impresji, krótkich przebłysków rzeczywistości, które, być może, stały się inspiracją do późniejszych rysunków czy obrazów. Widoczna jest w nich charakterystyczna wrażliwość artysty na kolor, światło, nastrój, wielorakość skojarzeń.
1987:
Wychodzę i znajduję się na Koszykowej… Na pustym placu dużo bardzo ciemnych sylwetek ludzi, są to Cyganie! Światło jest oślepiające i wolałbym tam nie iść.
1987
Pamiętam wieczorem dorożki „jak wielkie czarne nietoperze” ich klekot (klekot kopyt końskich) i czerń asfaltu mokrego po deszczu.
[bez daty]
Na bazarze na Pradze ślepego pamiętam: Różne kolory! – wołał, poruszając nylonowymi siatkami na zakupy.
1992:
Plac Trzech Krzyży, przed kościołem potworny wrzask, szczekot klaksonu prawie białego, z pewnością najdłuższego samochodu, jaki jest w Warszawie (mam na myśli limuzyny!).
Zbigniew Konstanty Makowski zmarł 19 sierpnia 2019 roku. Swoje dzienniki artystyczne, teki rysunków z wczesnych lat twórczości i księgi artystyczne przekazał jeszcze za życia Gabinetowi Rękopisów BUW. Te bezcenne materiały stanowią świadectwo drogi artystycznej malarza, ewolucji jego twórczości i czasów, w których żył. Świadectwo tym cenniejsze, że pozwalające nam obcować z jego niepospolitym intelektem, erudycją i wrażliwością.
Oczy wewnętrzne utopiłem w studni
I teraz widzę ścieżkę między trawami na szczyt
I nie rozumiem co to znaczy
Chmury niebieskie widzę nad oczami
Trawa z mego serca wyrasta chyba
Drzewo przedstawia śpiew
Wiolonczela jest schronem sowy łomocącej
Po tym drewnianym domu ze strunami
Oczy wewnętrzne moje poprzez studnię
Gdzieś poszły sobie i między murami
Czekam aż mię odnajdą i zrozumiem wtedy
Gdzie byłem i dokąd idę
Anna Wirkus (Gabinet Rękopisów)
Na fotografiach rysunki Zbigniewa Makowskiego z Dziennika artystycznego (Rps nr inw. 5697)
nie tylko lat 80. – lata 50. też by się znalazły, gdzieniegdzie; choć bardziej; rozsypane.
https://nikt.net/?p=1362
pozdr.
mr m.