Jakie miały być wakacje A.D. 2020? Oczywiście wymarzone! Wielkie plany wyjazdowe, przeglądanie katalogów w poszukiwaniu tej jednej oferty, ustalanie terminu, bo z tym zazwyczaj jest największy problem. I kiedy już prawie zapadły ostateczne decyzje – dokąd, kiedy, na jak długo… z Dalekiego Wschodu nadeszły wiadomości o nowym zabójczym wirusie, o zamknięciu chińskiego miasta Wuhan, o liczbach osób zakażonych i zmarłych. A po kilku tygodniach lockdown w Polsce i ‘więzienie’ we własnym domu. Nikt nie wiedział jak to długo potrwa, dlatego wróciłam pamięcią do ubiegłorocznego wyjazdu do słońca, ciepła i podróży, którą odbyła Hyeonseo Lee, autorka i bohaterka książki „Dziewczyna o siedmiu imionach” (WD DS935.7553.L44 A34165 2015). Książka jest pożyczona i trochę przeleżała u mnie. Nawet jej właściciel kilka razy się pytał czy już jest przeczytana, że nie ma problemu może leżeć, ale ciekaw jest mojej opinii o niej, że jak przeczytam to na pewno zrozumiem, dlaczego tak niecierpliwie się dopytuje. Aż nadszedł jej czas, po dwóch książkach o Białym Domu D. Trumpa. Tak dla wyrównania poziomu 😉
I tu wrócę do urlopu. Plaża, znośnie ciepło i godziny spędzane na nicnierobieniu, to idealny czas na moje ciężkie lektury. To nie był pierwszy raz, kiedy w pełnym słońcu zalewałam się łzami nad wpływem tradycji, kultury i świata zewnętrznego na los jednostki. Tym razem kobieca bohaterka pochodziła z Korei Północnej, z przygranicznego miasta Hyesan. Poznajemy ją 13 lutego 2013 r. na chwilę przed wystąpieniem, w trakcie którego opowie swoją historię. Nazywa się Hyeonseo Lee, chociaż to nie jest imię, które nadali jej rodzice.
Hyeon oznacza promień słońca, Seo to szczęście. Wybrałam takie imię, by przeżyć resztę życia w cieple i świetle, by nigdy nie wracać do cienia.*
Urodziła się jako Min-young Park. Ramy jej dziewczęcego świata wyznaczała szkoła z indoktrynacją, jakiej chyba nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, treningi przed igrzyskami masowymi na cześć Wielkiego Wodza i Umiłowanego Przywódcy czy członkostwo w Lidze Młodzieży Socjalistycznej. I jako osiemnastoletnia dziewczyna postanawia wymknąć się na chwilę do Chin, aby przekonać się na ile prawdziwe są opinie powtarzane przez członków aparatu partyjnego i zwykłych Koreańczyków.
Nauczyciele ostrzegali nas też przed Chińczykami – naszymi braćmi w komunizmie, żyjącymi za rzeką. Uprzedzali, że zazdroszczą Koreańczykom i dlatego nie wolno im ufać.
Min-young rozpoczyna swoją podróż późnym wieczorem 14 grudnia 1997 r. (datę doskonale zapamiętała jej matka), po skutej lodem rzece Yalu w drogich i eleganckich butach. „Włożyłam je w nadziei, że w nich łatwiej wtopię się w tłum po drugiej stronie.” Jaka naiwna, ktoś pomyśli… Tak z naszej perspektywy to wydaje się i nieco śmieszne i nieco dziecinne, ale w założeniu bohaterki wyprawa miała trwać kilka dni, bo skoro już podejmie ryzyko, to po co ma wracać po kilku godzinach z przygranicznego Changbai… może jeszcze odwiedzić krewnych w mieście Shenyang. Kto nie ryzykuje, nie pije szampana! I tak na jedenastometrowej rzece, w zimny wieczór rozpoczyna się podróż bohaterki i czytelnika. Min-young na każdym etapie swojej podróży przyjmowała nowe imię czy to kryjąc się przed władzami, czy zamykając poprzedni rozdział życia i rozpoczynając budowę nowego. Książka, poza spodziewanym opisem życia codziennego mieszkańców Korei Północnej, przynosi także liczne wątki o zabarwieniu kryminalnym. Znajdziemy tu i egzekucje publiczne, i handel żywym towarem, i denuncjację siłom bezpieczeństwa, i wreszcie, opłacalny pod każdą szerokością geograficzną, handel metaamfetaminą. Ale to nie koniec historii. Obywatelka Korei Północnej, aby ukryć swoje pochodzenie, rzuca się w wir pracy nad sobą i o siebie. To inny wymiar podróży bohaterki do wnętrza siebie, to droga do zbudowania kariery, nauczenia się ‘czytania’ ludzi, bo nigdy nie wiadomo, kto postanowi cię wydać władzom. O losach bohaterów literackich mówi się perypetie, tu jednak stanowczo bardziej pasuje określenie ‘dramatyzm losu’, który tak lubi być przewrotny.
źródło: TED Talks
Jak się skończyła ta podróż? Szczęśliwie. Rodzina spotkała się ponownie. Hyeonseo Lee stała się osobą publiczną i ambasadorką uciekinierów z Korei Północnej (wystąpienie rozpoczynające książkę to konferencja TED w 2013 r. w Kalifornii). W kwietniu 2014 r. została zaproszona na przesłuchanie przed Komisją Praw Człowieka ONZ w sprawie łamania tych praw w Korei Północnej. Podróż bohaterki w głąb siebie trwa nadal.
Nadal miewam napady nienawiści wobec siebie. Lata temu, w czasie pobytu w Chinach, przestałam się lubić. Doszłam do wniosku, że porzuciwszy rodzinę, straciłam prawo do obchodzenia urodzin, nigdy więc tego nie robiłam. Zawsze jestem niezadowolona. Gdy tylko coś w życiu osiągnę, natychmiast dochodzę do wniosku, że mogłam zrobić lepiej, sięgnąć po jeszcze lepszy wynik. Staram się doceniać to, co mam, i uśmiechać się szeroko.
Iwona Wiśniewska, Oddział Wydawnictw Ciągłych
*wszystkie cytaty pochodzą z opisywanej książki