To nie będzie wpis z pogranicza powieści science fiction 451° Fahrenheita (Ray Bradbury, 451° Fahrenheita, Warszawa 1960; BUW Magazyn 519213), która zresztą doczekała się aż dwóch ekranizacji (w 1966 i 2018 r.).
To będzie wpis prawdziwy i faktyczny o książkach w BUW. Na szczęście losu naszych bibliotecznych książek nie da się porównać z losem literackich (i filmowych) bohaterek. Jednak, nierzadko historie ukryte między kartami książek są warte wnikliwej uwagi…
Sytuacja idealna:
Biblioteka. Przy jednym stoliku siedzą dwie osoby zaczytane po uszy. Ale jedna z nich jakby trochę mniej:
– Przepraszam. Nie mogę oderwać wzroku od pani zakładki do książki… Te kotki wyglądają tak wiarygodnie, że spodziewałabym się po nich jakiegoś kociego mruczanda i to tu i teraz – szepcze posiadaczka kolczyków w kształcie kocich oczu.
– Naprawdę się pani podobają? Zakładki robione przez moją córkę to małe dzieła sztuki. Nie ruszam się bez nich z domu… Bez książek również. Wierzę w ich symbiozę. Bo jestem zdania, że książki bez zakładek mogą się czuć dosyć wyobcowane… Zgodzi się pani ze mną? – I nie czekając na odpowiedź nurkuje w kraciastej torbie. – O! Proszę, to dla pani! Teraz i pani będzie miała swoje kotki.
– Zakładka? Dla mnie? – miłośniczka kociego mruczanda z niedowierzaniem sięga po pasek papieru muśnięty pędzlem małoletniej artystki…
Sytuacja realna:
Biblioteka. Przy jednym stoliku siedzą dwie osoby zaczytane po uszy. Nagle jedna z nich zrywa się z krzesła i zaczyna w pośpiechu pakować swoje rzeczy. Książka otwarta dokładnie na stronie 262 także czeka na upchnięcie do plecaka. Wreszcie, niecierpliwe dłonie sięgają i po nią. Ale… ale… Książka w tarapatach:
– Co też pan robi? – syk z drugiego końca stolika – Zaginanie rogów w książce nie jest zbyt eleganckie! Nie używa pan zakładek? – jegomość w muszce w grochy nie potrafi ukryć zgorszenia.
– Nie mam zakładki – zbity nieco z tropu młodzieniec zastyga w bezruchu. I nagle uśmiecha się promiennie. – Ale mam coś innego. Lepszego! Zdjęcie mojej dziewczyny. Niech pan patrzy. Nada się?
Spec od bibliotecznego savoir vivre’u z uwagą przygląda się fotce, a student drugiego roku neuroinformatyki wygładza brzydko zagięte karty książki.
– Co ma się nie nadać… Ładna jest…Tylko nie żeń się za szybko…
Sytuacja katastrofalna:
Biblioteka. Przy jednym stoliku siedzą dwie osoby zaczytane po uszy. Kiedy nadchodzi czas zamknięcia biblioteki z lekkim ociąganiem czytelnicy wstają z krzeseł i zerkają na siebie ukradkiem:
– To rękodzieło? – pyta chłopak z przekąsem i jednym palcem trąca zatłuszczoną folię wystającą smętnie z książki.
Dziewczyna patrzy na niego chmurnie i fuka mało przyjaźnie:
– Znawca sztuki?
– Nie. A wolisz, żebym zapytał co zrobiłaś z parówką? Też użyłaś jej jako zakładki?
Jeszcze jedno chłodne spojrzenie i dziewczyna odchodzi bez słowa. Zmęczone książki porzucone na stole pękają w szwach od powtykanych w nie kolorowych markerów. Chłopak rozgląda się bacznie na cztery strony świata, zdecydowanym ruchem sięga po jedną nich, przegląda ją, wyrywa z niej wybrane kartki i chowa do kieszeni…
Wymyśliłam te scenki i zdaję sobie całkowicie sprawę z tego, że mogą się one wydawać przerysowane. Prawdą natomiast jest to, że jakiś czas temu została przeprowadzona nieoficjalna sonda wśród pracowników Biblioteki na temat tego, co czytelnicy gubią pomiędzy kartkami bibliotecznych zbiorów, a co bibliotekarzom udaje się znaleźć podczas pracy z książką. Wyłoniła się z tego długa lista współczesnych książkowych znalezisk. Oto niektóre z nich:
– zakładka w postaci folii parówkowej,
– ususzona rybka z puszki,
– prywatne zdjęcia,
– bilety komunikacji miejskiej,
– rachunki bankowe,
– metki z ubrań,
– pocztówki,
– ręcznie robione zakładki,
– używane patyczki do uszu,
– karty bankowe,
– drobiowe kości,
– znaczki pocztowe,
– bilety wstępu na wystawę,
– zasuszone liście,
– święte obrazki,
– pieniądze…
Trafiają się również skarby zasługujące na miano historycznych. Niezwykłe zdarzenie związane jest z pewną przedwojenną książką z nauk ścisłych, która trafiła do BUW i była opracowywana dokładnie 2 lutego 2013 r. Na świstku znalezionym w książce, ktoś skrupulatnie wykaligrafował: „ta książka nie była rozcięta do dnia 30.VI.1970 r.” Nie do uwierzenia jest to, że na rozcięcie czekała kolejne 43 lata!
Nieprawdopodobnymi perełkami może się poszczycić Gabinet Starych Druków, który na przykład podczas Nocy Muzeów 18 maja 2012 r. miał okazję zaprezentować takie właśnie osobliwości znajdowane w dawnych księgach.
Tym samym na wystawie znalazło się miejsce dla XVII-wiecznej recepty pisanej ręką medyka Pawła Moczkowskiego, który w trosce o dobro chorego nie szczędził szczegółowych dyspozycji. Wskazówki dotyczyły przyjmowania pigułek w określonym czasie, upuszczeniu krwi z głównej żyły prawej ręki dnia czwartego, stosowania środka wywołującego kichanie, używania „czapeczki na głowę”, a także nieunikania okładów i olejku z rumianku.
Sensacją okazało się również XVIII-wieczne zaproszenie na obiad: „Czekam tedy z ochotą i kłaniam się uniżenie […] Życzliwy sługa […]” (ze sprawozdania GSD z 2013 r.).
Bibliotekarze sprawujący pieczę nad historycznymi książkami raz po raz znajdują w zbiorach bibliotecznych wyjątkowe ciekawostki. Są to m.in.:
– papierowe wycinanki,
– laurki miłosne,
– święte obrazki i formuły modlitewne,
– wycinanki świętych,
– listy,
– papierowe koronki,
– spis osób pracujących w folwarku,
– bileciki wizytowe,
– ilustracje,
– recepty,
– wiersze okolicznościowe,
– zasuszone liście,
– reklamy leków…
A jeśli jesteście zainteresowani innym, szczególnym okazem, który zawieruszył się w jednym z cennych zbiorów Gabinetu Starych Druków (Thomasinus de Ferraria: Sermones quadragesimales. Kolonia, 1474. BUW, Gabinet Starych Druków, sygn. Sd.52.30 adl.), zapraszam na nasz profil FB 🙂
https://www.facebook.com/BibliotekaUniwersyteckawWarszawie/photos/a.212435080469/10158948772510470/
Książki są po to, aby je czytać. A książki, po które sięgamy stają się wiernymi towarzyszami naszej codzienności. Dopasowują się do naszych dłoni. Znajdują miejsce w naszych torbach, plecakach, na domowych półkach lub na nocnych szafkach albo przy tosterze w kuchni. Zabieramy je w podróż miejskim autobusem, a niektóre sięgają chmur podczas lotów samolotem. Pozwalają tak samo przetrwać w szpitalnych, jak i szkolnych realiach. Sprawdzają się na plaży, ale i w cichej górskiej chatce przy kominku. Uczestniczą w naszych radościach, kłótniach i smutkach. Są świadkami naszych sukcesów i porażek. Po prostu są z nami na dobre i na złe.
Porzucane pokrywają się kurzem. Mogą być również sezamem dla naszych tajemnic i jak się okazuje przeróżnych przedmiotów, które do nich wkładamy, a zdarza się, że potem o tym zapominamy. Faktem jest, że historia książki zaczyna się od jej autora, ale jak widać my, czytelnicy też możemy mieć w niej spory udział. To jak potoczą się jej losy zależy wyłącznie od nas… Książka oazą dla naszych wspomnień? Czemu nie? Zasuszone kwiaty, liście, serca wycięte z papieru, świadectwa naszej tęsknoty za ukochaną osobą… Jest szansa, że nasza obecność (pod warunkiem, że będzie pozytywna i życzliwa dla książek) uwieczniona między kartami książki poruszy sentymentalne nutki innego miłośnika literatury. Sprawmy więc, aby książkowa ballada stała się odkrywcza dla kolejnych pokoleń. Gdybym w książce mojego autorstwa, która stoi na półce w BUW znalazła taki chwytający za serce ślad Waszej obecności, byłabym szczęśliwa, że trafiła w Wasze ręce.
Dorota Bocian, Oddział Opracowania Zbiorów
Wspaniały tekst. Dużo ciekawostek przedstawionych w lekki i bardzo przyjemny sposób.
Dziękuję 🙂 i zapraszam do BUW po znakomitą dawkę radości, która w naszych książkach gości 🙂