BuwLOG

Pani Jadwiga Zakrzewska (1920-2014)

010aPani Jadwiga Zakrzewska, kierownik Czytelni Głównej. Personel czytelni zwracał się do niej – „Pani Jadwigo”. Dbała o to, żeby część udostępniania oddana pod jej opiekę, nie traciła charakteru odpowiedniego ministerstwa. W szczególności: 1) ministerstwa zdrowia – ponieważ w Czytelni Głównej pielęgnowano pokaźną skrzyneczkę zatytułowaną „Mały hipochondryk” – po to, że może kiedyś personel skorzysta, albo czytelnik; 2) ministerstwa obrony narodowej – ponieważ jej pracownik nigdy nic źle nie zrobił – to na pewno ktoś inny, z innego działu – ustalała jeszcze przed rozpoczęciem przesłuchania (ale było to stanowisko na pokaz), prowadziła śledztwo wnikliwie i rugała personel ostro; 3) ministerstwa opieki społecznej – ponieważ świat, w jej oczach, to spacerujące nieporadnie pisklęta, a Opatrzność wyznaczyła ją do opieki nad tymi bezbronnymi stworzeniami.
Pani Jadwiga była osobą wyjątkową. Życie publiczne rozpoczynała od codziennej mszy św. o godz. 7.00 w kościele św. Krzyża. Wychodząc z kościoła dokonywała zakupu dwóch gazet: „Żołnierza Wolności” i „Słowa Powszechnego”. Po drodze do BUW rozważała wnikliwie: kto dziś obchodzi imieniny? Gdzieś około godziny 9 minut 30 rozpoczynała formowanie orszaku imieninowego. W okresie świąt popularnych solenizantów orszak przybierał charakter konduktu. Organizmy imieninowej asysty pani Jadwigi okazywały widoczne oznaki wyczerpania. Często zapadały strategiczne decyzje o przekładaniu imieninowych odwiedzin na okres po święcie. Bywało wtedy, że imieniny Barbar przeciągały się do Bożego Narodzenia.  Cieszyłem się, wraz z orszakiem, na kolejne imieniny. W uroczystej celebrze przygotowawczej nie było improwizacji. Najpiękniejsze w niej było to, że nieodmiennie przebiegała tak samo. To zrutynizowanie procedury dodawało jej nieprzemijającego uroku. Urok ów objawiał się tym, że budził ciągle żywe zainteresowanie uczestników i kibiców. Zawsze przecież były zbiórki na kwiaty i prezent. Zawsze z imienin „zostawało” pieniędzy i zawsze pani Jadwiga wiedziała, na co tę resztę przeznaczyć. Posiadała encyklopedyczną wiedzę, komu kupuje się kwiaty, komu prezent, a komu jedno i drugie – i dlaczego.  Wiedziała o podwładnym wszystko: na co chorował, na co jest uczulony, ile razy w życiu zakochiwał się, znała historię jego rodziny. A wszystko po to, żeby kontrolować „cienką niebieską linię” przechodzącą przez ciało podwładnego. Linia rozgraniczała pracownika przygnębionego od pracownika radosnego. Nigdy nie przekraczała linii niebieskiej, nie była wścibska, może czasem nadgorliwa czy nadopiekuńcza. Podwładny wiedział, że najważniejsze w decyzji przełożonego są jego motywacje. Uwielbiała Piotrusia i pana Hrabiego. Lubiła przekomarzać się z nimi i droczyć. Patrzyła na nich w ich czasie prywatnym i służbowym – jak patrzy zakochana kobieta na tego szczęśliwca, którego wybrała. Między panią Jadwigą a „jej chłopcami” działo się codzienne misterium, reżyserowane spontanicznie przez tego, kogo wskazał przypadek. Aktorzy i widzowie wiedzieli, że przedstawienie nie może mieć zakończenia – bo nikt tego nie chciał.

A kiedy przyszła wiosna i wraz z nią święto Zofii, to czułem, że ta oczekiwana wiosna pachnąca radością przyszła najpierw do Czytelni Głównej. A kiedy przyszedł dzień imienin Jadwigi, byłem przekonany, że Czytelnia Główna to najpiękniejsze miejsce w BUW. Naprawdę, w tym dniu było święto i wszyscy pracujący w Czytelni czuli, że świętowanie nie jest marnowaniem czasu.  A kiedy nastał trzeci maja 1982 r. i na Krakowskim Przedmieściu toczyły się walki demonstrantów z ZOMO, BUW pracował normalnie. O godzinie 20.30 pani Jadwiga wezwała mnie i wręczyła zaświadczenie z jej
imienną pieczątką i podpisem mówiąc:
– Proszę, to pan pokaże na Wilczej, jak będzie pan wracał z pracy.
– Po co – zauważyłem – pani Jadwigo ma się pani narażać, może nic się nie stanie.
Pani Jadwiga stanowczo stwierdziła:
– Jestem pana kierowniczką i jestem za pana odpowiedzialna – w takim samym stopniu również za innych kolegów. Ja się nie boję. Proszę pana i polecam panu, żeby, kiedy będzie wymagała tego sytuacja, posłużył się pan tym zaświadczeniem.
Na drugi dzień z samego rana pani Jadwiga widząc wszystkich całych i zdrowych uradowana ogłosiła:
– Właśnie modliłam się za was i wczoraj i dziś rano w kościele.
Trzymała w ręku „Żołnierza Wolności” i „Słowo Powszechne”.
Podsumowała:
– Robimy wspólną herbatę – pan Piotruś stawia, bo ma najlepszą.
I najmłodszy pracownik biegł do Pomianowskiego po kremówki dla pani Jadwigi i personelu.
W filozofii pani Jadwigi: „Każdy dzień może być dniem świątecznym. Skoro żyjemy w strasznych czasach, wystarczy, że jesteśmy razem”.

Michalski, Marek (1955- ). „Poczęty” w BUW : wspomnienia o Bibliotece Uniwersyteckiej w
Warszawie z lat 1977- 1999 / Marek Michalski, Ewa Bagieńska, Ewa
Kobierska-Maciuszko.
Warszawa : Biblioteka Uniwersytecka, cop. 2012

(Wolny dostęp: Z818.W27 M53 2012)

1 comment for “Pani Jadwiga Zakrzewska (1920-2014)

  1. Jerzy Siedlecki
    7 kwietnia 2014 at 14:15

    Choć nie pracowałem w Czytelni, miałem jednak zaszczyt znać Panią Jadwigę.
    Przynajmniej raz w roku pracownicy innych oddziałów byli zobowiązani
    do wzięcia chociaż jednego dyżuru czytelnianego. Należało wówczas przejść
    szkolenie i wpisać ten fakt do sfatygowanego zeszytu Pani Kierownik.
    Wpadałem również na wyżej opisane imieniny do Piotrusia, Hrabiego,
    Marka czy Artura.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.