BuwLOG

Ach, co to był za ślub!

Często brakuje nam dowodów uznania i atencji dla naszej wspaniałej historii i kultury, ale czy o każdym wiemy?

W Landshut – mieście na północnym-wschodzie Bawarii od 116 lat świętuje się niezwykle hucznie pewien królewski ślub. A było to tak…
Dawno, dawno temu, kiedy w Świętym Cesarstwie Rzymskim Narodu Niemieckiego panował cesarz Fryderyk III, a w Księstwie Bawarii (w zasadzie konkretnie w Bawarii-Landshut: księstwo cierpiało wówczas jeszcze ciągle skutki licznych podziałów między męskich potomków kolejnych władców) Ludwik Bogaty, królewna Jadwiga Jagiellonka (córka Kazimierza IV) przyjęła (załóżmy, że miała wybór;) oświadczyny jego syna – Jerzego Wittelsbacha. Fakt ten był dla młodszej linii rodu Wittelsbachów wielkim wyróżnieniem – wejście w parantelę z tak znakomitym domem królewskim, jak Jagiellonowie u progu XVI w., to była niewątpliwie, tzw. „dobra partia”.
Wesele zaplanowano na jesień 1475 r. Bogactwo i splendor orszaku królewny wjeżdżającej do Landshut, wprawił mieszkańców w stan absolutnego zachwytu. Wśród zaproszonych gości cesarz Fryderyk III i jego syn Maksymilian (później zwany ”ostatnim rycerzem”) i cała prominencja ówczesnego Cesarstwa. Wydarzenie zostało upamiętnione zapiskami, stąd wiemy, że

Na ucztę złożyło się ponad 30 dań. Zabito na nią, jak wyliczają rachunki, 323 woły, 285 świń, 1133 węgierskie owce oraz 6225 owiec sprowadzonych z zamku Wittelsbachów w Burghausen. Trzeba dodać do tego 490 cieląt, 11 500 gęsi, 40 000 kur, 194 000 jaj, beczki śledzi i dorszy, ogromne ilości przypraw, octu, oliwy i różnych gatunków win. Znając niedokładność średniowiecznych zapisów rachunkowych, bez trudu można sobie wyobrazić, że w rzeczywistości zużyto znacznie więcej produktów. Koszt tej żywności wyniósł ogromną sumę 60 766 reńskich guldenów (…).

Od 1903 r. stowarzyszenie Förderer e.V. w Landshut organizuje, co cztery lata na pamiątkę tego wspaniałego ślubu obchody, a w szczególności drobiazgową rekonstrukcję orszaku ślubnego, gdzie to mieszkańcy wcielają się w rolę gości weselnych, a królewną zostaje najpiękniejsza z nich, wybrana w plebiscycie.
Członkowie stowarzyszenia z wielką pieczołowitością i troską o detal odtwarzają ubiory z epoki (starają się stosować naturalne materiały i rozwiązania krawieckie właściwe tamtej epoce, a więc żadnych zamków błyskawicznych, czy zatrzasków, żadnego sztucznego futra, czy poliestru; z oczywistych powodów panuje przyzwolenie na zastępniki złota;).

I ja tam byłam. Miód i wino piłam… Królewna, to oczywiście ta w koronie;)

Miasto szczyci się tą tradycją do tego stopnia, że wydało przepisy mówiące o tym, że członkowie stowarzyszenia zwolnieni są z zasad dress code’ów panujących w niektórych miejscach pracy i mogą bez względu na nie nosić długie włosy (chodzi naturalnie o panów). Wydarzenie przyciąga co 4 lata  setki tysięcy turystów.

Czytelniku, czytelniczko najwyższy czas zapuścić włosy – już za 2 lata królewski ślub!

Tekst i zdjęcia: Agnieszka Kościelniak-Osiak, Oddział Promocji, Wystaw i Współpracy

P.S.

Naturalnie pretekstem do tego wpisu jest książka!

Urszuli Borkowskiej, Dynastia Jagiellonów w Polsce,(DK4138.J3 B67 2011), z której zaczerpnęłam opis wydatków na królewski catering (s. 287), wciąga jak baśń. Polecam.

1 comment for “Ach, co to był za ślub!

  1. BCH
    21 lipca 2019 at 13:23

    Opis uczty odbija się dalekim echem w filmie „Nie ma mocnych”: ” Mania, Anielka, kury bić! Jutro wesele, a rosół na dwóch nogach spaceruje!” 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.