W dniach 16-18 września miałam przyjemność uczestniczyć w konferencji Oxford Library 700, zorganizowanej z okazji 700. urodzin Bibliotek Uniwersytetu Oksfordzkiego, zwanych również, od nazwiska ich XVI-wiecznego odnowiciela, sir Thomasa Bodleya, Bibliotekami Bodlejańskimi. Tematem przewodnim spotkania były dawne, współczesne i przyszłe role bibliotek. Wykłady online odbywały się przez trzy kolejne popołudnia, do wygłoszenia referatów zaproszono przedstawicieli różnych środowisk, którzy mogli zaprezentować rozmaite spojrzenia na podejmowane problemy. Z okazji jubileuszu powstały również trzy krótkie filmy prezentujące przeszłość, teraźniejszość i plany na przyszłość Bibliotek Oksfordzkich. Na stronie wydarzenia oraz na profilu Youtube Bibliotek Bodlejańskich można znaleźć wykłady specjalistów omawiających niektóre zabytki ze zbiorów głównej książnicy Oksfordu – Biblioteki Bodlejańskiej (największej i jednej z najstarszych Bibliotek Oksfordzkich, głównej biblioteki Uniwersytetu, od której nazwy pozostałe biblioteki, które można by porównać do naszych bibliotek wydziałowych, noszą zbiorcze miano Bibliotek Bodlejańskich). Przechowuje ona najcenniejsze zbiory specjalne, wśród nich na przykład rękopisy J.R.R. Tolkiena – studenta, a następnie profesora i wykładowcy literatury angielskiej na Oksfordzie. Nie było więc dziełem przypadku, że pierwszego dnia konferencji oczekiwanie na kolejny wykład umilały uczestnikom dźwięki utworu I see fire z filmu Hobbit[1].
Nie chciałabym pochylać się tu nad treścią kolejnych referatów i przebiegiem konferencji. Po trosze dlatego, że taka forma opowieści może znużyć czytelnika, przede wszystkim jednak ze względu na fakt, iż wszystkie wystąpienia były nagrywane i dostępne są na stronie: https://www.oxfordlibrary700.org/videos. Konferencja, która już pierwszego dnia zgromadziła przed ekranami komputerów ponad dwa tysiące osób, pozostawiła uczestników z licznymi refleksjami i dużym zapasem motywacji do działania (vide komentarze i podziękowania na Twitterze, pod hasztagiem #OxfordLibrary700). O tych właśnie refleksjach chciałabym opowiedzieć. Zgodnie z harmonogramem konferencji, swoje przemyślenia podzieliłam na trzy części.
WCZORAJ
We have it in our power to realize what was an impossible dream in Alexandria more than 2000 years ago. We should make that dream come true[2].
Robert Darnton, dzień 1.
Cel-marzenie, o którym wspomina historyk kultury Robert Darnton, a którym żyła już 2000 lat temu najsłynniejsza chyba i jednocześnie najstarsza książnica, Biblioteka Aleksandryjska, to zgromadzenie w jednym miejscu całej dostępnej na świecie wiedzy. Według Darntona, rozwój techniki i narzędzi cyfrowych pozwoli nam osiągnąć to niedoścignione pragnienie starożytnych w wieku XXI – współczesną skarbnicą wiedzy staje się bowiem internet, „karmiony” zasobami bibliotek i archiwów z całego świata.
Gromadzenie zwojów i woluminów, przepisywanie rękopisów, umożliwianie czytania, chronienie, ukrywanie, ratowanie książek – to niektóre z funkcji dawnych bibliotek. (Na temat roli bibliotek, w żartobliwym tonie, vide: Eco Umberto: O bibliotece. Warszawa 2007. Klasyfikacja WD: Z665 .E28165 2007.)
I choć Biblioteka Aleksandryjska może nam, warszawskim bibliotekarzom, wydać się niezwykle odległa zarówno w czasie, jak i przestrzeni, to na wyciągnięcie ręki (dosłownie) mamy inną nieistniejącą bibliotekę, która w stolicy wspominana jest z nie mniejszym sentymentem niż Biblioteka Aleksandryjska w Egipcie. Opisuje ją chociażby nasza noblistka na kartach swojej najobszerniejszej powieści:
Najbardziej jednak księdza denerwuje, że ma to być biblioteka publiczna, to znaczy otwarta; nie potrafi pojąć, jak każdy może przyjść i wziąć książkę do domu. Widzi w tym szaloną ideę, jedną z tych zachodnich, francuskich, która więcej szkody dla księgozbiorów przyniesie niż pożytku ludziom. Zaobserwował, że książki u Załuskich wypożycza się na marny rewers, który potem, kładziony do szuflady, może zaginąć albo przepaść, jak to mają w zwyczaju świstki papieru. A jak przychodzi jakiś dostojniejszy gość, to mu dają na gębę, nie śmiejąc podsunąć rewersu do podpisania. Nie ma spisu, gdzie, u kogo znajdują się wypożyczone książki.
Ksiądz teatralnie łapie się za głowę.
– Księdza dobrodzieja to bardziej obchodzą książki niż ludzie – mówi Kossakowska z pełnymi ustami.
Olga Tokarczuk, Księgi Jakubowe
Biblioteka Załuskich była pierwszą publiczną biblioteką na ziemiach polskich i jedną z największych w XVIII-wiecznej Europie (w 1794 roku księgozbiór liczył około 400 tysięcy druków i 13 tysięcy rękopisów[3]). Powstała po to, by stać się centrum życia naukowego i literackiego, pracować przychodzili do niej pisarze i akademicy, organizowała też „eventy”, takie jak konkursy naukowe i literackie, posiedzenia naukowe czy aukcje księgarskie.
Dziś Biblioteka Załuskich nie istnieje. Wydaje się jednak bardziej „obecna” niż Biblioteka Aleksandryjska, której zbiory nie zachowały się w ogóle. Część bogatej spuścizny Załuskich, po licznych perypetiach, znalazła się pod opieką polskich, w tym warszawskich, instytucji. Szacuje się, że w Gabinecie Starych Druków BUW znajduje się około dwunastu tysięcy woluminów „załuscianów” – książek, które stanowią symboliczny pomost między współczesnym czytelnikiem BUW-u, a najwspanialszą książnicą dawnej Rzeczypospolitej. To właśnie Biblioteka Załuskich przyszła mi na myśl, gdy słuchałam oksfordzkich referatów o szesnastowiecznej historii Bibliotek Bodlejańskich; pomyślałam o niej również, kiedy wspomniano o Aleksandrii. Być może dlatego, że zbiory jednej i drugiej dopadł jeden z najgroźniejszych wrogów książki – ogień.
Wrócę jeszcze na chwilę do cytatu z Ksiąg Jakubowych, aby wspomnieć, że wypożyczanie na rewers, lub na „gębę”, które tak oburza Benedykta Chmielowskiego, zostało ukrócone niecałe dwadzieścia lat po otwarciu Biblioteki Załuskich. Nieograniczone zaufanie w stosunku do czytelników i brak kontroli wypożyczeń skutkowały niestety licznymi kradzieżami – przez niecałe szesnaście lat (do roku 1763) użytkownicy i pracownicy „wyprowadzili” z publicznego księgozbioru około dwa tysiące woluminów. Po 1766 roku z książek można było korzystać już tylko na miejscu (z nielicznymi wyjątkami), a Biblioteka była otwarta dla czytelników dwa dni w tygodniu.
O tym odwiecznym bibliotekarskim dylemacie – wyborze między „przechowywać” i „udostępniać” – mówił w krótkim przywitaniu uczestników konferencji dyrektor Bibliotek Bodlejańskich, Richard Ovenden. Wspomniał, że niemożliwym jest wypracowanie złotego środka między tymi priorytetami. Ograniczone udostępnianie powoduje spadek liczby czytelników. Z kolei pokładanie pełnego zaufania w dobrych manierach użytkowników skutkuje stratami materialnymi, niekiedy bardzo kosztownymi. Mimo że uzyskanie kompromisu między w pełni zaspokajającym potrzeby czytelników udostępnianiem, a zachowaniem książek w dobrej kondycji jest praktycznie niemożliwe, biblioteki publiczne i akademickie z całych sił starają się wypracowywać indywidualne sposoby działania, które pozwolą zadowolić czytelnika przy jednoczesnym poszanowaniu zbiorów. Moim zdaniem w BUW całkiem dobrze się to udaje.
DZIŚ
Encourage civil disobedience, behave badly, ask difficult questions, make the government do their job.
Alberto Manguel, dzień 2.
Powyższy cytat zamknął dzień drugi konferencji, czyli rozmowy na temat miejsca, w którym biblioteki znajdują się obecnie. Szczególnie inspirujący wykład wygłosiła podczas tego panelu Jessica Gardner, dyrektorka Biblioteki Uniwersytetu w Cambridge i wiceprzewodnicząca brytyjskiego konsorcjum bibliotek naukowych Research Libraries UK. Jessica Gardner zaczęła prezentację od zdania, iż biblioteki są tworzone przez ich czytelników. Z entuzjazmem opowiadała o tym, że dzisiejsza biblioteka akademicka powinna, oprócz przechowywania i udostępniania zbiorów, pełnić również funkcję społeczną – być miejscem, w którym ludzie dzielą się pomysłami, wymieniają opiniami i rozmawiają ze sobą na ważne tematy. Mówiąc o tej ostatniej funkcji prelegentka podkreśliła, iż biblioteka nie powinna być miejscem neutralnym, wręcz przeciwnie, ma stanowić platformę dialogu, ale też aktywizmu, występować w obronie słabszych i dyskryminowanych. Przy pomocy zbiorów opowiadać historie w sposób nie zawsze grzeczny i przewidywalny.
Przykładowe inicjatywy Biblioteki Cambridge to chociażby wystawa dotycząca równych praw kobiet do edukacji czy ekspozycja honorująca ciemnoskórych absolwentów Uniwersytetu. Na początku tego roku podczas obchodzonego w Wielkiej Brytanii miesiąca historii LGBT+ (LGBT+ History Month) na dachu Biblioteki oraz budynków niektórych wydziałów Uniwersytetu umieszczono tęczową flagę. Należy podkreślić, iż wspomniane akcje nie zostały zainicjowane przez samą Bibliotekę czy władze Uniwersytetu. To studenci zgłosili potrzebę tego rodzaju wydarzeń, a kierownictwo konkretnej jednostki zrobiło wszystko, by ich wesprzeć[4].
W 2015 roku otwarto nową część Biblioteki Bodlejańskiej – wyremontowaną Weston Library, w której oprócz przestrzeni magazynowych znajdują się dwie sale wystawowe oraz otwarte audytorium przeznaczone na spotkania, eventy, spektakle. Weston Library odnotowuje rocznie wizyty ponad 300 000 osób. Ktoś mógłby zapytać: kim są ci ludzie? Przecież Uniwersytet Oksfordzki nie ma tylu studentów. Celem i konsekwencją powstania tak kosztownej inwestycji było poszerzenie grona użytkowników Biblioteki. Richard Ovenden wyraźnie podkreśla, iż nie chce, by ktokolwiek mówił: Bodlejana to biblioteka akademicka, zatem nie ma tu nic dla mnie, skoro nie jestem studentem czy naukowcem. Biblioteka wyszła zatem z inicjatywami skierowanymi do lokalnej społeczności (mieszkańców Oksfordu i okolic), a także zaproponowała pobliskim szkołom uczestnictwo w różnorodnych projektach. Weston Library może odwiedzić każdy, prężne funkcjonowanie centrum kulturalnego w obrębie Uniwersytetu służy burzeniu muru dzielącego środowisko akademickie od „zewnętrza”, Biblioteka chce mieć wyraźny wpływ na życie publiczne.
Na zakończenie drugiego dnia konferencji odbyła się krótka sesja Q&A podczas której Richard Ovenden poprosił wszystkich referentów, by w jednym zdaniu określili najważniejsze według nich zadania współczesnej biblioteki akademickiej. Padły następujące odpowiedzi:
- sprawiać, by nasze zasoby były jak najłatwiej dostępne;
- współpracować;
- zbierać wiedzę i dzielić się nią z ludźmi;
- zdobywać finansowanie;
- stać na straży prawdziwej informacji, dementować fake newsy;
- ośmielać użytkowników do nieposłuszeństwa, złego zachowania, zadawania trudnych pytań, a także do egzekwowania, by rząd wykonywał swoją pracę;
- być w centrum zmagań społecznych.
JUTRO
I hope that in a 100 years from now libraries will be a key part of that social infrastructure and will help to shape society to be more open and more democratic[5].
Richard Ovenden, dzień 3.
Chyba każdy bibliotekarz zastanawia się jak będzie wyglądała nasza przyszłość. Czy kiedy już wszystko skatalogujemy i zeskanujemy, nie będziemy potrzebni? Czy zastąpi nas wujek Google? Czy budynek biblioteki nie będzie już odwiedzany? A może nastanie era bibliotek bez bibliotekarzy? Pustych, zimnych wnętrz zarządzanych przez sztuczną inteligencję? Mamy już przecież sklepy bez ekspedientów i siłownie bez trenerów.
Era cyfrowa niesie ze sobą diametralne zmiany w funkcjonowaniu kultury i nauki. O lęku przed zmianą i jego przezwyciężaniu opowiadał w Oksfordzie Mark Thompson, dyrektor generalny New York Times Company w latach 2012–2020. W 2012 roku zmierzył się on z wprowadzeniem słynnej amerykańskiej gazety w erę cyfrową, a co za tym idzie, przekonaniem do tego pomysłu tzw. konserwatywnej opozycji. Gdy Mark pojawił się w redakcji, kwestia istnienia Timesa w internecie była marginalizowana, a zajmujący się nowymi mediami pracownicy stanowili najbardziej zrezygnowaną grupę w redakcji. Pierwszym krokiem nowego dyrektora było stworzenie oddziału druku (print division), by zaakcentować, iż od tego momentu wersja drukowana gazety będzie tylko jednym z wielu, a nie jedynym medium New York Timesa. Ogromna, wieloletnia spuścizna i odpowiedzialność za nią odstraszała pracowników od radykalnych zmian, jednak brak zmiany w tym zakresie groził całkowitym upadkiem. Mark chciał, żeby w redakcji przestano nadawać szczególny priorytet przeszłości, jednak wiedział, że może osiągnąć cel tylko mając 70–80% całej redakcji za sobą. Jako przykład tkwienia w przeszłości podał brak aktywności gazety podczas tzw. szczytu newsowego (w godzinach porannych, kiedy czytelnicy najczęściej zaglądają do smartfonów, biuro NYT świeciło pustkami). Jednym z momentów przełomowych było stworzenie NYT Cooking – internetowej usługi abonamentowej New York Timesa w rodzaju cyfrowej książki kucharskiej. Dzięki sukcesowi NYT Cooking część pracowników zaczęła wierzyć, że czasem lepiej zaryzykować eksperyment niż kurczowo trzymać się starych przyzwyczajeń. Mark wiele mówił o zachowawczej opozycji, która zwykle utrudnia przeprowadzanie zmian, zwłaszcza że konserwatywny głos jest często głosem doświadczonym i wydaje się rozsądny. Mark postawił na relację symbiotyczną – zamiast zwalniać starszych pracowników, zatrudnił większą liczbę ludzi otwartych, przychylnych nowościom, zarządził też zmiany na stanowiskach kierowniczych. Według niego sposobem na wyciszenie głosów sprzeciwu jest unikanie otwartej walki, a zamiast tego przekonywanie oponentów, jednego po drugim, poprzez wskazywanie wymiernych, pozytywnych rezultatów zmiany. Dzięki temu udało mu się odbudować instytucję, nie odstępując od wyznawanych przez firmę wartości.
Ostatniego dnia konferencji podejmowany był zatem przede wszystkim problem mierzenia się bibliotekarzy z erą cyfrową. Wiele niepokojących słów na temat „kapitalizmu nadzoru” wygłosiła psycholog z Uniwersytetu Harvarda, prof. Shoshana Zuboff[6], wskazując jednocześnie na bibliotekę jako teraźniejsze i przyszłe miejsce schronienia dające poczucie intymności, prywatności i możliwość kontemplacji, ale też miejsce społecznego oporu przed kontrolą i inwigilacją. Prof. Zuboff widzi bibliotekę przyszłości jako ostoję wolności i kreatywności, demokratyczny i nowoczesny azyl.
Wnioski płynące z rozmów w Oksfordzie są jednoznaczne – kluczem do sprawnego funkcjonowania w kolejnych latach jest zmiana, balans między dotychczasową spuścizną i nowymi mediami oraz symbiotyczna relacja między rozsądnym konserwatystą i szalonym wizjonerem. I przede wszystkim my, bibliotekarze, wyciągający pomocną dłoń do czytelników, ciekawi ich zdania, opiekujący się nimi, czuwający nad tym, żeby potrafili samodzielnie myśleć, rozróżniać fikcję od faktów. Bibliotekarze w działaniu.
Za końcowe motto niech posłużą słowa Franklina D. Roosevelta przytoczone podczas konferencji przez Davida Ferriero, dyrektora Narodowych Archiwów Amerykańskich (NARA):
[…] a Nation must believe in three things. It must believe in the past. It must believe in the future. It must, above all, believe in the capacity of its own people so to learn from the past that they can gain in judgment in creating their own future[7].
Franklin D. Roosevelt, przemówienie z okazji otwarcia Franklin D. Roosevelt Presidential Library w 1941 roku
Martyna Osuch, Gabinet Starych Druków
[1] Podtekst mógł być w tym przypadku podwójny, bowiem konferencja zbiegła się w czasie z premierą książki autorstwa dyrektora Bibliotek Oksfordzkich, Richarda Ovendena, noszącej dość niepokojący tytuł Burning the books (już wkrótce w BUW).
[2] Jesteśmy w stanie zrealizować to, co było niemożliwym marzeniem w Aleksandrii ponad 2000 lat temu. Powinniśmy sprawić, by to marzenie stało się rzeczywistością (tłum. autorki)
[3] Liczba rękopisów w zbiorach Biblioteki Załuskich jest trudna do sprecyzowania, w najnowszej publikacji (Catalogue of extant manuscripts from the former Załuski Library: the first Polish National Library. Warszawa 2019. Klasyfikacja WD: Z6621 .W29 2019) jako najbardziej prawdopodobną podaje właśnie liczbę ponad 13 tysięcy jednostek.
[4] W BUW z inicjatywy środowiska akademickiego powstała w zeszłym roku „Biblitoeka queer”, zgłoszona jako projekt do realizacji z Budżetu Partycypacyjnego. Z inicjatywą wyszedł jeden ze studentów, którego propozycję poparło 913 osób.
[5] Mam nadzieję, że za sto lat biblioteki, jako kluczowe elementy infrastruktury społecznej, będą pomagały w kształtowaniu bardziej otwartego i demokratycznego społeczeństwa (tłum. autorki).
[6] „Kapitalizm nadzoru” tłumaczony też jako „kapitalizm inwigilacji” prof. Zuboff definiuje jako „nowy system ekonomiczny, w którym doświadczenia ludzi uznano za swobodnie dostępny, surowy materiał, używany do prowadzonych w ukryciu działań komercyjnych w postaci jego ekstrakcji, i sprzedaży”. Zob. więcej w: Zuboff Shoshana, The Age of Surveillance Capitalism. The Fight for the Future at the New Frontier of Power. Londyn 2019 (dostępne w bibliotece wydziału Filozofii i Socjologii UW). Tłumaczenie cytatu za artykułem M. Gurtowskiego: Cyfrowy wyścig zbrojeń w erze ekspansji kapitalizmu nadzoru. „Forum Socjologiczne” 10/2019, s. 104-113. Dostęp: https://wuwr.pl/fsoc/article/view/11577/10518
[7][…] Naród musi wierzyć w trzy rzeczy. Musi wierzyć w przeszłość. Musi wierzyć w przyszłość. Przede wszystkim jednak musi wierzyć w zdolność własnych ludzi do wyciągania wniosków z przeszłości, aby na podstawie własnego osądu mogli kreować własną przyszłość (tłum. autorki).