Przysłowie mówi: wszystko, co dobre, się kończy.
Fot. Anna Pełka
Można tak powiedzieć o naszym pobycie w Bolzano – urokliwym i przyjaznym mieście, z otwartym w nazwie i dosłownie uniwersytetem, z przyjaznymi mieszkańcami, będącymi połączeniem wszystkiego, co najlepsze w charakterystycznych cechach kilku kultur.
Dzisiaj nasza wizyta miała charakter podsumowujący. Mogliśmy zadawać wszelkie pytania, do naszej dyspozycji przez prawie dwie godziny byli Sabine i Luigi. Były ostatnie wyjaśnienia dot. Almy, ale również pogawędki, np. o ścieżkach kształcenia bibliotekarzy. W bibliotece uniwersyteckiej w Bolzano większość bibliotekarzy (w sumie jest ich nieco ponad 20), ma wykształcenie kierunkowe, uzupełnione dodatkowymi studiami podyplomowymi z bibliotekoznawstwa. We Włoszech istnieją na uczelniach kierunki bibliotekoznawstwa, ale dla wielu Tyrolczyków z Włoch miejscem studiów podyplomowych była np. Austria lub Niemcy.
Ponieważ do następnego spotkania było jeszcze 20 minut, niezwykle precyzyjni Tyrolczycy postanowili zaopiekować się nami. Tym razem na krótką wycieczkę do pobliskiego kościoła zaprosił nas Luigi (z pierwszego wykształcenia historyk) i pokazał nam nieco ukrytą perełkę, boczną kaplicę ozdobioną w całości przepięknymi freskami ze szkoły Giotta (nie muszę dodawać, że Luigi również odbił kartę wychodząc z nami na kwadransik w czasie, gdy „z urzędu” i tak się nami zajmował.
Na finał zostało spotkanie z przesympatyczną Gerdą Winkler (pamiętacie z drugiego odcinka relacji, kim jest w bibliotece?). Opowiadaliśmy głównie o różnicach między funkcjonowaniem naszych uniwersytetów i bibliotek. Zasadnicza różnica, którą widzę, a o której już pisałam, jest taka, że Uniwersytet w Bolzano jest zintegrowanym ciałem, u nas silniejsze są tendencje do autonomii jednostek. Także w procesach dot. samej biblioteki potrafimy sobie nieźle skomplikować życie: w systemie bibliotecznym opracowaniu, gromadzeniu itp. Wprowadzamy wiele wyjątków, wiele reguł. W Bolzano kiwają niedowierzająco głowami i pytają, jak sobie z tym wszystkim radzą nasi użytkownicy??
Kwestia, która najbardziej zadziwiała naszych nowych kolegów to fakt, że na jednym uniwersytecie w bibliotekach mogą być używane różne systemy biblioteczne. Na początku myśleli, że to jakieś niedopowiedzenie językowe, ale ponieważ ten wątek przewinął się kilka razy przy poznawaniu Almy w końcu nam uwierzyli! Dodam tylko, że ta sama sprawa dziwi też wielu naszych kolegów z innych polskich bibliotek akademickich.
Oczywiście zaprosiliśmy naszych nowych Przyjaciół do Warszawy, a oni wyrazili chęć przyjazdu (wielkość naszego Uniwersytetu, liczba studentów, zbiorów itp. robią na nich wrażenie!).
Pomyślałam sobie, że chciałabym dożyć czasów, gdy w naszym myśleniu dobro całości będzie ponad partykularyzmami (w różnych wymiarach życia bibliotecznego), gdy przestaniemy bać się tego, co nowe, nieznane, co może zburzyć nasze przyzwyczajenia, ale też stać się okazją do otwarcia na coś lepszego. Gdy w myśleniu o przyszłości nie będą zatrzymywać nas wyimaginowane przeszkody, których prawdopodobieństwo wystąpienia jest bliskie zeru. Mam nawet przekonanie, że te czasy już są, że nie trzeba na nie czekać. Na pewno większe zmiany wymagają odwagi i niekiedy zostawienia tego, co przetrenowane i bezpieczne. Ale bez ryzyka nie ma postępu.
Trasa kolejowa Bolzano-Trento. Fot. Anna Pełka
Cieszę się, że pracuję w BUW, że cały czas możemy się rozwijać, coś wdrażać, lepiej odpowiadać na zapotrzebowanie użytkowników.
Bibliotekarze są wspaniałymi ludźmi, życzliwymi dla innych, posiadającymi niezwykłe pasje. Tak jest w BUW, tak jest w Polsce, w Bolzano, tak jest wszędzie.
Cieszę się, że byłam na tym Erasmusie, cieszę się, że już wracam do BUW. Coś dobrego się skończyło, ale zainspirowana pobytem w Bolzano, na pewno postaram się przenieść kilka pomysłów do nas.
Do zobaczenia na Powiślu!
aniap
Katedra w Trydencie. Fot. Artur Wrzochalski
PS. Po południu pojechaliśmy pociągiem do Trydentu (Trento). Jest tam katedra z X wieku (przebudowywana kilka razy), w której rozpoczął się Synod Trydencki. Artur powiedział, że przebija wszystkie kościoły, które do tej pory oglądaliśmy (chodzi o wnętrze). A ja się z nim zgadzam. Trento to ten sam region, ale tu już jest wszystko po włosku :).