Oglądanie współczesnych adaptacji klasyki ma co najmniej tę dobrą stronę, że po spektaklu z irytacją sięgasz do tekstu oryginału, bo już nie wiesz, czy cię pamięć zawodzi czy przestałaś myśleć.
Jasne – z Szekspirem w czasach pandemii poprawności politycznej można mieć nie lada kłopot! A tu 450 rocznica urodzin mistrza ze Stradfordu. Co zrobić z dramatem, gdzie żydowski, inteligentny, ale bezwzględny i zdeterminowany kupiec pada ofiarą „sprytu” sympatycznych przyjaciół z wyższych sfer, ale bez kasy? Oczywiście najprościej zrobić rzecz o nietolerancji i antysemityzmie. Któż będzie pamiętał, że „Kupiec wenecki” jest np. o różnych pojęciach sprawiedliwości – za Shylockiem stoi prawo zorientowanej na sukces ekonomiczny republiki weneckiej, która żydom pozostawiła lichwę, ale przeciw niemu nowotestamentowe pojęcie miłosierdzia, przeciw niemu pogarda prominencji, co to chętnie od niego pieniądze weźmie, ale nie będzie go szanowała, nie polubi, nie zaprzyjaźni się. Córka mu ucieka, bo jej karierowicz-satelita paczki szlachetnie urodzonych miłość wyznaje (Tylko pamiętaj kochanie, jak będziesz wiała do mnie od tatusia zabierz jego kasę!).
I żeby już absolutnie wszystko było jasne: w błyskawicznej końcowej sekwencji sceny sądu z udziałem Shylocka następuje w rytm żwawej muzyczki szybki chrzest za karę, a następnie błyskawiczne zabójstwo przy pomocy chrzczącego kapłana i wulgarnego zabijki z kompanii Bassania. Takie „to chyba dla wszystkich oczywiste” – mimo, że nie ma z oryginałem nic wspólnego.
To wszystko jednak nic – zwyczajnie banał tzw. adaptacji a’propos. Najgorszy jest jednak brak Porcji! Gdy kogoś uwiera dyskryminacja, to nie może obsadzać w roli Porcji maleńkiej, niepewnej wypowiadanych kwestii aktorki! U Szekspira nie ma mądrzejszej dziewczyny, więc błagam o „większą” Porcję!
AKO
William Shakespeare „Kupiec wenecki”, przekład Piotr Kamiński, reżyseria Aldona Figura, Teatr Dramatyczny, premiera 3 października 2014