W chwili otwarcia Biblioteki Uniwersyteckiej oraz przed jej zamknięciem w budynku rozbrzmiewa sygnał dźwiękowy, wykorzystujący początkowe takty IV Symfonii „Koncertującej” Karola Szymanowskiego. Dlaczego właśnie to dzieło? Wśród skarbów BUW miejsce szczególne zajmuje spuścizna tego twórcy, powszechnie uznawanego za największego obok Chopina kompozytora polskiego. Jest ona przechowywana w Gabinecie Zbiorów Muzycznych, którego wydzieloną część stanowi Archiwum Kompozytorów Polskich, gromadzące dziedzictwo wielkich muzyków – ich autografy, szkice, pisma literackie i publicystyczne, korespondencję, pamiątki etc. Symbolem wielkiego znaczenia, jakie BUW przywiązuje do kolekcji archiwaliów Karola Szymanowskiego jest pierwsza z tablic fasady budynku Biblioteki, zawierająca zapis nutowy jednego ze szczególnie popularnych dzieł Szymanowskiego, jego młodzieńczej, neoromantycznej Etiudy b‑moll. Niesłabnącą popularnością cieszy się także jeden z ostatnich utworów skomponowanych przez Szymanowskiego, IV Symfonia zwana „Koncertującą”. Prezentując jedyny zachowany przekaz partytury tego arcydzieła, przypomnijmy jego dzieje.
Usiłując rozpaczliwie wynaleźć sposób ratowania się z kryzysu, postanowiłem napisać obojętnie jaką rzecz, by móc ją grać samemu i w ten sposób zarobić na kawałek chleba. Czy mając już dwie części napisane – potrafię to zrobić, tego nie wiem, jest to dosyć trudne. Cóż jednak począć. Mój Koncert bardzo mi się podoba, a to najważniejsze. […] Nie ma w nim żadnego poszukiwania, problemów, ukierunkowania. Muzyka prosta, wesoła, naturalna, niekiedy bardzo sentymentalna, żadne ‘epatowanie burżujów’. Wydaje mi się, że temat pierwszy to jedna z najpiękniejszych rzeczy , jakie kiedykolwiek stworzyłem.
Tak Karol Szymanowski opisał genezę swej późniejszej IV Symfonii w liście (według Teresy Chylińskiej – nieco przesadnie udramatyzowanym) do Heleny Caselli. Także w innych listach z wiosny roku 1932 Szymanowski donosi o pracach nad „koncertem”, m.in. pisze do Zofii Kochańskiej: „z największą łatwością i ochotą pracuję nad tym Koncertem (jeszcze raz proszę o absolutny sekret, że to koncert – można mówić, że to IV Symfonia) i notabene mam wrażenie, że to będzie sztuczka pierwszej klasy”. Wszystkich korespondentów prosi o dyskrecję – wynikało to zapewne stąd, iż wielu zaprzyjaźnionych pianistów, wśród nich m.in. Artur Rubinstein, Zbigniew Drzewiecki, Jan Smeterlin – od lat błagało Szymanowskiego o napisanie koncertu, ów zaś składał im kolejne obietnice, których jednak nie udawało się zrealizować. Szymanowski chciał uniknąć kłopotliwych próśb o udział w prawykonaniu, którym musiałby odmawiać, premierę rezerwował bowiem dla siebie (stąd podkreślanie potrzeby dyskrecji). Interesujące jest, iż w większości anonsów dzieła kompozytor pisze o swym szczególnym dla niego upodobaniu, co było raczej nietypowe, zazwyczaj – dość przekornie – powątpiewał w wartość swych nowych dokonań. Wydaje się więc, że istotnie komponowanie tego akurat utworu sprawiło mu dużo radości, o wiele zaś mniej – ćwiczenie przed jego publiczną prezentacją („Granie na fortepianie nudzi mię okropnie i męczy, zwłaszcza że to za trudne dla mnie.”). Szymanowski był pianistą biegłym, ale świadomym własnych ograniczeń – koncertowanie nie było podstawową domeną jego działalności i godził się na to nieregularnie i niechętnie, starannie dobierając repertuar na miarę swoich możliwości. Miał też spore wątpliwości, czy dzieło planowane pierwotnie jako koncert istotnie odpowiada założeniom tego gatunku. Po koncertach oczekiwano na ogół rozbudowanego elementu wirtuozowskiego, intensywnego dialogu solisty z orkiestrą. Tymczasem w nowej kompozycji partia fortepianu (wymagająca i efektowna, lecz nie „popisowa”) jest organicznie spleciona z bogatą, wysoce autonomiczną partią orkiestry. Ostatecznie więc twórca zdecydował się na nadanie dziełu miana Symphonie concertante (włączonej do numeracji symfonii jako Czwarta), wskazując w ten sposób na supremację orkiestry i symfonicznego założenia (po trosze – chyba nie całkiem zasadnie – asekurując się też przed przewidywanymi zarzutami krytyków, iż wykonuje koncert „zbyt łatwy”, bo trudniejszego zagrać by jakoby nie potrafił).
Rozterki i obawy towarzyszyły mu do samej premiery, która miała miejsce w Poznaniu, 9 października 1932. Zgodnie z planem – partię solową grał kompozytor, a za dyrygenckim pulpitem (kierując Orkiestrą Miasta Poznań) stanął jego oddany przyjaciel Grzegorz Fitelberg. Wielki sukces pierwszego wykonania (i kolejnych w tymże roku – we Lwowie oraz dwóch w Warszawie) sprawił Szymanowskiemu ogromną satysfakcję, napełniając go prawdziwą dumą i entuzjazmem, ostatecznie też rozwiał wątpliwości, czy jest w stanie sprostać wyzwaniu intensywnego koncertowania. „Wstyd mi wprost mówić o moim sukcesie w Warszawie, zupełnie à la Kiepura. Ale naprawdę nic podobnego nigdy nie przeżyłem. Koncert był ostatni w programie, otóż po skończeniu nikt nie ruszył się z miejsca i trwało to tak długo, że musiałem powtórzyć cały finał. (To samo zresztą było w Poznaniu i we Lwowie.) Nie masz pojęcia, jakie ten Koncert ma powodzenie u publiczności – aż mię to trochę niepokoi…” – pisał do Zofii Kochańskiej. Przyjaciele obawiali się (jak się niebawem okazało – słusznie), czy planowanie wielkich tras koncertowych jest dobrym pomysłem. Ich obiekcje wynikały z troski o nadwątlone zdrowie Szymanowskiego oraz o kompozytorską aktywność, która musiałaby od tego ucierpieć.
Jednak upojony wizją artystycznej wolności i materialnej niezależności twórca rzucił się w wir niezwykle intensywnego koncertowania ze swą Czwartą – w ciągu dwóch kolejnych lat zaprezentował ją w Kopenhadze, Bolonii, Moskwie, Bukareszcie, Paryżu, Amsterdamie, Hadze, Sofii, Londynie, Lyonie, Sztokholmie, Oslo, Bergen, Berlinie, Rzymie, Liège, Maastricht… Skrajnie forsowny tryb życia nie pozostał jednak bez wpływu na zdrowie, ani na niemal całkowicie „zawieszoną” twórczość. Za życia Szymanowskiego tylko raz wykonał IV Symfonię inny pianista – Jan Smeterlin (Londyn, 1934; planowane były kolejne występy, ale odwołano je wobec braku zgody Szymanowskiego). Artur Rubinstein, któremu dzieło było dedykowane, włączył je do repertuaru dopiero po wojnie.
Utwór reprezentujący ostatnią fazę rozwoju stylu Szymanowskiego bywa zaliczany do nurtu neoklasycznego w muzyce I połowy XX wieku – nie jest to jednak w pełni uzasadnione. Sam kompozytor pozostawał sceptyczny wobec tego modnego w owym czasie prądu, który nawiązując do dawnych form, wchodził z nimi w różnoraki dyskurs. Można tu raczej mówić jedynie o tendencji „klasycyzującej”, korzystającej z tradycyjnej formy cyklicznej, opartej na zasadach kontrastu temp i tematów. Utwór stanowi zarazem fascynującą syntezę twórczych poszukiwań Szymanowskiego z różnych okresów jego życia. Są w nim obecne zarówno elementy neoromantycznej ekspresji i eufonii bliskiej duchowi młodzieńczej Etiudy b‑moll, brzmieniowego i harmonicznego wysublimowania I Koncertu skrzypcowego, jak i wielowymiarowych odniesień do tradycji – obecnych w Stabat Mater czy Harnasiach. Wszystkie te – z pozoru sprzeczne – stylistyczne komponenty splatają się tu w sposób naturalny i przekonujący, pozwalając przeczuwać, jak rozwijałby się geniusz kompozytora, gdyby nie przedwczesna śmierć w szwajcarskim sanatorium – kilka lat po tryumfalnej premierze…
Wspomniany już, działający w Londynie i współpracujący z rozgłośnią BBC polski pianista Jan Smeterlin (który był w Zakopanem świadkiem komponowania dzieła i długo zabiegał u kompozytora o prawa do wykonania) namówił Szymanowskiego, by wydawcą była paryska oficyna Maxa Eschiga, nie zaś wiedeński Universal Edition, z którym kompozytor przez wiele lat współpracował. Nie mogąc doczekać się wydania partytury, otrzymał do przygotowania własnych występów reprodukcję jej autografu. Sam sfinansował niemałe koszty jej wykonania w paryskiej firmie Fotocopy Musical, w technice zwanej „neokopią” – jednej z wielu poprzedniczek nowoczesnej kserografii. Okazało się to bardzo szczęśliwym posunięciem, ponieważ oryginał (zakupiony od rodziny przez Bibliotekę Narodową po śmierci Szymanowskiego) uległ zniszczeniu w 1944 r. Niespełna dekadę po śmierci pianisty (1967) jego żona Edith przekazała fotokopię w 1976 r. w darze Teresie Chylińskiej, wybitnej badaczce życia i twórczości Szymanowskiego. Ona z kolei ofiarowała ją w roku 2006 Archiwum Kompozytorów Polskich BUW, z którym łączy ją wieloletnia współpraca. Znajdująca się w zbiorach BUW kopia jest dziś jedynym śladem po pięknym, czystopisowym autografie i ma bezcenny walor źródłowy. W posiadaniu AKP jest także rękopis wyciągu fortepianowego tego dzieła, zakupiony przez BUW na aukcji w londyńskim domu Sothebys – opis tego obiektu, ciekawych okoliczności jego powstania i nabycia także być może pojawi się kiedyś na BUWlogu!
Opis obiektu:
Szymanowski, Karol: IV Symphonie / (Avec Piano solo)
Fotokopia autografu partytury
Inw. rps muz. AKP: 4097
Kart 44, 52 x 35 cm i mniej
Tekst i zdjęcia: Piotr Maculewicz, Gabinet Zbiorów Muzycznych
Wykonania
IV Symfonia „Koncertująca” Karola Szymanowskiego
wyk. Garrick Ohlsson – fortepian
Orkiestra Akademii Beethovenowskiej
dyr. Grzegorz Nowak
Karol Szymanowski interpretuje wlasne mazurki
Jan Smeterlin gra Nokturn B-dur op. 62 nr 2 Fryderyka Chopina
Wybrana bibliografia:
Chylińska, Teresa (red.): Karol Szymanowski. Korespondencja. Pełna edycja zachowanych listów od i do kompozytora. Zebrała i oprac. Teresa Chylińska. Kraków, PWM; Musica Iagellonica, 1982-2004 (WD ML410. S99 A4)
Chylińska, Teresa: Karol Szymanowski i jego epoka. T. 1-3. Kraków : Musica Iagellonica, 2008. (WD WD ML410. S99 C5635)
Karol Szymanowski and Jan Smeterlin : correspondence and essays / translated, edited and annotated by B. M. Maciejewski and Felix Aprohamian. London, Allegro Press 1967. (GZM sygn. V-)
Michałowski, Kornel: Karol Szymanowski – katalog tematyczny i bibliografia. Kraków, PWM 1967. (WD ML 134.S995 M52)
Zieliński Tadeusz: Szymanowski. Liryka i ekstaza. Kraków, PWM 1997. (WD ML410 S99 Z54)
oraz
Edycje partytury utworu dostępne w serwisie International Music Score Library Project
Piotrze, bardzo dziękuję za tak ciekawy tekst i trop do dalszej części „bibliotecznego jingla”! Może kiedyś dowiemy się też, jaka jest dalsza część hejnału z wieży mariackiej 🙂
Pamiętam, jak kiedyś szukałam wyjaśnienia, dlaczego też BUW wita się IV Koncertującą.
Znakomicie, że teraz jest ten wpis, taki wpis.