Wpadłam ostatnio na małe zakupy do Biedronki i zadumałam się nad ofertą.
Festiwal egzotyki – blisko domu, za kilka złotych, wraz z kefirem, żółtym serkiem i kajzerką możesz nabyć oto bez problemu pitahayę, cherimoyę, tamarillo, marakuję, granadillę, o banalnych bananach, pospolitych mandarynkach i zwyczajnym pomelo już nie wspomnę.
Fakt, nie są może tak dobre jak te rwane prosto z drzewa/krzaka w zamorskich krainach, ale leżą na biedronkowej półeczce tuż obok jabłek, gruszek i śliwek, nic nie stoi na przeszkodzie, byś doświadczył ich smaku.
I tu z mroków niepamięci wychynęła ku mnie skromna, zielonkawa okładka pewnej książki, którą czytałam jako dzieciak z wielkimi emocjami, wypiekami na twarzy wręcz, usiłując sobie wyobrazić na podstawie zawartych w niej opisów i ubogich, szarych, słabo widocznych fotografii smak zupełnie nieznanych i nieosiągalnych wtedy w naszym siermiężnym kraju fruktów.
Wrażenie, jakie zrobiły na mnie z trudem zdobyte i po raz pierwszy skosztowane: banan, pomarańcza czy mandarynka (ta ostatnia z puszki!), było po takiej lekturze wręcz piorunujące. Wydawało mi się, że słyszę szum liści w gaju pomarańczowym i widzę małpy skaczące po bananowcach.
Biedronkowe cherimoye i pitahaye, choć niewątpliwie zachęcają do przetestowania, nie mają w sobie już tego magnetycznego uroku, którym wabiły opisy pióra Szczepana i Janiny Pieniążków. Co ciekawe, tak zajmująco o owocach krain dalekich pisał człowiek znany jako reformator polskiego sadownictwa i król polskich jabłek.
Tekst na stronie Polskiego Radia: Szczepan Pieniążek – król polskich jabłek, pod tym linkiem również audycja wspomnieniowa o Profesorze.
Zajrzyjcie do tej książki – choć w dobie Internetu (i Biedronki!) jest może oldschoolowa, warto dowiedzieć się o niegastronomicznych zastosowaniach pewnych owoców, takich jak pułapka na małpy, oraz tym, że czasem pyszne owoce okropnie… śmierdzą! 🙂
I wyobraźcie sobie, na razie nie ma tej książki w BUWie, jest dostępna w Bibliotece Wydziału Biologii oraz Bibliotece Wydziału Geografii! 😥 Ale ja to zmienię, obiecuję! 🙂
Agnieszka Kasprzyk, Centrum NUKAT
S. A. i J. Pieniążkowie, Owoce krain dalekich. Warszawa : Państwowe Wydaw. Rolnicze i Leśne, 1964.
Wydział Biologii, sygnatura P. 8404
Wydział Geografii, sygnatura Magazyn 35857
Agnieszko, książka jestw BUW, z tym że można ją znaleźć jedynie przez katakog kartkowy. Sygnatura 266528.
Zachęcam do sięgnięcia po nią! Pozdrawiam!
Ha, no popacz, przegapiłam! To niestety jest dowód na to, że niespójne źródła danych katalogowych powodują osuwanie się części zbiorów w niejaki niebyt… 🙁
Co do tych owoców, to rzeczywiście racja. Jak komuś smutno, może sobie urozmaicić takim ,,wynalazkiem” dietę, chociaż bywa to trochę naciągane. ja wpadłam w Tesco na niejakiego Tamaryna- pisząc oględnie i z pamięci, i do dzisiaj nie zgadnę, cóż to takiego…
Kiedyś na chanderkę dobrze robiła wizyta na bazarze przy ul. Polnej, mającym długą tradycję w zaspakajaniu wyszukanych zachcianek Warszawiaków – i do dzisiaj polecam , choćby ze względu na jakość i urozmaicenie… Tymczasem ów ,,Tamaryn” skojarzyłam najpierw z tamaryszkiem, co okazało się błędem, później dochodziłam poprzez obsługę stoiska – niczego nie wiedzącą, aż spróbowałam tego czegoś, co zniesmaczyło mnie do reszty, zważywszy efekt smakowy w porównaniu z ceną… ! Na wierzchu łupina nieco cieńsza od orzeszka ziemnego, odstatająca znacznie od zawartości zasadniczej ( wnętrza), na które składa się znacznej wielkości pestka ( ładna, świecąca jak miniaturowy kasztanek)powleczona cienką bardzo warstwą słodkiej mazi, przypominającej podsuszoną marmoladę pośledniej jakości…. Kiedyś do dobrego tonu należało uświadomienie klienta, z czym ma do czynienia – poza nazwą, jak tego można użyć etc.. Dzisiaj takie praktyki wyszły zdaje się z mody, niestety… Wszystkich miłośników urozmaiceń pozdrawiam serdecznie i polecam wizytę na Polnej od czasu do czasu
Najbardziej lubię mango! 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=cqmIphsau8M
🙂