BuwLOG

Pandemiczne dokumenty życia społecznego

O COVID-19 i odpowiedzialnym za jego wywołanie koronawirusie powiedziano i napisano już wiele. Nawet tu, na naszym blogu, dzieliliście się swoimi relacjami z okresu wiosenno-letniego lockdownu z COVIDem w tle, o jego wpływie na nasze bibliotekarskie życie. Ja też chciałabym w tym obszarze pozostać, ale spojrzeć na koronawirusa, jako na prawdopodobnego ‘sprawcę’ powiększania zbiorów bibliotecznych. Straszne? Niemożliwe? Nie zupełnie… spróbuję tu uzasadnić tę ekwilibrystykę myślową. A mam tu na myśli maseczki – swoiste dokumenty życia społecznego czasów pandemii SARS-COV-2. Na początek słowo wyjaśnienia, dlaczego powstał ten tekst. Otóż, zupełnie niespodziewanie, zachwyciła mnie jedna z maseczek, która mignęła mi na ekranie podczas gdańskich uroczystościach w rocznicę śmierci Prezydenta Pawła Adamowicza. I zaczęłam szukać, czy można taką gdzieś nabyć… aż znalazłam, gromadząc materiał do tego tekstu. 

Jak można przeczytać na stronie Biblioteki Narodowej: „Dokumentami życia społecznego określa się druki wydawane w celu osiągnięcia doraźnych celów informacyjnych, propagandowych, reklamowych i normatywnych, odzwierciedlające wewnętrzną działalność różnego rodzaju organizacji, stowarzyszeń i instytucji, grup społecznych. (…) Zwykle przeznaczone są dla określonego kręgu odbiorców i najczęściej do pozaksięgarskiego sposobu rozpowszechniania. Charakteryzują się różnorodną formą i szatą graficzną, występują w postaci druków ulotnych, zwartych i ciągłych. Część z nich ma znikomą wartość, ale są bez wątpienia i takie, których wartość jako materiału źródłowego dla następnych pokoleń badaczy trudno przecenić.”

Do ubiegłorocznej zimy maseczki na dworze kojarzyły się z ochroną przed smogiem. Wówczas jeszcze człowiek w maseczce wywoływał co najmniej zdziwienie, półuśmiech czy kpinę. Od roku maseczki w specyficzny sposób dokumentują nasze zmagania z niewidzialnym wrogiem, dlatego zastanawiam się czy nie są wyjątkowym dwudziestopierwszowiecznym dżsem, w końcu nikt nie powiedział, że dżs musi być papierowy. Na przestrzeni tego roku zmieniała się przecież jakość używanych maseczek, ich kształt oraz materiały z których je wykonano. Od domowych, wykonywanych domowym sumptem, szyte w ramach akcji ‘wszystkie ręce na pokład’, przez maseczki jednorazowe chirurgiczne czy bawełniane z wymiennymi filtrami poprzez profesjonalne maseczki antysmogowe z filtrami HEPA. Zmieniał się materiał, z którego wykonywano maseczki, zmieniała się kolorystyka oraz szeroko rozumiane typy wiązań, gumek, zauszników.

Kiedy po pierwszym lockdownie otwarto sklepy i centra handlowe, maseczki były dostępne niemal wszędzie, chyba tylko z wyjątkiem sklepów piekarniczych. Na tzw. wyspach sklepowych zastąpiły krawaty, poszetki i skarpety. Sklepy z galanterią oferowały maseczki we własne wzory, telekomy rozsyłały do klientów własne reklamowe maseczki wraz z dokumentami (to akurat wiem, z własnego doświadczenia).

Z czasem ‘swoje’ maseczki prezentowali przedstawiciele każdego z ministerstw, Kancelarii Prezydenta i Premiera (do rozważenia – czy wizerunek flagi polskiej na maseczce, w końcu kawałku materiału, niemal jednorazowego użytku, nie podpada pod paragrafy o znieważeniu barw narodowych?), sportowcy z logo klubu, drużyny czy własnym symbolem (np. zespoły Legii, Barcelony, Rafael Nadal) czy firmy modowe. Odniosłam wrażenie, że w pewnym momencie liczyła się bardziej marka niż skuteczność masek. A tu przykłady maseczek marki LV, czy L.

Szczególna grupę wśród masek stanowią te miejskie, z herbami, godłami lub innymi miejskimi symbolami, noszone najczęściej przed przedstawicieli miast i urzędników lokalnych. Moją uwagę zwróciły gdańskie z herbem miasta oraz warszawskie ze znanym symbolem Zakochaj się w Warszawie. Sam rysunek nigdy do mnie specjalnie nie przemawiał, ale na maseczce sprawdził się całkiem nieźle, no i jest wykorzystywany w wielu innych akcjach.

Maseczkę ochronną w barwach zgodnych z określonymi w księdze znaku i ozdobioną haftowanym logo ma Uniwersytet Warszawski. Pasuje ona znakomicie do zestawu konfekcji uniwersyteckiej, a jest do znalezienia w sklepie online w zakładce „Odzież i dodatki”. Może dla propagowania obowiązku ochrony przed koronawirusem i społecznej odpowiedzialności warto zorganizować maseczkową akcję „Jestem z UW”?

zdjęcie maseczki sygnowanej przez Uniwersytet Warszawski

Maseczka z logo UW; źródło: https://sklep.uw.edu.pl/sklep/apaszki_czapki_maski-pl/maska-ochronna/

My, Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie, także doczekaliśmy się firmowej maseczki w kolorze pięknej zieleni. Maski trafiły do pracowników, jako tegoroczny urodzinowy prezent obecności BUW na Powiślu. (Moja własna jest jeszcze nieodpakowana, bo czeka na lepsze czasu, jakkolwiek teraz to dziwnie brzmi… Ale nadchodzi wiosna, więc kolor zielony będzie na miejscu). Może używanie firmowych maseczek mogłoby chociaż trochę integrować pracowników w czasie pandemii. Łatwo byłoby nas wówczas zauważyć pośród czytelników. Wiem jestem idealistką.

zdjęcie maseczki z logo Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie

Maseczka z logo BUW; Fot. Iwona Wiśniewska

Kiedy wracam pamięcią do wiosny ubiegłego roku, to widzę jak bardzo ewaluowała moda maseczkowa. W pierwszych miesiącach rządziły głównie maseczki jednokolorowe – białe, kremowe czy lekko różowe, rzadziej czarne, albo przeciwnie niezwykle kolorowe. Szyte domowymi sposobami z tego co było pod ręką, nie z bielizny osobistej (co doradzał jeden z polityków), ale z pościelowej pewnie nie raz i nie dwa. Te kolorowe wykrajane z różnych koszul, poszew czy produkowane by rozweselać chociaż trochę pandemiczną rzeczywistość. Czasem monochromatyczne kolory przełamywały dowcipne, bajkowe lub przerażające elementy. Wraz ze zbliżaniem się zimy i świąt Bożego Narodzenia, na maseczkach pojawił się święty Mikołaj, renifer Rudolf, elfy i inne świąteczne akcenty.

Ci, którzy pracę zdalną dzielą z pracą w biurze mają jeszcze do wyboru niemal profesjonalne maseczki antysmogowe. Do lutego 2020 roku znane i wykorzystywane przez cyklistów, biegaczy i osoby chroniące płuca przed smogiem. Teraz awansowały i na równi z maseczkami bawełnianymi lub innych z filtrem chronią przed wirusem. Wystarczył rok, a zmiana jest kolosalna.

A wracając do maseczek, jako dokumentów życia społecznego chcę zauważyć, że niektóre maski to małe dzieła sztuki. Ten wzór, który sprowokował mnie do przyjrzenia się modzie maseczkowej można określić dziełem ikonograficznym, z dodatkowym punktem dostępu zawierającym hasło związane z oryginałem, a to z uwagi na fakt, że zdobi je fragment tryptyku Hansa Memlinga. To jedna z zestawu kilku maseczek sygnowanych logo Muzeum Narodowego w Gdańsku. Jeśli ktoś nie lubi sztuki epoki Odrodzenia może wybierać spośród kilku wzorów kwiatowych. Motywy te też zapewne pochodzą z dzieł przechowywanych w gdańskim MN. W tym przypadku chciałabym, aby pandemia i obowiązek noszenia maseczek trwały jak najdłużej.

zdjęcie pięciu maseczek z dziełami Muzeum Narodowego w Gdańsku

Za zgodą Muzeum Narodowego w Gdańsku; źródło: https://images.app.goo.gl/jyKNdpVTN95U9JcU8

W czeluściach Internetu znalazłam więcej wzorów maseczek z motywami malarskimi z dziełami m.in. Vincenta van Gogha, Gustava Klimta, Alfonsa Muchy, Amadeo Modiglianiego. Można tonacje kolorystyczne maseczki dobierać do kreacji, fryzury, nastroju. Jest w czym wybierać, chociaż ja osobiście czekam na narodowe maseczki z dziełami Jana Matejki – „Bitwa pod Grunwaldem” lub „Hołd pruski’ byłyby na miejscu, bo niestety symbol Polski Walczącej nie został oszczędzony.

Czy jakaś biblioteka będzie gromadziła maseczki, tak jak druki ulotne? Wątpię. Czy są świadkami obecnych czasów? Niewątpliwie. Niestety, ponieważ chronią lub mają chronić przed koronawirusem, to przechowywanie i gromadzenie używanych maseczek byłoby sprowadzaniem zagrożenia epidemicznego. Ale w przypadku egzemplarzy nieużywanych? Trochę jak z egzemplarzami obowiązkowymi książek… Takie myśli nachodzą mnie, ilekroć wpadnie mi w oko ciekawy wzór maseczki. Natury bibliotekarza nie oszukasz 🙂

Iwona Wiśniewska, Oddział Wydawnictw Ciągłych

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.