Kasztanowiec to rodzaj drzew lub krzewów należących do rodziny mydleńcowatych…
Sielanka. Promienie słoneczne ganiały się jak szalone pomiędzy gałązkami. A cienie liści drgających na wietrze, do złudzenia przypominały ludzkie dłonie – machające radośnie ludzkie dłonie.
Liście ustawione naprzeciwlegle należące do dłoniastodzielnych, składają się z kilku listków przytwierdzonych do długiego ogonka…
Nasza aleja kasztanów jest imponująca. Nie widziałam ładniejszej nigdy i nigdzie. Lubię tamtędy przechodzić i uśmiechać się, do dumnie stojących na baczność drzew.
Kwiaty zebrane w wyprostowane „wiechy” o wysokości około 30 cm, mają kolor biały, żółty, czasem różowy lub czerwony, i czarują nas każdej wiosny swoim bajkowym wyglądem…
Aleja, przy której mieszkam jest piękna i wtedy kiedy kasztany kwitną, i kiedy na jesieni bombardują ciepłymi, czekoladowymi kulami.
Nasiona kasztanowców ukryte w gładkiej, kolczastej torebce, są bardzo duże, ciemnobrązowe z kolistym znacznikiem (hilum), nazywane przez wszystkich „kasztanami”…
Spadające kasztany, zwabiają pod drzewa całe rodziny, które z nosem przy ziemi szukają lśniących kul pomiędzy leżącymi różnokolorowymi listkami. Po to, aby następnie w rodzinnej atmosferze robić z nich zabawne ludziki i strugać kasztanowe podgrzybki.
Kasztanowce są roślinami hodowlanymi, ozdobnymi. Niektóre gatunki sadzi się w parkach, alejach i przy drogach…
Tym gorączkowym poszukiwaniom zawsze towarzyszą salwy śmiechu i szelest liści. A psy zarażone uczuciem beztroski i radością ludzi, i widząc swoich właścicieli chodzących na czworakach wokół drzew, biegają jak opętane i próbują zakopywać się pod suchymi listkami. Dzieci piszczą z zachwytu. A drzewa szumią spokojnie i zrzucają w dłonie zbieraczy, swoje jesienne dary. Dzielą się nimi bezinteresownie. Tak mogłoby być.
Niektóre gatunki kasztanowców zaliczają się do roślin leczniczych i są wykorzystywane w medycynie ludowej i homeopatii…
A taki obrazek zobaczyłam z okien autobusu:
Ludzie z dużymi reklamówkami, uzbrojeni w grabie! i kije bejsbolowe! butni i wyprostowani… Z jakimś zaciekłym opętaniem uderzają w bezbronne gałęzie drzew…Kasztany spadają, a wraz z nimi, jeszcze zielone, poszarpane liście i połamane gałęzie okaleczonych, osłupiałych drzew…
– Nie ma dokąd uciec!, a ból jest tak wielki, ciężko go wytrzymać!…Skąd taka nienawiść?…Przecież oddajemy nasze owoce…Wystarczy na nie poczekać…Trochę cierpliwości…
Drzewa: Encyklopedia ilustrowana. Warszawa 2011. BUW Wolny Dostęp: QK 322. D78 2011
Ech…pięknie napisane.Polska Złota Jesień z cudnymi kolorami.Powinna właśnie tak łagodnie nastrajać,skłaniać do zadumy.Przynosić też radość ze zbierania jej owoców.Ale zdziczenie ludzi niestety niweczy wszystko.Rodzinne zbieranie kasztanów,żołędzi i robienie z nich ludzików to chyba już odległa epoka.Może znalazłoby się jeszcze kilku wrażliwców,ale większość z nas, ma niestety okrutny stosunek do przyrody.Dziękuję za ciepły i trochę smutny tekst o nas ludziach i wspaniałych darach natury.
Zbieranie kasztanów to od lat mojego dzieciństwa jasienna przyjemność 🙂
teraz już jako mama cieszę się nią razem z moimi dziećmi.
To my uczymy nasze dzieci …
Kłaniam się nisko dziękując za oba komentarze 🙂 Ciepłe komentarze są jak ciepłe kasztany w rękach: wywołują ciepłe wypieki na polikach i ciepły uśmiech! Dziękuję i ślę ciepłe pozdrowienia 🙂
Pamiętam z dzieciństwa swoje bez przerwy powypychane kasztanami kieszenie. To była moja jesień. Robiłam z brązowych kul koślawe figruki, i stawiałam je z dumą na parapecie. Mama mówiła: „to arcydzieło córeczko!” A potem, kiedy przychodziła noc, bałam się ich koślawych cieni. Teraz z rozczuleniem wspominam ten swój brak talentu. Mojego Syna, kiedy był całkiem malutki próbowałam nauczyć zabawy w kasztanowe ludziki. Nauczył się jej, owszem 🙂 Spod jego dziecinnych rączek wychodziły takie same jak moje koślawe figurki, których na wszelki wypadek na parapecie nie stawiałam 😉 Ale tak jak moja Mama mówiłam: „to arcydzieło synku!” 🙂 Boci@n
Moja droga powrotna ze szkoły biegła wzdłuż parku, więc mijałam klony, dęby i właśnie kasztanowce. Tenisówki na zmianę lądowały w plecaku, a tzw. „worek na kapcie” wypełniały świeże, błyszczące kasztany. Kto zebrał więcej, ten wygrywał. Na szczęście takie chuchra, jakimi byliśmy wtedy, nie miały siły (i pomysłów)na zabawy w zbijanego.
Do dziś chętnie tamtędy chodzę i chociaż już nie na wyścigi, to nadal chętnie zbieram kasztany:)
Z Państwa komentarzy wynika, że kasztany kojarzą nam się z beztroskim dzieciństwem. Życzmy sobie, aby następne pokolenia mogły spacerować tymi samymi co my, parkowymi alejami i mogły czerpać radość ze zbierania kasztanów 🙂 Boci@n
Kasztanowe ludziki do dziś wprawiaja mnie w dobry humor. Te zrobione z samoistnie opadlych nawet czasem duszę mają 🙂
Bardzo ładne podsumowanie do tekstu 🙂 Dziękuję 🙂
Tak Dorotko pięknie o nich napisałaś ,jesienne dary ,na które wystarczy tylko cierpliwie poczekać ,mimo upływu lat ,nigdy nie oduczę się ich zbierać ,połyskując w liściach wręcz zapraszają do ich zbierania ,noszę czasem w kieszeni ,aż przeminie ich blask ,a kasztanowe ludziki powstają u nas każdej jesieni ,przyznam ,że piękne ,ale to dzięki kreatywności zdolności córki .