Konferencja Printing Revolution and Society 1450-1500, która odbyła się w Wenecji dwa lata temu, była w całości poświęcona inkunabułom, czyli drukom piętnastowiecznym. Wieńczyła ona pięcioletni projekt 15th-century Booktrade, intensyfikujący badania nad dystrybucją, handlem, czytelnictwem i peregrynacjami najstarszych książek (zob. sprawozdanie Martyny Osuch z wydarzenia oraz publikację pokonferencyjną w otwartym dostępie). Wbrew temu, co można sądzić, stan badań nad początkami drukarstwa i edycjami, pośród których znajdują się najciekawsze i najpiękniejsze przykłady kunsztu czarnej sztuki, wcale nie jest po dziesiątkach lat naukowych dociekań aż tak zaawansowany. Pewne kluczowe dla zrozumienia dawnych realiów fakty, jak chociażby cena inkunabułu pod koniec XV wieku, nadal są odkrywane, a konkluzje zadziwiają samych specjalistów.
W trakcie trwania projektu 15cBooktrade powstało kilka baz internetowych, grupujących dane o inkunabułach. Punktem wyjścia był istniejący od lat i współtworzony przez bibliotekarzy na całym świecie Incunabula Short Title Catalogue, który można określić jako „inkunabulistyczny NUKAT”. Do opisu bibliograficznego każdej piętnastowiecznej edycji dołączono informację o egzemplarzach zdigitalizowanych, o literaturze przedmiotu (również linki do niej), zaś niżej lokalizację zachowanych woluminów. I tu uzyskane wyniki potrafią zadziwić. Dzięki katalogowi wiemy, że na całym świecie w dostępnych publicznie zbiorach zachowało się ponad 400 tysięcy egzemplarzy inkunabułów, nie licząc ksiąg w zbiorach prywatnych. I na przykład, wydane zaledwie 50 lat po uruchomieniu pierwszej prasy drukarskiej Żywoty sławnych mężów Plutarcha (edycja łacińska, Strasburg, ok. 1471), tłoczone urzekająco zgrabną antykwą, zachowały się, bagatela, w aż 101 egzemplarzach. Stereotyp o generalnej rzadkości najwcześniejszych druków trzeba zatem nieco zmodyfikować. Niektóre młodsze o dwieście lat edycje występują o wiele rzadziej. Zaznaczmy w tym miejscu, że wszystkie piętnastowieczne druki BUW są w ISTC zarejestrowane.
Dane uzyskane z ISTC pozwalają na konstatację na temat dzisiejszego rozproszenia zbiorów, stopnia zniszczenia niektórych wydań (zawsze pozostaje pytanie, jaki był tego powód) oraz zależności pomiędzy kulturową atrybucją treści druku a dominującymi obszarami, w których zachowały się książki. Może się ona okazać niekoniecznie kompatybilna, np. gdy widzimy, że najwięcej egzemplarzy francuskiego romansu średniowiecznego zachowało się w rejonach oddalonych o setki czy tysiące kilometrów od rodzimej oficyny drukarskiej.
Jednakże badacz inkunabułów, podobnie jak historyk książki każdej epoki, stawia sobie przede wszystkim następujące pytania: kto, kiedy, co konkretnie, jak i po co czytał? Z których sfer pochodzili czytelnicy? Czy aby na pewno byli to tylko mężczyźni? Czy czytano głośno czy cicho? Zaznaczano piórem w kolorze zielonym czy różowym? Dlaczego? Które fragmenty były szczególnie zajmujące dla czytelnika? Na której stronie Biblii robiło się nudno, a która budziła emocje tak silne, że ulgę w gniewie przyniosło dopiero przebicie się piórem na stronę kolejną i trzy następne?
Aby poznać te, najbardziej ludzkie i przyziemne, ale z antropologicznego punktu widzenia najciekawsze aspekty kontaktu dawnego czytelnika z książką, trzeba każdy egzemplarz wziąć do ręki i przyjrzeć mu się bardzo dokładnie. Najlepiej z centymetrem, lupą i lampą ultrafioletową. A gdy przyjdzie potrzeba, wołać na pomoc konserwatora.
Rejestracji wszystkich tych szczątków, śladów i często prowadzących na manowce tropów zachowanych w piętnastowiecznych drukach służy, powstała jako swoista „odnoga” ISTC, baza Material Evidence in Incunabula. Jej skomplikowany formularz umożliwia precyzyjne opisanie wszelkich znaków własnościowych, marginaliów i oprawy, datowanie tych cech, ewentualną transkrypcję zapisów i dołączenie zdjęć. Twórcom bazy zależy jednak przede wszystkim na pozyskaniu opisów z jak największej liczby druków, zatem nie wymagają oni od bibliotekarzy znajomości wszystkich tajników wiedzy inkunabulistycznej (po kilku latach w bazie znajduje się ponad 50.000 rekordów). Formularz można wypełnić w dowolnym stopniu szczegółowości, uwzględniając jedynie podstawowe dane, lub też traktować go jako okazję do dokładnego przyjrzenia się opracowywanym drukom. Ponieważ w Gabinecie Starych Druków mamy przekonanie, że tylko posługiwanie się wiedzą kompletną, a nie wybiórczą daje efekt „wow”, zgłębiamy nasze „incoos” posługując się szkiełkiem i okiem, a smaczkami z tych eksploracji będziemy się systematycznie dzielić.
Na potrzeby MEI utworzono też dwa dodatkowe repozytoria: bazę indywidualnych i instytucjonalnych właścicieli inkunabułów, gdzie tworzy się hasła wzorcowe (Owners of Incunabula) oraz CERL’s Provenance Digital Archive (PDA), przeznaczoną dla fotografii cech indywidualnych. Te trzy połączone ze sobą linkami repozytoria, wraz z bazą-matką ISTC stanowią zespół narzędzi, umożliwiających w zasadzie kompletne opracowanie złożonego tworu, jakim jest inkunabuł, oraz jego kompleksowy ogląd. Tu właśnie umieszczamy obecnie dane o 145 inkunabułach w 119 woluminach, którymi opiekuje się Gabinet Starych Druków BUW.
Jak w praktyce wygląda taka rejestracja? Opracowując piętnastowieczną książkę, trzeba ją co najmniej dwa razy dokładnie przekartkować. Raz, w celu stwierdzenia istniejących defektów, drugi raz, aby wynotować wszelkie ingerencje czytelników. Łączenie tych dwóch czynności nie przynosi najlepszych rezultatów… Defekty, czyli braki całych kart bądź ich fragmentów, nie wynikają wyłącznie ze zniszczenia egzemplarza. Często spotykane są ubytki spowodowane celowo, dla osobnego przechowania ciekawszej lub przydatnej części druku, lub też dla wycofania treści niepożądanej, niezgodnej z poglądami czy wiarą czytelnika. Oba te procedery przynoszą ciekawe informacje badaczom recepcji najwcześniejszych tekstów. W inkunabułach zdarzają się też karty reprodukowane czy też w inny sposób uzupełnione. Takie naprawy praktykowali zwłaszcza dziewiętnastowieczni bibliofile, niekiedy własnoręcznie odtwarzając całe dziesiątki kart, dzięki umiejętności bliźniaczego naśladownictwa dawnej czcionki. Kaligraficzną sztukę posiadali dzięki szkolnej edukacji, w odróżnieniu od większości dzisiejszych miłośników kilkusetletnich ksiąg.
Oto drzeworytowa karta tytułowa łacińskich Konstytucji Królestwa Polskiego (Lipsk 1487), odtworzona w tej samej technice przez Joachima Lelewela, podbibliotekarza (sic!) na UW w latach 1818-1821. Od razu zaznaczmy, że mieszane uczucia, jakie budzi poziom artystyczny ilustracji są jak najbardziej uzasadnione i dotyczą pierwowzoru – Lelewel był tu jedynie wiernym kopistą.
Dziewiętnastowieczni uczeni potrafią nieźle namieszać w głowach późniejszym opiekunom kolekcji. Bez chemicznej analizy pisma nie jesteśmy w stanie na sto procent stwierdzić, czy gotycki dukt rękopiśmienny na karteczce wszytej między karty dzieła to drobiazg z epoki, czy intencjonalna robota profesora Joachima.
Ów znawca dawnego prawodawstwa czynił wiele starań, aby nie naruszać tkanki średniowiecznego obiektu i niektórym własnym ingerencjom nadawał piętnastowieczny sznyt. Na przykład wiernie odtworzył verso karty tytułowej Konstytucji oraz prawdopodobnie zlecił oprawę w bordowy aksamit, ze złoconymi gotycyzującymi literami (jak na dzisiejszy gust, wybór, hm, pretensjonalny).
Inna rzecz, gdy poprzedni właściciel szczególnie umiłował wizualną stronę dawnych ksiąg, wycinając z nich to, co najefektowniejsze, na przykład drzeworytowe inicjały, a następnie…
Ale o tym w następnym odcinku 🙂
Izabela Wiencek-Sielska (Gabinet Starych Druków)
Przepraszam, że się tak czepiam mniej istotnych dla wpisu szczegółów, ale ten kurczak bardzo podobny do kury… 🙂
A druga rzecz: czy można liczyć w przyszłości na blogowe pociągnięcie wątku Psałterza jako abecadła? Czy takie wydania były w jakiś sposób inne? Prostsze? Bardziej czytelne?