BuwLOG

Życie jest podróżą. I co mają do tego książki?

Patricia Schultz, 1000 places to see before you die. New York, 2003.  (BUW Wolny Dostęp: G153.4.S382003)

Rzadko czytam książki podróżnicze. Częściej czytam książki będąc w podróży. Wyjeżdżając, zawsze mam ze sobą jedną albo dwie książki, czasem trzy. Wracając, często mam ich więcej 🙂

Książka na podroż (albo do podróży) musi spełniać określone warunki. Przede wszystkim, nie może być za ciężka. I to zarówno jeśli chodzi o wagę samej książki, jak też wagę treści. Musi być na tyle wciągająca, żeby umilić mogącą się przytrafić monotonię podróży. Dlatego nie może też być zbyt krótka, bo jak podróż długa, a książka krótka, to zdarza się, że w połowie podróży książka już nie jest miłym towarzyszem, a jedynie zbędnym balastem. Osobiście bardzo lubię na podróż „grube kryminały” albo „nietłuste eseje”. Nad tym drugim rodzajem tekstu można się w podróży przyjemnie zastanowić, a po chwili refleksji wrócić do lektury. W roli nietłustego eseju świetnie sprawdza się tryptyk Herberta.

Czasem w podróży kupuję książki. Za zwyczaj w podróży powrotnej, gdy teoretycznie mniejsza jest możliwość wystąpienia nieprzewidzianych wydatków. W ten sposób, podczas jednej z podróży powrotnych, na lotnisku Cologne/Bonn nabyłam książkę Patricii Schultz 1000 places to see before you die. Było to w czasach studenckich, a książka kosztowała 10 euro. Szarpnęłam się. I to z dwóch powodów. Po pierwsze, zaciekawiło mnie, co też się wlicza do tego tysiąca miejsc, które trzeba odwiedzić, póki starcza tchu, a po drugie, wszystkie egzemplarze książki na półce w księgarni były zafoliowane. Stary trick marketingowy, nastawiony na mało asertywnych kupujących, zadziałał.

Wszystkim, którzy chcieliby zajrzeć do spisu treści, liczącego 69 stron i podzielonego na indeksy tematyczne, nie sięgając do książki, podrzucam adres. Książka zaostrzyła mój apetyt na podróże, choć dostarczyła także lekkiego rozczarowania, o którym za chwilę. Ponieważ książka Patricii Schulz liczy ponad 900 stron, łatwo się domyślić, że podróż z nią odbyłam tylko w jedną stronę. I to do miejsca, którego autorka nie odnotowuje, czyli do Warszawy. Według autorki istnieją w Polsce jedynie trzy miejsca, które trzeba odwiedzić, zanim się wyzionie ducha: 1) Royal Castle and Cathedral, Wawel Hill, Cracow, 2) Main Square and Cloth Hall, Cracow oraz 3) Żelazowa Wola ‒ The birthplace of Chopin. No cóż, dobre i to.

Książka okazała się sporym sukcesem, przetłumaczono ją na kilka języków, doczekała się także drugiego wydania oraz krewniaczek w postaci 1000 places to see in the United States and Canada before you diePerfect Islands Getaways from 1000 Places to see before you die, 1000 foods to eat before you die oraz 1000 recordings to hear before you die. Być może autorka ma też w planach coś o tysiącu książek, które trzeba przeczytać nim Miss Wykidajło wyłączy nam prąd w środku dnia. A może nie? Przecież w 2005 pojawiła się na rynku książka o podobnym tytule: 1001 books you must read before you die autorstwa Petera Boxalla. Polskie tłumaczenie opuszcza w tytule fragment o konieczności umierania (1001 książek, które musisz przeczytać, PN3326. B6165 2008). Zapewne, by nie przerazić czytelnika.

Dodatkowo w Worldcat można znaleźć sporą ilość innych książek, które podpowiedzą nam, co zrobić, by nie umrzeć z nudów. Tysiąc filmów do obejrzenia, tysiąc budowli do zobaczenia, tysiąc obrazów, tysiąc restauracji, w których możesz wydać tysiące złotych, tysiąc win do zdegustowania, i w ogóle tysiąc tysięcy.

Nietrudno znaleźć korzenie zawrotnej – myślę, że mogę użyć tego określenia – kariery liczby 1000 lub 1001. Na myśl od razu przychodzi nam piękna Szeherezada, która ratowała się od śmierci snując swoją arcydługą i arcyciekawą opowieść. A ja bym chciała zobaczyć kiedyś tysiąc wpisów na BUWlogu, które musisz przeczytać. Zanim napiszemy 1001…

🙂

Barbara Chmielewska, Oddział Gromadzenia i Uzupełniania Zbiorów
Fot. Monika Konarska, ORZE

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.