18 maja – 11 lat temu (dokładnie 4018 dni) drużyna Falvit®Everest Expedition zdobyła Mount Everest. Bez wątpienia dla wszystkich jej członków był to bardzo ekscytujący moment w życiu (szczegółowy opis wyprawy i galeria zdjęć na portalu wyprawa.onet.pl). Znacząca data w historii polskiego himalaizmu – za jednym razem najwięcej Polaków stanęło na szczycie Czomolungmy (tj. Mount Everestu). Jedna z uczestniczek wyprawy postanowiła podzielić się swoimi wrażeniami. Swoją historię zmagań z przeciwnościami losu, walkę o życie (wcześniej złamany kręgosłup [sic!], długa rehabilitacja – późniejsze śnieżyce i niska temperatura to w porównaniu z tym łatwizna?), podróż w głąb siebie i zarazem na wyżyny ziemi, postanowiła opisać w swojej książce. Jej tytuł to: Przesunąć horyzont (BUW Katalog: wyd. 2010 sygn. 1051359; wyd. 2006 sygn. 957313) i to właśnie jej chcę poświęcić te kilka akapitów. Autorka to podróżniczka o dziennikarskim zacięciu. Mowa o Martynie Wojciechowskiej [4], której mogę na wstępie oddać głos, by sama opowiedziała nieco o swojej książce – poniżej rozmowa z nią zarejestrowana podczas promocji drugiego wydania jej publikacji Gość Empiku #32 (18 września 2015 r.):
Jak twierdzi Martyna: „Trzeba dawać ludziom to, czego normalnie kamera nie pokazuje (…) taki prawdziwy świat bez lukru (…) [KM: Czyli prawdę – to można znaleźć również w książce „Przesunąć horyzont”]
Wciąż kreuję pomysły 'niemożliwe do zrealizowania’ i każdego dnia utwierdzam się w przekonaniu, że niemożliwe nie istnieje. Jeżeli w coś włożymy wystarczająco dużo energii, czasu i poświęcenia, możemy osiągnąć wszystko. Byle się w tym nie zapędzić. (…)
Za każdym razem uświadamiam sobie, że nic nie jest dane raz na zawsze. A jak idziesz pod górę, to rozglądaj się uważnie, kogo mijasz. I pamiętaj, że będziesz musiała z niej zejść. Jako młoda dziewczyna myślałam, że mogę napisać scenariusz na całe życie i go zrealizować. Ale teraz już wiem, że to się nie da. Jestem otwarta na to, co los przynosi nawet jeśli są to doświadczenia trudne.” – Sięgam po niemożliwe [w:] Viva : dwutygodnik / Wydawca EDIPRESS POLSKA; nr 7 (526) / 2017; ISSN 1426-9554, str. 32-44. (BUW sygnatura: 046689)
Mount Everest na obrazku wygląda jak najzwyklejsza góra, piękna góra … Nie dajcie się zwieść. Rokrocznie próbuje ją zdobyć wielu śmiałków, nielicznym się udaje. Wybierają różne podejścia. Wizualizacja trasy drużyny Falvit®Everest Expedition z 2006 roku -> tutaj (dla nabrania perspektywy). Jej chronologiczny przebieg i osobiste zapiski z dziennika podróży są treścią omawianej przeze mnie książki. To jest bardzo osobisty tekst, autorka dzieli się w nim swoimi przemyśleniami i emocjami. Ujawnia zarówno swoje słabości, jak i wielką miłość do wspinaczki wysokogórskiej. Sądzę, że w wyjątkowy sposób udało jej się przekazać dwie rzeczy: silny ładunek motywacyjny potrzebny m.in. do spełniania marzeń oraz swoją pasję do gór. A wszystko to podane bez „lukru”.
Mały fragment na zachętę:
„(…) Dwa miesiące w Bazie, czasem dwa i pół, i to na wyprawie zimowej – to jest osiągnięcie! Wiem, rozumiem i postaram się przetrzymać to, ale ile, do jasnej cholery, można wegetować na powierzchni 1,5 na 1,5 metra, oglądając mokre skarpetki, opakowania po aspirynie, stertę przeczytanych książek, buty, dwa naczynia do sikania?! Nie nadaję się albo muszę jeszcze trochę dojrzeć, ostudzić głowę… Chciałabym być spokojniejsza, bardziej łagodna, mniej egzaltowana. W ogóle nie lubię siebie zbytnio… Tak, też mam problem z samooceną i samoakceptacją, jak wiele innych osób na świecie. A może właśnie po to został mi dany ten czas na Evereście? O, przepraszam – nawet sama go sobie zorganizowałam!” – Przesunąć horyzont, str. 201
„18 Maja 2006 (…) Wojtek Trzcionka: Noc ataku z 17 na 18 maja to było istne szaleństwo. (…) ciągle urywał się kontakt z ekipą na górze (…). A potem trzecia w nocy! (…) Ekspedycja była w drodze, więc leżałem w śpiworze, grzejąc się przy piecyku gazowym i czekając na jakieś wieści. A tu nagle słyszę z radia „Tu Jura, tu Jura. Musimy schodzić. Ewakuacja, Martyna, schodzimy, Martyna SCHODZIMY!” (…) Wybiegłem z namiotu i przeraziłem się. Nad szczytami migotało, jakby ktoś odpalał sztuczne ognie. (…) Chyba przez pioruny radio znowu zaczęło zawodzić. To był koniec myślenia o spaniu.” – fragment książki Misja Everest[1].
Wraz z pierwszą książką Martyny ukazał się fotoreportaż Misja Everest[1], w którym prawie dzień po dniu uchwycono i skomentowano momenty z tej ważnej dla Polski wyprawy. Jeśli tak jak ja, chcesz zobaczyć więcej zapierających dech i zniewalających urokiem zdjęć Himalajów, odsyłam do tego albumu. Dla niecierpliwych: na stronie http://www.martynawojciechowska.pl/ w zakładce Korona Ziemi[2], można zobaczyć kilka ciekawszych ujęć ze wszystkich siedmiu wypraw wchodzących w skład projektu o tej samej nazwie (film z wypraw do obejrzenia na platformie Player – Link). Dla zainteresowanych – wykaz zdobytych przez Martynę szczytów w układzie chronologicznym: Kilimandżaro (5895 m n.p.m. – 26 lutego 2003), Aconcagua (6962 m n.p.m. – 11 lutego 2006), Mount Everst (8848 m n.p.m. – 18 maja 2006), Mount McKinley (6194 m n.p.m. – 11 czerwca 2007), Elbrus (5642 m n.p.m. – 29 sierpnia 2007), Masyw Vinsona (4897 m n.p.m. – 2 stycznia 2009), Piramida Carstensz/Puncak Jaya (4884 m n.p.m. – 22 stycznia 2010).
„(…) Dla kogoś z boku to jest trochę jakby przyspieszony film. Ludzie najpierw słyszą, że mam cel, żeby zdobyć Koronę Ziemi. Potem widzą pewien etap kontrolny, że stoję na szczycie jakiejś kolejnej góry, ale nawet nie pamiętają, o jaką górę chodzi, a potem ja ogłaszam: „Tadam! Zdobyłam wszystkie siedem szczytów, które były w projekcie Korona Ziemi! Działa dziewczyna!”, ale jakby wszyscy zapomnieli, że trwało to siedem lat, czyli siedem razy 365 dni, gdzie przez cały ten czas musisz „coś” robić. Trening, zdobywanie wiedzy, wielu nowych sprawności, umiejętności samoobserwacji, rozumienia swojego organizmu, budowania zespołu, budowania relacji etc. (…) Wytrzymałość fizyczną i siłę też buduje się codziennym, mozolnym, nudnym treningiem, którym czasem masz ochotę już wymiotować, ale po prostu to robisz i nie kombinujesz. (…)” – Kobiecość odzyskana [w:] Uroda Życia; / EDIPRESSE Polska; nr 4 (30) / 2017; ISSN: 2391-5218, str. 29-35. (BUW sygnatura: 050779)
Nie twierdzę, że wspinaczka wysokogórska jest dla każdego, ale każdy może o niej z przyjemnością przeczytać w domowym zaciszu. Do tego zachęcam, bo czyta się tą książkę ekspresowo, jest napisana lekkim językiem. Co wcale nie znaczy, że nie skłania do głębszej refleksji, wprost przeciwnie.
„Pierwszy łyk gorącej herbaty… To jest naprawdę wspaniałe uczucie! Chyba między innymi po to człowiek tuła się po świecie i pakuje w ekstremalne sytuacje, by przypomnieć sobie, jak wielką przyjemność potrafią dawać proste rzeczy. W każdym razie ja przypominam to sobie bardzo często. O dziwo, przestałam tęsknić za cywilizacją, za ciepłym prysznicem, za domem. Zdałam sobie sprawę, że nie tęskniłam za nikim i za niczym. Przynajmniej wtedy. Może dlatego, że dużo się działo, a mój umysł przestawił się na myślenie o Górze. To było dziwne, zupełnie jakby tamten świat nie istniał. Jakby były tylko „tu i teraz”. Pierwszy raz tak się czułam i nie do końca to rozumiałam. Ale z emocjami się przecież nie dyskutuje, nie ma sensu ogarniać ich rozumem. One po prostu są…” – Przesunąć horyzont, str. 177
Moje ostatnie spostrzeżenie będzie dotyczyło … śmieci. Już naprawdę kończę. Dlaczego tak? Umówmy się, że większość z nas wyobraża sobie i kojarzy góry z czystym powietrzem, piękną florą i fauną, rwącymi strumykami. Nieskazitelna biel wręcz kłuje w oczy, widzicie to? Prawda? No nie do końca tak jest … nie w naszych czasach. Nawet w „wysokich górach” dziś temat ten stanowi duży problem. Martyna pisze też o tym w podsumowaniu przygotowań wyprawy i kosztów wyjazdu.
„Pozostała jeszcze kwestia zadeklarowania liczby wnoszonych butli (mieliśmy ich trzydzieści pięć) i kartuszy z gazem (około setki) z założeniem, że po zejściu każda brakująca sztuka to słone kary dla wyprawy. To akurat jest ważne, bo Everest to chyba najbardziej zaśmiecona i umęczona góra na świecie i należy o nią dbać. Na koniec wpłaciliśmy jeszcze (bagatela!) cztery tysiące dolarów jako depozyt za śmieci. Jeśli nie znieślibyśmy z Bazy wszystkich odpadów – kwota ta przepadała.” – Przesunąć horyzont, str. 76
Podczas zbierania materiałów do napisania tej notatki natknęłam się na artykuł (link), opisujący akcje oczyszczania Himalajów i sprzątania śmieci. Zdjęcia wyszukane w google (link) nie zostawiają złudzeń … 🙁
Aby nie kończyć całkowicie pesymistycznie podzielę się dobrą informacją, a mianowicie: jest duża szansa, że już niedługo książka Przesunąć horyzont będzie dostępna jako audiobook [link FB]. Liczne wznowienia tejże publikacji i jej nowe formaty chyba same mówią za siebie. Przeczytaj mnie!?!
P.S. 1 Mojego ulubionego fragmentu nie przytoczyłam. Zaczyna się od słów: „Prawda jest taka …” (obiecująco?) i można go znaleźć na stronie 142 (wyd. 2010). Życzę miłej lektury.
P.S. 2 Z cyklu „czego to ludzie nie wymyślą”: zdjęcia ślubne z Bazy na Monte Everest -> link.
Karolina Minch, Oddział Wydawnictw Ciągłych 🙂
[1] Misja Everest / fot. Wojciech Trzcionka, Martyna Wojciechowska, Dariusz Załuski ; [tekst powstał na podst. inf. prasowych aut. Wojciecha Trzcionki ; oprac. Anna Wróblewska]. BUW sygn. 954716 GV199.44.E85 T78 2006
[2] Tym mianem określa się najwyższe szczyty poszczególnych kontynentów. https://pl.wikipedia.org/wiki/Korona_Ziemi
[3] Martyna Wojciechowska:”Nie żegnam się z Wami, tylko mówię do zobaczenia” – artykuł NG Polska
[4] Martyna Wojciechowska – dziennikarka (m.in. przez 10 lat redaktor naczelna magazynu National Geographic Polska[3] i NG Traveler) i prezenterka (prowadząca wielu programów m.in. Big Brother, Misja Martyna, Kobieta na krańcu świata – kolejne edycje cdn -> link FB), podróżniczka i pisarka (lista publikacji), kierowca rajdowy (automaniak), miłośniczka wspinaczki górskiej, działa w kilku akcjach charytatywnych, autorka filmu „Ludzie duchy” (Player – link), mama 9 letniej Marysi (jak sama twierdzi „najcudowniejszej dziewczynki pod słońcem!„), twarz marki Origins, posiada autorską kolekcję biżuterii Freedom dla W.KRUK [link FB].
Oprócz Korony Ziemi istnieje również Korona Warszawy (por. http://www.national-geographic.pl/aktualnosci/pierwsza-polska-zimowa-ekspedycja-korona-warszawy), ciekawe czy tę p. Wojciechowska również zdobyła… A wpis super!
Mogę MW zapytać, czy już ma tę Koronę za sobą 🙂
Może i Ja spróbuję? Będzie to kolejna okazja do wpisu.
Skoro mam myśleć globalnie, a działać lokalnie to czas na Warszawę!
Dzięki!
Świetny tekst i bardzo ciekawa promocja zbiorów 🙂
Dziękuję 🙂