BuwLOG

Co widać na załączonym obrazku? cz. 4

Walther Firle, Spannende Lektüre

B: Nie da się ukryć, że w wizualnej tkance przestrzeni, czy to miejskiej czy wiejskiej, często spotykamy obraz kobiety. Na reklamach, szyldach, plakatach, ulotkach, banerach albo opakowaniach uśmiecha się do nas (najczęściej właśnie uśmiecha) kobieta, mniej lub bardziej ubrana. Twórcy tych wizualnych komunikatów, zdaje się zakładają, że kobieta obok jakiegoś produktu zwiększy jego sprzedaż, a przynajmniej pozwoli zapamiętać jego istnienie. W kolejnym odcinku naszej rozmowy chcemy pokazać kobietę na okładce książki i zastanowić się, czy rynek wydawniczy rządzi się podobnymi prawami co reszta świata. 

A: Chciałabym móc powiedzieć, że powoli z tego, czyli z reklamowania uśmiechniętą twarzą kobiety z dołączonym atrakcyjnym ciałem niemal wszystkiego – od dachówek, samochodów dostawczych, systemów grzewczych, profesjonalnej opieki po kosmetyki i lekarstwa – wychodzimy, ale przecież nie mogę, bo to chyba jakaś podstawowa forma w kształceniu w branży reklamowej;). Ale przypuszczalnie słusznie tu stawiasz na mnemotechnikę, tzn. kobieta nie jest w takim kontekście gwarantem jakości reklamowanego produktu tylko ma zatrzymać wzrok potencjalnego konsumenta – ale to jeden mechanizm. Kolejny to nawiązanie do określonych ról społecznych kobiet – to one karmią i sprzątają (więc robią zakupy), pielęgnują w chorobie (więc bywają w aptekach), są zadbane (więc się pielęgnują rozmaitymi produktami). Jeszcze inny – to kontekst kulturowy – stąd mamy obraz kobiety, jako  łagodnej, niegroźnej, bo słabej fizycznie, bezradnej ofiary wojen i kryzysów ekonomicznych, agresji lub –  dla odmiany – istoty bliskiej naturze, wolnej i tajemniczej, rozmawiającej z kozami i jesionami.

B: Gdy AI ma na okładce nie tylko kończynę, często jest przedstawiana jako kobieta. Jest to zasadniczo spójne z ogólną koncepcją przyjętą w technologii, a konkretnie w robotyce, że inteligentne maszyny – roboty – często mają wygląd zbliżony do wyglądu kobiety. Wystarczy pomyśleć o wirtualnej asystentce Siri, która jest kobietą. Czy naprawdę trzeba stosować takie zabiegi, żeby oswoić człowieka z technologią?

A: To jest bardzo ciekawe! I cóż – inteligencja, nawet sztuczna, jest kobietą:) Mój znajomy jeżdżąc z “Hołowczycem” – jeździł ryzykownie i agresywnie, wymiana nawigacji na taką z opcją głosu kobiecego sprawiła, że zaczął jeździć spokojniej i ostrożnie, choć często z nią “dyskutuje”:) Tu mamy do czynienia chyba z przypadkiem odwołania się do wyobrażenia kobiety jako niegroźnej istoty, pozbawionej własnych ambicji, altruistycznej “z natury”, opiekuńczej i stroniącej od rywalizacji. Jej głos ma koić, upewniać, że nie ma powodu do wątpienia w bezinteresowność świadczonej usługi (szczególnie interesujące w przypadku asystentek typu Siri, które są wyrafinowanymi “szpiegami”, karmiącymi wirtualny mózg).

Okładki dodatkowo podkreślają cyfrowymi kobiecymi sylwetkami, że ta technologia jest super sexy, co w tym wypadku oznacza, że posiada ona cechy, dla których wielu powinno jej pożądać.

B: Pewna prawidłowość wyłania się też z obserwacji okładek książek, które traktują o sprawach trudnych: chorobach, kryzysach, konfliktach zbrojnych. Może i tu działa mechanizm próby ocieplenia tematu poprzez wizerunek kobiety lub dziewczynki.

A: W sensie wywołania większego efektu emocjonalnego? Empatii i współczucia? Tak, zdecydowanie tak. Horrendalne ofiary wojny, głodu i in. katastrof to kobiety, dzieci i starcy. To obrazów cierpienia tych grup używa się do podkreślenia grozy i niesprawiedliwości.

B: Z całą pewnością w dużym stopniu zaprogramowała w nas takie myślenie i działalność, to znaczy przewagę kobiet w warstwie wizualnej przestrzeni, starożytność, a konkretnie jej malarskie reprezentacje i recepcja w epokach późniejszych. Statystycznie rzecz biorąc mitologia grecka dała nam więcej postaci bogiń i heroin niż bogów i herosów. Same Muzy i Apollo to już przewaga dziewięć do jednego. A po drugie, to fakt, że z kolei w historii malarstwa większość twórców – tych znanych z imienia i nazwiska – to mężczyźni. Może ryzykownie jest twierdzić, że malowali to, co lubili i dzięki nim mamy więcej przedstawicielek płci pięknej na płótnie, ale z drugiej strony czemu tak nie twierdzić? Następnym razem, gdy będę w muzeum, policzę panie i panów na obrazach. Zaraz mi pewnie przypomnisz Boznańską i Bilińską mówiąc, że one malowały kobiety z innych powodów. Z powodów manifestacyjnych.

A:Nie. Nie dlatego. Boznańska i Bilińska nie mogły malować nagiego mężczyzny, bo w szkołach dla dziewcząt nie było zajęć z nagimi modelami! Oczywiście po opuszczeniu szkół mogłyby próbować, ale konwencja robi swoje. Trop z malarzami malującymi, to co lubią jest chyba najbardziej obiecujący. Dorzućmy do tego jeszcze, tych, co te obrazy zamawiali:), a do lokatorów Parnasu, zasadę nadawania wszelkim personifikacjom ponętnych kobiecych kształtów w pośpiechu uzupełnianych szalonymi czasami atrybutami (polecam choćby przekartkowanie dzieła Cesare’a Ripy).

B: Tu jeszcze taka grupka okładek, ilustrujących tematy polityczne. Szczególnie intryguje mnie ta z książki Dziedzictwo PRL-u. Cztery kobiety palące papierosy i siedzące na jednej ławce kojarzą mi się ze słynną “ławeczką” z serialu Ranczo. Mężczyźni siedzący pod sklepem i konsumujący alkohol to był w PRL-u widok nierzadki. Czy nie nadawał się na okładkę? Czy by kogokolwiek odstraszał, jeśli był powszechny? Zajrzałam do spisu treści, umieszczonego na stronie wydawnictwa. Nie ma w książce ani jednego rozdziału poświęconego explicite kobiecie. Co więc kierowało projektantką okładki, panią Maryną Wiśniewską? Może to właśnie, żeby był choć jeden kobiecy akcent…

A: Może projektantka okładki kompensuje zawartość książki? Zwłaszcza w myśli lewicowej trudno oddzielić emancypację kobiet od “zdobyczy” socjalizmu, więc może autor coś przeoczył lub zaniedbał?

O okładkach rozmawiały:

Barbara Chmielewska, Biblioteka Wydziału Psychologii

Agnieszka Kościelniak-Osiak, Oddział Promocji, Wystaw i Współpracy

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.