W połowie lat osiemdziesiątych kupiłam w Uniwersamie na warszawskim Grochowie półmiski ze szkła prasowanego. Wyglądały jak ręcznie formowane. Idealnie pasowały do ręki. Niestety, szybko się potłukły.
Wiele lat później zobaczyłam taki sam półmisek w gazetowej wkładce poświęconej śląskiemu dizajniowi (jej autorką była Irma Kozina). Okazało się, że w 1975 roku naczynie zaprojektował dla Fabryki Szkła Gospodarczego „Ząbkowice” w Dąbrowie Górniczej Jan Sylwester Drost i, że jest to jedno z najwybitniejszych osiągnięć polskiego wzornictwa. Natychmiast kupiłam taki półmisek na portalu aukcyjnym. To był mój pierwszy świadomie zdobyty „Asteroid”. Potem pojawiły się kolejne naczynia o identycznym bąbelkowym, kosmicznym wzorze: talerze różnej wielkości, małe półmiseczki w kształcie łzy i podłużne, miska, wazon. Przez lata powstał pokaźny zbiór bezbarwnych naczyń ząbkowickich. Jego ozdobą jest spory wazon optyczny. Mój ulubiony wzór to „Rotor” (1975). Naczynia wyglądają, jakby były wykonane na kole garncarskim. Osiągnięcie tego efektu w masowej produkcji wymagało specjalnych technologii. Ze starej serii mam tylko talerzyki. Niedawno któraś z fabryk szkła zdecydowała się na wznowienie produkcji z tych samych form. Naczynia wydają mi się gorzej wykończone od tych z Ząbkowic. Mimo to kupiłam komplet z miskami, półmiskami, których nigdy wcześniej nie widziałam na aukcjach internetowych.
Jan Sylwester Drost tworzył duet projektancki z żoną, Eryką Trzewik-Drost. Jej projekty też zbieram. Najbardziej lubię „Corę” (1978). Wzór powstał przez odciśnięcie w formie szklarskiej ażurowej dzierganej serwetki. Poza tym są w moim zbiorze motywy roślinne – na paterze i miseczkach z serii „Poziomki” – i inne: „Igloo”, „Sahara”, „Amonit”. Nie mam niestety „Jeża morskiego”, ale zastępują go „Muszelka” i „Małż” Ludwika Fiedorowicza, który pracował w tym samym zespole i do dziś przyjaźni się z małżeństwem Drostów.
Tak wygląda w tej chwili moja kolekcja. Uzupełniają ją książki, katalogi wystaw. Zaglądam chętnie do sklepów ze starzyzną, na targowiska. A nuż coś dokupię… Musi być spełniony jeden warunek – szkło nie może być barwione. Bardzo się ucieszyłam, kiedy przeczytałam wypowiedź Eryki Trzewik–Drost: „Najlepsze jest jednak szkło bezbarwne. To jest szkło, prawdziwe szkło!„. (Eryka i Jan Drostowie. Gdynia, 2021, s. 76, klasyfikacja WD: NK5198.T79 A4 2021)
Ząbkowickie naczynia wyjmuję na większe okazje. Wtedy nawet zmywanie jest przyjemnością. Na co dzień cieszę wzrok wazonami. W „Asteroidzie” trzymam natkę pietruszki. Obok stoją z koperkiem prążkowane wazony krakowskiej spółdzielni „Prądniczanka”, które idealnie pasują fakturą do „Rotora”. Może kiedyś znajdę nazwisko ich projektanta, a może pozostaną anonimowe, jak tyle innych funkcjonalnych i pięknych przedmiotów.
Alina Cywińska, Oddział Usług Informacyjnych i Szkoleń