Po pierwszym, jesiennym odcinku cyklu – przepytywania BUWowskich rowerzystów ciąg dalszy. Tym razem „zasadziłem się” na tych, którzy dojeżdżają do pracy, ale też mają za sobą, albo w planach/marzeniach dłuższe wyprawy cyklistyczne.
Basia z Oddziału Gromadzenia dojeżdża do pracy tylko okazjonalnie, wtedy przeważnie korzysta z Veturilo. Może się poszczycić kilkoma wyprawami, z których najdłuższa liczyła około 80 km po Puszczy Białowieskiej. Miło wspomina również wyprawę wzdłuż Biebrzy, gdzie poruszała się szlakiem gniazd bocianich, a część drogi prowadziła przez malowniczo-niepokojące kładki na bagnach. Na dłuższe przejażdżki wybiera się ze znajomymi, ale zdarza jej się spontanicznie pozwiedzać Warszawę jednośladem w samotności. Na rowerze jeździ od kilku lat, a impulsem do tego był prezent w postaci pojazdu, który został ochrzczony Obieżyświatem. Rower wg Basi zmienia perspektywę na tę spokojniejszą, wolniejszą.
Ania z Oddziału Usług Informacyjnych i Szkoleń również korzysta z rowerów miejskich, ale też z własnego, najczęściej w celu dotarcia do pracy. Ze swojego pierwszego roweru pamięta przede wszystkim piszczące hamulce. Najdłuższa wyprawa to 80 km po Puszczy Kampinoskiej. A najfajniejsza (jakkolwiek by to nie brzmiało), to spontaniczna przejażdżka na rowerach w Lund (gdzie była na Erasmusie), której atrakcją były hasające po łące zające. Na rowerze jeździ przeważnie sama, natomiast na dalszych trasach docenia dobre towarzystwo. Stara się jeździć w kasku, ale nie zawsze ma go przy sobie, szczególnie kiedy korzysta z Veturilo. Kierunek wymarzonej wyprawy to Bornholm.
Ada z Oddziału Administracyjnego wciąż czeka na swoją wyprawę życia, najchętniej w ciepłe i słoneczne miejsce, może na jakąś tropikalną wyspę. Na razie „trenuje” dojeżdżając codziennie do pracy po około 9 km i tak już od 8 lat, ale tylko w sezonie. Poza nim wybiera jednak cieplejszą i suchą komunikację miejską.
Dla Pani Magdy z Gabinetu Zbiorów Muzycznych codzienne dojazdy do pracy to przede wszystkim kontakt z nadwiślańską przyrodą. Podobnie jak Basia uważa, że rower zmienia punkt widzenia, jest chwilą wytchnienia od codziennych obowiązków. Rezygnuje z roweru tylko podczas mrozów i śniegów. A jeździ na już bez mała 20-letnim rowerze, który dzięki w miarę regularnemu serwisowaniu nadal spełnia dzielnie swoją funkcję. Pani Magda za sobą ma wyprawy po Kaszubach, na których wraz z rodziną i przyjaciółmi pokonywała po 50-70 km dziennie. A w sferze planów, nazywanych też marzeniami, pozostaje Puszcza Kampinoska oraz norweskie szlaki rowerowe.
Marcin z Oddziału Udostępniania jeździ na rowerze już dobre 30 lat. Oprócz codziennych dojazdów do pracy może pochwalić się dwutygodniową ponad 700-kilometrową wyprawą obejmującą na przemian jazdę rowerem i chodzenie po górach. Bo to góry, a konkretnie Tatry są najczęściej celem rowerowych wypadów. Marcin może się pochwalić najdłuższym dystansem przejechanym w jeden dzień wśród moich rozmówców – robiące wrażenie 200 km. Najczęściej jeździ sam i w kasku, do czego przekonał go wypadek, kiedy kasku akurat nie miał. Spytany o wymarzoną wyprawę, w pierwszej chwili wymienia wspomniane już Tatry, lecz po chwili dodaje do nich jeszcze trasę wzdłuż polskiego wybrzeża oraz tzw. wschodni szlak rowerowy, ciągnący się wzdłuż granicy z Obwodem Kaliningradzkim, Litwą, Białorusią i Ukrainą.
Poruszanie się rowerem to nie tylko blaski, wspaniałe wyprawy i wycieczki, ale też cienie, szczególnie dotkliwe podczas codziennych dojazdów do pracy. Moi rozmówcy najczęściej wymieniają wciąż niedoskonałą i zbyt małą infrastrukturę rowerową, problemy z pieszymi i ich pupilami radośnie hasającymi po ścieżkach, zwracają też uwagę na bardzo różną (najczęściej niską) kulturę jazdy samych rowerzystów (brak oświetlenia, sygnalizacji skrętu, niebezpieczną jazdę).
A Wy, drodzy Czytelnicy, macie za sobą jakieś ciekawe wyprawy rowerowe? A może marzycie o takiej przygodzie?
Grzegorz Kłębek, Oddział Rozwoju Zasobów Elektronicznych
Czy będzie trzecia odsłona, bo jeszcze paru osób mi brakuje 😉
Kontynuacja nastąpi, ale pewnie za jakiś czas.