Wąskie uliczki, ciasne przestrzenie, grobowa cisza i światło jak z dobrego filmu grozy. Właśnie taki widok zobaczyłam, kiedy pierwszy raz udałam się do magazynów biblioteki Wydziału Filozofii i Socjologii UW. Wrażenie to było szczególnie mocne w Pałacu Staszica, siedzibie Polskiej Akademii Nauk, gdzie jest kilka magazynów i z jednego do drugiego trzeba przejść kilkoma ciemnymi korytarzami (i w każdym korytarzu wcisnąć włącznik światła). Same magazyny znajdują się w dwóch lokalizacjach: pod Wydziałem Filozofii i cztery magazyny pod Pałacem Staszica. Aby się dostać z jednej lokalizacji do drugiej, wystarczy przejść 3-5 minut spacerkiem obok studentów biegnących na uczelnią, spieszących do pracy wykładowców oraz mnóstwa turystów, robiących sobie zdjęcie pod pomnikiem Mikołaja Kopernika. Myślę, że na niejednym zdjęciu i ja się pojawiłam w roli osoby drugoplanowej. Przy wejściu do magazynów w Pałacu Staszica, Pani lub Pan na recepcji wręcza mi klucz. Moim zdaniem, wraz z kluczem, powinna być wręczana mapa, aby się nie zgubić w tych krętych drogach. Przynajmniej na początek. Jedyny plus jest taki, że żyjemy w erze telefonów komórkowych, także w razie czego jest możliwość zadzwonienia do kogoś po pomoc. Zasięg tam jest 😊.
Po kilku dniach w magazynach można się przyzwyczaić i wtedy już nie odczuwa się tego dyskomfortu, który na początku występuje. Pomaga w tym słuchanie muzyki albo audiobooków, ale nie polecam słuchania kryminałów. Raczej powieści obyczajowych 😊. Wędrując po korytarzach magazynów można uczyć się rozstawienia książek wraz z ich sygnaturami, które są oznaczone na regałach, co jest szczególne ważne przy szukaniu danej książki. Czas leci szybko zwłaszcza, gdy na ten dzień jest zaplanowana realizacja zamówień. Bardzo to lubię. Tego dnia trzeba zebrać książki z magazynów i zanieść je do wypożyczalni na pierwszym piętrze. Spacery do Pałacu Staszica i z powrotem to spora ilość kroków dziennie.
Mówiłam o plusach, a więc teraz trochę minusów. Nie ma ich dużo. Myślę, że największym minusem jest kurz, ale czego innego można się spodziewać po tak dużej ilości książek. Każdy z pracowników stara się w swoim własnym zakresie sprzątać pył zalegający na półkach. A drugi minus to fakt, że jest zimno. Na zimę trzeba wyciągnąć z szafy ciepły polar.
Atmosfera w całej bibliotece jest bardzo fajna. Każdy jest otwarty i miły dla nowego pracownika. Pracują tu ludzie pomocni i mimo, że każdy ma swoje obowiązki, inni zawsze znajdą czas, by ci coś wytłumaczyć, ewentualnie odpowiedzieć na pytanie czy nawet pójść z tobą do magazynu i pokazać, gdy nie będziesz mógł czegoś znaleźć . Na rozmowie o pracę usłyszałam, że jest to ciężka praca. Jednak choć pracuję tu już ponad miesiąc nie zauważyłam, aby to był taki rodzaj pracy, gdzie po przepracowaniu tych ośmiu godzin nie ma się później siły nawet na proste obowiązki domowe czy na chwilę dla siebie. Faktycznie, może nie siedzi się cały czas przy biurku i pracuje się w pozycji stojącej przy odkurzaniu magazynów, ale i tak to pracownik sam planuje sobie dzień oraz ile czasu poświęci na daną czynność. Ważne, aby wszystko było zrobione. Odczuwa się swobodę pracy, co jest bardzo ważne. Gdy masz ochotę usiąść, to siadasz – przy okazji łącząc przyjemne z pożytecznym, bo siedząc można oklejać książki czy też pisać wpis na bloga 😊. Nie denerwujesz się przy tym, że ktoś stoi ci nad głową i nie możesz w spokoju zjeść. A wiemy, jak ważne jest, by nie być głodnym w pracy.
Piszę ten tekst pod koniec października i muszę przyznać, że zupełnie nie wiem, kiedy minął pierwszy miesiąc mojej pracy.
Tekst i zdjęcia: Patrycja, nowicjuszka w Bibliotece Wydziału Filozofii UW