1997
Zaczynam studia w Instytucie Anglistyki UW. Mnóstwo pracy, mnóstwo czytania. Internet nie jest jeszcze tak ogólnie dostępny i łatwy w obsłudze jak dziś. Większość materiałów do nauki zapewnia nam biblioteka instytutowa (znajdująca się na szczęście w tym samym budynku). Niektóre, bardziej deficytowe, masowo kserujemy (na szczęście już bardzo powszechne, w przeciwieństwie do skanerów i aparatów cyfrowych) – co można zrobić innego, gdy na roku 80 osób (studia dzienne, plus drugie tyle na wieczorowych). Część lektur udaje się kupić w tanich seriach Penguina i Pelicana. Jakoś sobie radzę. |
1999
Trzeci rok studiów. Na internetowym rynku dostawców niepodzielnie panuje Telekomunikacja Polska, jest drogo, a poza tym trzeba mieć mocny komputer i modem do połączenia się z siecią. Czasami korzystam z poczty elektronicznej na UW, ale wgapianie się w czarny ekran z zielonymi literkami nie jest zbyt atrakcyjne, a do komputerów z przeglądarką www na ogół kolejka. Wymyślam sobie temat pracy semestralnej, który zmusza mnie do zawędrowania po raz pierwszy do biblioteki innej niż instytutowa. Piszę ją na stareńkim laptopie Compaq LTE Elite z procesorem 486 i Wordem 6.0 – backup na dyskietce 1,44 MB. W poszukiwaniu materiałów do pracy odwiedzam najpierw Bibliotekę Narodową (do czytelni BN przemycam w kieszeni słone paluszki, żeby jakoś przetrwać dłużący się czas nad poszukiwaniem cytatów w kolejnych publikacjach). Później, nieusatysfakcjonowana rezultatami poszukiwań w BN, wybieram się do Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie. Wtedy nie mam jeszcze zielonego pojęcia, że jestem jedną z ostatnich osób korzystających z oferty BUW w starym gmachu na Krakowskim Przedmieściu. Spędzam 3 godziny przy katalogu kartkowym, czarnymi od „patyny czasu” palcami wypisuję papierowe rewersy na kilka bardzo potrzebnych mi tytułów, po czym po 2 godzinach dowiaduję się, że żaden nie jest dostępny. Wychodzę rozczarowana. Niecały rok później kupuję sobie pierwszy telefon komórkowy – sieć Era, aparat Philips Ozeo. Internet w telefonie? Wolne żarty, to jeszcze nie teraz. |
2001
Czwarty rok studiów. Dochodzę do wniosku, że pora podjąć pracę i zejść z kieszeni rodziców – trochę ich odciążam wprawdzie tym, że dostaję stypendium, ale zajęć na studiach jest już mniej, główny nacisk jest teraz na seminarium magisterskie, więc może jednak dość tego obijania się… Nowa jest mniej „spatynowana” – kusi nowoczesnością. I zostaję przyjęta. Zaczynam pracę 4 września. Trafiam w sam środek lekkiego chaosu, projekt właśnie jest dopracowywany, trwa wdrażanie systemu komputerowego, przenoszenie danych, szkolenie pracowników. To, co robimy, jest niezwykle sensowne, choć na początku nie w pełni dla mnie zrozumiałe – po kilku latach jednak utwierdzę się w przekonaniu, że robimy dobrą, właściwą, przydatną robotę. Oszczędzamy bibliotekom czasu i wysiłku – każda publikacja w zbiorach jest opisywana tylko raz, a inne biblioteki, które ją mają, korzystają z gotowego opisu. Dbamy o to, żeby można było te publikacje wyszukiwać szybko, łatwo i jednoznacznie – aby nazwisko autora zawsze było zapisywane w ten sam sposób i można było do niego dotrzeć przez wszystkie jego warianty, aby można było wyszukać publikacje na dowolny interesujący użytkownika temat, aby po znalezieniu potrzebnej publikacji można było błyskawicznie sprawdzić, w której bibliotece jest dostępna i na jakich warunkach. |
2002
W następnym roku projekt startuje oficjalnie i od 5 lipca 2002 roku pracuję w Centrum NUKAT Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie – dziale obsługującym budowę i utrzymanie centralnego katalogu zbiorów polskich bibliotek naukowych. W pracy mam dostęp do porządnego, nowego komputera, mogę poszerzać wiedzę dzięki szybkiemu łączu z Internetem. Prywatnie też poprawia mi się sytuacja „techniczna” – dobry pecet, dostęp do Internetu przez Neostradę (tak, tak, nadal TP SA, potem Orange). Kończę studia, bronię pracę magisterską. Co dwa lata przedłużam umowę na abonament w sieci komórkowej, obserwując z oczarowaniem kolejne etapy rozwoju aparatów komórkowych – klapki, dzwonki polifoniczne, kolorowe wyświetlacze, mmsy. W 2010 roku trafia w moje ręce pierwszy aparat z ekranem dotykowym (Motorola Defy) i pełnowymiarowym Internetem. Równolegle szał technologiczny – dyskietki wypierane przez płyty CD i DVD, a potem napędy USB, coraz lepsze, tańsze i łatwiej dostępne laptopy, boom na komórki, tablety, phablety… Telekomunikacja Polska zostaje zdetronizowana na rynku dostawców Internetu, do gry wchodzą operatorzy tacy jak dostawcy telewizji kablowej czy sieci komórkowych… Nasz projekt, katalog NUKAT, rośnie i ma się coraz lepiej – do współpracy przyłączają się kolejne biblioteki, baza danych powiększa się, coraz więcej osób korzysta z zawartych w niej informacji. |
2019
4 września 2019 roku mija 18 lat, od kiedy pracuję w Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie, cały czas w tym samym dziale – Centrum NUKAT. W ciągu ostatnich 20 lat – połowy mojego życia – byłam świadkiem olbrzymiego skoku technologicznego, który, jak każda rzecz na tym świecie, miał i ma swoje wady i zalety. W 1999 roku, gdy startował nowy BUW, nikomu się nie śniło jeszcze, że będzie można wkrótce przyjść do biblioteki z komputerem wielkości zeszytu, a nawet mniejszym (smartfon!), bezprzewodowo połączyć się za darmo z Internetem (wifi w BUW) i przeczytać w swoim prywatnym komputerze czy telefonie książkę. Dziś nikt się nie zastanawia nad tym, co stało się codziennością. Technologicznie cały czas wędrujemy coraz dalej – chociaż czasami zdarza nam się lekko zabrnąć w ślepy zaułek, bez większego trudu potrafimy się wycofać i kontynuować rozwój. Jednym zagrożeniem dla technologii, które dostrzegam i którego jestem absolutnie pewna, jest katastrofa ekologiczna – wprawdzie zaczęliśmy zwracać już na to uwagę (recykling, energia odnawialna, itp.), ale do równowagi jeszcze daleko. Pracuję na rzecz projektu, który też ma wady i zalety, jak sama technologia, przede wszystkim jednak nie można mu odmówić sensowności. Z żalem obserwuję przez cały ten czas, a zwłaszcza od kilku lat dwa zjawiska: niechęć/brak zainteresowania wielu bibliotek współpracą w ramach tego projektu oraz coraz bardziej agresywne próby zbudowania katalogu NUKAT od nowa (i nazwania go inaczej), gdy wystarczyłoby tak naprawdę ten projekt odpowiednio zrozumieć, wspierać i rozwijać – w tym ostatnim przypadku mam na myśli działania Biblioteki Narodowej. Czarne chmury zawiści i niezrozumienia są o wiele trudniejsze do rozproszenia niż czarne chmury z kwaśnymi deszczami. Przyznaję, że nie widzę, dokąd zmierzamy, gdy chodzi o ten aspekt naszego działania. 18 lat to mnóstwo czasu. Dorosłam razem z katalogiem NUKAT, jakoś staram się trzymać w coraz bardziej wartkim nurcie technologii, ale chyba dręczy mnie kryzys wieku średniego, bo coraz częściej marzę o tym, żeby kolejne 18 lat spędzić jednak w nieco większym oddaleniu od technologii i od ludzi. Może i u mnie pora na „przeprowadzkę”… L
Agnieszka Kasprzyk, Centrum NUKAT
|