4 dni, 17 referatów, 9 wystaw, X złapanych w biegu kaw, ∞ kilometrów przemaszerowanych po paryskim bruku – tak można streścić maraton, który w dniach 16-19 listopada pokonałyśmy nad Sekwaną. Okazją do jego podjęcia była konferencja La lettre de l’estampe. Les formes de l’écrit et ses fonctions dans l’image imprimée en Europe au XVIe siècle. Sesję zorganizowało Centre André Chastel przy współpracy z uniwersytetem w Rennes. Obrady odbywały się w budynku Centrum, vis-à-vis dawnej, zabytkowej, od kilku lat remontowanej siedziby francuskiej Biblioteki Narodowej.
Sama konferencja skupiona była na obecności słowa pisanego w XVI-wiecznej grafice europejskiej. Ten prawdziwy tygiel językowy – którego uczestnicy płynnie przechodzili pomiędzy francuskim, angielskim, włoskim, niemieckim a holenderskim, rozumiejąc się przy tym doskonale, przeciwnie do przysłowiowej wieży Babel – był jedną z pierwszych prób ujęcia tego zjawiska.
Litery towarzyszące wizerunkom graficznym – sygnatury artystów, adresy wydawnicze, podpisy, opisy i objaśnienia, rebusy i słowne łamigłówki – tak istotne dla ich prawidłowego zrozumienia, są niejednokrotnie traktowane marginalnie.
Tymczasem badacze z Niderlandów, Włoch, Francji i Niemiec, a zatem z wszystkich ośrodków graficznych, które liczyły się w Europie XVI wieku, pochylili się nad alfabetem rycin, rozczytując go w różnych kontekstach. Wspólnie szukali odpowiedzi na nurtujące pytanie o wzajemny wpływ tekstu i obrazu na rycinie, co niestety okazało się tak trudne, jak rozwiązanie odwiecznej zagadki: co było pierwsze, jajko czy kura? Nie zmienia to jednak faktu, że organizatorzy konferencji niewątpliwie wytyczyli nowy obszar badawczy, przeczuwany, a jednak niedostatecznie zgłębiony, który pozwoli lepiej zrozumieć tę skomplikowaną materią jaką jest sztuka graficzna. Niezwykle zadowolone z obrad i nimi wzbogacone, czekamy na więcej!
A po konferencji?
Dzięki otwarciu dwóch największych muzeów – Luwru i d’Orsay do późnych godzin wieczornych mogłyśmy zapoznać się tête-à-tête z pracami artystów, których dorobek reprezentowany jest w naszym macierzystym Gabinecie.
W Luwrze przywitał nas hrabia Carl Gustaf Tessin, szwedzki ambasador w Paryżu (w latach 1739-1742), który poświęcił swój majątek i karierę dyplomatyczną na rzecz utworzenia znamienitej kolekcji sztuki francuskiej. Niezapomnianym doznaniem była możliwość kontemplowania rysunków, według których opracowano płyty graficzne słynnych kompozycji „Kuszenie świętego Antoniego” Jacquesa Callota oraz „Judyty i Holofernesa” Cornelisa Galle z własnoręcznymi poprawkami Petera Paula Rubensa („Judyta” była bohaterką jednego z wpisów na BUWlogu). Nad obiema rycinami, których odbitki posiada w swoim zbiorze Gabinet Rycin, spędziłyśmy niemało czasu przygotowując noty na gdańską wystawę „Grzech”.
Muzeum d’Orsay umożliwiło nam zachwycenie się początkami impresjonizmu u przedwcześnie zmarłego Frédérica Bazille’a (1841-1870). Dałyśmy się także olśnić splendorowi Drugiego Cesarstwa i sztuce lansowanej przez dwór Napoleona III. W czasie naszego pobytu nad Sekwaną dotarłyśmy do porywających bogactwem zbiorów prywatnych kolekcji zgromadzonych w urokliwych pałacykach – muzea Nissim de Camondo oraz Jacquemart-André. Do zajrzenia do drugiego z nich dodatkową zachętą była niewielka, ale godna uwagi ekspozycja „Rembrandt intime”, prezentująca rysunkowe, graficzne i malarskie wizerunki osób z najbliższego otoczenia holenderskiego mistrza.
Dołączyłyśmy również do oprowadzania po obszernej wystawie rysunków francuskich akademików XVIII-XIX wieku w Fondation Custodia. Zaś w Musée du Luxembourg urzekły nas prace Henri’ego Fantin-Latoura, a zwłaszcza kwiatowe martwe natury. Niewiarygodnym realizmem odznaczało się malarskie przedstawienie kwitnących nasturcji, w sztucznym oświetleniu sali wystawowej delikatne listki niemal drgały, sprawiając wrażenie wychodzących poza płaszczyznę płótna. A to tylko niektóre z odwiedzonych przez nas wystaw.
W naszej pamięci zostanie także sprzedawca naleśników na wynos, który umilał nam oczekiwanie na zamówienie swoją polszczyzną. Jak sam zapewniał, jego znajomość języka polskiego obejmuje aż cztery słowa: „tak” oraz „sól i pieprz”, czwartego, mimo ewidentnego wysiłku, nie mógł sobie przypomnieć:)
Urszula Dragońska, Iza Przepałkowska, Gabinetu Rycin
Fot. Urszula Dragońska