BuwLOG

Wigilia w Alei Świerkowej

Uśpione miasteczko oddychało płatkami śniegu. Byli jednak tacy, którzy spać nie zamierzali. Skulona na gałązkach świerkowych czwórka przyjaciół nie spała już od co najmniej godziny. Latarnie parkowe, jak co roku o tej porze, ulegały wypaleniu zawodowemu i stały sobie teraz takie wypalone i niezapalone w cieniu dostojnych drzew. A mrok wcale nie zamierzał odpuszczać. Mieszkańcy Alei Świerkowej obawiali się nawet, że skulony z zimna dzień zapomniał o nich lub co gorsza postanowił zrobić sobie wolne i wyjechał na długie wakacje do jednego z egzotycznych krajów. Wokół panowała lodowata cisza przerywana od czasu do czasu podmuchem grudniowego wiatru. Pierwszy odezwał się Płomyk:

– No, bez jaj! Gdzie to słońce?! – nastroszony wróbelek z ogonkiem w kolorze płomieni westchnął z irytacją i wypuścił z dzioba obłok przemarzniętej pary.

– W Wigilię to należy wypatrywać raczej gwiazdki, a nie słońca, nieprawdaż? – nie bez racji stwierdziła sikorka dumna ze swej błękitnej czuprynki.

– Moja mądra Modra – powiedziawszy to, alergik gil o imieniu Glut objął skrzydłem ukochaną Bogatkę.

– Otóż to. Pamiętacie jak w zeszłym roku pani Krysia dokładnie w tym miejscu opowiadała dzieciom o tradycjach wigilijnych? Ludzie są doprawdy dziwni. Najpierw wypatrują na niebie pierwszej gwiazdy i dopiero jak ją znajdą, uznają, że mogą zasiąść do wieczerzy. Co za strata czasu. Dla mnie sygnałem do jedzenia jest pusty i naburmuszony brzuch. I żadna gwiazdka nawet najbardziej betlejemska nie musi mi tego zwiastować. – żachnął się gołąb Koneser, który o jedzeniu mógł rozprawiać bez najmniejszej przerwy na sen.

A na kuchniach świata znał się jak nikt. Tajemną wiedzę przekazał mu jego dziadek, który był rasowym gołębiem pocztowym, a to oznaczało, że zwiedził cały świat, i że stołował się w najlepszych restauracjach. Koneser, siłą rzeczy był jak wielka (dosłownie wielka, bo wyrósł na osiłka) i otwarta księga dań, w której rzecz jasna, nie było nic na temat gołąbków, gołąbków pieczonych i rosołu na gołąbkach.

– Słuchaj Koneser, a co ludzie jadają w tę ich Wigilię? – zapytał bardzo już głodny Płomyk.

– Brr… Dobrze, że nie żyjemy w takiej Francji, bo tam na przykład w dzień świąteczny, a trzeba wam wiedzieć, że u nich nie ma, jako takiej Wigilii, jada się wyłącznie drób… A gołębie, o zgrozo, do drobiu się zaliczają! Barbarzyński naród! W Polsce na szczęście jada się ryby. Nie to, żebym coś miał do ryb, ale sami rozumiecie…

– A ja to mam stracha każdego roku, że zabiorą nam dom – zaglutany Glut włączył się do rozmowy i głośno siorbnął nosem.

– Co masz na myśli mój smarkatku? – Modra z czułością przechyliła łebek w jego stronę.

– Aleja Świerkowa jest naszą ostoją i schronieniem, prawda?… Boję się o nasze świerki. Bo ludzie z upodobaniem wycinają i ustawiają w swoich domach choinki, jodły i właśnie świerki… Co będzie, jak dla własnej egoistycznej przyjemności wytną naszą Aleję? Gdzie się wtedy podziejemy i co się stanie z naszymi gniazdami? Nie mogliby wrócić do zwyczaju ustawiania w domach snopków żyta? Większy byłby z tego pożytek, bo przecież one miały moc! Zapewniały im obfite plony. I komu to przeszkadzało? – Glut speszony własną śmiałością zakończył wywód.

– A na przykład pani Krysia mówiła, że dawno temu bożonarodzeniowe drzewka iglaste strojone były w orzechy, cukierki, a nawet w pierniczki i jabłuszka. Rarytasy. Takie jadłodajnie to ja rozumiem… Szkoda tylko, że ludziska nie trzymają się dawnych tradycji. – rozmarzony gołąb pogłaskał się po pękatym brzuszku.

– I pewnie chciałbyś, żeby te choinki stanęły w naszym parku, co nie Koneser? – Płomyk zaćwierkał i dla rozgrzewki zaczął skakać z gałązki na gałązkę.

– Słyszałam, że orzechy miały dar sprowadzania miłości, a jabłka na choince chroniły przed chorobami i także pomagały w sprawach sercowych. My Glutku, poradziliśmy sobie i bez orzechów i bez jabłek. – zachichotała Modra.

Śnieg zużył w końcu całe swoje zapasy i przestał padać, a mrok ustąpił miejsca zaspanemu wigilijnemu świtowi.

– No dobra kochani! Żołądek wysyła mi jasne sygnały, że czas na znalezienie sobie śniadania. – Koneser przeciągnął się leniwie i był gotowy do drogi. – Pamiętajcie! Bez sztuki przetrwania jesteście jak rozlana bania! A rozlane banie silniejszy zjada na śniadanie! W drogę!

Pozostała trójka ruszyła za nim. Dzień zapowiadał się pysznie, bo wiatr przegonił ciemne chmury i wreszcie wyjrzało słońce, którego tak oczekiwał Płomyk. Miasteczko budziło się do życia. I nagle zrobiło się gwarno i rojno. Ludzie biegali tam i z powrotem. Wszędzie było ich pełno. Załatwiali jakieś sprawy, a jak już je załatwili, to wymyślali kolejne. Gorączka przedświąteczna. Oby w tym pośpiechu nie zapomnieli o magii świąt…

Wrona rozdarła się wniebogłosy akurat wtedy, gdy Koneser, Płomyk, Glut i Modra gościli u kaczek na ulicy Jeziornej.

– Kra, kra, wycinka, kra, kra wycinkra, wycinkra!!!

Wszyscy spojrzeli na Genowefę od złych wieści i zamarli z przerażenia.

– Kra, kra, wycinka, kra, kra wycinkra, wycinkra!!! Nie słyszycie głupie ptaszyska? Ruszcie kupry! W Alei Świerkowej pojawili się ludzie z piłami i siekierami!

– Nie chciałem mieć racji – jęknął Glut.

Ptaki błyskawicznie zerwały się do lotu. Skrzydła pracowały na turbo obrotach. A małe ptasie serduszka waliły ze strachu jak oszalałe. Co się z nimi stanie? Kiedy cała czwórka dotarła na miejsce inne ptaki już tam były… Park miejski znajdował się w samym centrum miasta. Aleja, w której mieszkali mali pierzaści przyjaciele porośnięta była z obu stron monstrualnymi świerkami. To one prowadziły do jądra parku, w którym stał król miasta. Dąb o imieniu Mieszko. Całe ptactwo zleciało się do Mieszka, aby zobaczyć apokalipsę, którą próbowała wykrakać wróżbitka Genowefa. Trudno było przegonić strach. Zewsząd było słychać spanikowane trajkotania.

– Czy ktoś widzi siekiery?!… Skąd tu tyle ludzi?!… Czego oni chcą?!… Co robić?… Co robić?… Co jest napisane na tej tablicy?… Gdzie jest Uszatka?…

A ludzie nic sobie nie robili z tego ptasiego biadolenia i nie ustawali w pracy. Było słychać rozmowy, stukot młotków, śmiechy i nawet świąteczną muzykę. Gwoździe, które komuś wypadły narobiły sporego hałasu. Ktoś przeklął siarczyście, bo przepiłował deskę nie w tym miejscu, w którym powinien. Wrzało jak w ulu… I na to wszystko nadleciała ona. Sowa Uszatka, która jak na sowę przystało umiała rozwikłać każdą zagadkę, słynęła z rad nad radami i choć wróżyć nie umiała, to przede wszystkim umiała czytać. Ptaki rozstąpiły się na jej widok i zrobiły jej miejsce na najgrubszym konarze, a ona wylądowała majestatycznie, rozejrzała się dookoła, rozeznała w sytuacji i ogłosiła uroczyście:

– Drodzy, uspokójcie się! Bez obaw! Na tablicy napisane jest:

ZAPRASZAMY NA WARSZTATY BUDOWANIA KARMNIKÓW DLA PTAKÓW. PAMIĘTAJ! DBAJĄC O NATURĘ, DBASZ O SIEBIE, BO JESTEŚ JEJ CZĘŚCIĄ.

Ciężko opisać radość, która zapanowała wśród setek pierzastych zgromadzonych wokół dębu. Ptasi wrzask, świergot, trele, ćwierkania rozniosły się po całej okolicy. A ludzie odrywali się od pracy, spoglądali w stronę Mieszka i z zachwytem chłonęli ptasi koncert.

A co było potem? A potem, kiedy już karmniki były gotowe i rozstawione w różnych zakątkach parkowych, przyjechały dzieci z ptasimi smakołykami. Karmniki wypełniły się po brzegi wigilijnymi darami. A na świerkach, zamiast bombek zawisła specjalnie przygotowana karma dla ptaków. Park stał się jedną wielką stołówką lub jak kto woli biesiadnym stołem. Takie świąteczne cuda się zdarzają. Nie wierzycie? To uwierzcie. Nie trzeba nosić stroju Świętego Mikołaja, aby zostać Świętym Mikołajem. Wystarczy pewność, że jeszcze da się coś dobrego zrobić…

Było jeszcze drugie potem. Nagle na całą Aleję Świerkową spłynął blask parkowych latarń, a może i blask światełka, które rozbłysło na granatowym niebie… Koneser zagruchał

– Pierwsza Gwiazdka, siadajmy do stołu moi drodzy. Uczty czas zacząć.

– No, proszę, proszę… Koneser o gołębim sercu. Wychodzi na to, że magia Pierwszej Gwiazdki nie ominęła i jego. – zachichotał Płomyk.

Dorota Bocian (Boci@n) – Oddział Opracowania Zbiorów.

Serdeczne życzenia spokojnych i radosnych świąt Bożego Narodzenia oraz szczęśliwego Nowego Roku składa redakcja BuwLOGa.

4 comments for “Wigilia w Alei Świerkowej

  1. sygnaturka
    23 grudnia 2023 at 09:44

    Przecudowne jak zawsze! Czekam na więcej! <3

    • Boci@n
      7 stycznia 2024 at 17:49

      A mnie rozpiera radość, gdy czytam taki przecudny komentarz 🙂 Dziękuję i życzę samego dobrego w Nowym Roku <3 Boci@n

  2. Urszula
    23 grudnia 2023 at 13:39

    Wspaniała opowieść. Barwna, ciepła i świąteczna. Uwielbiam teksty Doroty Bocian. Zawsze pełne ważnego przekazu a podane w lekkim i ciepłym tonie.

    • Boci@n
      7 stycznia 2024 at 17:52

      Dziękuję za wsparcie Urszulko <3 To dla mnie arcyważne i bezcenne 🙂 Boci@n

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.