Bywają ludzie, którzy uwielbiają spędzać życie stacjonarnie, dom, praca przy biurku, a urlop najlepiej nieruchomo na plaży.
Bywają też tacy, których niespokojny duch niesie w świat już od lat najmłodszych przy każdej nadarzającej się okazji.
A są i tacy, którzy spędziwszy pół życia przy biurku i podróżując co nieco tu i tam, w którymś momencie zaczynają odczuwać tęsknotę za Wielką Wyprawą.
Kaukokaipuu – mówią Finowie, wielka tęsknota za miejscami, w których się nigdy nie było.
Oczywiście, można tam polecieć samolotem, pojechać samochodem czy pociągiem, popłynąć łodzią, a w niektórych przypadkach wybrać rower lub wędrówkę pieszą.
Jest jednak jeszcze jeden pojazd, dla mnie całkowicie magiczny. Prawo jazdy na ten pojazd zrobiłam dopiero trzy lata temu, po wieloletnich rozterkach typu „wszyscy będą się o mnie martwić” lub „ja się zupełnie do tego nie nadaję”. Trzy lata wstecz uświadomiłam sobie jednak, że bardzo chcę, bardzobardzobardzo. Chcę tak bardzo, że kij w oko wszystkim wątpliwościom. Znalazłam instruktora nauki jazdy, któremu powiedziałam, że chcę, ale się zupełnie do tego nie nadaję. A on odrzekł „Aha” i mrugnął.
I w ten sposób historia zatoczyła koło.
Gdy byłam kilkuletnim brzdącem, mama mojego taty, babcia Józefa, miała zielonego komarka, motorower, którym dojeżdżała do pracy w sklepie – czasem mnie na nim woziła, co na dzieciaku w tym wieku robiło wrażenie zgoła kosmiczne.
Dziś samodzielnie dosiadam motocykla, niemałych gabarytów i mocy, magicznej maszyny, która w momencie uruchomienia silnika wyłącza mi wszystkie troski i niepotrzebne myśli, a zostawia tylko wyostrzoną i skupioną na jeździe uwagę. Gdy zsiadam, czuję się zrelaksowana tak, jakbym jednocześnie wyszła z sauny, wstała spod rąk masażysty, wylazła spod zimnego prysznica i zakończyła kilkudniową medytację.
No po prostu magia.
Nic dziwnego, że wielu motocyklistów najchętniej w ogóle by z motocykli nie zsiadało. Nic też dziwnego, że niesie ich w szeroki świat.
Tych zwyczajnych i tych sławnych.
Takie właśnie uczucia z domieszką kaukokaipuu poniosły w świat Ewana McGregora i Charleya Boormana. Tak, tak, tego Ewana McGregora. Panowie odbyli swoją Wielką Wyprawę na motocyklach. Czytałam ze sporą ciekawością, szukając dla siebie inspiracji do podróży. Nie dysponuję aż takimi finansami i możliwościami, żeby powtórzyć ich Wielką Wyprawę – zresztą widać wyraźnie w tej książce, że nie musieli liczyć wyłącznie na siebie i przychylność spotkanych przypadkowo ludzi. Wprawdzie wszystko zaczyna się od marzeń, ale jestem realistką. Poza tym nie wszystkie destynacje jednakowo mnie kuszą. Uważam siebie też za nadal początkującą motocyklistkę. Przyznaję jednak, że i ubiegłoroczny i tegoroczny urlop spędziłam w motocyklowym siodle, zwiedzając Polskę. Moje nieśmiałe plany na kolejne lata obejmują Skandynawię, południe Europy, może, jeśli wszystko się uda, Gruzję…
Jeździliście kiedyś motocyklem?
Spróbujcie. To niesamowicie wciąga.
A gdy podjeżdżacie pod dom, na parking, po dowolnie długiej wyprawie, ledwo ucichnie silnik i staniecie na odrętwiałych od długiej jazdy nogach, natychmiast dopadnie Was myśl „Pojechałbym/Pojechałabym jeszcze…”
Magia.
Agnieszka Kasprzyk, Centrum NUKAT
********************
Wielka wyprawa : niezwykła motocyklowa podróż dookoła świata / Ewan McGregor i Charley Boorman ; współpr. Robert Uhlig ; z jęz. ang. przeł. Krzysztof Mazurek.
Katowice : Wydawnictwo Sonia Draga, 2006.
Klasyfikacja WD
G440.M34 A35165 2006