Mówią, że gdy kota nie ma, to myszy harcują. A co, gdy nie ma czytelników w bibliotece? Jest nienaturalnie cicho. Brakuje szurania pufą po wykładzinie. Nie słychać szelestu kartek. Nikt nie chrapie uroczo z głową na biurku, bo spędza właśnie siódmą godzinę nad anatomią porównawczą kręgowców. Nikt nie trzaska drzwiami, żeby wybudzić śpiochów z letargu. Nawet klimatyzacja jakby zwolniła obroty i szemrze raczej sama do siebie, bez echa.
Czytelnik, żywy i namacalny (no, może nie dosłownie namacalny), stał się w dobie pandemii dobrem ekstremalnie rzadkim w bibliotece. Widujemy go przez szybę, niby luksusowy obiekt pożądania na wystawie. Swoją drogą ciekawe, czy optyka czytelnika jest podobna i czy on również tak spogląda na zamkniętą bibliotekę? Wtedy, gdy popatruje na bezludne wnętrze przez świetlik ogrodu na dachu. Albo wtedy, gdy w głównym wejściu, w czystej pleksie bez śladów palców, wypucowanej i odkażonej, odbija się jego oblicze, stęsknione i zmęczone nauką po nocach?
A przecież w tym miesiącu przez dziesięć poprzednich lat BUW stawał się na kilka tygodni miejscem całonocnych posiedzeń. Długie czerwcowe wieczory, zaprószone aromatem kwiecia lipy, i jasne noce na Powiślu z ledwie zarysowanymi gwiazdozbiorami na wstędze leniwej Wisły wybitnie sprzyjają spędzaniu czasu w tym wyjątkowym zakątku stolicy. Nie ukrywajmy jednak, że najsilniejszym motorem do późnej lub bardzo długiej wizyty tutaj była… letnia sesja egzaminacyjna. Jakby złośliwie planowana w najpiękniejszej i najbardziej rozpraszającej porze roku.
Cykliczna akcja „BUW dla sów”, jak kaganek zapalany o zmroku, przyciągała do biblioteki nocnych marków, koty, ćmy, czarownice oraz, oczywiście, sowy. Miłośnicy studiów porównawczych również wśród nocnych bywalców BUW znajdowali obiekty zainteresowania (naukowego, jak można mniemać). Jak kwiat paproci rozkwitały znajomości, o których my bibliotekarze nigdy nie dowiedzieliśmy się, jak potoczyły się dalej. Przede wszystkim czuwaliśmy nad bezpieczeństwem i spokojem czytelników, używając wszelkich czarów dozwolonych w czerwcu. W szczególności czaru świeżości spojrzenia i trzymania pionowej postawy do piątej rano, do zamknięcia biblioteki. Czar ten zazwyczaj nazywamy kawą. Poza dyskretnym dbaniem o nocnych gości, udzielaniem im informacji wszelakich (od lokalizacji książki po najbliższy odjazd autobusu), troszczyliśmy się też o rozchwytywane i porzucane zbiory – biblioteczne i prywatne.
W tym roku okoliczności nie sprzyjają i całkowicie pokrzyżowały nam szyki. Sesja już trwa, rozciągnięta zresztą na więcej niż dwa miesiące. Ale wykładowcy i studenci przygotowują się do niej, korzystając ze zdobyczy techniki we własnych domach: elektronicznych baz, e-zbiorów, skanów. Ci z czytelników, którzy mimo ograniczeń zaglądają na Powiśle, mimowolnie – choć niestety na próżno – nasłuchują komunikatu informującego o otwarciu biblioteki do piątej rano… Nasi pracownicy także.
Przyzwyczajenie jest drugą naturą.
Liczymy na to, że w kolejnej sesji czytelnicy wrócą do nas na nocną naukę, bo tytułowa piosenka-pobudka puszczona z YouTube wcale nie brzmi tak, jak w BUW-ie za kwadrans piąta. Czekamy z Wami na dobre pobudki na Dobrej!
Tomasz Kasprowicz, Oddział Usług Informacyjnych i Szkoleń