BuwLOG

Stempowscy. Historia rodziny w fotografiach

Maria Stempowska z synami, Jerzym, Hubertem i Pawłem

Jedną z najobszerniejszych spuścizn w zbiorach Gabinetu Rękopisów BUW są materiały Stanisława, Marii, Jerzego i Jeremiego Stempowskich. Niedawno wzbogaciły się one o zbiór 100 fotografii, zakupionych dzięki kontaktom z odwiedzającym nas badaczem historii tej rodziny. Tak oto nasza kolekcja stemposcianów niespodziewanie znów się powiększyła.

W zbiorach Gabinetu znajduje się m.in. rękopis Pamiętnika Stanisława Stempowskiego, ilustrowany fotografiami wklejonymi przez autora. Po wojnie pozostały po nich jedynie puste miejsca z podpisami i choć zakupione przez nas zdjęcia w większości nie są tymi z Pamiętnika, to podpisy pod owymi „białymi plamami” pozwoliły nam zidentyfikować kilka postaci i scen z zakupionej kolekcji.

Poza portretami przodków, na fotografiach widnieją scenki rodzajowe z życia polskiego dworu, jakim były leżące na Podolu Winikowce Stempowskich. I choć fotografie wyblakły, podobnie jak bledną wspomnienia, budzą nadal zaciekawienie, tęsknotę za dawnymi czasami, refleksje nad ludzkim losem.

Stanisław Stempowski objął Winikowce w 1905 r., zgodnie z wolą ojca, Huberta.

Nowa posiadłość objęta była dwiema dolinami, na których dnie płynęły dwa strumienie zlewające się z sobą poza wsią, tworząc dwuramienny staw okalający wzgórze, na którym stał park, dom i folwark….W parku stał stary, brodaty świerk, rówieśnik mego ojca, posadzony w roku jego przyjścia na świat.

Dwór w Winikowcach

Gospodarował w nich z zapałem, mimo początkowej niechęci do stanu ziemiańskiego, o którym nie miał dobrego zdania. Zwłaszcza, gdy chodziło o ziemianina polskiego na Kresach, często niechętnego zamieszkującej je ludności ukraińskiej i jej dążeniom do samostijnej Ukrainy.

Ci kresowiacy utożsamiali ojczyznę ze swym majątkiem i oni to ukuli cudaczny termin <<polski stan posiadania>> rozumiejąc przez to tylko szlacheckie posiadanie ziemi jako czynność już samą przez się wysoce patriotyczną.

Sam Stanisław, jak i wielu innych Polaków kresowych działał wytrwale na polu porozumienia między Polakami, a Ukraińcami.

…decydując się powrócić na Podole i osiąść tam na stałe, postanowiłem, że nie będę tu kolonistą, broniącym „stanu posiadania”, ale wejdę w życie i potrzeby ludu miejscowego, stanę się dlań potrzebnym i pożytecznym i w ten sposób usprawiedliwię przed sobą rację swego tu przebywania.

Wśród postaci, które zapisały się chlubnie w historii Kresów, należy wymienić Joachima Wołoszynowskiego, redaktora „ Świtowej Zirnyci”, który na łamach swego pisma kultywował czysty język ukraiński. W latach 1917-1920, gdy Ukraina przez krótki czas miała szansę na niepodległy byt państwowy, działacze niepodległościowi i oświatowi sięgali po pismo Wołoszynowskiego, aby poznać nieskażoną postać języka swego narodu, zagubioną przez lata rusyfikacji, a paradoksalnie uchronioną przed całkowitym zapomnieniem przez Polaka.

W Winikowcach wychował Stanisław swoich synów: Jerzego, Huberta i Pawła, dla których dwór pozostał na całe życie sielską krainą dzieciństwa, gdzie odbywały się wspaniałe uroczystości świąteczne, zimowe sanny, polowania, gdzie na co dzień towarzyszyły im kolejne pokolenia psów, kotów oraz innych zwierząt (sowa, sarna czy zając), które znalezione ranne lub opuszczone przez rodziców, spędzały swe dzieciństwo w winikowieckim parku.

Z czasem przybywało coraz więcej zwierząt rozmaitego rodzaju. Ktoś przyniósł młodą sowę w puchu całą…. Zaopiekował się nią Jurek, zainstalował ją w ciemnej, obszernej piwnicy przed domem i codziennie nosił jej mięso. Przylatywała doń na wołanie: „Suwia, suwia”, siadała mu na ręku i cudacznie mlaskała dziobem. Gdy zmężniała wypuścił ja Jurek pewnego wieczora na wolność i długo potem powracała doń z parku wieczorami na wołanie.

Piękno okolic i przyrody było nieustannym źródłem zachwytu Stanisława, który przywracając podupadły majątek do stanu świetności szczególnie dbał o otaczający go krajobraz i z rozmysłem go kształtował.

Obcując codziennie z tą cudowną wiosenną przyrodą, z tym jedynym falistym i bujnym krajobrazem oddawałem się lekkomyślnemu pragnieniu zespolenia się z nimi, zapuszczenia korzeni w ziemię i ślepego zaufania losowi

Każda pora roku miała swoje uroki i rozrywki, w których brali udział nie tylko rodzice z dziećmi, ale liczni przyjaciele przyjeżdżający na święta czy wakacje do gościnnego domu Stempowskich. Należeli do nich m.in. współpracownicy Stanisława ze studiów w Dorpacie czy też z redakcji „Ogniwa”: Leon Niemyski, Stanisław Posner, Ludwik Krzywicki, Stanisław Czekanowski.

Zimą Wykręty były wyśmienitym torem saneczkowym. Zjeżdżało się stromym zboczem aż na łąki, a szeregi saneczek wyciągał na górę kucyk Hubowy, ulubieniec jego, Maziuś, kasztan z łysinką.

W gabinecie: dziad Hubert Stempowski z synem Stanisławem i wnukiem Pawłem

Zarówno matka Maria, jak i sam Stanisław bardzo dbali o to, by ich dzieci otrzymały gruntowne wykształcenie. Co prawda ani Paweł (zmarły w młodości), ani Hubert (który w końcu poświęcił się rolnictwu) nie odznaczyli się specjalnie w dorosłym życiu na polu intelektualnym, to wysiłki wkładane w wykształcenie Jerzego wydały wspaniałe owoce. Poza karierą dyplomatyczną (pracownik Poselstwa w Bernie, wysłannik MSZ w Rydze przy rokowaniach pokojowych z Rosją, szef gabinetu Prezesa Rady Ministrów w rządzie Piłsudskiego i Bartla) i dziennikarską (korespondent Polskiej Agencji Telegraficznej w Berlinie, dziennikarz akredytowany przy Lidze Narodów) Jerzy Stempowski zarówno w Polsce jak i na emigracji w Szwajcarii uprawiał z zamiłowaniem eseistykę i zasłużył sobie na miano mistrza tego gatunku literackiego.

Nauka młodych Stempowskich nie ograniczała się do lekcji domowych i uczęszczania do gimnazjum.

Ponieważ starsze dzieci uczyły się w domu i miały swoją nauczycielkę, trzeba było stworzyć jakąś atmosferę zainteresowań umysłowych, zwłaszcza na długie, zimowe wieczory, coś, co skupiałoby naszą gromadkę, a i przygodnych gości dookoła jednej lampy. Obmyśliliśmy tedy tzw. Akademię Winikowiecką, która polegała na tym, że w sobotę od obiadu nie było już żadnych zajęć obowiązkowych, wszyscy zgromadzali się około godz. 3 w jadalni dookoła stołu, na którym stały rozmaite przysmaki domowe i herbata. Po kolei każdy musiał wygłosić z notatek, a najlepiej z pamięci odczyt z zakresu dowolnie wybranego.

Nawet najmłodszy, Pawełek, wygłosił odczyt o bitwie grunwaldzkiej ilustrowany mapami sytuacyjnymi.

Cały ten świat zniknął w zamęcie lat 1917-1920.

W pogromie przepadły Winikowce…

Aż przyszła wojna, a po niej pogrom. 26.IX. 1917 r. (9.X)…. Dopiero w miesiąc później przejeżdżałem przez Winikowce…. Zajechałem do dworu, żeby dać koniom wytchnąć. Już od bramy zobaczyłem pół podwórza zasłanego papierami i książkami spuchniętymi od deszczu i rosy, a we dworze ziały pustką dziury okien i drzwi z powyrywanymi futrynami… Wszedłem do domu. Ani jednego mebla, ani okna, piece porozwalane, gołe podrapane ściany. W moim gabinecie leżała na podłodze ciężka kasa, pogięta siekierami, podłoga zasłana włosieniem, zapewne z materaców i mebli, w których szukano ukrytych skarbów.

Stanisław i Maria Stempowscy z synem Pawełkiem

Wojna 1920 r. zabrała Stanisławowi jego najukochańsze dziecko – Pawełka, którego wychował od niemowlęctwa, gdyż matka, pogrążona w depresji popołogowej, nie była wstanie zająć się synem. Wśród zakupionych fotografii zdjęć tego dziecka jest najwięcej.

Nauczyłem się przewijać, opatulać zmieniać pieluszki, kąpać niemowlę. Pilnowałem godzin karmienia, spałem przy dziecku i w nocy na każde kwilenie wstawałem…O Pawełku będzie wciąż mowa w tych wspomnieniach, gdyż on to właściwie wypełnił mi cały okres życia najsłodszymi uczuciami i o nim dotąd śnie i myślę.

Kolejny kataklizm, II wojna światowa, na trwale oderwał od rodziny Jerzego, który wyemigrował do Szwajcarii. Stanisław, Maria i Hubert zmarli w komunistycznej Polsce. Z rozrośniętego rodu pozostali: Hubert Stempowski, wnuk Stanisława, mieszkający w dalekiej Afryce Południowej, dwie wnuczki Danuta i Iwona (córki Jerzego) i prawnuki Jacek i Elżbieta. Czy żyją gdzieś praprawnuki Stanisława?

Sam Stanisław tak podsumował dzieje rodziny:

Ród nasz wygasa….W moim pokoleniu liczba rodzeństwa, które mogło się rozrosnąć niepomiernie maleje….W następnym pokoleniu liczba ta się jeszcze kurczy….Pamiętnik tedy mój zamyka nie tylko mój żywot, ale i żywot rodu.

Pozostały fotografie….

Grupa rodzinna

Anna Wirkus (Gabinet Rękopisów BUW)

Wszystkie cytaty pochodzą z publikowanych i niepublikowanych wspomnień Stanisława Stempowskiego:
Stanisław Stempowski, Pamiętniki (1874-1914), Wrocław 1953 (BUW Magazyn 109359)
Rps nr 1351 Stanisław Stempowski, Wspomnienia, 1906-1918
Fotografie: Rps nr inw. 5686

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.