Pani Frania
przepracowała w Oddziale Starych Druków (obecnie Gabinet Starych Druków) 30 lat, zmarła, tak jak żyła, cicho i spokojnie rankiem 19 grudnia 2014 roku. Pochowano Ją w Więcborku, koło Bydgoszczy, gdzie ostatnio mieszkała pod opieką krewnych.
Franciszka Gałczyńska, powszechnie zwana Panią Franią, czasami pieszczotliwie Naszą Franusią, trafiła do Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie w roku 1954 roku. O swoich korzeniach niechętnie mówiła, wiadomo tylko, iż pochodziła z rodziny repatriantów ze wschodu osiedlonych w województwie bydgoskim. W stolicy rozpoczęła studia na Wydziale Polonistyki UW, przerwane jednak po pewnym czasie. W BUW razem z grupą tzw. pracowników dniówkowych została skierowana do powstającej wówczas sekcji starych druków. Dwa lata później uzyskała tu stały angaż, rozpoczynając swój bardzo pracowity żywot biblioteczny. Na emeryturę odeszła z końcem 1984 r.
Należała do tych członków zespołu, których dorobku właściwie się nie zauważa. Jej nazwiska nie znajdziemy na liście twórców polskiego bibliotekarstwa, czy też autorów publikacji naukowych. Ale Oddział Starych Druków zawdzięcza Jej ogromnie dużo, była jego filarem, zawsze obecna ‒ nie chorowała, nie angażowała się w działalność pozasłużbową ‒ i chętna do podjęcia każdej czynności. Współtworzyła podstawy trudnego pod względem organizacyjnym oddziału, nie szczędząc sił na urządzanie osobnych magazynów dla 120 tys. woluminów, scalanie różnorodnych katalogów, spisywanie nieopracowanych tomów zalegających w korytarzach budynku bibliotecznego. Od roku 1959 objęła stanowisko w nowopowstałej czytelni, z dumą zasiadła w fotelu i z miejsca stała się „twarzą starych druków”. Usytuowanie tego pomieszczenia sprawiało bowiem, iż jako pierwsza przyjmowała wszystkich interesantów, kolegów, gości. Z wrodzoną sobie życzliwością zajmowała się czytelnikami, z żyłką detektywistyczną tropiła sygnatury tomów zagubionych w zakamarkach magazynów. Jak sama mówiła kochała stare druki, troskliwie brała je do ręki sporządzała opisy i ustawiała równo na półkach. W skrzynkach katalogowych pozostało tysiące kart sporządzonych Jej kaligraficznym pismem, do dziś używamy założonych przez Nią inwentarzy. Serdeczna, opiekuńcza w stosunku do młodszych kolegów, pozwalała tym bardziej lubianym nazywać siebie „matką biblioteczną”. Dzięki cechującemu Ją poczucie humoru żartowała z kłopotów dnia codziennego czy dolegliwości zdrowotnych, które odczuwała wraz ze wzrostem wieku, nazywając np. rwę kulszową „ischias” prorokiem Izajaszem.
W roku 1979 obchodziła 25-lecie pracy zawodowej. Z tej okazji zaprzyjaźniona z Jubilatką Elżbieta Jasińka-Jędrosz z Oddziału Zbiorów Muzycznych napisała żartobliwy poemat, który doskonale charakteryzuje Panią Franię. Przytaczamy go w przekonaniu, iż z uśmiechem, ale także z zadumą przeżyjemy wspólną chwilę wspomnień o Tej, która już odeszła.
Halina Mieczkowska
Opisanie żywota bibliotecznego Franciszki Gałczyńskiej
czyli naszej „Mamy”, po 25 leciech jej pracy
[…] Mama, tak jak każda Mama
nie chce brać ‒ a daje sama
swoim córkom ciasta znosi
„jedzcie dzieci, jedzcie” ‒ prosi
„niech wam zdrowie dopisuje
niech się wami świat raduje”
Jeśli nie ma jej za biurkiem
czytelnicy stoją sznurkiem
i pytają ‒ „kiedy będzie
kiedy znów za biurkiem siędzie”?
I nie wątpi nikt z gawiedzi
miejsce to, gdzie Mama siedzi
przejdzie kiedyś do historii
tematem będzie teorii
jak wieść dolę biblioteczną
zasłużyć na chwałę wieczną
Dzierżąc w dłoni halabardę
godzić się na życie twarde
wciąż bez grosza, bez nadziei
na przeciągach i w zawiei
co przez okno pałacowe
dmie na plecy i na głowę
nie pomaga szare płótno
zewnątrz smutno i tu smutno
Ale by nie zbaczać z drogi
opisawszy kąt ubogi
jeszcze raz na naszą Mamę
zwróćmy oczy rozkochane
Zwróćmy oczy po raz wtóry
zawołajmy zgodnym chórem:
„żebyś Mamo zdrowa była
długo i szczęśliwie żyła
kocha Ciebie każda córka ‒
niech zaświadczy ta laurka”.
Elżbieta Jasińska-Jędrosz
Warszawa, 19 grudnia 1979