BuwLOG

Podróż do ziemi cudów

Ziemia Święta to bardzo specyficzny cel podróży. Bogactwo treści religijnych oraz zabytków materialnych sprawia, że przyciąga zarówno szaleńców, ludzi religijnych, jak i osoby stąpające mocno po ziemi, zafascynowane historią.

Nie wiem, do której  grupy mógłbym się zaliczyć (mam nadzieję, że do dwóch ostatnich ;)) niemniej jednak, ja również zawsze marzyłem o tym, żeby zobaczyć miejsca związane z historią Abrahama, Izaaka, Jakuba a przede wszystkim Jezusa z Nazaretu. Chciałem odwiedzić miejsca, w których walczyli krzyżowcy z Saracenami. Udało mi się to we wrześniu  2003 r. Dlaczego wspominam wrzesień? Bardziej dociekliwi na pewno pamiętają, że od marca tamtego roku Bliski Wschód przestał być bezpiecznym miejscem, dokładnie 20 marca 2003 r. rozpoczęła się wojna w Iraku.  Nie bacząc na te „drobne” komplikacje udałem się na wycieczkę do Jordanii. Wojna była zaledwie za granicą tego kraju. Zakończyły się co prawda działania wojenne, ale sytuacja w regionie nadal była napięta. Mnie to w żaden sposób nie przeszkadzało cieszyć się moją wyprawą.

Podróż była oczywiście strzałem w dziesiątkę. Niestety, czas sprawia, że wspomnienia się zacierają; w końcu minęło już 16 lat od tej przygody. Na szczęście znalazłem w bibliotece pozycję, która odświeżyła, a co najmniej przywołała moje wspomnienia. Sięgnąłem po Najstarsze opisy pielgrzymek do Ziemi Świętej (IV-VIII w.) (BUW Wolny Dostęp: DS 104.5 .D62 1996 ; DS. 104.5 .D62 2010 egz.1), poprzedzone przedmową ks. Marka Starowieyskiego, znanego autora wielu publikacji z zakresu chrześcijaństwa antycznego, patrologii i teologii.

Z książki dowiedziałem się chociażby tego, że pielgrzymki w świecie chrześcijańskim zaczynają się dopiero w IV w. Motywacji do pielgrzymowania należy szukać nie tyle w chęci doznania ekstatycznych przeżyć religijnych, ile w większym zainteresowaniu studiami biblijnymi. W kręgach wykształconej arystokracji świata łacińskiego Pismo Święte i wszystko, co z nim związane zaczynało się wówczas cieszyć coraz większym zainteresowaniem. Przyczynili się do tego ojcowie kościoła: św. Hieronim (pierwszy przekład na łacinę pisma św.)(+419), św. Ambroży (+397) czy święty Augustyn (+430). Ta fascynacja Biblią spotykała się z typowym u Rzymian zainteresowaniem antykwarycznym,czyli poszukiwaniem starożytności, jak pisze ks. Starowiejski.

Rzymscy arystokraci odbywali podróże do Ziemi Świętej mając wykształcenie, ale również środki materialne do odbycia pielgrzymek. Trasy pielgrzymek wyznaczały miejsca wydarzeń biblijnych. Co jest bardzo ciekawe, liczba odwiedzanych miejsc związanych ze Starym Testamentem była większa niż związanych z Nowym Testamentem. Na pewno do nasilenia ruchu pielgrzymkowego przyczyniła się spektakularna wyprawa do Jerozolimy cesarzowej Heleny, matki św. Konstantyna. Poczynione przez nią poszukiwania zostały zwieńczone znalezieniem drzewa Krzyża św. oraz zbudowaniem przez Cesarza Konstantyna budzących podziw bazylik w Jerozolimie, Betlejem i Hebronie. Z czasem motywacja związana ze studiami nad Biblią spada, przeradza się bardziej w poszukiwanie cudów i ciekawostek niż faktów i artefaktów historycznych. Wynika to oczywiście z upadku Cesarstwa Rzymskiego. Coraz mniej jest ludzi wykształconych i bogatych, coraz więcej ludzi nieznających sztuki czytania i biednych. Pod koniec VIII w. jest to już wyraźnie widoczne.

Główny rdzeń książki (oprócz fascynującego wprowadzenia ks. Starowiejskiego) stanowią autentyczne opisy podróży i miejsc odwiedzonych w trakcie ich trwania. Najciekawsze są oczywiście opisy z IV i V w., czyli wyprawa cesarzowej Heleny do Ziemi Świętej opisana przez Sokratesa Scholastyka, listy św. Hieronima oraz Grzegorza z Nyssy. Te relacje z podróży były długo używane jako swoiste przewodniki dla pielgrzymów w tamtym czasie. Myślę, że i teraz w niejednym przypadku by się sprawdziły, tym bardziej, że nie ograniczały się do samej Palestyny.

Zacząłem trochę żałować, że nie znałem tej książki wcześniej, kiedy odbywałem podróż po Jordanii. Z mojej wyprawy pamiętam kilka błędów, ale i dużą dozę szczęścia. Po pierwsze pojechałem z biurem podróży organizującym tradycyjne wycieczki. Od razu wyeliminowało kilka miejsc, które były na trasie wycieczki, warto było je zobaczyć ale nie były w programie. Nie mogliśmy zejść nad Jordan, do miejsca gdzie chrzcił Jan Chrzciciel tylko dlatego, że była to strefa wojskowa otwarta tylko dla pielgrzymów. Co podsunęło mi myśl, że następnym razem warto jechać z pielgrzymką do Ziemi Świętej.

Na szczęście naszym przewodnikiem była wykształcona pani archeolog, więc mogliśmy zobaczyć kilka rzeczy, które udało jej się przemycić poza programem wycieczki. Po drodze do Petry przejechaliśmy obok Krak de Moab, zamku krzyżowców, który mogliśmy oglądać w blasku księżyca. Dzięki niej na pustyni Wadi Rum mieliśmy okazję oglądać bardzo stare ryty naskalne. Oczywiście wisienką na torcie całej wyprawy była starożytna Petra, stolica królestwa Nabatejczyków, i wizyta na Górze Nebo. Dopiero stojąc na tej górze zrozumiałem, jak musiał czuć się Mojżesz widząc jak na dłoni prawie całą ziemię obiecaną i nie móc do niej wejść. Hmm wspomnienia, wspomnienia… Możecie oczywiście i teraz udać się w tamten rejon, niestety niektóre miejsca na zawsze pozostaną już tylko wspomnieniem, jak chociażby Zamek Krak des Chevaliers, zbombardowany w trakcie wojny w Syrii, czy sławna Palmyra, zniszczona przez terrorystów z ISIS. Polecam podróż przez te tereny z książką Najstarsze opisy pielgrzymek do Ziemi Świętej (IV-VIII w.).

Zdjęcia i tekst Adam Owczarczyk 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.