BuwLOG

O treściach cyfrowych i e-bookach słów kilka

czytnik Kindla z wyświetlaczem startowym na tle stosów książek papierowych ułożonych na podłodze drewnianej

Ebook vs. book

Książka elektroniczna czy jak kto woli e-book w 2021 r. będzie obchodzić swoje pięćdziesięciolecie (krótkie podsumowanie poprzednich czterech dekad). No cóż, ja dopiero w zeszłym roku pożyczyłam profesjonalny czytnik z BUW, a Kindloteka jest dostępna od października 2017 r. (kilka informacji i regulamin wypożyczeń). Wcześniej wystarczała mi odpowiednia aplikacja na telefon, nie mówiąc już o czytaniu plików PDF na komputerze. Przecież e-book to jeden z bardzo wielu typów dokumentów cyfrowych, z którymi stykamy się na co dzień. Teraz postanowiłam sama przetestować, czy taka forma czytania przypadnie mi do gustu. Zgłębiając ten temat, natrafiłam na kilka informacji, którymi będę chciała podzielić się z Wami w tym wpisie. Mam nadzieje, że uda mi się odczarować przed Wami format EPUB i Mobi oraz zachęcić do pobierania e-booków z naszych kolekcji.

Kiedy piszę te słowa jest kwiecień 2020 r. i w obecnej sytuacji CHCĘ widzieć same zalety tego formatu i samego czytnika. Oto moje TOP 10: (1) mój telefon i jego bateria (która teraz starcza na dłużej) są mi wdzięczni, plecy również, gdyż czytnik jest lekki; (2) wzrok tak bardzo się nie męczy, co więcej osoby z dysfunkcjami m.in. wzroku mogą również z niego korzystać; (3) koszt dostępu do plików na czytnik jest mniejszy (o tym jeszcze będzie dalej), a od listopada 2019 r. obowiązuje na nie niższy podatek VAT; (4) czytnik ma pojemną pamięć i łatwo na nim przechowywać dużą  liczbę książek (przydatne zwłaszcza teraz, w podróży z sypialni do salonu); (5) archiwizować dane pozycje można też na innych nośnikach (nie chodzi tu o Chomika, tylko np. konto osobiste w księgarni internetowej, czy terabajtowym dysku zewnętrznym); (6) liczba dostępnych tytułów jest ogromna, zarówno takich oferowanych za darmo, jak i w specjalnej ofercie cenowej (listy mailingowe); (7) można pobierać pliki 24/7, wystarczy tylko dostęp do Internetu; (8) literatura do wyboru w różnych językach, gatunkach i z różnych dyscyplin; (9) możliwość łączenia najrozmaitszych typów mediów; poprzez integrację z bibliotekami czy księgarniami online można pobrać na niego różne dokumenty, książki, artykuły prasowe, zdjęcia); (10) możliwość wypożyczania czytników i książek elektronicznych z bibliotek. 

Ostatni punkt dodałam specjalnie, gdyż nadal nie wszyscy mają czytniki (albo chcą/mogą przeznaczyć na nie pieniądze) oraz dostęp do Internetu, tudzież prąd (jak wyżej). Niweluje to pewien zgrzyt i podkreśla ogromną rolę, jaką pełnią biblioteki poprzez zapewnianie dostępu do treści cyfrowych, technologii (aplikacji i programów), urządzeń (nośników) czy bogatej oferty szkoleń na temat ich użytkowania. Wydawnictwo Naukowe i Edukacyjne Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich jakiś czas temu wydało książkę pt.: E-booki w kraju i na świecie. Zamieszczam link –  może któryś z rozdziałów w spisie treści Was zaciekawi i zechcecie wypożyczyć całą książkę (w wersji drukowanej) z BUW (WD sygnatura: Z1033.E43 K58 2012). 

To jak w końcu jest z tymi e-bookami? Czytacie? Nie czytacie? Zwiększa się ich sprzedaż względem wersji papierowej? Czy wręcz odwrotnie? I w końcu, dlaczego e-booki nie są tak popularne i chętnie kupowane przez biblioteki? Moim zdaniem dwa główne powody to obowiązujące przepisy prawne dotyczące udostępniania treści elektronicznej oraz dużo wyższe ceny za zakup tego nośnika informacji. W ciekawy sposób wyjaśnia to zagadnienie na swoim kanale Stacks & Facts Peter Musse, gorąco zachęcam do obejrzenia zamieszczonego filmu w całości. Pod koniec Peter podaje też kilka ciekawych pomysłów, jak biblioteki oraz wydawcy mogliby współpracować i bardziej spopularyzować czytelnictwo (nie tylko tradycyjne) za pomocą e-booków. A jak myślicie, dlaczego mamy Kindlotekę? Czysty marketing.

Zacznijmy w takim razie od cen. Przez te kilka lat na rynku e-book dorobił się kilku formatów m.in. wcześniej wspomnianych: EPUB i Mobi, o PDF nie wspominając. Ich użycie głównie zależy od technologii, która ma przetworzyć dane w formie do czytania. Producenci czytników chcą w ten sposób promować swoje produkty, natomiast sprytni czytelnicy konwertują je do woli (oczywiście jeśli nie ma dodatkowych zabezpieczeń, ale o tym dalej). Więcej formatów, więcej modeli wyceny i sprzedaży, zarówno dla klientów indywidualnych, jak i bibliotek. Wydawcy i dostawcy, głównie na podstawie statystyk wiedzą, że nie mogą sprzedać do bibliotek e-booków po cenie egzemplarza papierowego lub taniej, tak jak ma to miejsce w przypadku przeciętnego Kowalskiego. Twarde reguły rynku, całkiem straciliby zarobek tak przynajmniej twierdzą. Często więc sprzedają bibliotekom licencję na dostęp (czyli de facto usługę, nie fizycznyplik), którą trzeba odnawiać lub przedłużać, w zależności, czy wykupiona była na określony czas, czy określony limit pobrań, który właśnie przekroczyliśmy. Ponadto najczęściej musimy zakupić konkretny pakiet, aby było taniej. Tylko część tytułów można po jakimś czasie wymienić, jeśli faktycznie statystyki pobrań są zbyt małe. Jeszcze trochę technicznych uwag i człowiek się już całkiem zniechęca: pobrany plik działa tylko na jednym urządzeniu albo tylko w trybie online, albo trzeba mieć odpowiednią aplikację z szyfrowaniem danych i aktualnymi zabezpieczeniami, założyć inne konto dla każdej platformy od różnych dostawców.

Przechodząc do drugiego powodu niskiej popularności e-booków w bibliotekach, przyjrzyjmy się mu z perspektywy przepisów prawnych i ich interpretacji. Czy Wy też macie wrażenie, że nad procesem przemian technicznych kompletnie nie nadąża ustawodawca? Jest tyle zmiennych i dynamicznych modeli czy nawet koncepcji typu „otwarta wiedza”, że trudno to opisać w jasny sposób i zaktualizować m.in. Ustawę o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Ostatecznie istniejące prawo i przepisy są interpretowane na wiele sposobów lub ludzie nie mają wystarczająco czasu, aby się z nimi zapoznać. Przykład: w 2006 r. organy legislacyjne Unii Europejskiej wydały dyrektywę dotyczącą tzw. public lending right (PLR tzw. użyczenie biblioteczne). Dla przypomnienia głównym założeniem tej regulacji było zapewnienie wynagrodzenia dla autorów/twórców, którzy, wskutek bezpłatnego udostępniania ich utworów, tracili zyski. Idea szczytna i w zasadzie powinna się przyczynić do zakupu większej liczby e-booków przez biblioteki, ale np. w Polsce na zmianę przepisów czekaliśmy kolejną dekadę (patrz Art. 28 oraz Art. 351 – 354 Ustawy o prawie autorskim). Przez ostatnie pięć lat (od 2016 r.) każdy autor mógł zarejestrować się na platformie PRL, którą prowadzi Stowarzyszenie Autorów i Wydawców COPYRIGHT POLSKA (SAiW regulamin PRL) i starać się o przyznanie wynagrodzenia, które obliczane było na podstawie liczby wypożyczeń książek w wytypowanych bibliotekach publicznych w konkretnym roku. Wynagrodzenia wypłacane były z funduszu Promocji Kultury Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Z informacji medialnych wynika, że nie wszyscy autorzy mieli wystarczająco dużo czasu lub wiedzę, jak z tego prawa skorzystać. Pomijając fakt, że do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w tym czasie nadal spływały sprawy do rozpatrzenia, m.in. w sprawie modelu „one copy one user.

I jak tu udostępniać dokument elektroniczny w bibliotece tak, aby wydawca, autor i czytelnicy byli zadowoleni? Można na kilka sposobów. W polskich bibliotekach naukowych najbardziej znana jest IBUK Libra, tj. biblioteka wirtualna PWN. W tym przypadku, aby czytać książki elektroniczne, każdy użytkownik może założyć dodatkowe konto, ale nie musi (UW ma dostęp zdalny). Osobiście polecam to rozwiązanie, gdyż jest ono wyposażone w wirtualną półkę MyIBUK, a ona zapewnia dostęp online do wybranych przez siebie pozycji (bez kolejnego wyszukiwania), robienie notatek, czy zakładek. BUW ma wybraną kolekcję książek PWN i 349 innych wydawców, a MyIBUK pozwala z nich korzystać w wygodny sposób. Czytając daną książkę, „blokuje się” jedną licencję, tak jak w przypadku wersji papierowej, jest ona niedostępna w tym samym czasie dla innych użytkowników (przykład „one copy one user”). Tych pozycji nie da się pobrać na swoje urządzenie, dostępne są wyłącznie w trybie online. BUW wykupił dostęp dla pięciu równoczesnych użytkowników, chyba że są to pozycje bardziej poczytne, w tym przypadku dla dziesięciu. Więcej informacji, filmy instruktażowe i promocyjne można znaleźć w zakładce IBUK  Libra

cztery e-książki na wirutalnej półce aplikacji MyIBUK - książki z oznaczeniem nowości

Półka w MyIBUK

Bardziej rozbudowany model dostępu proponuje dostawca książek zagranicznych EBSCO. Oprócz wspomnianego czytania online na monitorze komputera umożliwia pobieranie e-booków (plików w zabezpieczonym formacie DRM, tj. Digital Rights Management) również na czytniki lub urządzenia typu telefony, tablety, na których zainstalowana jest odpowiednia aplikacja. Na swojej stronie polecają Adobe Digital Editions, w skrócie ADE. Warto sprawdzić listę nośników, które współpracują z tym programem (Uwaga! Nie ma tam czytników Kindla, więc program nie będzie czytał plików Mobi). Dzięki tej aplikacji można mieć konkretny plik na kilku nośnikach. Wystarczy tylko autoryzacja urządzeń przez ADE (przy wybraniu tej opcji trzeba założyć bezpłatne konto na platformie Adobe), tak aby dostawca wiedział, że dostęp odbywa się w ramach jednej licencji. Przy pobieraniu danej pozycji zaznaczamy, na jaki okres chcemy ją „wypożyczyć” (maks. 30 dni), ta informacja jest zakodowana w pobranym pliku. Gdy minie odpowiedni termin, pliku nie da się ponownie otworzyć. Wyświetla się komunikat, że została „zwrócona”. Przed pierwszym pobraniem e-booków z biblioteki EBSCO polecam zapoznanie się z prezentacjami na ten temat -> link, gdyż to nie jest jedyna forma pobrania danej treści z platformy. Prezentacje zostały przygotowane w języku polskim piąty nagłówek. Pierwsze przeniesienie pliku z komputera na telefon trochę mi zajęło. Mała wskazówka: ważny jest tu przede wszystkim sposób otwierania po raz pierwszy tego pliku na wybranym nośniku. Dlatego najlepiej przesłać sobie plik jako załącznik emailem i pobrać ponownie na telefon. Samo przeniesienie przez „kabel” nic tu nie da, dla ADE plik będzie niewidoczny. Mała przypominajka na platformie EBSCO mamy możliwość Zakupu Decyzją Czytelnika (ZDC). Więc jeśli książka ma przycisk ZDC,  nie wahaj się go użyć i zakupić potrzebną książkę do zbiorów.

ramka na stronie EBSCO zawiera informację o danej publikacji i możliwość wybrania formatu pliku do pobrania książki
Okno wyboru formatu ebooka
okno potwierdzające wypożyczenie książki elektronicznej na określony czas
Wypożyczanie ebooków na platformie EBSCO
Po lewej również interaktywny spis treści. Widok umożliwia czytanie eksiążki online
Widok okładki i metadane wybranego ebooka
Widok programu Adobe Digital Edition na dole suwak do nawigacji stronami eksiążki
Wypożyczona książka w programie ADE
na blacie leży smartphone na jego wyświetlaczu widzimy aplikację Adobe Digital Edition podczas weryfikacji konta użytkownika. Aplikacja ma zabezpieczenie MDR co do treści cyfrowych i nie pozwala m.in. zrobić print screena z ekranu telefonu
Zabezpieczenie aplikacji ADE na telefonie

W przypadku pożyczonego z BUW czytnika wiedziałam, że mogę na niego wgrać też swoje prywatne e-booki. Pozwala na to regulamin. Muszę tylko pamiętać, aby je usunąć, zanim zwrócę czytnik. Ten konkretny czytnik potrzebuje plików w formacie Mobi, taki więc pobrałam z księgarni Legimi. Jak się sami reklamują, Mamy usługę, której mógłby pozazdrościć Amazon. Czytanie i słuchanie bez limitów w abonamencie równym średniemu kosztowi zakupu jednej książki papierowej plus zbieranie punktów na kolejne zakupy i darmowa wysyłka wersji papierowej. Do wyboru również bestsellery. To lubię i już zabieram się do czytania, a Was gorąco zachęcam do podzielenia się swoimi wrażeniami na temat e-booków w komentarzach pod wpisem.

 

Karolina Minch, Oddział Wydawnictw Ciągłych

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.